Rozdział 24 – Sylwester w Londynie

Rozdział 24 – Sylwester w Londynie
Od samego rana nie mogliśmy skupić się na niczym innym, jak wzniesieniu się w ponad chmury samolotem. Nie była to nasza pierwsza powietrzna podróż , ale emocje a przede wszystkim podniecenie sięgały zenitu! Z racji tego, że samolot mieliśmy o ósmej rano, mieszkanie opuściliśmy już po piątej. Na lotnisko dotarliśmy godzinę przed czasem, toteż mieliśmy chwilę, aby odsapnąć od pędu.
– Stresuje się – zaczął Olek.
– Czym? – zaśmiałem się widząc jego wyraz twarzy.
– No wiesz… Niby nie lecę pierwszy raz, ale jakoś tak mnie dusi w żołądku. Poza tym, nie znam nikogo z twojej rodziny. Boję się jak mnie odbiorą.
Faktycznie to mogło stresować Olka. Mam rodzinę w Londynie, stąd też często tam jeździłem. Zazwyczaj tylko w okresie wakacyjnym, aby zarobić parę groszy na swoje wygórowane, jak to mówi moja mama, zachcianki w Polsce. Życie w Londynie otworzyło mnie na moją orientację i pozwoliło zaakceptować takiego jakim jestem. Tam są całkiem inne realia, inna rzeczywistość i inna mentalność ludzi. Nikt nie zwraca uwagi na twoje zachowanie czy na twój wygląd. Może jest to spowodowane tym, że mieszka tam kilka milionów ludzi… W każdym razie życie tam podoba mi się niezmiernie i planuje zaraz po studiach wyjechać w poszukiwaniu pracy. Nie mówiłem jeszcze nic Olkowi, bo boję się jego reakcji. Będę starał się coś wykombinować, aby namówić go na wspólną przeprowadzkę. Nie mogę doczekać się chwili kiedy będziemy razem mieszkać w tej jakże cudownej i tolerancyjnej metropolii! Póki co będę milczał, zobaczymy co czas przyniesie. Wracając do tematu mojej rodziny – oczywiście, że wszyscy wiedzą kim dokładnie jestem! Byli pierwszymi osobami w moim życiu, którym wyjawiłem swoją orientację. W zasadzie nie musiałem tego robić, sami się domyślali, zresztą podobnie jak moja mama. Nie obawiałem się tego, jak przyjmą Olka, bo wiedziałem stuprocentowo, że przyjmą go hucznie i pozytywnie!
– Daj spokój Olly! – przytuliłem go do siebie, ale na zasadzie kumpel z kumplem, bez żadnych czułości. – Zobaczysz, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku! Polubią Cię, na pewno!
– Mam taką cichą nadzieję … – rozchmurzył się trochę.
– Chodź, zbieramy się, dość tego siedzenia, za chwilę otwierają bramki.
– Myślisz, że dolecimy szczęśliwie?
– Nie pieprz głupot, sam się nakręcasz! – szturchnąłem go porządnie w ramię. – Bez przesady. Poza tym, pomyśl jakie to by było romantyczne zginąć razem.
– Oszalałeś?!
– No co… po prostu plotę takie same głupoty jak ty! Vice versa bejbi. – posłałem oczko mojemu ogierowi.

-…Good afternoon passengers. This is the pre-boarding announcement for flight FR8475 to London…
– Nie duś tak mojej dłoni skarbie, bo zaraz mi złamiesz palce. To dopiero początek lotu. Przecież leciałeś już nie raz…
– Przepraszam, po prostu nie cierpię startu i lądowania. Najgorsza część lotu… -westchnął.
– Już za dwie godzinki będziemy w Londynie. – pocieszyłem – I puść moją dłoń do cholery, bo i mnie już powoli wkręcasz w swoją schizę. – zbeształem go i dałem solidnego pstryczka w ucho. – Poza tym ludzie nas obserwują. Wiesz, że tego nie lubię.
Lot mijał całkiem przyjemnie, pomijając fakt, że podczas startu, Olek wbił swoje paznokcie w moją dłoń, co bardzo mnie zabolało i zawyłem.
