Przyjemna Kolejowa Przygoda

Wrześniowe, wczesnojesienne popołudnie… Jak ciepło, jak przyjemnie… No tak, a tu do szkoły czas. Na szczęście we wtorki kończyłem już o 14.35 co, zważywszy na to, iż przez resztę tygodnia siedziałem w budzie nawet do 19, napawało mnie nieskończonym optymizmem. Zgodnie ze swymi oczekiwaniami bez problemu dostałem się na technika teleinformatyka w ZSŁ (165 pkt. i pierwsze miejsce na liście), a teraz (także zgodnie z oczekiwaniami) zmierzałem na dworzec PKP Poznań Główny na spotkanie z ukochaną Kamilcią. Od naszego pierwszego razu nie widziałem jej ani razu (czego także się spodziewałem). Zresztą już wtedy oficjalnie nie byliśmy parą, ale spotkanie towarzyskie potoczyło się swoim torem 🙂

Miałem to szczeście, że jej pociągiem jechało także dwóch kumpli z mojej nowej klasy, dzięki czemu byłem pewein, że nie pomylę peronów. Kiladziesiąt metrów przed miejscem spotkania zostawili mnie by udać się do budki z fast foodami (do odjazdu zostało półtorej godziny). Gdy dotarłem na peron 7 (czy jakikolwiek, nie pamiętam, było to rok temu), moja Jutrzenka już czekała. Stała oparta o barierkę i chyba nie zauważyła, jak przyszedłem. Tym razem włosy miała rozpuszczone, a ich końcówki muskały ramiona skryte pod sweterkiem w wąskie, biało-granatowe paski. Podpierała się łokciami na wysokości klatki piersiowej, wypinając nieco tyłeczek schowany w jasnych jeansach. Na nóżkach miała te same (teraz nieco zbrudzone) białe adidasy. Między kolanami położyła zielony plecak i w takiej oto pozie czekała na pierwsze nasze spotkanie po prawie 3 miesiącach.

Zaszedłem ją od tyłu i objąłem w talii. Odwróciła głowę, po chwili także reszte ciała, i pocałowała mnie w policzek.

– Jak się masz? -spytała bez cienia zinteresowania.
– Wspaniale. -odparłem, i była to prawda. Nie liczyłem bynajmniej na pochędożkę, ale jej widok sprawił mi nieopisaną radość. Jak wspaniale było znów tulić ukochane ciało, wąchać włosy pachnące wiśniami…
– Chodź do wagonu. -zaproponowała- Jak tam reszta? -spytała, mając na myśli moja starą ekipę z gimnazjum, która powędrowała do technikum na drugim końcu Poznania.
– Chyba dobrze. 30 sierpnia mieli się świetnie. -odpowiedziałem. Kurde, już trzy tygodnie się nie widziałem z tymi wariatami.

Dotarliśmy do stojącego na bocznym torze rzędu trzech wagonów drugiej klasy. Kamila bez żenady weszła na schodki i po chwili była już na bocznym korytarzu, ale ja sie trochę wahałem.

– A nie odjedzie ze mną? -zaniepokoiłem się.
– A widzisz tu lokomotywę? -ledwo powstrzymywała się od śmiechu- Odjeżdża za półtorej godziny, zdążymy się wygadać. Dalej, właź, póki są puste przedziały.
Wdrapałem się na górę i ruszyłem za nią wzdłuż wagonu.
– Kiedyś musiałam siedzieć przez 30 kilometrów z jakimś żulem w przedziale… -westchnęła- O, tu jest wolny.
Rozsunęła drzwi i władowaliśmy się do środka. „Typowy wagon drugiej klasy”, pomyślałem. Dwie czterooswobowe kanapy naprzeciw siebie, z podłokietnikiem pośrodku. Wrzuciliśmy plecaki na półkę nad nami i rozsiedliśmy się na jednej kanapie, każde na swojej połowie. Oparła się plecami o ścianę wagonu, a złączone nogi położyła na podłokietniku. Ja wtuliłem się w kąt i usiadłem po skosie siedzenia. Spojrzeliśmy sobie w oczy.

– No, opowiadaj. -ponaglała.
– Hm… -zamyśliłem się- Masz kogoś? -palnąłem bez zastanowienia.
Roześmiała się.
– Tak… -odpowiedziała rozbawionym tonem- Nie mogłeś sie o cos innego zapytać?
„O nic innego nie chciałem pytać”- pomyślałem.
– Aha… -udałem wielce oświeconego jej odpowiedzią, choć w rzeczywistości byłem raczej rozczarowany (rozżalony?)- Taka fajna dziewczyna, jak ty, nie powinna być sama.
Byłem świadom, że walę najgorsze banały, ale nic innego nie przechodziło mi przez usta.
– Jest w porządku, o to się nie martw. -zapewniła mnie, przerywając przedłużające się milczenie.
– Ma 19 lat…
– „Aha, i pewnie jest po zawodówce”-dodałem sobie w myślach.
– …jest już po zawodówce…
– „Bingo! Co te laski widzą w tych frajerach? Golfa trójkę i sponsoring?”
– I jest bardzo fajny w ogóle. Chodzimy na balety…
– „Znalazła sobie partyboya. Ja na impry nie chodzę, gdzie mi do niego…”
– A potem odprowadza mnie na pociąg. Pierwszym razem też bał się wejść. Każdy się bał.
– „To ilu było tych 'każdych’?”
– Ale dzisiaj kończy robotę o 6 to nie mógł się wyrwać…
– „Więc umówiłaś się ze mną. Ciekawe…”
– Ała, ale mnie stopy bolą po tych dwóch wuefach na końcu…

