Szkoła uwodzenia wg. Tolkiena i Eriksona

W Śródziemiu na dobre już zadomowiła się zima. O ile w Minas Tirith czy w Lorien spowodowało to paraliż i całkowity chaos, o tyle mieszkańcy Nod`u odczuli to tylko jako niewielki spadek temperatury i nieco więcej śniegu, który drobnymi płatkami spadał z nieba, prosto na brudne kamienne uliczki siedziby Pana Żelaznych Wzgórz. Oczywiście świerza pokrywa śnieżna już po kilku godzinach pokryła się czarną sadzą i popiołem, wysypywanym przez mieszkańców przedmieści Nod`u. To dobrze. Bo chociaż trochę zmiejszało to blask, jaki raził w oczy Kestala, który przechodził właśnie jedną z uliczek. Obiecał, że jeszcze kiedyś się pojawi i szedł, aby dotrzymać danej obietnicy. Osobiście jednak nie spodziewał się, aby pośród brudu i wszechobecnego ubóstwa znaleźć panią Morrdick, która niedawno otrzymała stanowisko Sędziego w Sądzie Głównym. Zapewne mieszkała teraz w jakimś luksusowym apartamencie, w dzielnicy Minas przeznaczonej dla dygnitarzy. Ale… zawsze warto spróbować – pomyslał drow, podchodząc do drzwi starej szopy i pukając w nie kilka razy. Głucha cisza przerwywana była jedynie piskliwym podmuchem wiatru, który niczym klaun na cyrkowej arenie prezentował swą siłę na niczego się nie spodziewających mieszkańcach. Ów hałas wydawany przez uderzenie o drzwi musiał jednak kogoś zainteresować. Przygruby, najpewniej od piwnego mięśnia khazad wynurzył się z owej rudery ziewając przeciągle. Oczyma zamrugał nieznacznie widząc obcego sobie drowa. Przeczesał dłonią posklejaną brodę i burknął.

– O co chodzi…? – głos jego stanowczo był i przepity. Widok zapitego krasnoluda raczej nie zdziwił elfa. Ba, właśnie tak wyobrażał sobie następnego lokatora tej rudery. Tak czy owak, spojrzawszy na niego z góry stwierdził, iż może ta pokraczna istotka przed nim będzie wiedziała, gdzie podziewa się Streea.

– Domyślam się, iż nie zastanę tu pewnej drowki, która zwykła tu mieszkać… jakiś czas temu. – Dodał, chociaż nie był pewien, czy krasnal zrozumiał jego słowa, gdyż jego twarz i bez czerwieni, której owy osobnik nabawił się podczas popijawy, nie wyglądała na zbyt inteligentną. – Szukam poprzedniej właścicielki tego domu. Jak dawo wyprowadziła się stąd ?…

Krasnolud zachwiał się jakby nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Gdy chciał odpowiedzieć i otworzył szeroko usta odór alkoholu rozniósł się wraz z wiaterm w powietrzu.
– Sędzina wyprowadziła się… – Zmarszczył czoło jak gdyby usiłował coś liczyć, dziwne, bo drow się tego po nim nie spodziewał, takie umiejętności to już dawno musiał ów krasnolud zatracić. – Dawno… do Kurald…

– Rozumiem, rozumiem… – Drow dowiedział się nawet więcej niż chciał, nie spodziewał się, że Streea zdradziła khazadowi miejsce swojego pobytu. Tak czy owak konwersacja z mocno podpitym krasnoludem, od którego śmierdziało jak ze starej gorzelni nie należała do najprzyjemniejszych i trzeba było ją jak najszybciej zakończyć. – Zatem dziękuję Ci za informacje. Bywaj. – Skinął lekko głową, co przy dużej dozie dobrej woli można by wziąc za ukłon, po czym oddalił się w stronę stajni siedziby Srebrnej Osi w Nod, skąd miał udać się do Kurald…

Krasnolud niby to spoglądał chwilę za oddalającym się drowem, spojrzał na stojący obok szopy żelazny kufer i chciał zawołać owego mężczyznę raz jeszcze, by wyręczył go z obowiązku dostarczenia ciężkiego kuferka sędzinie, ale drow oddalił się zbytnio. Krasnolud wzruszył ramionami, przeczesał brodę i wsunął dłoń w kieszeń gaci sprawdzając zasób miedzianych monet. Z zadowoleniem skierował swe kroki ku targowisku słynącemu z tanich win domowej produkcji.

