Rozdział 29 – Dragi

Rozdział 29 – Dragi
Wsadziłem swój palec do środka. Początkowo powoli, jakbym obawiał się skaleczenia, potem głębiej i głębiej… W pewnym momencie poczułem coś ciepłego i płynnego. Zatoczyłem kilka delikatnie okrężnych ruchów i wysunąłem go z powrotem, aby wsadzić do ust.
– Ahhh… Co za słodycz… – Zamruczałem. Lepka maź rozpływała się między palcami.
– Mówiłam ci, że robi świetny miód! Mamy w planach założenie kilku uli. Ot tak, żeby mieć tylko dla siebie. – Poinformowała mnie mama topiąc swój wzrok w oczach swojego wybranka. Między nimi dało się wyczuć uczucie jakie spotyka się wśród dzisiejszych nastolatków. W pewnym momencie odniosłem nawet wrażenie, że marzą o chwili , aby się mnie pozbyć i móc zaszaleć na kuchennym blacie. Ale nic z tego! Dominik właśnie przyjechał i nie ma zamiaru wracać do miasta. Sesję letnią zakończyłem sukcesem i pierwszy rok studiów mam za sobą. Co z Olkiem? Hmmmm. Jakby to powiedzieć… Nie jestem już z nim. To całe uczucie chyba się skończyło. Coś między nami wygasło, coś się spaliło bezpowrotnie. Kiedyś nawet największa miłość się kończy. Oczywiście żartuję! Mój Romeo przyjedzie dziś wieczorem. Pojechał do swojego domu przywitać się z rodzicami, ale wakacje mamy zamiar spędzić w moim rodzinnym domu. Przynajmniej tę małą część wakacji… To będzie pierwsza konfrontacja Olka z nowym facetem mamy. Ciekaw jestem czy przypadną sobie do gustu…
Wieczorem, gdy przyjechał mój chłopak, umówiliśmy się razem z Tośką na spacer w nasze ulubione miejsce. Taaaaak. Stara poczciwa leśniczówka skryta gdzieś po środku opuszczonego lasu. Nawet wydeptane przez nas ścieżki powoli już traciły swoje kształty. Gorące, czerwcowe słońce próbowało spalić nasze twarze ostatnimi tego dnia promieniami. Szliśmy wzdłuż drogi prowadzącej przez wieś do lasu, odpoczywając i nic nie mówiąc. Mimo, że widywaliśmy się rzadko, nie potrzebowaliśmy długich rozmów. Poza tym, odczuwaliśmy potrzebę przebywania w ciszy, potrzebę wyciszenia naszych umysłów od zgiełku miasta i uczelnianych spraw. Na horyzoncie widniało duże czerwone słońce, które rzucało resztki swojego blasku na pobliskie pola i lasy. Korony drzew wyglądały cudownie o tej porze dnia! Ich kontury zdawały się być rysowane z wielką precyzją. Chwyciłem Olka za dłoń, by przeżyć z nim ten niesamowity zachód słońca. Weszliśmy do lasu, który umordowany codziennym upałem, parował tak mocno, że z trudem łapaliśmy powietrze. Nic dziwnego, w końcu po ostatnich deszczowych tygodniach woda musiała znaleźć sobie nowe miejsce. Nic w przyrodzie nie ginie. Tak samo jest ze mną. Przypomniały mi się moje występki z Kamilem. Mam nadzieję, że przynajmniej one zginą i dadzą mi spokój. Poczucie winy wracało każdego dnia ze spotęgowaną siłą.
– Drżysz? – zapytał Olek.
– Nie. Skąd…
– Nie kłam. Widzę.
– Oj… Po prostu powracają wspomnienia.
– Jakie?