Nie musiała kończyć. Natychmiast usiadłem przy podłokietniku, biorąc sobie jej nogi na kolana. Rozwiązałem sznurówki w butach i zdjąłem oba… Pod spodem miała białe skarpetki z takim fikuśnym zielonym szlaczkiem dokoła kostki… Zdjąłem skarpetki i ujrzałem wypielęgnowane stópki mojego Słoneczka. Żadnych odcisków, obcięte, przypiłowane paznokcie… Oczywiście niepomalowane. Nigdy nie masowałem kobiecych stóp (ani tym bardziej męskich- kurde Pulp Fiction sie kłania), musiałem improwizować. Położyłem dłonie na wierzch jej stóp i zacząłem kreślić okręgi kciukami na ich podeszwach. Po parunastu sekundach załapałem rytm, więc Kamilcia mogła skupić się tylko na własnych myślach. Zamknęła oczęta i złożyła rece na piersiach, a ja uwijałem się przy jej stopach, głaszcząc je, masując, a nieraz lekko ściskając. Po paru minutkach wykorzystałem jej rozkojarzenie, schyliłem się do jej nóżek i zacząłem ssać wielki paluszek jej prawej nogi. Otworzyła oczy i chyba chciała zaprostestować, gdyż w tym momencie przesunąłem reką po wewnętrznej stronie jej nogi, docierając aż do ud.

– Ja nie jestem sama… -zaoponowała cicho, bardziej chyba z przyzwoitości niż rzeczywistej niechęci.
– A ja jestem… -zripostowałem- Nie rób mi tego, kochanie…
– Sama nie wiem… -zawahała się- A jak nas przyłapią?
Wstałem i zasłoniłem okna wychodzące na korytarz.
– Spoko. Mam kolegów na czatach, jadą twoim pociągiem co wtorek.
Spojrzała na mnie jak na wariata.
– Tym razem nie będzie tak prosto, mam dni płodne…
– A ja mam gumkę. -odparłem. Chyba skończyły jej się argumenty, dlatego postanowiłem spytać ją wprost.- Chcesz, czy nie?
– Nie. -spoważniała nagle.
Sytuacja stała się podbramkowa. Wstałem i chwyciłem swój plecak, i juz iałem wyjść, już drzwi były otwarte…
– Narazie. Może keidyś poeskujemy. -rzuciłem na pożegnanie.
„Nie to nie” -pomyślałem- „Nie ma co tu dłużej siedzieć, takie piękne popołudnie przede mną”. Niestety tu czekał mnie zawód. Gdy tylko przekroczyłem próg, jakaś para rąk pociągnęła nie do tyłu i rzuciła na kanapę. „Ona chyba robi to umyślnie” -śmignęło mi przez głowę, przypominając mi seks w moim salonie.
– Nie pozwoliłam ci odejść. -warknęła z nutą wesołości.

Zamknęła drzwi, rozpięła sweterek (fajna rzecz) i ukazała mym oczom nieco większy niz poprzednio biust w całej okazałości. Wspaniałe, sprężyste półkule upstrzone powyżej sutków piegami, i idealny, gładki brzuszek. Położyła sobie jedną rekę na biodrze, a drugą na szyi, i zaczęła zsuwać ją w dół, po drodze kilkakrotnie zatoczywszy koło wokół piersi. Dotarła do guzika jeansów, odpięła go, a potem rozporek. Kilka razy ruszyła tyłeczkiem i spodnie opadły az do ziemi. Wyszła z nogawek i stanęła nade mną, kołyszac piersiami kilkanascie centymetrów od moich oczu. Chwyciła mnie za bluzkę i przysunąła swą twarz do mojej.

