Regulamin zabijania

Wyjazd Hanki w rodzinne strony dłuży mi się niemiłosiernie. Jej zresztą też. Codziennie wisimy na telefonie przynajmniej kilkadziesiąt minut piszcząc z tęsknoty. Nie lubię, kiedy wyjeżdża na dłużej, niż kilka dni. Wiem, że musi czasami zajrzeć do rodzinnego domu i pobyć z rodzicami. Są bardzo zżytą familią, aczkolwiek nieco dziwną – w porównaniu z moją. Choć może być i tak, że to moja jest dziwna. Tak, czy inaczej, wyję już za nią. Kilka dni słomianego wdowieństwa jestem w stanie przetrzymać, ale potem brakuje mi bezpośredniej czułości, dotyku, przytulania i pocałunków. Mam takie paradoksalne zestawienie właściwości psychicznych – potrzebę czułości z jednej strony, a bezwzględność z drugiej. Taki wrażliwy barbarzyńca. Ciężko to pogodzić, ale można – wierzcie mi. Minusem takiego chaotycznego charakteru jest trudność ze znalezieniem kobiety, która zrozumie i doceni świat ich nosiciela. Plusem – przydatność w krytycznie trudnych sytuacjach, kiedy liczy się zdecydowanie i determinacja. Natomiast skłonność do brutalnych rozwiązań i cmentarne poczucie humoru oceniam jako neutralne.

Kiedy Hanka wyjeżdża do domu dzieli nas niecałe 150 kilometrów – dwie godziny samochodem, wliczając w to korki na wylocie z miasta. W środowy wieczór ustaliliśmy, że następnego dnia sprężę się i załatwię wszystko, co mogłoby trzymać mnie w piątek w mieście i przyjadę do Niej na trzy dni. Rodzicom mojej wybranki przypadłem do gustu, jestem więc mile widzianym gościem w progach ich domu. Taki miły, młody, uśmiechnięty i kulturalny człowiek. Pogodny i troskliwy. To dobrze, że tak o mnie myślą.

Zgodzie z planem czwartek upłynął pod znakiem pracy od świtu do zmierzchu na pełnych obrotach. Wszystko udało się dopiąć, mogę jutro jechać. Po szybkim prysznicu umęczony wpadam do łóżka. Całą noc śni mi się Hanka, potrzebuję jej bliskości. I dobrego rżnięcia.
O ósmej rano w piątek siedzę w samochodzie i mijam tablicę z przekreślona nazwą mojej ukochanej metropolii. Jazda dłuży się niemiłosiernie, na drodze ciągniki, kombajny i inny sprzęt rolniczy. Sianokosy. Kierowcy kombajnów zbożowych, jak to zwykle na wiochach bywa, nie raczą zdemontować nagarniacza na czas przejazdu między polami i tarasują drogę uniemożliwiając wyprzedzanie. Jak trafię na jeszcze jednego, to zadzwonię po policję. Może parę stówek na rzecz skarbu państwa albo utrata prawa jazdy pofałduje im zwoje.

W ten sposób, dość długo wlokąc się za maszynami rolniczymi z prędkością 30 na godzinę, dojeżdżam na miejsce dużo później, niż planowałem. Prawie trzy godziny. Cholerni wieśniacy… może im się nie spieszy, ale mnie owszem. Oczywiście doceniam ich troskę o moje bezpieczeństwo i zmuszenie mnie do zdjęcia nogi z gazu. Nadjeżdżających z naprzeciwka też powstrzymają przed łamaniem przepisów – mieląc ich między poprzeczkami nagarniacza. Wzorowa postawa obywatelska, psia ich mać.

Nareszcie dojechałem, brama wjazdowa już otwarta dla mnie, parkuję z tyłu piętrowego, starego, poniemieckiego domu. Wyciągam bagaż z ciuchami dla siebie i dla Niej – mam w zanadrzu ślicznie wdzianko na dzisiejszą noc, będzie w nim wyglądała bosko. Na samą myśl czuję mrowienie w lędźwiach. Dzwonek, ktoś zbiega po schodach. Otwiera Jej siostra, Hanka wyszła do sklepu, zabrakło czegoś na wspólne śniadanie. Kochana jest, przygotowała mi śniadanie. Wiedziała, że do momentu przyjazdu zjem tylko kilka papierosów w samochodzie. Na kanapie w dużym pokoju leży Jacek, facet siostry mojej lubej, leniwie przerzucając kanały w telewizji. Nieznacznie unosi się podać rękę i z powrotem opada na kanapę. Temu to dobrze, wszystko pod nos podetknięte, nawet dupy nie ruszy.