– Pamiętasz jak ganialiśmy się między tymi drzewami? – Zwróciłem się tym razem do Tośki. – O tam! – wskazałem palcem. Na jej twarzy pojawił się sentymentalny uśmiech. – Albo jak zaglądaliśmy do tej studni przy leśniczówce. – Przystanęliśmy na chwilę, aby móc przyjrzeć się raz jeszcze tym samym drzewom, które bawiły nas, gdy byliśmy dziećmi, i tej samej studni, która straszyła nas każdego dnia swoim echem. – Dlatego zadrżałem. – Szepnąłem do Olka. – Wspomnienia…
W lesie zapanowała cisza i zrobiło się ciemniej, dlatego postanowiliśmy wracać do domu. Nasz spacer był naprawdę cudowny. Niewiele dialogów… Po prostu cisza i spokój. Akumulatory podładowane!

Kolejne dni upływały na lenistwie. No ale bądź co bądź, należało nam się! Olek jak zwykle znalazł dobry wspólny język ze swoją teściową i jej wybrankiem. Jak on to robi, że zawsze potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji?
Wspólne rozmowy na tarasie przed domem napawały mnie jeszcze większą energią. Wracały wspomnienia z dzieciństwa i nie tylko, kiedy to siadywaliśmy wieczorami przed domem jeszcze z dziadkami, którzy odeszli od nas kilka dobrych lat temu. Ah jak ten czas szybko leci! Zdałem sobie sprawę, że muszę łapać życie garściami, szkoda czasu na problemy. Chłodny browar i świetne towarzystwo to było to, czego potrzebowaliśmy. Wspólne zachody słońca a potem oglądanie gwiazd… Świat na wsi wygląda zupełnie inaczej. Wszystko jest takie spokojne, wyciszone, bez agresji, bez szumu i kłótni przechodniów, takie nieskazitelnie czyste, naturalne. Nic dziwnego, że mieszczuchy wykupują działki na wsiach. Ale nie zdają sobie sprawy z tego, że najpierw trzeba wtopić się w łaski miejscowych. A to bywa niekiedy bardzo ciężkie. Oni zawsze trzymają razem i nie wpuszczają obcych na swoje podwórka.
Tak jak pisałem wcześniej: dni upływały na lenistwie. Aczkolwiek nie jest to do końca prawdą, ponieważ mama jak zwykle musiała wykorzystać dwie pary dodatkowych rąk do pracy. I tak oto zostały przydzielone nam zadania. Ja miałem narąbać drwa i równo poukładać w drewutni, natomiast Olkowi przypadło nieco lżejsze zadanie – koszenie trawy z całego podwórza. Z dwojga złego wolałem jednak swoją fuchę z racji tego, że plączący się nieustannie kabel do kosiarki niesamowicie działał mi na nerwy. Praca wrzała do momentu, gdy Olek zdjął koszulkę pozostając tylko w samych spodenkach. Nie posiadał nawet obuwia toteż jego ciało w pełnym słońcu wglądało naprawdę urokliwie. Musiałem zrobić sobie krótką przerwę. Usiadłem na pieńku i obserwowałem mojego adoratora. Pomimo tego, że miał na sobie te opięte spodenki, widziałem go nagiego. Widziałem jak jego penis majta mu się między nogami i jak ruchem palca zaprasza mnie do siebie. Niestety nie mogłem skorzystać z zaproszenia. Nie tu, nie na podwórku. Doczekam do nocy. Chodził dumny jak paw prezentując swoje piękne pióra. W tym przypadku były to mięśnie brzucha, które napędzały mnie jeszcze bardziej. W spodniach zrobiło mi się twardo. Wróciłem do pracy.

Jak to wszystko się kiedyś kończy, nasz pobyt w rodzinnych stronach też dobiegł końca. Nie chcieliśmy siedzieć zbyt długo na głowie mamy, dlatego zdecydowaliśmy, że wrócimy do siebie. Ciężko było się pożegnać z tą niesamowitą atmosferą, ale mus to mus. Obiecaliśmy, że w te wakacje jeszcze nie raz ich odwiedzimy. Mam nadzieję, że uda nam się dotrzymać słowa. Kilka godzin później byliśmy już we własnym mieszkaniu, które pod naszą długą nieobecność, pokryło się kurzem. Dziwna sprawa, że na czwartym piętrze, gdzie okna są szczelnie pozamykane i nikt nie mieszka, znalazło się tyle kurzu.