Po kilkudziesięciu minutach marszu przez Nod, po przepychaniu się przez śmierdzący tłum stojący w kolejce po darmową zupę, wydawaną z wielkiego brudnego kotła na środku rynku, po wbiciu sztyletu pod żebro jakiemuś kmiotkowi, który chciał zwinąc mu skawiewkę, po dyskretnym usunięciu zwłok tegoż… Po krótkiej kłótni z właścicielem Srebrnej Osi i po zakończeniu podróży drow stanął wreszcie u bram Kurald… Teraz pytanie gdzie odnaleźć Sędzinę. Nie pozostawało mu nic innego, jak przebrnąc przez kamienne uliczki, pokryte błotem i śniegiem, nad którymi unosił się delikatny odór zgnilizny, i dojśc do miejskiego gmachu sądu… Tudież innego urzedu, gdzie mógłby się tego dowiedzieć… Kurlad było jeszcze mniej przyjemne niż Nod, ale głównie dlatego iż na jego ulicach panoszyła się pustka. Jakby miasto było martwe, jakby nic w nim nie istniało. Widać prawdę mówiono, że to odzwierciedlenie pradawnej groty ciemności, źródła magii Anomandera Rake. Kamienne, surowe budynki zdobione były groteskowymi gargulcami i witrażami przedstawiającymi mroczne sceny. Na horyzoncie rysował się kamienny zamek najpewniej siedziba Czarnej Gwardii, bo tak chyba zwał się ów klan, który ten kraniec świata wybrał na swą siedzibę. Dziwne sukiennice na budowlach po prawej mogły świadczyć iż jest to jakiś administratorski budynek. Swoją drogą ciekawe dlaczego drowka takie pustkowie wybrała na swój nowy dom. Pewnie dlatego, ża sama jest członkinią Czarnej Gwardii… – odpowiedział sobie na ostanie pytanie drow, kierując kroki w stronę najbliższych, najokazalszych drzwi jednego ze zdobionych budynków. O dziwo, krakanie kruków, groteskowe rzeźby i mroczne zdobienia powodowały, iż w elfie powoli odżywała nadzieja na to, że ten cholerny świat może jednak dokądś zmierza… Zapukał kilka razy w mocne, dębowe wrota. Przygarbiony starzec otworzył skrzypiące wrota i uniósł martwe spojrzenie na mężczyznę.

– Słucham… – Nie tyle wymówił co wydyszał to słowo, gdy zaś Kestal spojrzał za jego plecy na to co oferuje wnętrze budynku dostrzegł jedynie ciemność.
– Poszukuję Sędziny Morrdick. Podobno zamieszkiwała tu jakiś czas temu… Nie wiesz gdzie mógłbym ją odnaleźć ?… – Zapytał drow, starając się, aby jego słowa brzmiały neutralnie… bez żadnego ładunku emocjonalnego. Oczy straca zabłyszczały dziwnie, choć może to jedynie złudzenie optyczne w myślach drowa stworzone.
– Spradź w siedzibie CG… – Wydyszał znów słowa.
– I tak tez zrobię… – I pozostawiając za sobą samotnego starca ruszył przez opustoszałe miasto w stronę zamku Czarnej Gawardii… Daleko nie było… kwadras być może i będzie na miejscu tuż przed wielkimi żelaznymi wrotami na których wilcze symbole wyrysowane były chyba magią, bo żadne mikstury tak potężne nie byłyby w stanie zostawić tak trwały i wyraźny na nich ślad. Dwóch barczystych strażników w mithrilowych zbrojach stało przy wrotach w bezruchu. Sam zamek zdawał się być chłodny, wręcz oziębły i nieprzyjacielski. No tak, czegóż innego moża się było spodziewać bo Kurdal… Skoro wszystko utrzymane jest tu w podobnej tonacji, to czemu zamek miałby być inny. Pomimo tego, iż cały wystrój miasta nie przeszkadzał mu, ba, nawet mu się podobał, to powoli zastawiała się czy warto fatygować się tak daleko… Z pewnością sędzina ma swoje obowiązki, swoje problemy i swoje sprawy. Swoich interesantów, być może swojego ukochanego… który z pewnością nie ucieszy się na widok ganiającego za drowką elfa. No ale życie różami usłane nie jest… Elf stanął przed bramą, spojrzał w górę na szczyt zamku po czym przemówił do strażników swoim lekko syczącym głosem.

