Rozdział 27 – Majówka

Rozdział 27 – Majówka
– Olek! To nie tak! Proszę wysłuchaj mnie! – wybiegłem za nim na klatkę schodową cały we łzach. Moje dłonie błądziły ślepo po włosach wyrywając je z nerwów. – Kochanie, proszę, poczekaj! – Ten jednak nie czekał. Nic nie powiedział. Nawet nie odwrócił wzroku. Nie wiem co było gorsze. To że na mnie nie patrzył, czy to, że nic nie mówił. Ale co miał mówić? Wszystko było jasne. Przyłapał mnie. Cholera! Miał zostać dłużej w domu u rodziców! Nie… Nie mogę go obwiniać. To moja wina. Po jakiego … za przeproszeniem, zapraszałem Kamila do własnego mieszkania?! Naiwniak ze mnie. – Wszystko ci wyjaśnię! Tylko nie odchodź, proszę! – Starałem się go dogonić, ale pomimo moich wysiłków, miałem wrażenie, że ma magiczną moc, która niesie go po schodach w zastraszającym tempie.
– Co chcesz wyjaśnić? Tu nie ma co wyjaśniać. Zdradziłeś mnie. I to na moich oczach… A wiesz co jest w tym najgorsze? To, że nie wiem od jak dawna to trwa… Jak długo mnie okłamujesz? Jak długo robisz ze mnie rogacza? Powiedz mi, warto chociaż? Co, jest lepszy ode mnie?
– Co ty wygadujesz… Nie jest lepszy, dobrze wiesz, że cię kocham. Z Kamilem to tylko seks. Nic do niego nie czuję. Absolutnie nic!
– To będziesz mógł zacząć coś czuć, bo ja odchodzę! Nigdy mnie nie zobaczysz, mogę ci to obiecać. Jesteś frajerem! Rozumiesz?! Potwornym kłamcą! – Jego krzyk odbijał się echem po wszystkich piętrach. – Nie chcę cię znać! Brzydzę się tobą! – podszedł bliżej i plunął mi w twarz- Pierdol się!
Stałem jak wryty. Ślina Olka spływała mi z policzka. W głowie wciąż miałem obraz jego wściekłej, rozczarowanej i zapłakanej twarzy. Miałem wrażenie, że echo wciąż powtarza jego pełen bólu i cierpienia głos. Wytarłem rękawem policzek i ruszyłem schodami w górę. Dziś wydawały się być nieskończone, a wejście na nie było podróżą. Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Osunąłem się na ziemię. Skuliłem nogi i zacząłem płakać. Wyrzuty sumienia w końcu się odezwały. Szkoda, że tak późno to zrozumiałem! Straciłem właśnie to, co kochałem najbardziej. W zasadzie straciłem wszystko. Przegrałem życie. Podniosłem się z zimnej posadzki i ruszyłem w kierunku balkonu. To było jedyne rozwiązanie tej sytuacji. Nie będę już zatruwać życia Olkowi, a Kamil w końcu pogodzi się z brakiem mojej obecności. Idealne rozwiązanie dla wszystkich, czyż nie? Kilka kroków dzieli mnie od zakończenia swojej marnoty. Nie czuję strachu. Wiem, że robię dobrze. Wszedłem do pokoju, rzuciłem krótkie spojrzenie Kamilowi, który wyglądał na przerażonego całą sytuację. Zapewne obwiniał się o wszystko. Chwyciłem za drzwi balkonowe i ostatnie co usłyszałem, to krzyk Kamila. Koniec? Nie sądzę!
Obudziłem się z krzykiem i calusieńki mokry. Każdy, nawet ten najmniejszy mięsień drżał z niewyobrażalną intensywnością. Miałem wrażenie, że zaraz połamie mi to kości.
– Jezus, Maria! Co się dzieje?! – usłyszałem głos Olka tuż obok. Spojrzałem na niego.
– To tylko sen, sen, to, tylko, sen. – Powtarzałem jak w letargu starając sobie wszystko wyjaśnić i poukładać.
– Chodź do mnie. – zamruczał i przyciągnął mnie do siebie tuląc do swej klatki piersiowej. – Przy mnie nic ci nie grozi. – zapewnił.
Czułem się paskudnie. Nie mogłem tego dłużej ciągnąć. Muszę to wszystko zakończyć raz na zawsze! W pamięci wciąż miałem zrozpaczoną twarz Olka i jego ostatnie słowa, które zabolały najbardziej. Wcale się nie dziwię, że mógłby się mną brzydzić… Sam postąpiłbym tak na pewno! Przez kolejną godziną, może dwie, starałem się zasnąć. Bezskutecznie. Czułem, że coś się kroi…
– Olly, nie widziałeś mojej czerwonej koszuli w kratę? Nie mogę jej znaleźć.
– Nie mam pojęcia. Sprawdź w koszu na pranie.
– Faktycznie. Cholera, muszę ją wyprać.
– Po co ci koszula na majówkę?
– Mam jechać w dresie? To, że jedziemy do lasu nie oznacza, że mam wyglądać jak wieśniak.
– W sumie racja. O której wyjeżdżamy?
– Tośka mówiła, że w południe, bo Marta z Piotrkiem mają jeszcze zajęcia.