– Może jednak krasnoludki istnieją? – Olek zażartował, gdy użalałem się nad tym, że musimy jeszcze sprzątać.
– Może. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby jeden znalazł się dziś pod naszym łóżkiem. Sprawdź zanim się położysz. – zaśmiałem się, bo wiem, że Olek boi się przeróżnych istot, a gdy przychodzi czas oglądania horroru, chowa się za mnie odwracając wzrok za każdym razem, gdy atmosfera filmu rośnie bądź muzyka gwałtownie przyspiesza. Mój kochaś taki odważny… Ehhhh.
Tak jak mówiłem, tak i było. Gdy opuściłem łazienkę, moim oczom ukazał się Olek siedzący na fotelu.
– Czemu nie jesteś w łóżku?
– Czekam na ciebie. – Uśmiechnął się.
– Jasne. Po prostu przyznaj się, że nie masz odwagi zajrzeć pod łóżko.
– Przestań. Za stary jestem na takie bajeczki.
– Czyżby?
– Jasne, że tak.
Sytuacja bardzo mnie rozbawiła, ale mimo wszystko udało mi się powstrzymać śmiech i zachować powagę. Po chwili leżeliśmy już tylko we dwoje, wtuleni w swoje nagie ciała.

Następnego dnia dostaliśmy zaproszenie od znajomych Olka na wypad do klubu. W zasadzie to on dostał zaproszenie, a ja idę jako jego dobry kumpel, znajomy. Smutna to prawda, ale prawda… W dalszym ciągu udawaliśmy, że jesteśmy tylko kolegami.
– Jezu, nie byłem w klubie ze dwa lata! – powiedziałem.
– Nie przeżywaj. Ja tak samo. Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz tańczyłem! Hahaha! Czy uważasz, że to jest normalne?
– Co jest normalne?
– No choćby to, że jesteśmy młodzi więc powinniśmy używać życia, bawić się, a oprócz siedzenia w domu, nie robimy nic.
– No w końcu to do ciebie dotarło Olek. To jest właśnie to, na co próbowałem zwrócić ci uwagę. RUTYNA mój drogi, RUTYNA. To, co rozpieprzało nasz związek. Zawsze mówiłem, że potrzebujemy trochę większej rozrywki niż siedzenie i oglądanie filmów.
– Dopiero teraz do mnie to dotarło, przepraszam. – Zrobił smutną minę i pocałował mnie podtrzymując subtelnie mój podbródek.
Dotarliśmy do klubu około północy, bo wcześniej musieliśmy się trochę wstawić, wiadomo, dla odwagi. Cała ekipa czekała już chyba tylko na nas.
– Cześć wszystkim! – krzyknął głośno Olek ze względu na głośną muzykę.- To jest mój kumpel, Dominik!
Podałem wszystkim dłoń zaraz po Olku, jednak nie zapamiętałem żadnych z imion, z wyjątkiem chłopaka, który siedział w rogu – Marcin. Miał blond kręcone włosy, które opadały mu do ramion i dziewczęce rysy twarzy. Lubię takich.
– Gdzie się gapisz, tu jestem. – syknął mi do ucha Olly.
– Ja…
– Przestań się tłumaczyć, wiem co widziałem.
Miał rację, ale co mogę zrobić na to, że chłopak drażnił moją fantazję.
– To co, zaczynamy na grubo, co? – zaproponował ktoś z ekipy Olka.
Wszyscy przyklasnęli równocześnie a na ich twarzach pojawił się uśmiech od ucha. Domyśliłem się, że najwidoczniej byli bardzo ze sobą zżyci i dawno nie imprezowali. Zazdrościłem im takiej znajomości ze względu na to, że mój rok to banda sztywniaków, którzy poza kuciem materiału do kolokwium, nie widzi nic innego. Szybko wtopiłem się w ich łaski i znaleźliśmy wspólny język.
– No to, co mi powiesz, Dominiku?– Poczułem czyjś oddech na policzku. – Bo tak masz na imię, o ile dobrze pamiętam?