– Mam sprawę do sędzinny Morrdick. Powiedziano mi, iż tutaj ją znajdę….
Dwaj Panowie wymienili się jedynie wymownym spojrzeniem po czym jeden z nich z cynicznym na swych ustach uśmiechem rzekł:
– Sprawę… jaką? – Zaakcentował ostatnie słowo jakby conajmniej brakiem szacunku ze strony elfa był fakt iż nie wyjaśnił od razu cóż za sprawa skierowała do aż do Kurald, zupełnie jakby nie mógł jej w Minas zaczelać w budynku głównego Gmachu Sądu.
– Czy naprawdę uważasz, iż będę się tłumaczył Tobie, z tego, dlaczego fatygowałem się tyle lig, aż tutaj ?… Powiedziałem, pragnę widzieć się z sędziną Mordick. Powiem jedynie, iż może chodzić o… – W tym momencie drow zaciął się niezauważalnie, chcąc naprędce wymyślęc jakiś dobry argument, który mógłby okazać się całkiem wiarygodny. Sam zresztą przeprowadzał się, zatem wiedział jak to może wyglądać… – Chodzi o jej rzeczy osobiste, które zaginęły w czasie przeporwadzki z Nodu do Kurald.

Strażnik uniósł brew spoglądając nań oceniająco, nie wydawał mu się bynajmniej tym małym, niewychowanym i zapijaczonym khazadem, którego zwykł w takiej kwestii widywać jednakże może oznaczało to nie mniej nie więcej jak tyle, że sędzina wreszcie wzięła sobie do 'serca’ ich uwagi. Obaj strażnicy otworzyli ciężkie żelazne bramy, a tuż za nimi znajdował się niezbyt długi tunel.

– Na stole zostawisz swą broń Panie… a potem zaczekasz na gońca by Cię doń zaprowadził. – Rzekł mierząc go raz jeszcze ostrzegawczym spojrzeniem, które to dawać mogło jasną gwarancję iż jeśli cokolwiek zrobi nie tak… spotka się z niewyobrażalnymi dla zwykłej osoby torturami i cierpieniami.
– Bel’la dos. – Odpowiedział drow w swoim języku, w duchu dziękując Mandosowi, iż obdarzył go chociaż małą cząstą intelektu, która pozwoliła mu na wymyślanie sprytnych forteli, które umożliwiały przechytrzanie, co najmniej, takich… strażników, jak ci tutaj. Wszedłszy do korytarza zdjął z pleców łuk, odpiął od pasa kołczan ze strzałami, pochewkę z nożem oraz pochwę z długim mieczem. Aby wzbudzić zaufanie wyjął jeszcze dwa sztylety – ten schowany w rękawie oraz w małej, skórzanej poszewce na plecach. Oczywiście nie był na tyle głupi, żeby wchodzić do zamku nieuzbrojony… Ostatnie ostrze tkwiło niezauważone w cholewie jego lewego buta.
– Jeżeli na tej broni pojawi się chociaż draśnęcie… osobiście dopilunję, abyś odpowiedział za to rzycią. – Rzucił na odchodne drow, jako miłe pożegnanie, po czym stanął przy drzwiach, czekając na gońca…

Ciekawe jak mogł wyglądać goniec w Kurald. Raczej nie jak mały chłopiec zaczepiony przed targowiskiem Minas, który to za kilka miedziaków spełni każde dane mu polecenie. No i faktycznie… coś co stanęło przed otwartymi drzwiami małym chłopcem nie było napewno. Średniego wzrostu mężczyzna miał czarne oczy, czerne włosy i wąskie usta. Zdawał się bezuczuciowo, bez życia zupełnie spoglądać na drowa. Kruki siedzące tuż na krańcu tunelu wymieniły się między sobą skrzekliwą informacją i odleciały, jedno z czarnych piór powiane wiatrem przeleciało tuż między nimi. Meżczyzna chłodno ocenił spojrzeniem nieznajomego, skinął głową i ruszył pierwszy ku drewnianym wrotom na wschodzie zamczyska. Drow raczej nie spodziewał się, iż osoba która tu przybędzie będzie pierwszym, lepszym wyrwanym z ulicy obdartusem… Podąrzając za mężczyzną zwinnie pochwycił przelatujące między nimi pióro. Czarne i zimne – jak wszystko tutaj… Równym krokiem, wsłuchując się w echo jego kroków odbijające się od kamiennych ścian, szedł za gońcem. Drewniane wrota były gładkie, zupełnie niczym nie oddawały swej haryzmy i chłodu, pewnie gdyby je wstawić w malowniczy zamek na ziemiach Lothlorien byłyby to przepiękne wrota, wszystko zależało od otoczenia. Goniec nawet nie zwracał uwagi na to czy ów mężczyzna idzie za nim, czy też nie. Pewnie dlatego, że gdyby ktokolwiek zboczył z prowadzącej go ścieżki marnie skończyłby w czeluściach zamku Kurald. Strażników Czarnej Gwardii ani członków klanu jakoś nigdzie nie było widać. Czyżby odpoczywali, czy może nigdy nie istnieli. Może Kurald tak jak i Odprysk Księżyca niegdyś zamieszkiwany był jedynie przez plotki i wymysły ludzi… może przez smoki, a nie żaden klan? Może przez Wielkie Kruki? Odruchowo spojrzał w górę zastanawiajac się czy z tych legendarnych stworzeń już jedynie zwykłe ptaki pozostały i czy czymś jeszcze zaskoczy go Kurald. Goniec przystanął przez obłożonymi czerwonym aksamitem drzwiami i wskazał na nie.