Czekając na powrót połowicy ucinam sobie pogawędkę z Agą. Mamy podobne poczucie humoru, którego moja kobieta nie rozumie. Trochę zbyt czarne, jak dla niej. Przy okazji dyskretnie gapię się na ciało młodszej z sióstr, parzącej mi właśnie herbatę. Obie są lufami z najwyższej półki, choć diametralnie różnią się od siebie wyglądem. Aga jest szczuplejsza, ma mniej rozłożyste biodra i dużo mniejsze piersi. Co nie zmienia faktu, że kiedy idzie ulicą faceci miękną w nogach, a twardnieją gdzie indziej. Trudno się dziwić – długie, szczupłe nogi kończące się okrągłym tyłeczkiem, głęboko wcięta talia i genialne piersi. Dość drobne, ale kształtne, okrągłe, zwieńczone niedużymi sutkami i ładnie sterczącymi brodawkami. Doskonale widać je przez różową koszulę nocną, w której właśnie paraduje mi przed nosem. Skąpe ubranie sięga ledwo pod pośladki. Kawał świetnej laski. Gdyby nie to, że jestem zakochany w jej siostrze…

Siada z dwiema herbatami, podsuwa mi popielniczkę, pyta co słychać. Nie widzieliśmy się jakieś trzy tygodnie, a lubimy ze sobą gadać. W ogóle się lubimy. Staram się nie gapić w mocno powyciągany dekolt, który w obecnej chwili nie zasłania prawie niczego. Nie wiem, czy jest tego nieświadoma, czy też celowo sprawdza moją reakcję, nie ważne. Nie dam znać po sobie, że jej jędrne, sprężyste cycki robią wrażenie. I nie pogardziłbym dobrą laską. Ale miłość nie zna granic, więc jakiekolwiek tego typu pomysły to czysta fantastyka. Od samego początku wiedziałem, że wybrałem tę właściwą z sióstr.

Wreszcie wraca Hanka, razem z ich małym pieskiem, który na mój widok dostaje szału radości i dopada do mnie szybciej, niż właścicielka. Nareszcie, strasznie się za nią stęskniłem. Aga patrzy na nas z politowaniem, kiedy przytulamy się i obsypujemy pocałunkami. Sama, po sześciu latach związku, doświadcza niewiele czułości. Zdaniem starszej siostry – z własnej winy, bo jest oziębła i ma zerowe potrzeby seksualne. Pierwszy raz zrobiła laskę swojemu facetowi po trzech latach związku. W tym siostry też się różnią. Moja połowa rodzeństwa jest wiecznie napalona, a w łóżku lubieżna. Dokładnie tak, jak lubię.

Kończymy wspólne śniadanie, popijając ostatnim łykiem chłodnej już kawy. Patrząc mi w oczy Hanka spogląda po skosie w górę, uśmiechając się zalotnie. Zwiedzimy pięterko. Wstajemy od stołu i kierujemy się na schody prowadzące w górę, ku dwóm pokojom i łazience. Piękna po drodze klepie mnie w pośladek i domaga się szybkiego seksu pod prysznicem. Jestem tak wygłodzony, że wyraz mojej twarzy zdradza wszystko. Ale będę musiał poczekać, Hanka przez ostatnie dwa dni obijała się aż nieprzyzwoicie – nie chciało jej się nawet ogolić nóg i szparki. Leniuch mały. To ja zasuwam dniami i nocami, a ona nawet nóg nie ogoli – niegrzeczna dziewczynka. Dostaje za to w tyłek, choć żadna to kara dla kobiety, która po kilku klapsach ocieka podnieceniem i chce więcej.

Mam poczekać, aż ona doprowadzi się do stanu idealnej gładkości. Rozsiadam się na ciepłej podłodze pedantycznie wykończonej łazienki. Gigantyczna wanna, lustro na pół ściany, toaleta, bidet, kabina prysznicowa wykończona od zewnątrz kamieniami, a jej wnętrze i szklane drzwi sygnowane marką JOOP. Ojciec prawnik i matka dentystka wydali na ten dom fortunę. Gdyby wiedzieli, co ich córeczka wyprawia ze mną w ich łazience, dostaliby zawału.

Siedząc na podłodze opieram się o szafkę wyładowaną kosmetykami oraz innym dobrami wszelakimi. Hanka szybko zdziera z siebie niezbyt seksowne ubranie i wskakuje pod prysznic. Siedzę dokładnie vis a vis kabiny, przede mną ciekawa perspektywa oglądania mojej kobiety w trakcie procesu doprowadzania swojego ciała do perfekcji. Może zrobi mi jakiś mały pokaz, zanim zostanę zaproszony do kabiny? Ale dzisiaj jest mi to zupełnie niepotrzebne. Jedno skinienie i będę w środku, rzucając się na nią. Ale tymczasem rozsiadam się jeszcze wygodniej, pod głowę podkładam ręcznik tak, aby półka nie wrzynała mi się w kark. Lekko uchylam drzwi od łazienki żeby mieć czym oddychać. Mała szparka wystarczy, siedzę tuż przy nich.

Lubię na nią patrzeć, niezależnie od sytuacji, ale prysznic jest jednym z moich ulubionych miejsc pod tym względem. Moja piękność staje pod strumieniem gorącej wody. Jej bujne, ciemne włosy kładą się pod ciężarem wody, przylegając ładnie do głowy, policzków, szyi i pleców. Obraca się przez chwilę aby opłukać dokładnie ciało, po czym wysuwa się spod strumienia. Przylega plecami do ścianę kabiny, teraz dzielą nas szklane drzwi, mały wodospad i chmura pary owiewająca Jej ciało. Oparta o ściankę Hanka patrzy na mnie, uśmiechając się serdecznie i nabierając w dłonie żelu. Nie odrywając wzroku od mojej twarzy szybko namydla ramiona i przesuwa dłonie ku swoim wydatnym pagórkom. Tu zwalnia, zataczając koła wokół piersi, z każdym kolejnym okręgiem zbliżając się do sutków.