Ahh i te widoki! Niebo nad Polską było bezchmurne pomimo tego, że była zima. Śnieg wyglądał uroczo, w zasadzie jedna wielka biała plama odbijająca światło w naszym kierunku. Siedziałem w środkowym miejscu, Olek od okna. toteż miał dobry widok. Nawet zrobił kilka ciekawych zdjęć. Nie obyło się oczywiście od tradycyjnego selfie z podnieconymi twarzami. Minęliśmy kilka samolotów, które wydawały się lecieć z prędkością światła. Pierwszy wspólny lot…to było coś. Zastanawiałem się nad tym, czy i kiedy będzie kolejna wspólna podróż. Oby było ich więcej! Wyobraziłem sobie, że lecimy na Kretę, aby w słońcu i cieple plażowego piasku opalać nasze nagie i białe ciała i żeby wypić butelkę czerwonego wina przy zachodzie słońca. Jednak marzenia szybko minęły, gdy tylko pilot ogłosił, że za piętnaście minut lądujemy. Niestety nie była to Kreta, a jedynie zimny i pochmurny Londyn. Ale dobre i to…przynajmniej spędzimy odlotowego sylwestra!
– …Ladies and gentlemen, welcome to London Stanstead Airport. Local time is nine a.m. and the temperature is five degrees…
– I widzisz! Po co tyle strachu, jesteśmy na miejscu kochanie!
– Całe szczęście, nie mogę się doczekać kiedy zrobię pierwszy krok po ziemi.
– Przestań dramatyzować. – Zacząłem się z niego śmiać, co rozśmieszyło go również.
– Nic nie poradzę, że na ziemi czuję się bezpieczniej! Ej nie śmiej się cwaniaku!
– Przynajmniej wiem, że nie jesteś taki odważny za jakiego się podajesz i masz swoje słabości. Widzę, że jeszcze dużo muszę się o Tobie nauczyć. – zaśmialiśmy się.
Godzinę później byliśmy już po odprawie, czekaliśmy tylko na bagaż. Zarezerwowałem wcześniej autobus, żeby prosto z lotniska dojechać do centrum Londynu, bo niestety nie mogliśmy być odebrani przez moją rodzinę. Po odebraniu walizek ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę parkingu autokarów dowożących ludzi do lotniska i z lotniska. Zajęliśmy miejsca na końcu i ruszyliśmy.
– I to jest ten cały Londyn? – usłyszałem rozczarowanie w głosie Olka.
– Przestań histeryzować! Do Londynu mamy prawie sto kilometrów, to, co widzisz, to są jakieś wioseczki.
– Ahh, rozumiem.
Przytuliłem go w autobusie, na co bardzo dziwnie zareagował. Trochę jakby chciał się odsunął i podskoczył.
– Co się dzieje?
– Nooo w zasadzie to nic. Jestem w szoku. Wtulasz się w mój tors publicznie.
– Kochanie mówiłem ci, że Londyn jest całkiem inny niż wszystkie miasta Polski do kupy wzięte. Tutaj nie musisz się ukrywać. Ale też bez przesady z obnoszenie naszych uczuć, hahah!
– Jestem jak najbardziej za, kto wie, może zostanę tu na zawsze.
– A chciałbyś?
– To się okaże do jakiego szczebla okazywania uczuć dobijesz.
– Tyyyy cwaniaku! – warknąłem i uszczypnąłem za nos. – Kocham Cię.
– Ja ciebie też, i dziękuję ci jeszcze raz za ten niesamowity prezent.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Nareszcie dotarliśmy! Autokar porusza się po wyznaczonej trasie, zatrzymując się na poszczególnych przystankach. Ja kupiłem bilet do Stratford. Jednej z moich ulubionych dzielnic. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta! Mieści się tu najlepsze według mnie centrum handlowe Westfield. Uwielbiam zakupy i sprawianie sobie niespodziewanych prezentów, które znacznie poprawiają mi humor i łechtają moje ego ze względu na to, jak prezentuję się w ciuchach z najnowszych kolekcji, które do Polski docierają po długim czasie. Pamiętam te czasy kiedy kuzynostwo wysyłało mi paczki z ubraniami. Wszyscy śmiali się z mojego stylu, natomiast moda angielska docierała dopiero po około dwóch latach. Teraz okres ten skrócił się do półrocznego.