– To zdążę się wyspać! – odpowiedział uradowany. – Nawet nie wiesz jak się cieszę na ten wyjazd.
– Wiem, wiem… Sam jestem podekscytowany. Dawno nigdzie nie byliśmy ze znajomymi. Już zapomniałem jak wyglądają. – zaśmiałem się.
– Nie ładnie z twojej strony.
Kończyliśmy już nasze pakowanie. Wyjeżdżamy tylko na trzy dni a bagaże wydają się być ogromne. Ale z drugiej strony co nas to kosztuje skoro jedziemy własnym autem. Poza tym trzeba być przygotowanym na różne ewentualności. Co jeśli pogoda się popsuje albo poplamię czy podrę swoje ciuchy? Muszę mieć na zmianę.
– Mazury! Nadchodzimy! – Olek wypiął pierś do przodu i zrobił gest zwycięstwa.
– Muszę uspokoić trochę twój entuzjazm. – zbiłem go z tropu.
– Czemu?
– Wiesz, że mamy cały domek dla siebie, ale nie ma w nim pokoi. Dlatego wszyscy będziemy siedzieć sobie na głowie.
– Serio? – spochmurniał – a już myślałem, że będziemy mieć noce pełne rozkoszy tylko dla siebie.
– Niestety. Ale dla chcącego nie ma nic trudnego, nie?
– Co masz na myśli?
– No nie wiem… Molo nocą, a może jakieś szuwary?
– Ty zbereźniku! – klepnął mnie w plecy, gdy siedziałem po turecku wybierając ostatnie ciuchy. Usiadł za mną i objął mnie od tyłu. – Nie chcesz trzymać mnie za rękę w miejscu publicznym, a chcesz uprawiać seks? Co za zmiana?
Zmieszałem się trochę. – Yyyymmm… Żadna zmiana, po prostu fajnie doświadczyć czegoś nowego, poza tym będzie ciemno! – Wyrwałem mu się z objęć i wstałem.
– No dobrze. Rozumiem. Cieszę się, że robisz postępy. – uśmiechnął się. Jego srebrne oczy były takie ciepłe… Nie mogę go oszukiwać. Cholera! Znowu pomyślałem o Kamilu. Ten człowiek zabiera mi życie, wypija krew, jest jak pasożyt.
– Gotowy? – zapytałem.
– Tak. Jestem już spakowany.
– Może coś zjemy? – zaproponowałem chińczyka, ale Olek stwierdził, że ma ochotę na Mc’Donalds. Nie jestem fanem tych śmieci, ale czego nie robi się z miłości.
Drogę powrotną spędziliśmy na spacerze po pobliskim parku. W powietrzu dało się czuć zapach świeżości lekkiego, wiosennego wiatru. Na drzewach swoje nowe gniazda zaczęły budować ptaki, które powróciły z ciepłych krajów, i które z pewnością już za jakiś czas założą rodzinę, aby swoim wesołym śpiewem budzić nas o świcie. Na trawie zakwitły już stokrotki, z których mała dziewczynka wraz z mamą robiły wianek. Obok jakiś pan rzucał patyk swojemu psu wydając mu rozkazy. Grupka dzieciaków grała w piłkę wykonując przy tym masę różnych okrzyków. Park tętnił życiem. Uwielbiam tę porę roku. Wszystko wydaje się być prostsze. Niestety nie moje życie.
– Co się dzieje Dominik? Jesteś jakiś… nieobecny?
– Nieee… nic. Tak po prostu rozmyślam.
– No to może zdradzisz mi o czym tak rozmyślasz?
– O życiu.
– Hmmm. Widzę, że nie chcesz o tym gadać. Ok. Ale pamiętaj, że mnie zawsze możesz wszystko powiedzieć. Rozumiesz? – złapał mnie za bark, bo wiedział, że dłoń nie jest dobrym pomysłem.
– Tak, wiem. Kocham Cię Olly. – Przystanąłem i popatrzyłem mu w oczy. Nie wiem czemu, ale pod wpływem jakiegoś impulsu pocałowałem go czule w usta. Zdezorientowany Olek wytrzeszczył oczy, ale nie odsunął się jak zwykł to zawsze robić. Nasz pocałunek trwał kilka sekund, ale zarówno dla mnie jak i dla niego, był czymś nowym. Wkraczaliśmy na nowy etap naszego związku. To był dla nas znak, że stajemy się dojrzalsi i zdecydowani co do naszych uczuć. Para dwóch dziewczyn, która nas mijała zachichotała piskliwym głosem i skomentowała między sobą, że jesteśmy cudowni i że nam zazdroszczą.
– To… to było cudowne! – powiedział oszołomiony.
– Wiem. Nowy krok, co?
– Zdecydowanie!

***Kamil***

– Stary, powiedz mi, co mam zrobić?
– Nie wiem. Ale nie rób tego o czym właśnie mi powiedziałeś. Mam nadzieję, że nie jesteś aż tak pojebany!
– Dzięki kurwa. Naprawdę mogę na ciebie liczyć.
– Ja pierdole! Człowieku, a co mam ci powiedzieć?! Chyba nie liczysz na to, że będę za rozwaleniem komuś związku.