– Tylko bez numerów Drogi Panie…
Tak naprawdę te wszystkie zabezpieczenia wydawały się elfowi zbędne. Po pierwsze – raczej nie było tu niczego wartościowego, co możnaby wynieść… Chyba że ktoś gustuje w granitowych rzeźbach gargulców. Po drugie… chyba nikt nie chciałby zapuszczać się samotnie w to miejsce. O ile dla drowa było tu całkiem, całkiem przyjemnie, o tyle nie wyobraża sobie stapającego tu Srebrnego Elfa…
Tak czy owak, drzwi stały tuż przed nim. Wreszcie… po tylu godzinach poszukiwań, dotarł. Stranął przed nimi i pchnął je lekko przed siebie, wchodząc do pomieszczenia
Gabinet, do którego go przyprowadzono jak można się było domyślać tonął w ciemnościach dla drowa wygodnych, co dziwne wyglądał jakby właśnie po to był stworzony, nie było w nim ani jedego oka zauważył rzucając pośpiesznie wzrokiem po surowych ścianach. Wysoki kamienny stół stał pod jedną z nich, przy nim kilka zdobionych groteskowymi malunkami drewnianych krzeseł, a na nim… nie cieżko się domyśleć sterta dokumentów sądowych, nad którymi zapewne pracowała. Po drugiej zaś stronie skórzana kanapa, niewielka i na pierwszy rzut wcale nie wygodna, chyba miała bardziej 'dobrze wyglądać’ niż służyć do wypoczynku i dwa fotele tego samego kroju. Przy nich stary barek, na nim kilka butelek czerwonego wina i kryształowe kielichy. Sędzina siedziała na owej kanapie z dokumnetami w jednej dłoni, kielichem w drugiej. Tuż przy niej stał wysoki świecznik, na nim płonęły dumne świece. Tuż przy drzwiach był kominek, ale nie płonął w nim żaden płomień, mimo to w pomieszczeniu nie było ani zimno, ani ciepło. Sędzina oderwała się na moment i powiodła wzrokiem ku drzwiom, które otworzyły się i z zaskoczeniem wlepiła oczy w drowa.

– Vendui. Yugho ulu kyorl Dos ji queelas. – Jak zwykle lekko sycząc powiedział drow, kłaniając się nisko i uśmiechając w pewien charakterystyczny dla siebie sposób. Wystrój pokoju bardzo, ale to bardzo mu się podobał. Niezbyt ozdobny, funkcjonalny, acz gustowny… chociaż sędzina pewnie nie miała zbyt wielkiego wyboru co do rodzaju umeblowania… Tak czy owak, obrzuciwszy każdy skrawek pokoju przelotnym spojrzeniem, zatrzymał oczy na zaskoczonej sędzinie.
– Zdziwiona ?… Przecież obiecałem, że jeszcze kiedyś się spotkamy… o ile wogóle mnie pamiętasz, Streeo…

– Ve…vendui. – Przywitała się lustrując go badawczym spojrzeniem. Gdy przyjrzał się sędzinie, mógł dostrzec, że w jej oczach znów palił się skory do życia blask, nie przypominała tej zmartwionej i zamyślonej drowki w Nod`owskiej ruderze. Ubrana była w czerwoną długą suknię, dystyngowaną, ale skromną w dodatki. Zmrużyła lekko powieki bezwarunkowo unosząc kąciki ust w uśmiechu. – Ależ oczywiście, że pamiętam… cóż za niespodzianka… – Podniosła się z kanapy. – Jak mnie znalazłeś?
– Można powiedzieć, iż wystarczyło poszukać. – Podszedł do niej, uniósł jej dłoń i musnłą wargami skórę jej grzbietu. – U źródła. – Uśmeichnął się po czym wyprostował, rozglądając się po pomieszczeniu

– Widzę, iż przeprowadzka wyszła Ci na dobre… Widać to. – Zwórcił swoje badawcze spojrzenie na kobietę, lustrując ją przez dłuższą chwilę. – Po Tobie…
– Powinnam uznać to za komplement? – Spytała z tajemniczym uśmiechem na swych ustach. Uniosła lekko brew zaskoczona pozytywnie postawą dawnego znajomego, choć może faktycznie nie sądziła iż jeszcze kiedyś się zjawi. – Napijesz się czegoś…?
– Jeżeli potraktujesz to za komplement, to uznam, iż z moją elokwencją nie jest jeszcze tak źle… – Uśmiechnął się lekko, po czym przeszedł się kilka kroków po pokoju. – Ale owszem, możesz uznać to za komplement, odnoszący się do Twojej urody. – „Chociaż nie tylko” – Pomyślał drow … – Zaś co do picia… jeśli tylko będziesz na tyle łaskawa, z chęcią skosztuję. Zbyt dużo wlałem w siebie rohańskiej ziemniaczanki, którą raczy nas nasz szacowny generał, aby teraz pogardzić trunkiem znacznie wyższych lotów… – Lekko skinął głową w geście podziękowania za gościnę.