– Ja pierdole… – usłyszałem za plecami głos mojego chłopaka. Odwróciłem się. Jego mina była bezcenna. – Wiesz… nie raz bywałem w wielkim mieście, ale nawet Warszawa nie posiada takiej potęgi. To wszystko wygląda niesamowicie. – zaczął rozglądać się we wszystkie strony tak, jakby chciał zapamiętać każdy kawałek miasta. Faktycznie, Warszawa czy inne miasto Polski nie może równać się do Londynu. Olek dobrze to określił – POTĘGA. Czuć tutaj ogrom przestrzeni i masywne konstrukcje, które mimo, że nie są drapaczami chmur, wyglądają kolosalnie. Każdy element został na pewno idealnie zaprojektowany, toteż wygląda to tak, jak wygląda.
– Dobrze kochanie, idziemy. Obiecuję Ci, że jeszcze oprowadzę cię po tym mieście. W końcu zostajemy tu na tydzień! – to ostatnie zdanie powiedziałem z wielką radością w głosie. Nie było mnie tu raptem pół roku a stęskniłem się za tym miejscem niesamowicie. Wskazałem kierunek drogi Olkowi i udaliśmy się na stację metra. Kolejny szok ze strony Olka.
– Jeeeej, boję się co będzie w centrum skoro tak to wszystko wygląda na końcu miasta. Bo jest to koniec miasta, prawda?
– Niekoniecznie, Londyn ma bodajże czterdzieści cztery kilometry szerokości. Nie pamiętam. Chodź szybciej, bo za chwilę mamy metro. – ponagliłem go.
Po prawie godzinie dotarliśmy do centrum miasta wysiadając na King’s Cross St.Pancreas.
– Tutaj mój drogi – zacząłem opowiadać o tym, co sam zdążyłem się dowiedzieć i zwiedzić mieszkając tu. – Tutaj kręcili Harrego Pottera. Poznajesz ten wózeczek? – wskazałem na wózek zamurowany w ścianie z napisem Platform 9 3/4.
– Nie wierzę! Zrób mi zdjęcie!
Tak jak prosił, tak zrobiłem. Mój boski alvaro wyglądał nieziemsko. Opierając się o wózek, przybrał pozę bożyszcza nastolatków, wypiął pierś do przodu i pochylił się lekko wyprężając pośladki. Już czułem, że dzisiejszej nocy będzie się działo. Wiedziałem, że robi to specjalnie.
– Zrobione! – oznajmiłem – Prowokatorze.
– Co? Nie wiem o czym mówisz. – zaczął się wymigiwać, ale kątem oka dostrzegłem, że się śmieje.
Do mieszkania mieliśmy już tylko piętnaście minut pieszo, ale opuszczając stację metra, nie obyło się oczywiście od kolejnej sesji zdjęciowej z głównym budynkiem w tle. Fakt faktem stacja wygląda niesamowicie. Wysokie strzeliste wieżyczki i masa przeróżnych elementów ozdobnych robiły wrażenie!
– Chodź bo na pewno na nas czekają. – zaniepokoiłem się – Obiecałem ci przecież, że zabiorę Cię tu jeszcze na spacer. Póki co, musimy zanieść bagaże i przywitać się z rodziną.
– Masz rację, na zdjęcia przyjdzie czas. Najważniejsze to zrobić dobre wrażenie na twojej rodzinie, a spóźniając się z mojej winy… nie bardzo.
Stanęliśmy przed wejściem do mieszkania.
– Gotowy? – zapytałem.
– Tak, gotowy. – wziął głęboki wdech. Ja wdusiłem dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły.
– Dominik! – moja kuzynka rzuciła mi się na szyję i porządnie wycałowała. – A to musi być twój chłopak, tak?
– Tak, do mój Olly.
– Cześć Olly, jestem Sara. – Przywitała się z nim trzema buziakami w policzek. – Chodźcie do domu, mama zrobiła już obiad.
– To super, bo umieramy z głodu. – Sara odsunęła się od drzwi i gestem dłoni zaprosiła nas do środka. Gdy tylko Olek minął Sarę, ta szepnęła mi do ucha.
– Skąd ty go wziąłeś?! Cholera, widziałeś jego tyłek?! – przewróciłem oczami – Jasne, że widziałeś, co za pytanie! – wszedłem do środka.
– Dominik, w końcu jesteście!
– Cześć ciociu! – przywitałem się poprzez standardowego buziaka – To jest mój chłopak, Olek.