Ocieka pianą, zabawiając się swoimi krągłościami i moim poziomem napalenia. Po chwili zabawy z sutkami odrywa dłonie od piersi tylko po to, by namydlić brzuch i powolnym ruchem odwrócić się do mnie tyłem. Jedną ręką opiera się o ścianę kabiny, wypina swoją sporą, zjawiskowo okrągłą i seksowną pupę. Jej tyłek jest narzędziem tortur dla mojej chuci, śni mi się każdej nocy, nawet po upojnych, gorących wieczorach. Podczas gdy Hanka namydla go wypinając się coraz bardziej, przeciągając dłonią między pośladkami, docierając aż do cipki, w moich spodniach robi się przyciasno. Mimo, że to wojskowe bojówki, z dużym zapasem luzu we wszystkich swoich częściach. Moja mała bestia odrywa rękę od ściany kabiny i przenosi ją na pośladki, skupiając całą swoją (i moją) uwagę na krążeniu dłońmi, masowaniu i ugniataniu pupy. Staje w większym rozkroku i pochyla się, doskonale widzę zarówno drogę między pośladkami, jaki i namydloną szparkę. Prężąc się jak kotka wymierza sobie solidnego klapsa w twardy, wypięty tyłeczek, powodując rozbryzg piany i wody. Masuje uderzone miejsce i ponawia klapsa. Jej bajeczna krągłość lekko faluje, wręcz sprężynuje, dowodząc umięśnienia i jędrności. Pani Lopez, rzekomo właścicielka najfajniejszego tyłka w Hollywood, popłakałaby się ze zgryzoty widząc, co mój kociak wyprawia ze swoim.

Ale to jeszcze nie moment na moje wejście i tortury będą trwały, moja połowica uwielbia się tak ze mną bawić. Przerywa na chwilę pieszczoty, otwiera drzwi kabiny na oścież i wraca pod ścianę. Chce, żebym widział ją bardzo dokładnie, bez przeszkadzajek w postaci kropli wody na szybie. Przekierowuje strumień wody na siebie, bierze więcej żelu i wraca do pieszczot brzucha, mydląc go kolistymi ruchami, które z każdym kolejny okrążeniem schodzą nieco niżej. Namiętnie i powoli wsuwa namydloną dłoń między nogi, kołysząc pełnymi biodrami, ocierając się tyłeczkiem o ścianę, coraz mocniej uginając kolana w rytm kolejnych muśnięć ociekającej pianą cipki. Otwiera usta, oddając się przyjemnym pieszczotom, oddycha głębiej, jej duże piersi unoszą się i opadają. Zaczyna słodko mruczeć, dokładnie tak, jak wtedy, kiedy nurkuję twarzą między te seksowne zakamarki i ocieram się ustami o jej mokry skarb. Nie przerywając znęcania się nad moim pożądaniem robi krok pod strumień wody, opłukując się z mydlin, po czym wraca pod ścianę i klęka, eksponując w pełni rozgrzaną kobiecość.

Patrząc mi głęboko w oczy głaszcze się po brzuchu i piersiach, wracając za moment do rozłożonych ud. Nie mogę wytrzymać już dłużej i mimowolnie, powolnymi ruchami pocieram bolącego z napięcia potwora w moich spodniach. Hanka uśmiecha się – widząc to wie, że jej zabiegi odnoszą skutek i jest z siebie zauważalnie dumna. Zanurza palec między wydatne wargi gniazdka, pociera powoli, płytko wsuwa palec w siebie. Wraca do szczytu cipki, gładzi cieniutki pasek krótkich włosków na wzgórku i nurkuje z powrotem między płatkami szparki. Pieści się pełnymi ruchami, całą powierzchnią palca, tak jak lubi najbardziej. Najpierw powoli, by przyspieszać coraz bardziej. Każdemu ruchowi towarzyszy napięcie potężnych mięśni ud i ruch do przodu, coraz szybciej i szybciej. Językiem błądzi po ustach, zamyka oczy, odchyla głowę i przyspiesza ruchy, oddając się rozkoszy masturbacji. Widzę, że za chwilę dojdzie. Rzuca swoim ciałem coraz bardziej chaotycznie, urywany oddech łamią jęki rozkoszy. Jej paluszek wykonuje niesamowicie szybkie ruchy. Hanka pada na kolana, podpierając się jedną ręką, rzuca biodrami w przód i tył, odfruwa na kilkanaście sekund pogrążając się w ekstazie. Zwalnia ruchy, by za chwilę pogładzić się po wzgórku, biodrach, brzuchu, ścisnąć lekko pełne piersi i opaść tyłeczkiem na podłogę kabiny.

Kilka głębokich oddechów i odzyskuje zdolność do interakcji, uśmiecha się do mnie. Urywającym się jeszcze głosem mówi, że masturbacja daje jej największą rozkosz kiedy robi to na moich oczach. Mnie jej masturbacja też daje świetne efekty, więc zaczynam domagać się zajęcia moim bardzo nabrzmiałym problemem. Ale to nie koniec tortur. Moja sadystka stanowczo odmawia mówiąc, że teraz musi się ogolić tu i ówdzie, a dopiero potem będzie do mojej dyspozycji i obiecuje wynagrodzić mi cierpliwość. No ładnie, potrzebuję kilku ruchów do szczytowania, a ona mnie tak zostawia. Przelecę ją dzisiaj tyle razy i tak ostro, że odechce się jej seksu na miesiąc. Małpa jedna, chce żebym się pochorował. Takie napięcie i ciśnienie jest niezdrowe dla jąder. A one już bolą, wraz z napęczniałym penisem i podbrzuszem. Ale Hanka zamyka kabinę, odkręca kurki mocniej ginąc w szumie wody i chmurze pary. Opieram głowę o framugę drzwi i trochę rozczarowany porzucam drażnienie ulubionej zabawki mojej kobiety.