– Nie mogłam sobie tego odpuścić… -wyszeptała- Sam wiesz…
Po czym chwyciła mnie drugą reką i pociągnęła za soba na przeciwną kanapę. Wylądowałem na kolanach między jej udami, z ustami na wysokości jej piersi. Ona sama rozsiadła się wygodnie i złączyła uda, by zdjąć własnoręcznie majteczki. Popchnęła mnie i wylądowałem na podłodze, a ona usiadła na mnie okrakiem (zupełnie jak ostatnio). Ująłem w dłonie jej piersi i zaczałrm je pieścić, gdy ona podciągała do góry moją bluzkę, aż pod brodę. To samo uczyniła z t-shirtem, po czym rozpoczęła zsuwanie moich spodni. Założyłem bokserki, więc wybrzuszenie było widoczne. Kilka razy otarła się o nie wargami, doprowadzając mnie niemal do orgazmu. Zsunęła mi spodnie do kostek (na ten czas zaprzestałem kontaktu z jej piersiami), po czym chwyciła majtki zębami i szarpnęła do tyłu, obnażając mojego członka, demonstrującego dumnie swoje 16 centymetrów. Gdy dotarła do stóp, pozbyła się szybko butów, skarpetek, spodni i bielizny. Grzebiąc w kieszeniach wyjęła porfel, a z kieszonki na drobne małe, kwadratowe zawiniątko skrywające w środku lateksowy „ochraniacz” z pastą plemnikobójczą. Rozerwała je zębami i umieściła na końcu penisa, po czym zdecydowanym ruchem ręki rozciągnęła kondoma, nie zapominając o zostawieniu małej przestrzeni na czubku.

Znów usiadła na mnie (wracając do drażnienia mnie wargami), jednocześnie pochyliła się nade mną i zdjęła mi bluzke i koszulkę przez głowę. Dopiero teraz opuściła się na mnie bez zahamowań. Jeknąłem wraz z nią i chciałem chwycić ją za biodra, ale odrzuciła me dłonie. Wygięła się w pałąk, opierając dłonie na mych kolanach, i zaczęła kołysać tyłeczkiem do przodu i do tyłu. Ze swojej perspektywy widziałem jej szyję (obnażoną dzięki uniesieniu podbródka, by mogła jęczeć ku niebiosom), napięte piersi (z których zostały niewielkie wypukłości zwieńczone niewielkimi sutkami) i wystającą spomiedzy jej nóg łechtaczkę. w tej pozycji mogłem dokładnie przyglądać się penetracji, co też czyniłem, delektując się odgłosem ujezdżającej mnie Jutrzenki. Od naszego pierwszego razu musiała kochac sie nieraz, ale do tej pory pozostała ciasna niczym dziewica. Chcąc zwiększyć doznania Kamilci, położyłem jedną dłoń na jej pachwinie i sięgnąłem kciukiem ku Guziczkowi Rozkoszy. Wykonywałem leniwe okręgi, delikatnie ściskając i głaszcząc. Na efekty nie musiałem długo czekać. Jedna z rąk Słoneczka powędrowała na jej biust, by swymi pięknymi dłońmi mogła pieścić róznie cudowne piersi. Czułem na penisie skurcze jej pochwy, więc przyspieszyłem tempo ruchów kciuka. Wiedziałem, ze długo nie wytrzymam, a bardzo chciałem szczytować wraz z nią.

Coś stuknęło i szarpnęło, to chyba podłączali lokomotywę. Wagon zatrzasł się, potęgujac w nas uczucie rozkoszy. Jej skurcze stały się mocne i szybkie, w takiej sytuacji musiałem wytrysnąć. W momencie szarpnięcia moja dłoń lekko się przesunęła, więc kciuk potarł łechtaczkę prawie dwukrotnie mocniej niż zwykle. Kamila krzyknęła dopingowana wzbierającymi falami nadchodzącego orgazmu. Wyprostowała siad, kilka razy uniosła się i opadła na mojego wiotczejącego penisa, po czym westchnęła ciężko i opadła na mój tors, przytulając się do mnie falującym z podniecenia biustem.

Po chwili usłyszałem, że szlocha.
– Co jest? -spytałem delikatnie.
– Nie powinniśmy tego robić. -odparła, łykając łzy.

Usiadłem ostrożnie, objąłem ją, pocałowałem w czoło i spokojnie ubrałem. Następnie zdjąłem prezerwatywę i wyrzuciłem ją przez okno. Ubrałem się i wziąłem plecak. Kamila siedziała w kacie przedziału, przecierając zaczerwienione oczy. Usiadłem obok niej i objąłem ją. Skąd ten nastrój?

– Przepraszam. -wyszeptałem i znów pocałowałem ją w czoło- Znikam z twego życia, jeśli mam być dla ciebie powodem do płaczu.
Nie odpowiedziała. Wstałem, rozsunąłem zasłony i otwarłem drzwi.
– Dzięki za wszystko. -dorzuciłem i wyszedłem.
W przedziale obok siedzieli Krzychu i Radek, moi koledzy z nowej klasy, spokrewnieni między sobą nicią kuzynostwa. Usmiechneli się do mnie, odwzajemniłem uśmiech. Wysiadłem z wagonu. Spikerka zapowiedziała odjazd pociągu „17.27 POZNAŃ GŁÓWNY – Stęszew – GRODZISK WIELKOPOLSKI”. Pięć minut później parowóz (jedyny w Polsce kursujący regularnie) gwizdnał i ruszył. Wraz z nim odjechały moje nadzieje i miłość. Od tamtej pory nie widziałem juz Kamili, mojej Jutrzenki i mego Słoneczka. Dotrzymałem słowa.

Pss tey, nie ta, to inna.

Scroll to Top