– No, no…. Powiem ci.. Masz gust chłopie. – poklepała mnie po plecach. – A pan skąd się urwał, panie Olku? Z okładki Playboya? – podeszła do niego, przytuliła do piersi, a potem ucałowała. Olek zaśmiał się uroczo. Widziałem w jego oczach błysk, jego ego urosło przez komplement ciotki. – Idźcie na górę, zostawcie rzeczy i zapraszam na obiad.
Oprowadziłem Olka po mieszkaniu, chciałem aby czuł się jak u siebie. Potem zjedliśmy obiad i udaliśmy się na krótki spacer po okolicy w towarzystwie Sary, która opowiadała o pobliskich zabytkach i innych pierdołach, które słyszałem już milion razy. Olek natomiast słuchał wszystkiego dokładnie i starał się zapamiętać każdy szczegół. Skąd to wiem? Po prostu wystarczyło spojrzeć na jego wyraz twarzy. Jedno wielkie skupienie! Nasze spacerowanie trwało może z dwie godziny, byliśmy zbyt zmęczeni podróżą, aby chodzić dłużej. Niby to tylko samolot lecący dwie godziny, ale do tego trzeba doliczyć podróż z innego miasta na lotnisko, stanie w godzinnych kolejkach i odprawy… na to wszystko idzie zbyt dużo czasu. Wróciliśmy do domu około dziewiątej wieczorem. Zapoznałem Olka z wujkiem, który był w pracy, potem spędziliśmy miło czas rozmawiając. Opowiedziałem całą historię związaną z Łukaszem i jego ośrodkiem odwykowym, na co ciotka zareagowała płaczem. Rodzina wiedziała jakie jest z niego ziółko, ale nie zdawali sobie sprawy, że zaszło to tak daleko. Na szczęście wszystko się zmieniło, Łukasz wrócił do rodziny.
– Myślisz, że nas usłyszą? – zapytał niepewnie Olek, gdy już leżeliśmy w łóżku.
– Coś ty, możemy działać. – uśmiechnąłem się i utuliłem jego głowę tuż przy mojej klatce piersiowej.
– Dziś chciałbym, abyś to ty był górą.
– Co? – odpowiedziałem trochę zszokowany. – Jesteś tego pewien?
– Jak niczego innego.. – zapewnił.
Długo nie musiał mnie namawiać. I tak już mieliśmy sprzęty gotowe do działania, w zasadzie cały dzień puszczaliśmy sobie jednoznaczne oczka i spojrzenia. Kilkakrotnie nawet udało mi się uszczypnąć Olka za pośladki, co bardzo mu się podobało. Dlatego grę wstępną opuściliśmy. Zdjąłem z nas kołdrę, która wylądowała na podłodze, a sam zarzuciłem sobie nogi Olka na swoje barki.
– Tylko ostrożnie, dobrze? Wiesz, że nie jestem do tego przyzwyczajony.
– Jasna sprawa kochanie, – szepnąłem do ucha i pocałowałem go namiętnie. – Wiem, że nie lubisz w czoko. -obaj się zaśmialiśmy.
Chwyciłem lubrykant z walizki obok, posmarowałem nim swojego członka i miejsce rozkoszy mojego chłoptasia. Wchodziłem bardzo powoli i ostrożnie. Olek złapał mnie w pewnym momencie za biodra i lekko odsunął do tyłu. Nie wycofałem się, ale odczekałem chwilkę, aby ponownie móc kontynuować. W końcu najgorsze minęło, a my mogliśmy się oddawać przyjemności. Długo czekałem na ten moment… Dopadła mnie wtedy refleksja na temat stosunku dwóch mężczyzn. Bo dlaczego jest tak, że osoba pasywna zawsze musi być tą, która daje? Mimo wszystko, miłość dwóch facetów powinna być na tej zasadzie, że zarówno jeden jak i drugi powinien oddawać swoje ciało i dawać rozkosz innym. Często odwiedzałem różne fora, na których faceci żalili się, że ich partnerzy nie chcą być pasywami, a oni sami czują się wykorzystani. Czy to jest fair? Wydaje mi się, że nie, Ale wracając do naszego seksu – ten był niesamowity. Oddałem się całkiem innym zmysłom i poczuciu zaspokojenia niż zwykle. Mój penis pulsował w środku, w ciepłym i wilgotnym wnętrzu, sprawiając, że orgazm osiągał maksimum. Na twarzy Olka też widziałem zaspokojenie inne niż zwykle. Widocznie potrzebował tego, abym go – brzydko mówiąc – przeleciał. Zacisnąłem dłoń na jego jądrach ciągnąc je w dół, gdy ten poddawał się masturbacji. Nasz stosunek nie trwał długo, byliśmy zbyt mocno podnieceni całodobowym siedzeniem obok siebie i dawaniem sobie wzajemnych sygnałów z podtekstami seksualnymi, niekiedy bardzo zboczonymi. W pewnym momencie poczułem ciepło rozlewające się po moim torsie i dłoniach. Specyficzny zapach uderzył w moje nozdrza, toteż doszedłem zaraz po Olku, zalewając go porządną dawką spermy. Udało mi się wykonać kilka ruchów biodrami więcej niż zwykle, aby w pewnym stopniu przedłużyć orgazm. Było niesamowicie. Oczywiście mój fetysz powrócił i nie mogłem powstrzymać się od zlizania nasienia Olka ze swoich dłoni. Powiem więcej, po zaspokojeniu się jego dawką, sięgnąłem palcem po swoją, która wypływała z wnętrza Olka. Wsadziłem nawet palca głębiej i wyciągnąłem resztki ze środka.