– Ale to jedyne rozwiązanie, aby Dominik był ze mną!
– Skąd masz taką gwarancję? Wydaje mi się, że przez to co zamierzasz, znienawidzi cię jeszcze bardziej. Ale ja się w to nie wpierdalam. Rób co chcesz.
– Muszę to jeszcze przemyśleć. Nie mogę patrzeć jak Dominik marnuje się przy Olku. Ze mną miałby wszystko! Zabierałbym go na wakacje, kupował o co by tylko poprosił.
– Czy ty myślisz, że o to w tym wszystkim chodzi? Pieniądze to nie wszystko! Może właśnie dlatego jesteś skreślony z jego listy, może ma inne potrzeby niż tylko hajs. Zastanów się. Ja spadam, mam robotę.
– Ok. Nara.
– Cześć.

***Majówka***

Nasz domek nie był wielkich rozmiarów, ale zdecydowanie było w nim dużo miejsca, żeby rozłożyć nasze bagaże. Pięć osób, pięć łóżek. Co nie oznacza, że nie możemy wraz z Olkiem spać razem. Od razu zsunęliśmy łóżka, aby móc przytulić się do siebie, gdy będzie nam zimno. Pogoda nas rozpieszczała. Dwadzieścia pięć stopni! Lepszej majówki nie mogliśmy sobie wyobrazić.
– To co, rozpalamy ognisko? – zaproponowała Marta.
– Nie za wcześnie? – zapytał Piotrek.
– Racja, poczekajmy jeszcze trochę. Poza tym musimy nazbierać drewna. – powiedziałem.
Po chwili ruszyliśmy w poszukiwaniu opału w lesie.
– Kusisz… – skomentowałem, kiedy zobaczyłem, że Olek ściągnął koszulkę. Jego półnagie ciało, a przede wszystkim tors i zarys kaloryfera na brzuchu dawał mi ostro w kość.
– I o to chodzi!
– Przestań. Nie chcę mieć awarii. – zaśmiałem się. – Skupmy się na drewnie.
– I co teraz? – zapytał dusząc mnie do drzewa.
– Pocałuj mnie.
– Już się robi. – Nasze usta gnały jak oparzone. Czułem lekki zapach potu Olka. Jego dłonie powędrowały na moje krocze. Rozkręciliśmy się na całego, gdy usłyszeliśmy chrząknięcie za naszymi plecami.
– Nie chce wam przeszkadzać, ale powoli robi się ciemno. – Piotrek zasugerował, że czas najwyższy na zebranie odpowiedniej ilości drewna. – Chyba nie chcecie szukać go po nocy?
– Yyyymmm… tak. Oczywiście, że tak. – odpowiedział zmieszany Olek. – Już się zbieramy. – Posłał mu zbywający uśmiech. – Musiał akurat teraz przyjść? – szepnął mi do ucha zdenerwowany.
– Słyszałem! – krzyknął Piotrek oddalony już o kilka metrów dalej.
– I dobrze! – Olek nie pozostał mu dłużny.
– Przestań. Zachowujesz się jak dziecko. On ma rację, weźmy się za robotę. – pouczyłem go. – A nasze dzieło dokończymy wieczorem, obiecuję. – Pocałowałem go raz ostatni i ruszyliśmy głębiej w las.
Wspólnymi siłami udało nam się nazbierać odpowiednią ilość, która z pewnością wystarczy nam na całą noc. Piotrek z Tośką wzięli się za rozpalanie, podczas gdy ja z Martą przygotowywaliśmy kiełbaski. Olek postanowił, że jako największy samiec alfa w tym towarzystwie ociosa kije do pieczenia kiełbasy. I tak oto podzieleni obowiązkami rozpoczęliśmy naszą majówkę na dobre.
– Kto ma ochotę na piwo? – zapytała Marta, gdy już wszyscy siedzieliśmy wokół ogniska.
– CO ZA PYTANIE?! – odpowiedziała oburzona Tośka. – Chyba po to tu przyjechaliśmy. No… Może nie po to, żeby się upić, ale zdecydowanie po to, aby odpocząć od zgiełku miasta i zregenerować siły.
Marta bez słowa wstała i przyciągnęła małą, przenośną lodówkę, w której znajdowały się idealnie schłodzone browary. Rozdała po jednym każdemu i zaczęliśmy nadrabiać nasze koleżeńskie znajomości opowiadając o sobie i swoich planach na przyszłość.
– Nie zapomniałeś czegoś? – Olek szturchnął mnie i zrobił dziwną minę.
– Yyyymmm… nie?
– Na pewno?
Nikt nie wiedział o co chodzi Olkowi, toteż zrobiła się cisza. Każdy patrzył po sobie czekając na wyjaśnienie sprawy.
– Chyba tak. O co chodzi?
– Jeeeeeeej, jaki ty jesteś mało domyślny. Pamiętasz co mi obiecałeś?
– Teraz?
– No teraz, a kiedy?
Udałem się w kierunku auta i sięgnął do bagażnika, z którego wyciągnąłem gitarę.
– Oooo tak! – krzyknęła Tośka z wielkim entuzjazmem. – Zaśpiewajmy nasz utwór, co?