Odwróciłem się szybkim ruchem w kierunku głosu, który, nie ukrywam, bardzo mnie zaskoczył. Nade mną sterczała wysoka brunetka o długich nogach, krótkiej granatowej miniówce i co najmniej piętnastocentymetrowych szpilach.
– Ja..- odchrząknąłem.- Tak, zgadza się, jestem Dominik. A czy ty możesz przypomnieć mi swoje imię?
– Sandra. – dziewczyna po raz kolejny podała mi swoją dłoń z uśmiechem na twarzy. – Zatańczymy? – Jej dłoń lekko pociągnęła mnie w swoją stronę.
– Ja nie tańczę, przykro mi. – Dziewczyna została zbita z tropu. Jej pewna siebie dłoń puściła moją na znak rezygnacji.
– Jeszcze zatańczysz… zobaczysz. Pogadamy za godzinę. – Puściła mi oczko i odeszła.
– No, no, no… Chyba się komuś spodobałeś. – Odezwał się Marcin. – Chłopie, bierz się za nią! Nawet nie wiesz ile osób za nią szaleje! Jeżeli laska sama do ciebie zagadała to musisz to coś oznaczać.
– Mam już kogoś. – odpowiedziałem. – Nie chcę robić sobie problemów.
– Dziewczyna nie ściana, da się przestawić.
– Niby tak, ale ja jednak pozostanę wierny.
– Jeśli byłbyś wierny, nie przyszedłbyś tutaj bez swojej dziewczyny. – odpysknął.
Co za arogancki imbecyl! Dlaczego uroda nie idzie z inteligencją? Ah… Pardon, u mnie i u Olka na szczęście idzie, ale co z pozostałą resztą ludzi?
– Myślę, że masz rację. Ale w każdym związku jest potrzebne zaufanie i trochę wolności. To, że jestem związany nie oznacza, że nie mogę wyjść samotnie na imprezę.
– Więc sądzisz, że wierność nie jest potrzebna w związku?
– Ja tego nie powiedziałem.
– Ale tak uważasz.
– Czy możesz się ode mnie odwalić? O co ci chodzi?
– Ej, ej , ej! Uważaj na słowa. – podniósł się oburzony.
– Co wy robicie? – Olek przysunąłem się bliżej nas próbując oddzielić mnie i tego kretyna dłonią.
– Nic, po prostu ucięliśmy sobie małą konwersację, którą właśnie skończyłem.
– Ja jeszcze nie skończyłem. – Nabuzował się Marcin.
– Ogarnijcie się, proszę was. Przyszliście się tu kłócić czy dobrze bawić? – Zapytał zdenerwowany Olek.
– Ja już idę. – Poinformowałem.
– Gdzie? Do domu?
– Nie, do baru. Muszę się napić. – Odszedłem od loży i udałem się w kierunku baru zajmując przy nim miejsce.
– Co taki przystojniak robi sam? – usłyszałem za uchem. Nie myliłem się, to była Sandra.
– Miałem małą sprzeczkę.
– Niech zgadnę. Z Marcinem?
– Skąd wiesz?
– Normalka, koleś zawsze szuka zaczepki, gdy do naszej ekipy próbuje się wbić ktoś nowy.
– Ja wcale nie próbuje się wbić. Przyszedłem tu z moim kolegą, żeby dobrze się bawić.
– Więc bawmy się. – Przymiliła się do mnie opierając swoją dłoń o moje ramię. – Twoje zdrowie Dominik. – Uniosła swoje whisky w górę i lekko skinęła głową upijając łyk. – Ty nie pijesz?
– Jeszcze nie miałem okazji zamówić. – Cholera, sterczysz mi nad głową, to się nie dziw. – pomyślałem.
– Zaraz wracam. – szepnęła mi do ucha i odeszła.
– Dziwna laska. – powiedziałem sam do siebie.