– Chyba muszę się leczyć – stwierdziłem półtonem, gdy już leżeliśmy wtuleni w nagie, spocone ciała.
– Przesadzasz, mnie bardzo się to podoba.
– Serio?
– Serio. – Pocałował mnie – Ja też mam fetysz.
– Co? Jaki? Nic mi nie mówiłeś.
– Ozolagnia.
– Co to jest do cholery?
– Jakby ci to powiedzieć. Lubię wąchać twoje intymne miejsca, wtedy bardzo się podniecam. – odpowiedział troszeczkę speszony. – Wiesz… nawet kilka razy kiedy spałeś, zdarzyło mi się zsunąć twoje bokserki i porządnie cię obwąchać. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – dodał.
– No coś ty… Myślałem, że jest coś ze mną nie tak, ale skoro ty też masz fetysz, czuję się szczęśliwy, a przede wszystkim uspokojony.
Zasnęliśmy szybko, nawet nie wiem kiedy.
Przyszedł kolejny dzień! Szybko się zabraliśmy i wyruszyliśmy w miasto. Dziś tylko ja oprowadzałem Olka. Zabrałem go pod London Eye, pod pałac Buckingham, Hyde Park, nie obyło się oczywiście od ChinaTown i gejowskiej dzielnicy Soho. Tutaj Olek przeżył największy szok, bo złapałem go za rękę i mogliśmy legalnie spacerować, bez żadnych komentarzy ze strony przechodniów. W zasadzie roiło się tu od par homoseksualnych. Olek był w siódmym niebie, ja podobnie! Nawet uhonorowaliśmy to namiętnym pocałunkiem na środku chodnika. Coś niesamowitego!
– Chciałbym aby było więcej takich chwil. – powiedział.
– Ja też. Wiesz… Nigdy ci tego wcześniej nie mówiłem, bo bałem się zaczepiać ten temat, ale od zawsze planuje wyjazd do Londynu zaraz po skończeniu studiów.
Na jego twarzy pojawił się niepokój.
– Oczywiście, rozpatruję ten wyjazd biorąc pod uwagę i ciebie.
– Uff. Ulżyło mi. Wydaje mi się, że to nie głupi pomysł. – nutka radości zagościła w jego głosie- Bardzo mi się tu podoba. Pojadę wszędzie tam, gdzie będziesz ty. Kocham Cię przecież i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
– Dziękuję! Naprawdę cieszę się, że ci to powiedziałem. Zależało mi na tej rozmowie. – ścisnąłem jego dłoń mocniej i pocałowaliśmy się.
Wróciliśmy do domu bardzo zmęczeni. Chciałem pokazać Olkowi jak najwięcej, dlatego nie używaliśmy komunikacji, a trasę pokonaliśmy pieszo. Ciotka zrobiła kolację. Mimo, że nie byliśmy głodni, bo odwiedziliśmy chińską restaurację na Soho, nie chcieliśmy robić jej przykrości i zjedliśmy raz jeszcze.
– Dziękujemy ciociu. – zacząłem. – Było naprawdę dobre, ale uciekamy spać, padamy na twarze. A nie możemy być przecież zmęczeni jutro na imprezie sylwestrowej!