Na dole Aga z Jackiem dość głośno rozmawiają ze sobą, chyba kolejna sprzeczka o jakąś pierdołę. Przysłuchuję się przez chwilę, ale nie da się wyłowić szczegółów, prysznic zagłusza. Pokochaliby się ze sobą częściej, to wyrównaliby ciśnienie w związku i nie byłoby się o co kłócić. Przymykam oczy i trochę opadam z sił, syte śniadanie i emocje dostarczone przez Hankę trochę mnie osłabiły. Tłumię ziewnięcie i zamykam oczy.

Z błogostanu wyrywa mnie nieprawdopodobny łoskot zmieszany z dźwiękiem łamanego drewna, dobiegający z dołu. Co jest, chyba kłótnia nie przerodziła się w demolkę domu? Ale sekundę później słychać ryk dwóch męskich głosów i przeraźliwy wrzask Agi:

– Pod ścianę kurwa, zamknij pysk, dziwko! A Ty co się tak gapisz, kutasia mordo? Ruszaj dupsko pod ścianę, ale już! – dwa ciężkie, męskie głosy miotają wyzwiskami na zmianę. Wrzask Agi miesza się z rozpaczą:
– Nie róbcie mu nic, błagam, zostawcie go, zostawcie!

Kurwa mać, co tam się dzieje? Mózg momentalnie przestawia się z myślenia o porządnym rżnięciu na analizowanie sytuacji.
Kto tam wpadł? Czemu Aga tak wrzeszczy i co zrobili Jackowi, że tak rozpaczliwie błagała o litość dla niego? Niedobrze. Przysuwam się do małej szparki w uchylonych drzwiach, jednocześnie zerkając nerwowo na Hankę. Jest zupełnie nieświadoma wtargnięcia do domu, właśnie spłukuje szampon z włosów, nic nie słyszała. Na dole jest dwóch świrów, a ja jestem sam, nie ma nawet gdzie schować Hanki. Na pewno słyszą szum prysznica, więc wiedzą, że ktoś jest na górze. To oznacza, że za moment tu przyjdą. Bronić kobiety, odruch.

Szybko rozglądam się za czymś, co pomoże obezwładnić zbira, który za chwilę tu wpadnie. Poręcz do wstawania z bidetu, wsuwana w klamry, stalowa i ciężka, jakiś metr długości, idealna broń. Serce pompuje krew w zawrotnym tempie, czaszka pulsuje, oddycham bardzo szybko. Ale wstaję bardzo powoli, nie zrywam się na równe nogi, żeby nie wzbudzić niepokoju zażywającej kąpieli kobiety. Jak spanikuje, to jesteśmy w dupie. Wychodzę poza zasięg jej wzroku, za ściankę kabiny, szybko wysuwam poręcz z uchwytów. Jest cholernie ciężka, zakończona dużą kulą, dobrze. Kładę ją na kaflach, wracam do drzwi nasłuchiwać. Aga drze się niemiłosiernie prosząc, żeby dali spokój Jackowi, a napastnicy rżą obrzydliwie. Muszą ostro katować jej faceta. Sorry, stary, nie mogę zejść Ci pomóc. Jak mnie też zatłuką, to Ci i tak nie pomogę, a dziewczyny zostaną same. Będę tam tak szybko, jak to możliwe, trzymaj się.

– Dobra, starczy zabawy z nim, zostaw go. I tak jest ledwo żywy – zakomenderował głos, który wydał mi się strasznie dziwny. Nie słychać wyraźnie przez tę cholerną wodę, w której pluska się moja nimfa. Ale coś tu nie gra.
– To może go zastrzelę i będzie z głowy? – zaśmiał się jeden z mężczyzn. Mają broń. I dobrze, i źle. Świadomość istnienia broni palnej w opanowanym przez bandytów domu paradoksalnie ucieszyła mnie. Szkoda tylko, że to nie ja ją mam.
– Zostaw. Idź na górę po tę drugą dziwkę. Możesz się pozabawiać, tylko jak z nią wrócisz, to ma być żywa, rozumiesz? Obie zarobią dla nas jeszcze dużo pieniędzy. Idź, my się zajmiemy tą tutaj – głośno zakomenderował dziwny głos. Jego barwa intrygowała mnie i niepokoiła zarazem. „Ty idź, my się zajmiemy” – jest ich trzech, może nawet więcej. Dużo.
Koleżka, który przed chwilą zamierzał zastrzelić Jacka, ruszył po schodach. Nie spieszył się, głośno stąpając po schodach z pięknego, czerwonego drewna.

Odsuwam się od drzwi i powoli mijam prysznic. Hanka obraca się spłukując resztki piany z błyszczącego ciała. Łapię za stalową poręcz i chowam się za ścianą kabiny. Krew rozsadza mi głowę, moje całe ciało pulsuje, a mięśnie spinają się w pełnej gotowości. Idzie po moją kobietę. Zabiję chuja. Nawet nie wie, co go czeka.