Na swoją kolejkę czekałem jeszcze przez kolejne dziesięć minut. Tłumy ludzi piętrzyły się przy barze napierając na niego, jakby chciały pochłonąć wszystkie znajdujące się za nim alkohole. W końcu udało mi się zdobyć mój ulubiony drink. Obejrzałem się do tyłu, aby zobaczyć co robią znajomi Olka. Część z nich była już na parkiecie a część w dalszym ciągu piła. Jakoś nie miałem ochoty tam wracać mimo, że Marcina już tam nie było. Chciałem wypić drinka w samotności i poobserwować ludzi. Lubię to robić. Lubię patrzeć jak robią z siebie idiotów i skończonych kretynów poprzez nieudolne podbijanie do dziewczyn, czy też wszczynanie bezsensownych awantur i mimo, że w klubie towarzyszył mi wielki huk, mogłem w spokoju i ciszy własnych myśli delektować cię napojem i obserwować tych wszystkich błaznów. Do czasu…
– Hej. Już jestem! To co, zatańczymy?
– Mówiłem ci, że nie tańczę?
– No chyba mi nie odmówisz?! – Powiedziała oburzona. Chyba poczuła wielką urazę, że jakiś losowy koleś odmówił jej towarzystwa. – Robisz to dla zasady, czy po prostu ci się nie podobam? – I w tym momencie przegięła, ponieważ jej dłoń znalazła się wysoko na moim udzie, tuż przy kroczu. Spojrzała mi głęboko w oczy tak, jakby chciała zahipnotyzować i zbliżyła swoje usta.
– Mam chłopaka. – odpowiedziałem.
– Co kurwa?! – Na jej twarzy pojawił się ogromny szok i niedowierzanie. Na pewno poczuła się głupio, że zrobiła z siebie idiotkę. Ale cóż. Zasłużyła na to. Koleś, którego właśnie poznała, i który bardzo jej się spodobał, okazał się być gejem. – Jesteś pedałem?!
– Nie, nie jestem pedałem. Jestem gejem.
– A co to kurwa za różnica?
– Dowiedz się i daj mi znać. – Spławiłem ją sukcesywnie. Nie wiem dlaczego jej powiedziałem. Chyba byłem zbyt zdenerwowany całą tą imprezą. Stres przed znajomymi Olka, do tego ten cały Marcin, no i skumulowało się wszystko na biednej Sandrze… oberwała… Jednak po chwili zastanowienia pomyślałem, że mimo wszystko jej się należało. Przynajmniej za to, co zrobiła, czyli za pchanie łap tam, gdzie nie trzeba. A może tak się robi? Cholera nie wiem. Może właśnie tak wygląda flirt między mężczyzną a kobietą? Może właśnie od tego się wszystko zaczyna? Zrobiło mi się jej żal.
– Czekaj. – krzyknąłem, gdy ta się oddaliła. – Sandra! – Złapałem ją za dłoń.
– Czego chcesz?
– Chcę cię przeprosić, wybacz. Zachowałem się jak skończony kretyn.
– Masz rację. Zachowałeś się jak lamus. I co w związku z tym?
– Zatańczymy?
– Yyyyy? Przed chwilą mówiłeś, że nie tańczysz.
– Ale zmieniłem zdanie. Chcę przynajmniej w ten sposób zrekompensować ci moje zachowanie.
– No ok. W sumie nigdy nie tańczyłam z pedałem więc może być ciekawie.
– Nie jestem pedałem. Poza tym, daję sobie rękę uciąć, że tańczyłaś z niejednym, tylko o tym nie wiesz. Jesteśmy wszędzie.
Sandra zrobiła wielkie przerażone oczy tak, jakbyśmy byli jakąś sektą.
– Ale ostrzegam! Nie jestem zbyt dobrym tancerzem.
– Domyślam się, żaden facet nie potrafi dobrze tańczyć.
Co za impertynentka ! Już mam jej dość.
Pech chciał, że DJ puścił jakiś wolny utwór przeznaczony tylko dla zakochanych par. Niestety musiałem dopełnić obietnicy i zatańczyć. O dziwo szło nam bardzo dobrze, co doceniła Sandra i pogratulowała mi uśmiechem.

– Twój kolega chyba podbija do nasze Sandry. – Powiedział Marcin.
Olek stanął jak wryty i z niedowierzaniem spojrzał w naszym kierunku. W jego oczach widziałem piorunujący blask zazdrości.