– Jasna sprawa! – dostroiłem gitarę i zacząłem szarpać struny w rytm piosenki, którą zawsze śpiewaliśmy z Tośką podczas ognisk klasowych. Nasze głosy harmonijnie współgrały ze sobą. Wszyscy byli wpatrzeni w płomienie, które kołysały się wraz z lekkim powiewem wiatru. Wytworzyliśmy naprawdę miłą atmosferę. Nie obyło się od braw i pełnych podziwu opinii. W zasadzie wszyscy kierowali to pod moim adresem. Według nich marnuje swój talent i wraz z Tośką powinienem występować na scenie.
– Zawsze mu mówiłam, ma niesamowity głos. – skomentowała krótko.
Dźwięk gitary niesionej przez pobliskie jezioro niósł się na drugi brzeg przez kolejną godzinę. Słońce całkowicie zaszło za horyzont, a nad jeziorem pojawiła się mgła tworząc tym samym niesamowicie magiczną atmosferę. Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale piliśmy już czwarte piwo. Powoli zaczęło kręcić mi się w głowie. Śmiechy i wygłupy nie miały końca. Potrzebowałem chwilę odpoczynku, dlatego wstałem i udałem się w kierunku jeziora. Ciepłe deski mola rozgrzane podczas dnia grzały moje nagie stopy. Usiadłem na końcu i spuściłem nogi. Niestety woda była jeszcze zbyt zimna, dlatego szybko zrezygnowałem z tego pomysłu i usiadłem po turecku.
– Wszystko gra? – usłyszałem głos Olka za plecami.
– Jasne. Po prostu źle się czuję.
– Chyba za dużo wypiłeś, co? Dawno nie piliśmy…
– Chyba tak.
– Daj tą butelkę. – zabrał mi butelkę z piwem i wylał do jeziora. – Nie pij już. – Kocham go. Jest taki opiekuńczy. Zawsze wyczuje, gdy coś jest nie tak. Mój pocieszyciel.
– Przytulisz mnie? – zapytałem.
– No pewnie, chodź, przysuń się do mnie.
Usiadłem pomiędzy jego nogami. Oparł podbródek o moje ramię i utkwiliśmy w takiej pozycji na kilka dobrych minut. Blask ogniska oświetlał widok przed nami. Mgła robiła się co raz gęstsza i toczyła się powoli w naszym kierunku. Po drugiej stronie jeziora widzieliśmy kilka innych rozpalonych ognisk, które sugerowały, że nie jesteśmy tu jedynymi wczasowiczami. Czułem się jakoś bezpieczniej z wiedzą, że nie jesteśmy sami po środku lasu. Ciepło ciała Olka sprawiało, że czułem się potrzebny, że mam dla kogo żyć. Na pewno każdy zna takie uczucie, prawda? Przyłożył teraz podbródek do mojej szyi, delikatnie ją drażniąc swoim zarostem.
– Wiesz… – zaczął powoli i niepewnie – Nie mam ochoty na seks, tak jak wcześniej to planowaliśmy. Wystarczy twoja obecność, twoje ciepło. Popatrz… Jesteśmy tu sami, pośrodku lasu, nad jeziorem. Tylko ja i ty i morze gwiazd. Czy to nie cudowne?
Wiedział co, i kiedy powiedzieć. Poczułem gęsią skórkę na ciele. To było takie romantyczne!
– Ładnie to określiłeś. Ja, ty i morze gwiazd. – Spojrzeliśmy w niebo, na którym rzeczywiście widniały tysiące gwiazd a dodatkowy blask dawał księżyc. – Przytul mnie mocniej, robi się chłodno. – Poprosiłem go. Bez zbędnych słów oplótł swoje dłonie na moim brzuchu a nogami ścisnął moje boki. Nic więcej mi nie trzeba. Czas płynął powoli, można było nawet stwierdzić, że zatrzymał się całkowicie. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Wzajemna obecność wystarczyła nam w zupełności.
– Czujesz?
– Co? – zapytałem zdziwiony.
– Moje serce, bije tak mocno. Wiesz dlaczego?
– Hmmm?
– Bo bije dla ciebie. – złapał głębszy oddech. – Dominik, chciałbym abyśmy tak trwali wiecznie, wiesz? Powtarzam się, ale chcę żebyś wiedział, że zawsze będę cię kochał. Nigdy nie przytrafiła mi się taka miłość, jak ta.
– Dziękuję. To wiele znaczy. I wiesz co? Chcę żebyś wiedział to samo. – odchyliłem lekko głowę do tyłu, aby mógł mnie pocałować.
Niby mało wyszukany tekst, ale dawał na prawdę dużo nadziei i miłości. Czasem najsłabsze teksty miłosne mogą wiele zmienić.