– Dziękuję więc za komplement. – Przymknęła na moment znacząco powieki i podeszła do barku. – Rozgość się… – Wskazała dłonią na kanapę i fotele po czym otworzyła butelkę wina. – Niestety mam tylko takie, w jakim sama gustuje, a więc przyjdzie Ci smakować czerwone wytrawne… – Odparła napełniając jeden z kryształowych kielichów owym trunkiem.
– Niechaj Mandos błogosławi Ci za tak zacny gust… zgodny z moim, z czego cieszę się niezmiernie. – uśmiechnął się znacząco siadając na kanapie i opierając się o szerokie, miękkie oparcie. – Zresztą podobno nieważne co się pije, ale w jakim towarzystwie… I pozowlisz, że teraz będę hołdował tej zasadzie… – Wzruszył ramionami, obserwując każdy jej gest i każdy jej ruch z lekkim uśmiechem, pełgającym gdzieś w kąciku ust. Nic się nie zmieniło. Streea fascynowała go tak samo jak poprzednim razem. A może nawet jeszcze bardziej…

Napełniła winem kielich i podała go mężczyźnie siadając obok niego. Zbyt blisko mogłoby się wydawać, leczy czy to źle? Uśmiech z jej ust nie schodził ani przez chwilę, zamoczyła wargi w swym kielichu i przekrzywiła lekko głowę.
– Któż Ci rzekł iż właśnie tu można mnie spotkać…?
– Znaleźć Cię tutaj było dośc łatwo… o wiele trudniej było dostać się tutaj w jednym kawałku. No ale jak widać… – Uśmiechnął się spoglądając na nią ponad kryształem kielich, w którym zanurzył wargi. – Jestem tutaj i odnalazłem Cię…
– Tyle poświęcenia jedynie po to by zamienić ze mną kilka słów? – Uśmiechnęła się znacząco odgarniając włosy z czoła, wzrokiem powiodła po gabinecie jak gdyby niepewna czy wszystko wygląda jak należy.

– Hmmm… – Mruknął elf w zamysleniu podnosząc oczy do góry i uśmiechając się. – A wiesz że tak ?… A tak naprawdę, to może po prostu brakowało mi rozmowy z kimś… bardziej inteligentnym ?… Wiesz, w obozie można znaleźć wielu dobrych kompanów, ale raczej nie przeprowadzisz z nimi dyskusji na zbyt… wysokim poziomie. Za to z Tobą jest… – Rozejrzał się za nie po gabinecie, jakby zapewniając ją, że wszystko jest wporządku. – Inaczej. Powiem szczerze, iż sama Twoja obecność. – Upił łyk wina spoglądając jej głęboko w oczy. – jest kojąca i jakoś tak… pozytywnie mnie nastraja, jeśli wiesz, co mam na myśli… –

Uśmiechnął się nieznacznie i rozłożył na kanapie nieco wygodniej, lustrując wzrokiem postać, siedzącą obok niego
Drowka również się poprawiła usadawiając wygodniej, nieco przeszkadzała jej pomięta suknia, ale przecież jej nie zdejmie… uśmiechnęła się słysząc jego słowa, tymczasem gdy w jej oczy spojrzał prawiąc o kojącym i pozytywnym wpływie nań jej obecności upiła łyk wina zmysłowo na krańcu szkła układając swe usta.
– Myślę, że mnie przeceniasz…
– Gdzieżby tam… – Spojrzał na jej usta, uśmiechając się nieznacznie i prawie niezauważalnie przejeżdżając końcówką języka po zębach. Drowka jednak nie mogła tego dostrzec, jego ruch był niezykle subtelny. – Nie mam w zwyczaju mówić czegoś niezgodnego z moimi myslami, tudzież odczuciami…
Skinęła głową na znak iż rozumie, chociaż bez większego przekonania. Upiła znów wina.