Pełna gotowość bojowa. Jestem niewidoczny za ścianą kabiny. Wchodząc do łazienki napastnik mnie nie ma szans mnie dostrzec. Widzę w kilkumetrowym lustrze moją kobietę i skrawek drzwi wejściowych. Od drzwi mnie nie będzie widać, lustro od tamtej strony nieco przysłania szafka. Element zaskoczenia jest najważniejszy. Jedno celne uderzenie i po nim. Byle nic nie spieprzyć. Jestem niewidoczny.

Kucam, żeby patrzeć z jak najniższego pułapu. Kiedy wejdzie – skupi się na kabinie. Wystawiam tylko kawałek głowy z fragmentem oka. Cień napastnika powoli przesuwa się za mleczną szybą i idzie dalej. Sprawdza oba pokoje. Nikogo tam nie ma. Cień pojawia się za drzwiami, chowam się, patrzę w lustro. Drzwi powoli otwierają się, widać już kawałek postaci. Cicho, bezszelestnie zagląda do łazienki, spogląda na prysznic. Ogromny bydlak, zwłaszcza w porównaniu ze mną. Zbadał teren. Przywieram do ściany, czekając na dogodny moment do ataku. Przepraszam Kochanie, że jesteś nieświadomą przynętą. Nie dało się inaczej.

Bydlę gwałtownym ruchem otwiera szklane drzwi od kabiny, przerażona Hanka zaczyna krzyczeć. Bandzior chwyta ją za ramię, jednym ruchem wyrzuca spod prysznica na kafelki, przewracając na kolana, a potem na plecy. Jeszcze moment, dyszę chęcią zemsty. Dzikie, pierwotne instynkty analizują każdy, nawet najdrobniejszy, ruch wroga. Wszystko dzieje się powoli, umysł pracuje na najwyższych obrotach. Mężczyzna obchodzi leżącą na podłodze Hankę, dokładnie ją oglądając. Leży przed nim, może ją podziwiać. Jest osłupiała, zamilkła, z przerażeniem patrzy się na napastnika. Zamarła.

– No lalka, tatuś dostanie za swoje. Obie będziecie miały dzisiaj dobre rżnięcie. Twojej siostrzyczce na dole będzie zaraz bardzo dobrze, kolej na ciebie. Poczujesz coś, czego nie zapomnisz. A potem zadzwonimy do twojego tatusia powiedzieć mu, że ma przejebane. Ale najpierw cię sprawdzimy, bardzo dokładnie. Dobrze, że się umyłaś, przyjemnie jest pierdolić czyste dupy.

Zginiesz psie, nim wyciągniesz kutasa ze spodni.
Tkwi nad nią lubieżnie wlepiając wzrok w jej rozchylone nogi. Klęka przed nią i gładzi po brzuchu i wzgórku łonowym. Mruczy z zadowolenia, chwytając ją brutalnie za pierś i zgniatając w potężnym łapsku. Kolanami przygniata jej uda do podłogi i wbija brutalnie palec w cipkę, dopychając kilkukrotnie. Zajebię go jednym ciosem, rozwalę mu łeb.
– Jesteś mokra, szmato. Kręci cię to? Chcesz się rżnąć? Poczujesz dzisiaj kutasa w każdej dziurze. Dzięki twojemu tatusiowi nie miałem cipki przez kilka lat, musisz mi to wynagrodzić. Będzie wspaniale – mnie! – eksploduje charczącym, obrzydliwym śmiechem i prostuje się, nie odrywając wzroku od ciała Hanki.
– Ciekawe, jak ssiesz kutasa. Za chwilę się dowiemy. Nie mogę się doczekać wepchnięcia ci w usta. Wyssiesz go do czysta. Myśl o tatusiu, który nas wsadził na pięć lat, jak będziesz łykała. Chcesz tego, kurwo mała, co? – rży.

Robią to z zemsty. Ojciec sióstr, sędzia, posadził ich do pierdla i przyszli się odegrać. Na córkach, szmaty bez honoru. Tracą prawo do honorowego pojedynku. Takie są reguły.
Bała się, jak nigdy dotąd. Piękna dziewczyna, trochę spod klosza. Nigdy nie widziała prawdziwej przemocy. Niestety będzie musiała zobaczyć. Napatrzy się dzisiaj na całe życie. Pierwsza tura właśnie nadchodzi. Bezszelestnie wychylam się nieco zza ścianki, stoi idealnie tyłem do mnie. Zamach. Nic nie zobaczy, nic nie usłyszy. Potężny cios końcem poręczy w tył głowy rzuca bydlaka do przodu, który trafia czołem w kant drewnianej szafy. Z półek sypią się kosmetyki, suszarki, grzebienie i masa różnych innych rzeczy. Napastnik odbija się od szafki i pada na plecy, w moją stronę, głucho uderzając o kafle. Rozlega się kolejny krzyk Hanki, która wybucha płaczem i bezradnie rzuca nogami, jakby próbując uciec, odepchnąć się od tego, co ją spotkało. Z dołu dochodzi obleśny rechot – pewnie myślą, że kolega zabrał się za drugą z sióstr. Mylą się, ich kumpel leży na białych kaflach łazienki brocząc krwią z pogruchotanej głowy. O tego gnoja już się nie musimy martwić. Ci na dole niczego się nie spodziewają. Dopadam do Hanki sadzając ją, rzuca mi się w ramiona. Szepczę jej do ucha, bardzo skracając opis sytuacji, że na dole jest jeszcze dwójka, mają Agę, Jacek jest przynajmniej ciężko pobity. Staram się ją uspokoić, ale cała się trzęsie, nie przestaje krzyczeć i szlochać. Nie dziwię się, sytuacja jak z horroru, trudno o spokój. Oswabadzam się z jej panicznego uścisku, ale chwytam ją za rękę, żeby cały czas mnie czuła. Sięgam w kierunku martwego zbira – po broń tkwiącą w szelkach. Idiota, zbyt pewny siebie. Budynki przeszukuje się w pełnej gotowości do podjęcia walki i neutralizacji sił wroga. Nie spodziewał się mnie, ale nigdy nie należy zakładać, że pójdzie gładko. Amator bez wyszkolenia.