– Nie wiem co się z wami dzieje. Wy młodzi nie powinniście odczuwać zmęczenia! – zaśmiała się – Jak ja byłam w waszym wieku…
– No, no! Już może nie kończ. – zaprotestował wujek wprawiając wszystkich w śmiech.
Poszliśmy na górę i padliśmy na łóżko.
W końcu przyszedł tak długo oczekiwany czas! Nie wiedzieliśmy jeszcze dokładnie gdzie znajduje się klub, w którym ma odbywać się impreza noworoczna, bo wszystko zorganizowała Sara. Mimo wszystko podchodziliśmy do tego z wielkim entuzjazmem.
– Myślisz, że ta koszula pasuje? – zapytał mnie Olek wpatrując się w lustro.
– Kochanie, to jest sylwester, nie pogrzeb. – odpowiedziałem z grymasem. – załóż coś żywszego, bardziej kolorowego.
– Masz rację. Ale przyznaj, że wyglądam seksownie w tym czarnym.
– Nie kuś, oj nie kuś!
Dwie godziny później staliśmy już pod klubem. Sara zaprosiła kilku swoich znajomych, co dało nam okazję do sprawdzenia swoich umiejętności językowych. Dogadywaliśmy się nawet dobrze, bez żadnych problemów, a jeśli mieliśmy problem ze zrozumieniem zdania, prosiliśmy Sarę o pomoc. Impreza zaczęła się o godzinie dwudziestej. W klubie znajdowało się około dwustu osób wszelkiej narodowości. DJ grał house i typową muzykę klubową, czyli remixy znanych piosenek. Zdążyłem się rozeznać, że nie jesteśmy jedną parą homoseksualną, co dodało mi otuchy.
– Zatańczysz ze mną? – zapytałem Olka, gdy usłyszałem kawałek z Dirty Dancing w całkiej niezłej przeróbce. – Jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji razem zatańczyć.
– Ale ja nie potrafię.
– Widzę, że dobrze sobie radzisz na parkiecie więc nie przejmuj się… Na pewno nic nie stracisz.
– Ok. Ale ty prowadzisz! – zaśmialiśmy się ze względu na to jak to zabrzmiało.
– Czyli ty jesteś kobietą, tak?
– No wiesz?!
– Oj przecież żartuję. Dawaj łapy, bo zaraz piosenka minie. – ponagliłem go.
Chwyciłem jego dłonie i przybliżyłem do siebie. Czułem wolność. Bardzo dużą wolność. Nikt nie zwracał na nas uwagi, nawet spotkaliśmy się z kilkoma pozytywnymi komentarzami i paroma puszczonymi oczkami w naszym kierunku. Muszę przyznać, ze bardzo dobrze nam szło. Kilka razy obróciłem Olka, wykonaliśmy parę seksownych ruchów ocierając się kroczami, a nawet wskoczyłem mu na biodra oplatając swoje nogi z tyłu jego pleców. Piosenka niestety szybko minęła, ale największą niespodziankę sprawiła nam Sara oznajmiając, że wszystko ma nagrane i uwiecznione w swoim telefonie. Będziemy mieć świetną pamiątkę!
Czas mijał bardzo szybko, nie spostrzegliśmy, a wybiła już jedenasta. Nie ukrywam, że byłem już dość mocno wstawiony, podobnie Olek, dlatego zestopowaliśmy z piciem.
– Hi! I do like the way you dance. Would you like to dance with me? – usłyszałem głos dziewczyny, która poprosiła mnie o wspólny taniec. Po akcencie śmiało mogłem poznać, że jest włoszką.
– Yeah, why not?! – Chwyciłem jej delikatne dłonie i zatraciłem się w transie muzyki. Uwielbiam tańczyć w parach.
Po skończonym utworze podziękowała mi, a ja nie pozostałem jej dłużny i pocałowałem w dłoń.
– Where are you from man? – zapytała.
– Poland! – krzyknąłem, bo muzyka grała zbyt głośno.
– Can I have your number, please? I really like you!
– Sorry but my boyfriend wouldn’t like this idea. He is just behind you watching us.
– Oh! – zrobiła zszokowaną minę. – So you are gay, aren’t you?
– Yes, I am.
Dziewczyna jeszcze raz podziękowała za wspólny taniec i zrezygnowana odeszła. Zrobiło mi się trochę jej żal. Prawdopodobnie przyszła tu sama z nadzieją, że kogoś pozna, a gdy już poznała, dostała kosza. I to na dodatek od geja.