– Cóż więc działo się z Tobą od naszej ostatniej wizyty?
– Można powiedzieć, że niewiele ciekawego… Co prawda jestem pułkownikiem w armii i dowodzę Regimentem Strzelców… Ale osobiście nie uważam, aby był to odpowiedni temat do rozmów. Poza tym… – Zrobił krótką pauzę, którą wypełnił łyk czerwonego wina, którego kropla spłynęła po kąciku jego warg. – Włóczyłem się tu i tam… Raczej nic, co by Cię interesowało… Jakieś tam drobne miłostki, przelotne romanse… Ach, nie ma o czym mówić. – Uśmiechnął się, machając delikatnie dłonią. Skrzywiła się lekko gdy wspomniał o miłostkach i romansach, ale niezbyt wiele dała po sobie poznać. Wodziła opuszkiem palca po krawędzi kielicha.

– Czemuż to Panie decydujesz za mnie o tym co interesuje mnie bądź nie?
– Bo w jaki sposób życie codzinne takiej osoby jak ja może zainteresować taką osobę, jak Ty ? – Odparł, może nieco dyplomatycznie… chociaż nigdy nie był w tym dobry. Dostrzegł skrzywienie jej warg, kiedy mówł o swojej dość bliskiej przeszłości, na co zareagował krzywym uśmiechem, może nieco… ironicznym. Z lekko podniesioną głową przyglądał się delikatnym ruchom dłoni drowki.

– Sprawa armii jest częścią wojny, wojna częścią krainy tak jak i ja… interesuje mnie to co się dzieje… – Zmrużyła lekko oczy przyglądając mu się, przez moment miała wrażenie, że dostrzegł to chwilowe zniechęcenie wywołane słowami o romansach.
– Tyko czy faktycznie chcesz wiedzieć, jak żołdacy z regimentu zabawiają się z wiejskimi dziewkami, jak dostają za to chłosty i publiczne napiętnowania… O problemach z kadrą oficerską i zaopatrzeniem… Nic ciekawego w wojsku się nie dzieje… No, może poza nieobecnością Generała. – Uśmiechnął się lekko, kładąc rękę na oparciu kanapy, dalej obserwując spod lekko przymkniętych powiek jej palec, wodzący po krysztale kieliszka…
– Nieobecność generała!? – Widać było wyraźne zaciekawienie w jej głosie, usadowiła się wygodniej.

– Niedawno generał był dość długo nieobecny… Pomimo jego zapewnień o powrocie dalej go nie widać… Od długiego czasu nie ma manewrów ani odpraw z dowódcami… Na szczęście pułkownicy i majorowie sami utrzymują dyscyplinę i dbają o to, aby wojsko było dobrze przygotowane. – Uśmiechnął się i poprawił na sofie, wybijając kolejny łyk wina, które ciepło rozlało się w jego wnętrzu.

– Dziwnie to brzmi, podobno tak mężny i waleczy jest… podobno świetny strateg i Vaen raczył zaufać mu w pełni z działaniami wojennymi… Gdzie mógł 'zniknąć’? – Uniosła brew.
– Mężny, waleczny, niedoświadczony… Bo stażem to on raczej nie grzeszy, jeśli mam być szczery… – Odparł drow swobodnie, unosząc lekko ramiona i upijając kolejny łyk wina. – Zresztą, co mnie to obchodzi…

– Ale jednak został wybrany… a czy obchodzi… no jak każdego z Nas, mawiają zresztą, że na ziemiach Mordoru szykuje nam się kolejna potęga… nie brzmi to obiecująco, nie uważasz?
– Mmmmm… Z pewnością będzie ciekawie. Zresztą, czy naprawdę uważasz, że ważne jest pod czyim jażmem będziemy służyli ?… A raczej będą, te całe masy ludzi, któzy ślepo wierzą w Gondor i poszli do armii z pobudek czysto patriotycznych…
– A Ty nie wierzysz…? – Dopiła wino z kielicha i wyciągnęła dłoń po butelkę. Zatrzymał jej dłoń swoją, łapiąc ją delikatnie, acz zręcznie za nadgarstek. Miała cudowną skórę, która w dotyku przypominała delikatny materiał… W odróżnieniu od niego, mahoniowa skóra drowki była ciepła. Wstał i sam sięgnął po butelkę, odkorkowując ją i nalewając obojgu czerwonego wina.

– Jeśli Gondor dalej będzie tak zarządzany jak jest… to wybacz, ale nie wróżę mu wielkiej przyszłości. W moim mniemaniu nasz obecny władca, Vaen… jakkolwiek jest dobry i należy mu się szacunek, tak zbytnio chowa się za zasłoną mallronów w Lothlorien… Zbyt mało styka się z Gondorem, aby móc nim sprawnie rządzić. No ale… – Uśmiechnął się lekko i usiadł obok niej na kanapie. – To tylko moje odczucia…
Spojrzenie błyszczących oczu drowki zatrzymało się na jego dłoni czule ujmującej jej rękę tuż za nadgarstkiem przez moment zdawało się iż nie wie cóż zamierza jednakże na jej ustach pojawił się pełen zaintrygowania uśmiech. Usiadł bliżej… jakaś myśl przebiegła w jej głowie. Uniosła brwi.