Ta noc trwała zbyt krótko. A może to my straciliśmy rachubę czasu? Zaczęło świtać. Zza koron drzew na końcu jeziora wstawało słońce. Było tak piękne… Czerwone… Ptaki zaczęły swoje poranne śpiewy, a mgła pokryła nas całych. Molo, na którym siedzieliśmy, do połowy było okryte białym mlekiem. Wschodzące co raz wyżej promienie zmusiły ją do opadania i rozpłynięcia się w gęstym lesie, niosąc tym samym nową nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro. Noc powoli wycofywała się z tej bitwy. Jasność panuje nad ciemnością, zawsze.W końcu zapadła cisza. Bezdźwięk głęboki na tyle , bym usłyszał kłótnię myśli. Zrobiło mi się siebie żal. Próbuję zagłuszyć wrzask w mojej duszy. Jest to jedyne miejsce, gdzie mogę szukać zapomnienia . W rozległej ciszy słyszę tylko powiew wiatru. Dmucha mi w oczy, które napełniają się łzami. Przymykam je, by uniknąć chłodu i powstrzymać łzy. Cholerny powiew, przywiał złe wspomnienia! Nie mogłem się rozkleić, nie tutaj, nie z nim.
– Idziemy spać, co? – zapytałem.
– Idziemy. – Wstał i chwycił moją dłoń.
Obudziłem się pierwszy. Spojrzałem na telefon, było południe. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym jak się okazało byliśmy sami. Całą trójkę gdzieś wywiało. Wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi, jednak na zewnątrz nikogo nie było.
– Co się dzieje? – Zapytał zaspanym głosem Olek.
– Nie wiem, nikogo nie ma.
– Może poszli do sklepu… Chodź, przynajmniej mamy chwilę dla siebie.
Chwyciłem sok pomarańczowy i wskoczyłem do łóżka. Upiłem łyk i podałem Olkowi.
– Kac? – zapytałem.
– Nieeee… No, może lekki. – zaśmiał się. – Ale wiem jak temu zaradzić.
– Mówisz? – zachichotałem.
Objął mnie swoją dłonią a potem zjechał niżej. Chwycił mojego zwiotczałego penisa i zaczął go masować. Zamknąłem oczy, aby oddać się tej porannej rozkoszy.
– Mocniej. – szepnąłem.
Olek zacisnął swoją dłoń jeszcze bardziej. Nie pozostałem mu dłużny. Też wsadziłem mu swoją dłoń do bokserek i wspólnie oddawaliśmy się przyjemności. Nie wiem kiedy znalazł się pod kocem i wsadził do ust mojego penisa. Ssał go intensywnie, robiąc krótkie przerwy na lizanie i masowanie moich jąder. Uwielbiam to.
– Dochodzę. – szepnął po raz drugi. Całe moje nasienie znalazło się w jego ustach. Połknął wszystko co do kropelki.
– To jest moja metoda na kaca. Dużo białka, polecam. – Zaśmiał się, gdy jego głowa wynurzyła się spod pościeli.
– Skoro tak, to i ja upiję troszeczkę. Pozwolisz?
– Jeszcze pytasz?
Zabrałem się do roboty. Mimo wcześniejszego orgazmu, mój penis nie spoczął. Wciąż stał na baczność. Atmosfera była na prawdę gorąca. Gorąco zrobiło mi się również i w ustach.
– Dziękuję. Rzeczywiście lepiej się czuję. – Zaśmiałem się. Leżeliśmy jeszcze godzinę w objęciach, dopóki nie zjawiło się nasze towarzystwo.
– Wstawać, wstawać! – Krzyknęła już od progu Tośka. – Ładny dzień się zapowiada. Chyba nie chcecie go zmarnować?
– Jasne, że nie. – odpowiedział Olek. – Jakie plany?
– Znaleźliśmy fajne miejsce na rowery wodne. Idziemy tam za piętnaście minut.
Pół godziny później znaleźliśmy się na środku jeziora pedałując ile sił w nogach. Zabawa była na prawdę udana! Kupa śmiechu i wygłupów. Nie obyło się bez wyścigów. Ja z Olkiem przeciwko tej trójce. Oczywiście, że nie mieli szans! My jako duet zawsze dajemy radę! Była też chwila grozy, gdy Marta o mały włos nie wypadła za burtę. Na szczęście nic się nie stało. Strach pomyśleć jak mogły się skończyć nasze wygłupy.
Następnie przyszedł czas na opalanie. Z racji tego, że słońce dość dobrze przypiekało, postanowiliśmy rozłożyć się tuż przy jeziorze. Nasze blade ciała błagały o odrobinę promieni. Tośka oczywiście musiała zaznaczyć, że wyglądam jak trup. Stara śpiewka! Olek świetnie drażnił moje zmysły. Wiadomo, że robił to celowo. Położył się tuż obok mnie. Jego ciało prezentowało się doskonale. Otóż leżał na brzuchu ubrany tylko w bokserki, które idealnie dopasowane, uwidoczniały jego walory. Dwa pośladki…Hmmm… Dodatkowo trącał mnie łokciem co jakiś czas, ot, niby nie chcący! Musiałem przekręcić się na brzuch, ponieważ moje zmysły zostały połechtane wystarczająco erotyczną dawką.
– Jesteś wredny! – syknąłem mu do ucha, gdy zmieniałem pozycję. Ten tylko się bezczelnie zaśmiał. – Pamiętaj, że wyrównam ten rachunek!
Piotrek usłyszawszy nasz krótki dialog, przewrócił oczami i mruknął coś pod nosem. Jego ciało nie wyglądało tak dobrze jak ciało Olka więc mogłem wnioskować, że po prostu był zazdrosny.
