Rozkosz nieosiągalna…

– Cóż za niezdecydowanie.
– Mężczyzna zmiennym jest. – skwitował. – jeszcze się waham, czy może jednak się nie skusić. – Zaśmiał się.Oblizała językiem zęby.
– Jak tylko sobie życzysz i co tylko sobie życzysz.
– To brzmiało dość interesująco… – mruknął siedząc w fotelu, na którego oparciu stała niewielka popielniczka. Odłożył cygaro i patrzył na nią mrużąc oczy. Przegnał nieco dłonią gęsty dym i ujrzał jej uśmieszek. – hmm…
– Zaledwie interesująco? – żartobiliwie skwitowała kręcąc głową.
– No… Może było w tym coś więcej… – powiedział nie podnosząc się z fotela. Zbyt gęsty dym bardzo powoli rozwiewał się i podnosił do sufitu. Podniósł cygaro i przygryzł je lekko.

Pociągnął nieco, aż końcówka zajarzyła się czerwonym żarem, po czym wypuścił z ust wielki kłąb dymu. Poczuł, że siedzi mu się niewygodnie, poprawił się więc. Znów włożył cygaro do ust i zaciągnął się dymem. Oczywiście nie tak, jak to robią niektórzy z fajką… Gdyby zaciągnął się dymem z cygara pewnie wypluł by płuca. Znow, tym razem powoli, wypuszczał dym z ust patrząc jak jego kłęby wirują, zekręcają i układają się w przeróżne kształty. Spojrzał na nią, siedziała na tym swoim łóżku z czerwoną pościelą i udawała, że nie patrzy. Podniósł kąciki ust i przyjrzał się jej dokładniej przebijając się jeszcze dość dobrym wzrokiem przez chmury popielatego dymu. Pomieszczenie było oświetlane przez dwie czy trzy lampy przykryte różowymi przesłonami, no i oczywiście przez cygaro.
Zmieszała się. Takie cholerne uczucie chcieć, a nie móc, albo móc, a nie chcieć… wrrr nienawidziła siebie za to jaka jest miękka. I jak tu stwarzać pozór zimnej dziwki, to nie dla niej zawód. Uniosła spojrzenie na maga, przez chwilę zatrzymujac je na jego ustach tak cudnie układających się w chwili wypuszczania dymu. Westchnęła cicho.

Uśmiechnął się do niej. Ich spojrzenia spotkały się i sam nie wiedział, czy to dobrze, czy źle, ale podobały mu się jej oczy. Sam nie wiedział czego chce i czy tego chce, czy może nie chce… Zdecydowanie może, choć przecież nie może… Sam nie wiedział… Przekrzywił głowę patrząc jak jej skąpa sukienka układa się w powabne fałdy w miejscu gdzie znajdowały się jej młode piersi.
Bzdura. Dokładnie wie. Zawsze wiedział, oszukiwał się, że jest inaczej, ale dokładnie wiedział…

Ponownie spuściła wzrok wędrując po starym, troche zniszczonym dywanie, przez chwilę skupiła się na tym tak bardzo jakby szukała tkackich błędów pomiędzy plecionką.
– Silje – powiedział cicho. – Silje… Ciekawe imię. – mówiąc to ostatni raz wypuścił z ust dym z cygara. Odłożył je i sięgnął ręką poza oparcie fotela. Ze stolika zdjął grubą, kilkumetrową, zwiniętą teraz linę. Pooglądał ją i uśmiechnął się do własnych myśli.
Wstała szukajac dla siebie zajęcia, nigdy to od niechcenia przetarła ręką po szafkach zbierając kurz.
Wstał i chowając za plecami krótką linę powoli podchodził do niej.
Odwróciła się w jego stronę czując, że zmierza w jej kierunku. Spojrzała badawczo na maga.
Przekrzywił głowę uśmiechając się niewinnie. Ręce wraz z liną miał za plecami.
– Silje… masz je na sobie? – zapytał zatrzymując się i spojrzał na nią znacząco.
– Cż takiego? – spytała niepewnie.
– N cóż takiego… – powiedział z uśmieszkiem na ustach i spojrzał na jej krótką sukienkę. Zagryzła wargę.
– Neeee?