Wyciągam pistolet. O tak, WIST 94, bardzo dobrze. Skąd oni go mają? Jebańcy, to pewnie jedna z tych sztuk skradzionych kilka lat temu z jednostek wojskowych. Moje szczęście, a ich pech, że to właśnie ta broń, a nie jakiś staroć z lat sześćdziesiątych. Strzelałem z WIST-a już jako dzieciak. Dobrze jest być z wojskowej rodziny. Trzygwiazdkowy generał, dwóch majorów i kapitan w najbliższej rodzinie. Jako siedmiolatek jeździłem ruskim czołgiem w Drawsku, w wieku 9 lat odrzut kałasznikowa wyłamał mi bark w Żaganiu, kiedy jakiś szeregowiec mnie nie dopilnował. Srał ze strachu, kiedy generał darł się na niego, a ja beczałem. W czasie, gdy moi koledzy bili się patykami na podwórku, ja często jeździłem na poligony i żołnierze bawili się ze mną. Bronią. Zawsze dobrze strzelałem, do dzisiaj wpędzam we frustrację sportowców na strzelnicy. Strzelanie jest proste. Składasz się, mierzysz, korygujesz o warunki zewnętrzne, patrzysz na tor ewentualnego rykoszetu. Usztywniasz stawy – broń kopie – i ciągniesz za spust. Do ludzi najlepiej oddać trzy strzały, dwa w klatkę i jeden w głowę, dla pewności. Jeżeli ci na dole są przygotowani tak, jak trup w łazience, odeślę ich do piekła. Sami zaczęli, napadając na bezbronne dziewczyny, mszcząc się za ojca, który sumiennie wykonuje swoje obowiązki służbowe. Zdechną za to, takie są reguły.

Z pistoletem w dłoni obejmuję rozdygotaną i szlochającą Hankę. Nie może powstrzymać się od wycia. W tej chwili to dobrze, niech ją słyszą na dole. Szybko ciągnę ją do jej pokoju na piętrze, zamykam drzwi za sobą i sadzam ją na łóżku.
– Kochanie, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie – mówię szeptem, starając się brzmieć spokojnie. – Zaraz wyjdę stąd i postaram się pomóc reszcie. Jak wyjdę, zamknij drzwi na zamek, zastaw kanapą, biurkiem i wszystkim, czym dasz radę. Potem dzwoń pod 112, powiedz im co się stało, wezwij policję i karetkę, masz tu mój telefon – niemalże rzucałem komendy. – Rozumiesz?
– Tak – wyszlochała.
– Jeżeli coś pójdzie nie tak, to może policja zdąży dojechać. Będę bardzo ostrożny, ale nie wiem, czy się uda – mówiłem, a ona patrzyła na mnie zaciskając uda i kuląc się.
– Jeśli się uda, to przybiegnę po Ciebie i poproszę, żebyś otworzyła. Jeżeli prosząc użyję słowa „kochanie”, to znaczy, że wszystko okej. Jeżeli go nie użyję, to będzie oznaczało, że mnie zmusili. Rozumiesz? – kiwnęła głową.
– Idę. Kocham Cię.– pocałowałem ją mocno w czoło – Będzie dobrze. Rób, co mówiłem.

Sprawdzam stan magazynka – pełny. Odbezpieczam i przeładowuję broń, szybko wysuwam się za drzwi i cicho zamykam za sobą. Szczęk zamka w drzwiach oznajmia, że zrozumiała wszystko doskonale. Podsuwam się do schodów i zerkam przez szczeble na dół. Nic nie widać, słychać tylko jęki i urywane łkanie Agi mieszające się ze śmiechem dwójki na dole. Dobrze się bawią. Zagotowałem się, po plecach przeszedł mi dreszcz wściekłości. Zginiecie, postaram się, żeby bolało.

Zrzucam skarpetki, żeby nie poślizgnąć się na polakierowanych schodach. Ruszam na dół, bardzo powoli i w całkowitej ciszy, przylegając do ściany. Broń w obu dłoniach, palec na spuście, lufa skierowana w stronę przewidywanej pozycji bandziorów. Są w gościnnym, czysta linia strzału ze schodów, nie licząc kolumny w przejściu do pokoju. Docieram na półpiętro, chowając się za kolumną poręczy schodów. Zerkam i chowam się z powrotem. Jeden z napastników brutalnie rzuca nagą Agę po kanapie w pokoju, drugi stoi w przejściu i przygląda się. Oprawcę młodszej z sióstr zasłania ta cholerna kolumna, nie mam czystej pozycji. Tego stojącego mogę zdjąć momentalnie, ale nie wiem, co z drugim. Trzeba zejść jeszcze niżej. Przesuwam się po półpiętrze, kolejne dwa schody w dół, tym razem wzdłuż poręczy. Celuję idealnie w głowę stojącego bandziora. Drugiego widzę, ale nie w całości. Cholernie niepewny strzał. 20 metrów do pierwszego, 25 do drugiego. Nie widzę Jacka, musi leżeć gdzieś w kącie.