– Wracam do domku. Boli mnie głowa. – poinformowała Marta. – Chyba wystarczy tego opalania.
– Ja jeszcze poleżę. – odpowiedziała Tośka.
Marta zwinęła swój ręcznik i udała się w kierunku campingu. Tuż za nią powędrował Piotrek. Dziwna sprawa… Nie opuszcza jej na krok. Do dziś nie wiem czy są razem czy nie i jaka relacja właściwie ich łączy. Dobra zagadka. Poczułem, że Olek zmienia pozycję. Położył się na plecach i przykrył twarz koszulką. Ja natomiast uniosłem głowę, aby móc podziwiać urokliwie ciało mojego chłopaka. Tym razem przed moimi oczami widniało uwypuklenie, które podsycało moje pragnienia. Tak jak obiecałem, tak i zrobiłem. Zerwałem źdźbło trawy i delikatnym ruchem jeździłem nim po torsie i brzuchu Olka.
– Przestań! – zachichotał.
Nie przestałem. Zjechałem niżej, ale źdźbło było zbyt delikatne na drażnienie jego członka przez materiał bokserek. Dlatego użyłem swojego palca.
– Dominik! To łaskocze! – zwrócił uwagę po raz kolejny, ale w jego głosie słychać zarazem było prośbę o więcej.
Mój palec powędrował na jego krocze. Po chwili coś drgnęło i zaczęło powoli się unosić.
– Rewanż zaliczam do udanych. – zaśmiałem się, gdy ten, aby uniknąć kompromitacji, powrócił do pozycji na brzuchu. – Kocham cię. – dodałem wciąż się śmiejąc.
Leżeliśmy jeszcze przez jakiś czas, dopóki Tośka nie zaproponowała zimnego piwa. Wróciliśmy do domku, aby w cieniu i chłodzie spokojnie ochłodzić nasze ciała. Dostałem wiadomość. Wmurowało mnie. To był Kamil.
– Hej Dominik. Mam tego dość. Chcę, żebyś zerwał z Olkiem.
Wiadomość bardzo mnie zdenerwowała. Co on bredzi?!
– Mówiłem ci, że kocham Olka i zamierzam spędzić z nim resztę życia. – odpowiedziałem.
Po chwili dostałem kolejną wiadomość.
– Czyżby? Mam dowód na to, że go nie kochasz.
– Tak? Niby jaki?
Przez dłuższy czas nie uzyskiwałem odpowiedzi. W końcu nadeszła. MMS. Upuściłem butelkę z piwem, które rozlewało się po podłodze. Byłem przerażony.
– Co się dzieje Dominik? – wszyscy zapytali równocześnie widząc moją minę.
– Nic, nic takiego. – odpowiedziałem zmieszany. – Rozdziawa ze mnie!
Olek nie łyknął mojej odpowiedzi, zbyt długo mnie zna. Jednak nie chciał pytać przy wszystkich. Na zdjęciu wysłanym przez Kamila byłem ja. Cały nagi, przykuty do łóżka z zawiązanymi oczami i szeroko rozstawionymi nogami. U dołu zdjęcia widać było penisa Kamila. Podły sukinsyn! Jak śmiał! Boże! Jaki ja byłem naiwny! Co mam teraz zrobić?! Kolejna wiadomość.
– Jeśli nie zerwiesz z Olkiem, to zdjęcie trafi do jego skrzynki odbiorczej.
– Kamil, nie możesz mi tego zrobić. To jest szantaż!
– Owszem, mogę. Zbyt bardzo cię kocham, żeby patrzeć jak bardzo się męczysz.
– Kto powiedział, że się męczę? Ile razy mam ci tłumaczyć, że kocham Olka i nie zrezygnuję z tej miłości.
– To się jeszcze okaże!
Cały mój dzień szlag trafił! Łzy napływały mi do oczu. Myślałem tylko o tym, żeby Olek o niczym się nie dowiedział. Wstałem i udałem się do łazienki, musiałem ochłonąć. Zimny prysznic powinien dobrze mi zrobić. Poza tym pomoże ukryć mi łzy, które z wielkim trudem powstrzymywałem. Chłodny strumień okalał moje ciało a woda tworzyła nowe szlaki spłukując cały ten brud, kłamstwa i łzy, które oczyszczały moją duszę. Miałem ochotę krzyczeć. Wykrzyczeć całą złość! Nie wiem czy by mi to pomogło. Nie mogłem jednak zaryzykować, nie chciałem aby wszystko się wydało. Cholera! Jak to rozegrać?
– Dominik, wszystko gra? – zapytała Tośka przez zamknięte drzwi. – Siedzisz tam już ponad pół godziny.
– Tak! Yyyymmm… Zaraz wychodzę. Muszę ochłonąć. Wiesz… to przez to słońce! – starałem się coś wymyśleć. – Jeszcze chwila!
– Ok. Idziemy po drewno, będziemy rozpalać ognisko.
– W porządku. Zaraz do was dołączę!