– By sprawnie zarządzać jakąkolwiek krainą trzeba by najpierw przeżyć w niej swe lata z dala od bogactw, armii i wszystkiego tego co czyni status obywatela szlacheckim. – Skwitowała. – Idealny władca więc nie istnieje…
– Istnieje… O ile jest to osoba, która mozolnie, od parobczaka, aż do szlachcica pnie się po szczeblach drabiny społeczeństwa… I dopiero, kiedy zna wszystki problemy ludzi i kiedy później wie jak im zaradzić… wtedy ma szansę być dobrym władcą. – Skwitował swoje dywagacje, chociaż tak naprawdę nigdy nie interesował się polityką. Za to pięknymi kobietami, owszem… A jedna z nich właśnie siedziała obok niego. Spojrzał na nią, pochylając lekko głowę do przodu i upił łyk wina, zgłębiając jej czarne źrenice i zastawiając się, jakież tajemnice kryje w swoim wnętrzu Streea. Uśmiechnął się, może trochę zadziornie… po czym odstawił kielich na bok

– Lecz nim osiągnie szczyt swej kariery i nauczy oraz doświadczeń nabierze zostanie starcem… nim zdoła cokolwiek wproadzić i zdziałać umrze… i dalej mieć nie będziemy odpowiedniego władcy. – Uśmiechnęła się burząc kolejną jego teorię, dziwnie jej się przyglądał zauważyła, odpowiedziała spojrzeniem równie zadziornym, wręcz prowokującym.
– Chciałbym przypomnieć, że elfy podobno sa nieśmiertelne… więc starośc i śmierć raczej im nie grozi, chyba, że zmęczenie życiem… Ale wtedy dalej osoba taka jest pełnoprawnym władcą i dalej może pełnić powierzone jej funkcje… – nie wiedział, jak dobrze rozumuje… raczej logicznie, może w ten sposób. Również się uśmiechnął i ponad kolejnył łykiem wina kontynuował badanie drowki wzrokiem (jakkolwiek dwuznacznie to brzmi…).
– No jeśli założyć, że tym władcą będzie elf… elfy jednakże mają zupełnie inną mentalność i szybko zrezygnują z pięcia się po drabince dla wygodnictwa w Lothlorien, dla sztuki czy magii… – Zmrużyła lekko oczy zastanawiając się dlaczego jej się tak uważnie przygląda czyżby pobrudziła gdzieś swą sukienkę, spuściła na moment wzrok na strój, lecz nie znalazła na nim niczego niepokojącego. – Nie pałam miłością do elfików i nie wydaje mi się by ich natura równa była naturze idealnego władcy Gondoru.

– Elfy są, jak dla mnie, zbyt zniewieściałe, aby pełnić funkcje władców… W tym względzie się zgadzamy, zatem, możnaby powiedzieć, że idealny władca nie istnieje… Chyba że… – Zaśmiał się na samą myśl. – Będzie to drow… ale to raczej mało prawdopodobne… – Widząc, iż jego wzrok wprawia ją w… zakłopotanie ?… patrzył się na nię jeszcze przez chwilę, po czym zwrócił oczy ku ścianom z czarnego kamienia…
– Brzmi prawie jak chęć przejęcia władzy… – Zaśmiała się na jego słowa i była to ostatnia chwila gdy na nią patrzył, poźniej przesunął wzrok na kamień ściany komnaty, ciężko powiedzieć czy przyniosło jej to ulgę natomiast ciche westchnięcie wydarło się z jej ust. – Nie przejdzie… zresztą drow u władzy byłby zbyt nieobliczalny.
Poprawił się na kanapie, siadając bokiem do niej, spoglądając teraz wprost na ściany jej gabinetu. – A gdzie ja tam do władzy… Nie ma mowy. – Uśmiechnął się szeroko spoglądając na nią przelotnie. – Za to Ty byś się nadawała… Ale szkoda Cię na stanowisku władzy, zmarnowałabyś się tam tylko… – Znów odwrócił wzrok i wypił łyk wina, uśmiechając się, jakby myśląc o czymś bardzo intensywnie…
– Ja?! – Spojrzała nań ze zdziwieniem. – Sądzisz, że ja bym się nadawała? – Dłoń drowki spoczęła na jego ramieniu, czuła materiał koszuli pod wrażliwymi palcami. – Obawiam się, że niewiele jeszcze o mnie wiesz…

– Wiem, że niewiele o Tobie wiem i zdaję sobie z teog sprawę… Ale według mnie tylko Ty masz odpowiednie referencje, aby skutecznie zarządzać tym bałaganem. – Lekkim ruchem dłoni dotknął jej palców, spoczywających na jego ramieniu… – A to, że byłabyś zbyt nieobliczalna, a cały Gondor zmieniłby się w jedno wielkie Kurald… to już inna sprawa. – Uśmiechnał się, spoglądając na nią, ale troche inaczej niż poprzednio… Bardziej… miękko ?