Mężczyzna znęcający się nad Agą jest wyraźnie rozochocony. Na moich oczach miota nią chaotycznie, usiłując ułożyć ją w odpowiadającej mu pozycji. Chwyta ją za włosy i brutalnie sadza, przyciskając do mebla. Druga ręką odpina pas, rozpina rozporek i wyjmuje stojącego na baczność, sporych rozmiarów penisa.
– No, księżniczko, possiesz mnie trochę zanim cię zerżnę. Postaraj się, bo jak mi się nie spodoba, to zabiję tego kundla w kącie. Rozumiesz? – wrzasnął na nią targając ją za włosy i bez ceregieli wepchnął się w jej usta.
– Obliż go ładnie, właśnie tak, ma być cały mokry – kierował jej głową. Wyjął narzędzie tortur z jej ust, kilka razy uderzył nim o policzki i wepchnął z powrotem. – Ssij, szmato.

Druga postać przyglądała się z rozbawieniem, jej klatka poruszała się w rytm cichego śmiechu. Gwałciciel nie ma broni, widzę to dobrze, trzyma ją ten drugi, stojący. Zaraz, ten? Właśnie to do mnie dociera. Stojąca postać jest osobą, do której należał niepokojący głos. To jest kobieta! Niedobrze, kobiety-bandyci to najgorsza z opcji. Są zdeterminowane, bezwzględne, nigdy nie odpuszczają. Faceci w potrzasku poddają się, czasami popełniają samobójstwo. Kobiety – nigdy. To dlatego ten napad jest tak brutalny – dowodzi nim kobieta. Oparta o kolumnę, zrelaksowana, przygląda się okrutnemu gwałtowi. Musi zginąć pierwsza z tej dwójki. Jest dowódcą, jej śmierć odbierze trochę animuszu tej kupie mięsa pastwiącej się nad Agą.

Oprych wpychał swojego kutasa coraz głębiej, Aga krztusiła się i miotała, próbując się oswobodzić. Nie walcz, rób grzecznie, co Ci każą, bo będzie gorzej – błagałem ją w duchu. Za chwilę będzie po wszystkim. Kolejne dwa schody w dół, napastnicy nie rozglądają się, są zbyt zajęci. Kobieta porusza się, prawie strzeliłem do niej. Ale przesunęła się tylko, opierając plecami o bok kolumny i patrząc w głąb pokoju, obserwując towarzysza katującego drobną dziewczynę. Bandzior, usatysfakcjonowany gwałtem oralnym, przerzucił Agę jednym szarpnięciem na niski stolik przy kanapie. Różnica rozmiarów między nimi nie pozostawiała wątpliwości, kto jest górą, pomiatał nią jak szmacianą lalka. Rzucona na brzuch rozbiła się o wypolerowane drewno, jej nogi bezradnie poleciały na boki, a drobny tyłeczek spoczywał na skraju mebla. Mężczyzna natychmiast wbił się w nią od tyłu, krzyknęła i znów umilkła. Rżnął ją w zawrotnym tempie, wbijając się brutalnie w cipkę, całym ciężarem ogromnego cielska dociskając swoją ofiarę do stolika. Kobieta-dowódca obserwująca całą scenę ugięła lekko nogi i wsunęła dłoń w ciasne spodnie. Zaczęła masturbować się patrząc na gwałt. Zwyrodnialcy. Zabiłbym ich nawet, gdyby to działo się gdzie indziej i z kim innym w roli głównej. Takie zwierzęta nie zasługują na życie – moje usta wygięły się w niesmaku i pogardzie – takie są reguły.

– Dobrze ci w jej cipce? Ciasna? – zapytała perwersyjnie rozanielonym głosem kobieta.
– Jest świetną, małą kurewką – wysapał. – Twój fagas za słabo cię rżnął. Może jest jebanym pedałem, co? – zwrócił się do Agi, która jednak nie zareagowała. Otępiała poddała się zupełnie.
– Zerżnij ją w dupę, chcę popatrzeć, jak ją rozrywasz. Ma się drzeć z bólu – zakomenderowała odrywając się od kolumny i stając przed ofiara.

Mężczyzna wyszedł z Agi, okrutnym ruchem rozciągnął jej pośladki i spróbował wbić się w jej odbyt. – Ciasna w chuj. Miałaś kiedyś pałę w dupie? – wycedził przez zęby sięgając do głowy dziewczyny i ciągnąć ją za włosy. – Miałaś?
Napierał coraz ostrzej, aż zanurzył się w dziewiczej dziurce. Aga jęknęła z bólu, a stojąca przed nią kobieta obeszła stół, by móc obserwować krytycznie bolesny gwałt. – Pierdol ją, ostro, właśnie tak – jęczała, przyspieszając ruchy dłoni w spodniach.
Dwa schody w dół, jestem na podłodze. Mierząc wciąż do kobiety przesuwam się nieco w lewo, chowając się w gabinecie ojca sióstr. Teraz mam prawie czystą, niemal idealną pozycję do strzału. 20 metrów do obojga, stoją przy sobie. Rozwalę łeb tej dziwce, jak tylko przestanie się tak nieprzewidywalnie ruszać.