Uśmiechnął się nieco szerzej i bardzo powoli podszedł bliżej. Ręce ciągle miał z tyłu, trzymał linkę…
Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów ze dwa razy.
– Cż Ty knujesz?
– Kucie i ja…? – powiedział kręcąc głową. – nie… Ja nic. Za to co do Ciebie nigdy nie mam pewności. – Zrobił krok do przodu, stał nieco z boku, byli blisko siebie, tak blisko, że ramieniem niemal dotykał przez materiał jej piersi, przysunął głowę do jej ucha i szepnął:
– Wesz co tam mam, prawda?
Spojrzała na niego swoimi ogromnymi oczami.
– Aeż nie mam pojęcia – zgrywała się.
– N to zaraz się dowiesz. Odwróć się, proszę.
– Yy, że co?! – przewrócił oczami.
– Aco ja powiedziałem? – przełożył linkę do lewej ręki, tej „zewnętrznej” a prawą opuścił wzdłuż ciała, na wysokości jej… bioder.
– „Owróć się”? – zacytowała niepewnie jednocześnie bezczelnie wykonując polecenie.
– Dbrze. – pochwalił ją. Linkę trzymał teraz za jeden koniec, reszta rozwijając się opadła na podłogę. Poniósł prawą dłoń i odgarnął włosy z jej szyi. Włożył palec wskazujący do ust, potem mokrym przejechał po jej szyi i kawałku odsłoniętych pleców.
Zadrżała ssąc jego palec. Cicho zamruczała gdy przejechał nim po jej ciele. Potem po sukience, przejechał nim niżej pieszcząc delikatnie jej skórę wzdłuż pleców, aż doszedł do ich końca… Zadarł lekko sukieńczynę.

– N… rzeczywiście nie masz…
Przez chwilę nawet chciała się zasłonić rękoma, w końcu jednak odparła arogancko.
– Aco?! Posądzałeś mnie o kłamstwo?!
Zaśmiał się pod nosem i palcem przejechał po rowku między pośladkami.
– Jak ty się do mnie odzywasz, co? – klepnął ją w tyłek. – nie posądzam, o ile wiem również z niego żyjesz, prawda?
– Chyba nie powinno Cię to obchodzić – odpyskowała odsuwając się kawałeczek.Złapał ją za ramię i przysunął spowrotem.
– I nie obchodzi. – powiedział i złapał ją za rękę.
– Więc po co głupio pytasz. – ułożyła rękę tak, by nie bolało za bardzo. Zbliżył się i powąchał jej szyję z bardzo bliska.
– Czasami bywam uparty… – szybko i zwinnie obwiązał jej nadgarstek linką.
syknęła czując jak linka zaciska się na jej nagarstku.
– Uparty? A cóż to ma do rzeczy – wycedziła przez zęby.
– To… – zmusił ją, żeby podeszła do łóżka. – …że się czepiam tematów i je uparcie drążę. – Pomyślał o tym, jak to zabrzmiało i odpowiedział sobie, że bardzo dobrze, bo tak miało zabrzmieć.

Zacisnęła usta broniąc się by nie odpowiedzieć za ostro. Podeszła do łóżka starając się by linka na ręce jak najmniej wbijała się w jej skórę. Aż przeklnęła w myślach na myśl o sińcach jakie pojawią się następnego dnia w okolicach nadgarstka.
– Wejdź na łóżko. – powiedział i trzymając jej rękę podszedł do poręczy.
– No już, na co czekasz? – przywiązał jej dłoń do poręczy dość mocno, za to poluzował troszeczkę więzy na nadgarstku, ale nie do tego stopnia, żeby się mogła wyrwać.
Wspieła się na łóżko obdarowując go na wpół morderczym, na wpół przepełnionym niechcianym pragnieniem, spojrzeniem.Uśmiechnął się pod nosem widząc jej minę, która przeczyła temu co było widać w jej oczach…
– Odwróć się na plecy. – rozkazał i przeszedł na około dość szerokiego łóżka. Zatrzymał się w połowie, tak, że był przy przeciwnej poręczy.
– I niby co jeszcze?! – udała oburzoną, ale wykonała polecenie.
– Rozszerz nogi… – powiedział i spojrzał na jej minę, a właściwie interesowały go tylko oczy i to co z nich potrafił wyczytać.