Dominik. – zacząłem bitwę swoich myśli. – Musisz wziąć się w garść. Naważyłeś sobie piwa, to teraz musisz je wypić. Wymyślisz coś. Nie martw się na zapas. Koniecznie musisz spotkać się z Kamilem i raz na zawsze to zakończyć. Ten skurwysyn nie może cię zastraszać. Nie daj się. Jedyny sposób to albo spotkać się z Kamilem raz ostatni w łóżku i gdy zaśnie, usunąć zdjęcie albo… albo wyrzucić telefon Olkowi. Tak! To jest dobry pomysł. Olek pomyśli, że zgubił go gdzieś w lesie, wtedy Kamil nie będzie miał możliwości spotkania się z nim bądź wysłania zdjęcia. A niech mnie! Przecież jest jeszcze facebook. Pomysł odpada. W tym akcie desperacji musisz raz jeszcze oddać się Kamilowi. Ale jak to znieść wiedząc, że koleś, z którym śpisz, chce zniszczyć twój związek. Musi być inne wyjście.
Ubrałem się i wyszedłem na zewnątrz. Wokół domku nikogo nie było. Miałem chwilę, żeby zadzwonić do tego bezczelnego typa i wszystko wyjaśnić.
– Cześć.
– Cześć.
– Słuchaj. Nie możesz mnie zastraszać. – Obrałem spokojną taktykę rozmowy. – Myślałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko dokładnie, i że się rozumiemy.
– Tak było, ale mnie to nie wystarczy.
– Ale zgodziłem się na trójkąt, sam mnie o to prosiłeś Kamil. Więc nie rozumiem dlaczego teraz chcesz wszystko zniszczyć.
– Ja nie chcę niczego niszczyć. Chcę abyś był tylko ze mną. Nie chcę się z Tobą dzielić z nikim innym.
– Ale ty się z nikim nie dzielisz. To ja się dzielę. I wiesz co… zaczynam tego żałować, naprawdę. Nie spodziewałem się, że możesz być zdolny do takiego stopnia, aby mi aż tak zaszkodzić.
– Bo cię kocham. – nastała niezręczna cisza.
– To skoro mnie kochasz, zostaw mnie w spokoju. Proszę cię.
– Hahaha! Chyba kurwa żartujesz!
– Nie żartuję, mówię całkiem poważnie. Posłuchaj mnie raz ostatni, bo nie mam zamiaru tego więcej powtarzać. – Moje nerwy w końcu puściły. Krew nabuzowała mnie tak, że nie zważałem już na słowa. – Jeśli zrobisz to, co masz zamiar zrobić, nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Gwarantuje ci to. Trudno, najwyżej Olek ze mną zerwie. Ale chcę żebyś wiedział, że i ty nie będziesz mnie mieć. Rozumiesz?!
– Dlaczego mi to robisz?
– Dlaczego ci to robię? Proste, bo cię nie kocham. Chciałeś się ze mną przespać, zgodziłem się, ale tylko dlatego żebyś odczepił się ode mnie raz na zawsze. To był jednorazowy wyskok.
– A kolejny raz?
– Kolejny raz nie miał żadnego znaczenia. Chciałem spróbować nowych rzeczy, nowych doznać. To wszystko!
– Nie rozumiem cię Dominik, naprawdę cię nie rozumiem. Jesteś najbardziej pojebaną osobą jaką znam.
– Słucham? – wytrzeszczyłem oczy.
– Miałem na myśli skomplikowaną.
– Uważaj na słowa. Przemyśl raz jeszcze to, co powiedziałem. Nie szantażuj mnie więcej, bo źle to się skończy. Zrozumiano?
– Wal się! – odłożył słuchawkę.
Cały się trząsłem. Ta rozmowa naprawdę dużo mnie kosztowała. Emocje sięgały zenitu. Musiałem usiąść choć na chwilę. Wziąłem głęboki wdech i rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie zobaczyłem, nie było też słychać głosów. Musieli oddalić się spory kawałek. Ciekaw byłem reakcji i dalszych planów Kamila. Ale nie mogę już o tym myśleć. Udałem się do lodówki, z której wyciągnąłem wódkę i bez zastanowienia nalałem sporą ilość do kubka z sokiem. Upiłem łyk, drugi, trzeci. Wypiłem całość. Mało. Zrobiłem drugiego drinka i wypiłem na raz. Nienawidzę wódki, ale tym razem zdawała się być najlepszym rozwiązaniem. Przez okno zauważyłem, że cała czwórka wraca obładowana drewnem na dzisiejszy wieczór. W ekspresowym tempie zrobiłem ostatniego drinka i wypiłem w całości. Zrobiło mi się ciepło.
– Jesteśmy. – poinformował Olek, gdy tylko przekroczył próg domu. – Co robisz?
– Ja… nie… nic. – w pośpiechu schowałem butelkę za siebie.
– Nie kłam. Przecież widzę, że pijesz. Co się stało?
– Stało? Nieee. Wydaje ci się. Wszystko ok.
– Dominik. – podszedł bliżej mnie i chwycił butelkę, którą trzymałem za plecami. – Nie okłamuj mnie, proszę. Co się dzieje?
– Ale mówię ci, że nic się nie dzieje. Po prostu chciałem się napić.
– Jak chcesz! – zdenerwował się. – Nie chcesz, to nie mów. Po prostu jest mi przykro, że mi nie ufasz.
– To nie tak.
– Nie obchodzi mnie to już. – Wyszedł i trzasnął drzwiami.