Wybiła północ a wraz z nią czas odliczania do Nowego Roku. Każdy odliczał krzycząc w niebo głosy, by na koniec zadowolić swój wzrok fajerwerkami i lejącym się szampanem.
– Niedawno spędziliśmy wspólne święta, przedwczoraj odbyliśmy nasz pierwszy lot, wczoraj pierwszą wycieczkę, dzisiaj pierwszy taniec, a to nasz pierwszy wspólny sylwester. Kochanie, mam nadzieję, że kolejny rok będzie jeszcze lepszy od tego, którego właśnie żegnamy. Życzę ci wytrwałości i cierpliwości ze mną, aby kolejny rok był najwspanialszym jaki dotąd przeżyliśmy. – wzniosłem kieliszek do góry i ucałowałem mojego Olka.
– Dziękuję, to naprawdę ładne podsumowanie tych kilku miesięcy spędzonych razem. – pocałował mnie namiętnie.
Zabawa trwała do godziny czwartej nad ranem. Usatysfakcjonowani imprezą i zalani w trupa, wróciliśmy do domu.
– Masz ochotę na małe co nieco? – wybełkotał Olek ściągając z siebie ciuchy.
– Wybacz, nie dam rady. Poza tym mam problemy z osiągnięciem wzwodu po alkoholu więc nie wiem czy coś z tego by wyszło.
– Wybaczam! – runął na łóżko jak długi i po chwili zasnął.
Pobyt w Londynie mijał za szybko! Na szczęście zdążyłem pokazać większą część miasta i zabytki, które bardzo przypadły do gustu Olka. Starałem się w jak najlepszych barwach przedstawić mieszkanie w tym mieście, aby jak najlepiej przygotować Olka do przeprowadzki po ukończeniu moich studiów. Dzień po sylwestrze spędziliśmy w domu nie wyściubiając nosa nawet na chwilę. Siła wyższa – kac… Kolejny i już ostatni postanowiliśmy spędzić w muzeum figur woskowych, w których zrobiliśmy masę zdjęć. Nie obyło się od One Direction. Koniecznie musiałem przytulić się do Liama! Nie jestem zagorzałym fanem ich muzyki. Bardziej lecę na ich wygląd.
W końcu przyszedł czas wylotu. Z samego rana opuściliśmy mieszkanie żegnając się wcześniej z domownikami. Dostaliśmy zaproszenie na jak najszybszy termin. Ciotce bardzo spodobał się Olek więc śmiała nawet powiedzieć, że jeśli ja nie będę mógł jechać, to żeby przyleciał sam.
– Mówiłem, że przypadniesz im do gustu! – powiedziałem, gdy dotarliśmy już na lotnisko.
– Miałeś rację, niepotrzebnie się martwiłem. To naprawdę świetni ludzie. Będę za nimi tęsknić.
W pewnym momencie doznałem szoku, tak silnego, że upuściłem walizkę. Nie wierzyłem własnym oczom.
– Co się dzieje Dominik?
Podniosłem dłoń w kierunku ludzi odprawiających się do Barcelony. Twarz Olka wydawała się być równie zszokowana, jak i moja. Przez dłuższą chwilę nie wydusiliśmy ani słowa, nie potrafiliśmy. Przypatrywaliśmy się, czy oby na pewno nam się nie wydaje. Ale co dwie pary oczu to nie jedna.
– Widzisz to, co ja? – wydusił z siebie.
– Jeśli ty to widzisz, to ja też.
W kolejce stał Kamil, który w pośpiechu zbierał swoje rzeczy z taśmy bagażowej. Prawdopodobnie był spóźniony albo po prostu nas zobaczył i nie chciał się skonfrontować. Nie mieliśmy żadnych wiadomości od chwili jego wyjazdu. Nie wiedziałem nawet czy w ogóle żyje. Dobrze było go zobaczyć, bo przynajmniej uspokoiło to moje wyobrażenia na temat jego śmierci.
– A więc leci do Barcelony. Myślisz, że tam mieszka?
– Nie wiem. – odpowiedział oschle Olek.
– Wciąż jesteś na niego zły, prawda?
– A ty byś nie był?
– Oczywiście, że bym był. Ale minęło już trochę czasu, może warto zapomnieć?
– Przemyślę to.

Scroll to Top