Kobieta niespodziewanie usiadła na kanapie, rozpinając spodnie i wracając do zabawiania się ze sobą. Jej głowa wystawała nad oparcie, pocisk rozpryśnie ją na cały pokój. Dopiero teraz widziałem kawałek jej twarzy. Na oko czterdziestoletnia, krótkie włosy, kościste policzki, mocno umalowana. Bardzo zacięta, niebezpieczna.
Bandzior sapał coraz głośniej, brutalnie pieprząc odbyt Agi. – Masz zajebiście ciasną dupę, księżniczko. Zaraz ci się w nią spuszczę, a potem obsłużysz panią. Ona lubi takie śliczne dziwki.

– Wyliżesz mi cipkę do czysta, tak jak wyssałaś jego kutasa – kobieta przerwała masturbację i pochyliła się, żeby zrzucić buty. Straciłem jej głowę z widoku. Położyła się na kanapie, wygięła się w łuk i szybko zsunęła spodnie razem z majtkami. Byłby to seksowny widok – wyprężające się ciało nerwowo zrywające z siebie spodnie wraz z bielizną – gdyby nie cała ta chora sytuacja. Sięgnęła do głowy Agi i szarpnięciem za włosy obróciła ją w swoim kierunku. Ruch był tak gwałtowny, że tyłek drobnej dziewczynki zeskoczył z wbijającego się w nią sztywnego pala. Kobieta rozsiadła się wygodnie na kanapie, nie widać jej głowy, a jedynie prawą nogę przerzuconą przez poręcz. Przycisnęła głowę Agi do swojego łona. Liż! – wrzasnęła. Rozkaz nie odniósł skutku, więc uderzyła dziewczynę pięścią. – Liż, mówię! – Tym razem poskutkowało, kobieta mruknęła z zadowolenia. Tymczasem mężczyzna przesunął się nieco i znowu wbił się w odbyt, Aga krzyknęła, ale głos stłumiło przyciśnięcie jej twarzy do łona kobiety. Wciskając twarz ofiary między swoje uda szefowa bandytów naparła na jej twarz, jęcząc coraz mocniej i wyprężając się. Jej głowa pojawiła się nad oparciem kanapy, wyprężyła ciało i głośno jęcząc przyjęła nadchodzący orgazm.

Teraz. Wychylam się zza framugi, odsłaniając się zupełnie. Jeszcze mnie nie zauważyli, skupieni na Adze, a kiedy zobaczą – będzie za późno. Kilka kroków do przodu, dziesięć metrów do bandytów. Skupienie na celu, ostatnia przymiarka, strzał w głowę kobiety. Huk, czaszka rozpryskuje się bo białej kanapie, krew bryzga na mężczyznę i nagą Agę, kobieta osuwa się martwa.

– Ani ruchu, kurwa! – ryczę mierząc w osłupiałego faceta, który odskakuje od swojej ofiary. Jego penis mięknie w ciągu kilku sekund. Bandzior zerka za bronią, którą jego martwa już szefowa położyła obok kanapy. Mam do niej dużo bliżej, niż on. – Nawet o tym nie myśl. Najpierw odstrzelę ci kutasa, a potem rozwalę łeb. Cofnij się! – mężczyzna posłusznie stąpa do tyłu, gapiąc się na mnie z otwartymi z przerażenia ustami. – Na glebę, leżysz! – rozkazuję. Nie ma reakcji. – Już! – znowu nic, facet zaczyna się panicznie rozglądać. Przenoszę lufę WIST-a z głowy na kolano i strzelam. Mężczyzna, z mikroskopijnym już penisem na wierzchu, pada na twarz i ryczy z bólu. – Jeszcze jeden głupi ruch i skończysz jak reszta. Wiesz, co się stało z Twoim kolegą?

Podchodzę do Agi ciągle celując w bandziora. Jedną ręką podnoszę nieprzytomną z bólu dziewczynę, jednocześnie zabierając szelki z bronią i obejmując ją w pasie wysuwam się z pokoju. Usiłuję posadzić ją na schodach, ale jest kompletnie miękka i przelewa mi się przez rękę. – Kochanie! – krzyczę w kierunku piętra – Wszystko dobrze, chodź na dół.
Na górze rozlega się łomot, Hanka odgarnia barykadę. Zerkam na Agę, która usiłuje się poruszyć, ale nie ma siły. Jest zmasakrowana. Mężczyzna wije się z bólu, jęcząc żałośnie. Ubrana w spodnie i gruby sweter zbiega Hanka, mało nie wywracając się na schodach.
– Kochanie, zajmij się nią, ja sprawdzę, co z Jackiem. Zadzwoniłaś po policję? – pytam, kiedy ona chwyta nieprzytomną, zgwałconą dziewczynę.
– Tak, jadą – wysapała przytulając siostrę. Najwyraźniej w miarę doszła już do siebie.

Podchodzę ostrożnie do skulonego w kącie faceta Agi. Leży w kałuży wymiocin zmieszanych z krwią. Natychmiast musi na stół operacyjny.
– Wybierz mi numer do Waszego ojca – mówię do swojej kobiety – musi tu przyjechać jak najszybciej, przed matką. A ja potrzebuję dobrego prawnika. Sądy nie znają reguł.

Scroll to Top