Świetnie! Jeszcze tego mi brakowało.
Resztę wieczoru spędziliśmy oddzielnie. Jego męska duma nie pozwalała na odzywanie się do mnie. Ja też nie miałem na to jakoś specjalnej ochoty. Udałem się na molo.
– Co się dzieje Dominik? – Tośka usiadła obok mnie. – Nie odzywacie się przez cały wieczór.
– Zdradziłem go. – Tośka zakrztusiła się drinkiem, którego właśnie sączyło.
– Co kurwa zrobiłeś?!
– Nie chcący.
– Jak można kogoś zdradzić nie chcący?
– Można. Widzisz… Pamiętasz tą aferę z Kamilem.
– No pamiętam, ciężko o tym zapomnieć.
– A więc Kamil wrócił do Polski. Spotkałem się z nim. Wyznał mi miłość i pocałował.
– Oooookeeeej. – powiedziała rozlaźle.
– Ale to nie koniec. Przespałem się z nim. Nie dlatego, że chciałem. On mnie o to prosił. Zakochał się we mnie bez pamięci i poprosił o ten jeden jedyny raz.
– Nie wierzę! Ale ty jesteś głupi! – syknęła wściekła.
– Wiem. Nie musisz mnie dobijać.
– Dobijać? Ja cię zaraz zabiję! Utopię o tu, w tym jeziorze! – złapała mnie za kark wbijając swoje pazury.
– Problem w tym, że zdarzyło się to raz kolejny.
– Nie no, trzymajcie mnie, bo jebnę! – Tośka naprawdę musiała się wściec skoro użyła takich epitetów. To nie w jej stylu.
– Seks z Kamilem jest całkiem inny niż z Olkiem. Zrozum. Chciałem spróbować czegoś nowego.
– Zrozumieć, jak?!
– Kamil zrobił nam zdjęcie podczas seksu i teraz mnie szantażuje. Mówi, że jeśli nie wrócę do niego, wyśle to Olkowi. Nie wiem co mam zrobić.
– Co za podły kutas! A ty… A ty jesteś jeszcze głupszy niż myślałam! Nie pomogę ci, bo nie wiem nawet jak!
– Nie liczę na pomoc, sam to muszę rozwiązać.
Tośka opuściła molo i dołączyła do reszty. Na szczęście nie dała po sobie niczego poznać. Ja zostałem wpatrując się w zachodzące słońce. Wódka uderzyła mi do głowy, bo miałem niezły samolot. Położyłem się i zasnąłem.
Poczułem, że ktoś szarpie mnie za rękę.
– Dominik, wstawaj, bo się utopisz.
– Połóż się koło mnie. Chcę coś ci powiedzieć. – serce podchodziło mi do gardła.
– Wiedziałem…
– Dziś dostałem wiadomość od Kamila.
Olek bardzo się zdenerwował.
– Wiedziałem, że to o niego chodzi! Wiedziałem od razu! I co on ci tam pisze?
– Że mnie kocha i zrobi wszystko, żeby nas rozdzielić.
– Zabije go, i powieszę za jaja. Jak Boga kocham!
– Nie rób nic głupiego, proszę. Zostaw to mnie.
– No nie wiem…
– Zaufaj mi. Zakończę to raz na zawsze.
– Czemu nie chciałeś mi tego powiedzieć wcześniej?
– Nie chciałem cię martwić.
– I dlatego się schlałeś?
– Musiałem jakoś odreagować.
– To nie było dobre rozwiązanie. Chodź. – złapał mnie za dłoń. – Dam ci kiełbaskę.
– Nie mam ochoty na seks…
– Kiełbasę z ogniska debilu. Dobrze ci zrobi, nic dziś nie jadłeś, a chyba sporo wypiłeś, sądząc po opróżnionej butelce…
Usiadłem ze wszystkimi. Cały dzień na pełnym słońcu i pół litra wódki źle podziałało na moją głowę. Nie dałem rady trzymać kija, dlatego Olek zrobił to za mnie. Upiekł mi kiełbaskę i podał wprost do ust.
– Możecie przestać? Czuję się zażenowany. – Powiedział Piotrek.
– Daj im spokój. To takie romantyczne widzieć dwóch facetów darzących się taką miłością. Nie jedna para mogłaby im pozazdrościć. – sprostowała Marta.
Mimo wszystko przerwaliśmy nasze pląsy, aby nie dawać jak to później powiedział Olek, powodów do zazdrości Piotrkowi.
Majówka minęła niespostrzeżenie i następnego dnia byliśmy już w mieście pełnym zgiełku, szumu i brudu. Dobrze zrobił nam ten wyjazd. Podładowaliśmy trochę siły na zbliżającą się sesję. Jednak siły opuszczały mnie gdy tylko pomyślałem sobie o spotkaniu z Kamilem.
– Cześć. Spotkajmy się dzisiaj w parku. – zaproponowałem.
– Myślałem, że przyjdziesz do mnie. Mam nowe zabawki. – powiedział z zadowoleniem.
– Do ciebie chyba nie dociera to, co mówię. Dziś o dwudziestej, park. Trzymaj się.
– Oj chyba ktoś będzie tego żałować…

Scroll to Top