Zacisnęła gniewnie usta.
– Nie ma nic za darmo. – uśmiechnął się tylko na te słowa, zupełnie jakby spodziewał się czegoś podobnego.
– Myślisz o czymś szczególnym? – niemal wulgarnie wiercał się wzrokiem w ciemny zakamarek pod jej sukienką. Spojrzał jej w oczy.
– Czyżbyś mi nie ufała?
– A cóż ma do tego zaufanie? – wymamrotała niechętnie.
– Wszystko, wszystko i nic. Jeśli chcesz, mogę zapłacić teraz… ale po co? – ciągle patrzył jej w oczy, zdawało mu się nawet przez moment, że ją to męczy…
– Rozszerz nogi.
Gdyby spojrzenie mogłoby zabijać pewnie tysiące sztyletów rozciełoby jego ciało.

Rozszerzyła lekko nogi.Wiedział, że w tej chwili tak samo mocno pragnie jego ciała jak jego śmierci. Chyba lubił wywoływać w niej tą mieszankę uczuć.
– Szerzej. – powiedział tylko i podniósł kąciki do góry.
– Jeszcze czego – syknęła przez zęby rozszerzając bardziej nogi.
– Jeszcze… podwiń sukienkę. – nie zmieniając wyrazu twarzy obserwował jej zachowanie. Chłonął ją całą, to jak wyglądała, to jak się zachowywała, jak mówiła, jak pachniała… A najbardziej, to jak czuła. Jej uczucia były tak skrajne i mocne, że wyczulone zmysły pozwalały mu niemal ich dotykać.

Patrzył ciągle w te jej oczy. Wolną ręką podwinęła sukienkę.
– Zadowolony?! – spytała wpół gniewnie, choć głos niesamowicie jej się łamał. Dobrze wiedziała, że przegrała to starcie, jeśli można tak nazywać zaistnialą sytuację.
– Być może. – spodobał mu się ton jej głosu. Czuł, że ona powoli zaczyna się poddawać, ale wiedział też, że to nie będzie takie proste.
– Dotknij się tam. Włóż jednego paluszka. – rozkazał i ciągle tylko obserwował, choć miał ochotę już wkroczyć do akcji.

– Rób co mówię. – powtórzył spokojnym i opanowanym głosem nieznającym sprzeciwu.
Zacisnęła powieki wściekła sama na siebie, że dała się wpędzić w tę chora sytuację. Przejechała palcem między wargami wsuwając jednen z nich w swoje wnętrze.
– Wystarczy. – powiedział i przełknął ślinę. – wyciągnij go i włóż do buzi. Possij.
– Zwariowałeś chyba – wysyczała przez zęby. Wyczuła go, spróbowała się odgryźć, ale nie mógł na to pozwolić. Stał tam i patrzył w jej wściekłe oczy.
– Nalegam. – powiedział to powoli i wyraźnie, tak żeby nie miał wątpliwości, że zrozumiała co mówi i żeby dać jej do zrozumienia, że ma robić to co jej każe.

Aż się w niej zagotowało z wściekłości jednak mimo to wsunęła palec do ust i zassała lekko.
– A teraz powiedz jak smakujesz. – wreszcie ruszył powoli dalej. Ominął krótszą krawędź łóżka i podchodził do jej wezgłowia.
– Sam sobie spróbuj… – warkneła dopiero po chwili zdając sobie sprawę co takiego powiedziała.
– Do tego jeszcze dojdziemy. – uśmiechnął się nieznacznie. – mów.
Pokiwała przecząco głową.
– Nie? – złapał ją za rękę i skierował ją wzdłuż brzucha ocierając przez materiał o skórę. Doszedł do podbrzusza i powiedział.
– Włóż go jeszcze raz. Albo zrobisz to sama, albo ci w tym pomogę…

Uśmiechnęła się chamsko i zrobiła co każe wsuwając znów w siebie wskazujący palec.
– Jak sobie życzysz – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Trzymał ją teraz za dłoń, poruszał nią patrząc jej ciągle w oczy. Gwałcił ją jej własną ręką. Nic nie mówiąc zmusił ją, by włożyła w siebie drugi palec, teraz z dwoma palcami w środku mocniej i szybiej i gdy stanęła na granicy, której drobny gest jedynie, drobny krok sprawić mógł jej błogą rozkosz przerwał… uwiązał dłoń tak by ruszyć nią nie mogła, nogi szeroko do kolumn łóżka także i wyszedł, zostawiając ją samą wraz z sakwą pełną złotych monet przy szafce na łóżku.
– Dobranoc Silje… – ostatnie jego słowa szumiały w jej myślach i głowie jeszcze długą chwilę nim.

Scroll to Top