– Cholera. Nie wierzę!
– Chyba dobrze się bawią.
– Chyba…

Piosenka się skończyła a my wróciliśmy do loży.
– Co ty robisz? – Podszedł do mnie oburzony.
– Nic. A co?
– Przecież widziałem jak tańczyliście. – Podniósł głos ton wyżej.
– Jak tańczyliśmy?! – Zacząłem się śmiać. – Cholera, czy ty jesteś zazdrosny?! Hahaha!
– Tak, jestem. I co w tym dziwnego?
– No chociażby to, że jesteś zazdrosny a jakąś głupią laskę.
– Widziałem jak na siebie patrzyliście i jak blisko wasze ciała przylgnęły do siebie.
– Olly, przestań… Przecież wiesz, że tylko ty się liczysz. – Poklepałem go po plecach. Tylko na tyle czułości się zdobyłem. – Poza tym, Sandra wie, że jestem gejem.
– Że co?!
– Powiedziałem jej.
– Dlaczego?!
– Sam nie wiem. Byłem bardzo wkurzony na całą tą sytuację. Ty gdzieś się zapodziałeś, potem ten Marcin, a na koniec napalona Sandra, która próbowała dostać się do mojego rozporka.
– Czyli to wszystko to moja wina?
– Nie, skąd. Po prostu nie wytrzymałem napięcia.
– Świetnie!
– O co ci chodzi do cholery?! Odkąd tu jesteśmy ani razu ze mną nie porozmawiałeś a na dodatek mnie zostawiłeś! Czepiasz się mnie, że rzekomo cię zdradzam, a skąd ja mam mieć pewność, że ty nic złego nie robisz pod moją nieobecność?!
– Nie przeginaj.
– Wcale tego nie robię. Zrozum, nikogo tu nie znam, czuję się obco. Poza tym przyszedłem tu żeby dobrze się bawić więc chyba mogę sobie potańczyć? Skoro nie mogę zrobić tego z tobą, to chyba normalne, że zatańczę z dziewczyną. Po to są kluby!
– Możesz tańczyć, ale bez obściskiwania i bez tych spojrzeń!
– Jakich spojrzeń, człowieku! Daj mi spokój. Wracam do domu. Nie mam ochoty na zabawę. Do zobaczenia w domu. – Odszedłem wkurzony.
Zostawiłem całą tą ekipę bez słowa pożegnania i udałem się do wyjścia. Myślę, że i tak więcej ich nie spotkam więc nie ma sensu się żegnać.
– Przeprasza, mógłbyś poczęstować mnie papierosem? – zapytałem jakiegoś małolata stojącego przed klubem z fajkiem w ustach. Koleś wyciągnął paczkę i bez słowa poczęstował mnie, drugą dłonią podając mi zapalniczkę. – Dzięki!
Zaciągnąłem się raz, drugi, trzeci… Zakręciło mi się w głowie. Dawno nie paliłem, bardzo dawno.
– Cholerny idiota. – Zacząłem monolog. – O co mu właściwie chodzi? Dlaczego mnie tak zaatakował i od kiedy jest taki zazdrosny?
– Siema, elo, trzy dwa zero! – usłyszałem za plecami więc szybko się odwróciłem. – Masz ochotę na dobry towar?
– Co?
– Chcesz kupić acid, afgana albo aligatora? A może coś innego?
– Nie rozumiem. – Powiedziałem zaskoczony całą tą sytuacją.
– LSD, haszysz, ekstazy?
– Nie, dzięki. – Odszedłem.
– To spadaj cieniasie! – Obraził mnie. Przystanąłem na chwilę, żeby odpysknąć, ale po krótkim zastanowieniu stwierdziłem, że na pewno jest ich tu więcej więc nie chcę robić sobie problemów. Szybkim krokiem odszedłem. Jednak po chwili coś mnie tknęło. W zasadzie nigdy nie brałem nic mocniejszego więc dlaczego by nie spróbować. Tym bardziej, że nie mam humoru i wracam sam do pustego mieszkania. Odwróciłem się.
– Wiesz, jednak może być coś wziął.
– No! Wiedziałem, że się dogadamy! Co chcesz?
– Nie wiem, nigdy nic nie brałem. Daj mi coś na poprawę humoru.
– Już się robi. – Rozejrzał się dookoła i wyciągnął z zza pazuchy małe opakowanie. – Masz tu extazy. Naprawdę dobry towar!
– Jak to działa?
– Kurwa, co za debil. Naprawdę nigdy nie słyszałeś o czymś takim jak extazy?
– Coś tam słyszałem. Pytam dla pewności.
– Na pewno nie pożałujesz, gdy łykniesz dropsa. Dorzucam ci więcej, może podzielisz się ze znajomymi.
– Ile chcesz?
– Daj mi stówkę.
– Że ile? Nawet tyle nie mam!
– Ok. Pięć dych.
– Masz. – Wyciągnąłem z portfela pięćdziesiąt złotych i dałem dilerowi.
– Jakby co, to stoję tu co tydzień o tej samej porze. Myślę, że jeszcze się zobaczymy.
Schowałem małe zawiniątko do kieszeni i ruszyłem do domu. Wciąż miałem obraz rozzłoszczonego Olka przed oczami, który swoją zazdrością sprawia, że tracę ochotę na zabawę. – Dam mu nauczkę, nie pozostanę dłużny. – pomyślałem – Niech siedzi sam i bawi się świetnie. Ja wrócę do domu i obmyślę dobry plan. Też będę się świetnie bawił, mam coś, co z pewnością poprawi mi humor! – Powietrze zrobiło się ciężkie a na niebie pojawiły się błyski. – Nadchodzi burza, muszę przyspieszyć.

*Kilka godzin później*
Krople deszczu uderzały o szyby w sposób, w jaki chciałyby się dostać do środka, aby móc uratować sytuację. Ale było już chyba za późno. Kolejny błysk rzucił światło na ciemny pokój, by po kilkusekundowej chwili wypełnić go falą grzmotów. Na biurku leżała sterta porwanych w drobny mak kartek papieru. Część z nich, zwinięta w kulkę, znalazła się również na podłodze tworząc coś na wzór dywanu. Noc wraz ze swą kompanką Burzą zbierały swoje żniwa. Naprawdę świetnie współgrały ze sobą. Pani Noc, ciemna, cicha, nie rzucająca nawet centymetra cienia, i dama – Burza, która swoim nieziemskim temperamentem potrafi roznieść wszystko dookoła siebie. Tańczyły po raz kolejny w parze. Która z nich prowadziła? Ciężko powiedzieć. Obie były niesamowite. Taniec śmierci tryumfował nad pustym domem zabierając właśnie kolejną niewinną duszę ze sobą. Drugi świat będzie jej o wiele bardziej łaskawszy. Coś się poruszyło… Nie! To tylko nadjeżdżające auto rzuca swoje światło na szaro-czarnej ścianie. Kolejny błysk, kolejny grzmot… Tym razem uderzył znacznie bliżej, bo drżenia ścian sprawiły, że drobne kawałki porwanych kartek zsunęły się z biurka, aby finezyjnie i niezauważalnie sfrunąć na podłogę. Ciało znajdowało się tuż przy niezaścielonym i niechlujnym łóżku. Rozsunięte nogi i wygięte w bok tułów robiły przerażające wrażenie w świetle tych wszystkich błysków i dźwięku grzmotów. Czy to aniołowie grają już na otwarcie drzwi? Nie wiadomo… W jednej na wpół otwartej dłoni leżała mała fiolka, z której to wysypały się drobne pastylki. Druga natomiast zawisła na nocnej etażerce tak, jakby ostatnimi siłami chciała poprosić o pomoc sięgając po telefon. Jednak nie dała rady. Ten krótki ruch ręką najwidoczniej okazał się zbyt dużym wysiłkiem.

– Już jestem! – Nagle twarz straciła swój urok. Jakakolwiek mimika znikła a na jej miejscu pojawił się strach, któremu w jednej sekundzie zatowarzyszył wodospad łez. – Nieeeeeee!

Scroll to Top