– Gondor w Kurald? – wyobraziła sobie tę wizję i uśmiech zadowolenia pojawił się na jej ustach, nie odsunęła dłoni, choć początkowo gdy poczuła jego palce na niej miała ochotę to zrobić. – Nie moja wina, że ma wizja idealnego świata różni się nieco od tego jak chciałyby elfy by ten wyglądał… jak zwykle odwieczna wojna tych dwóch ras.
Uśmiechnął się lekko, nie odsuwając dłoni.
– Wizja świata drowów baaaardzo różni się od tego, jak widzą go elfy… ale to już nie nasza wina. Poza tym, mnie tam nie przeszkadza, że jestem drowew. Powiem wiecej, jestem z tego dumny… Bo gdyby nie to, pewnie nie dostałbym się tu teraz… – Jakaś dziwna iskierka pojawiła się w jego oku… A może drowce tylko się zdawało ?…
– Zdziwiłabym się gdyby było inaczej… – Odparła przyglądając się jego dłoni na swojej, upiła wina nieco zmieszana ową iskierką, która się w jego oczach pojawiła gdy podniosła swój wzrok, a może jej się tylko zdawało?
– Hmmmm… Zaczęliśmy ode mnie, temat tak ładnie się rozwinął…. A może teraz przejdziemy do Ciebie ? – Zasugerował drow, opuszkami palców przejżdżając po skórze jej dłoni… Jednak ta krótka pieszczota zakończyła jego dotyk. Dłoń zsunęła się na miękkie siedzisko sofy. Jednocześnie, drow wypowiedział słowa „…przejdziemy do Ciebie…” w taki sposób, że nie mogły nie zabrzmieć dwuznacznie… Och, ileż było dwuznaczności w rozmowie dwójki Mrocznych Elfów…

Lata spędzone w Gondorze zmieniały jej mieszkańców, zmieniały także mentalność drowów. Chyba jedynie jeszcze w Mrocznej Puszczy, w tamtejszych drowich wioskach bywały postaci zupełnie nie skazane wymuszoną moralnością. Ale dostrzegła ową dwuznaczność, choć coraz żadziej się z nią spotykała. Zastanowiła się chwilę czy wcześniej także można było w jego słowach drugiego znaczenia się doszukać, po chwili jednak oderwała się od myśli i spojrzała na niego.

– Do mnie…? Czy O mnie…?
Kestal nigdy nie udawał… Nie musiał, chociaż pewnie gdybyb chciał to wyszłoby mu to całkiem nieźle. Mówił wszystko to co chciał, co uważał, że trzeba powiedzieć… Złośliwy, wredny, obłudny… Taki już był, bo tak wychowali go rodzice. I taki już pozostał, może dlatego właśnie umieszczanie ukrytych podtekstów w mowie przychodziło mu z taką łatwością
– Hmmm… dobre pytanie. – Uśmiechnął się zadziornie, spoglądając na nią. – Ale może najpierw o Tobie…
Odpowiedziała zupełnie takim samym uśmiechem jak on przekrzywiając lekko głowę.
– O mnie niewiele można ciekawego rzec… wątpie by cokolwiek Cię interesowało…
– I tu się mylisz, Ssin Jallil… Bo interesuje mnie całkiem sporo, jeżeli chodzi o Ciebie. – Przekrzywił głowę dokładnie tak, jak kobieta
– Schlebiasz mi… czym więc zasłużyłam sobie na Twą uwagę? – Przygryzła lekko zębami wargę uśmiechając się jeszcze odważniej.

– Wiesz, może to Ci się wydać dziwne, ale jakoś mam sentyment do naszego pierwszego spotkania… Osobiście nie wiem czemu, samo jakoś tak wyszło… Poza tym, jak sam już Ci powiedziałem. – Zbliżył się do niej uśmiechając się podobnie jak ona i spoglądając jej w oczy. – Mam słabośc do pięknych kobiet. – kiedy ich twarze były kilka cali od siebie drow odsunął się, chociaż czuć jej zapach tak blisko siebie… było o wiele mocniejszym doznaniem niż samo patrzenie na nią i podziwianie jej… Gdy twarz jego była lat blisko jej spojrzenie drowki odruchowo spoczęło na ustach gościa jednakże gdy odsunął się sama siebie w myślach zganiła za myśl, że może ją pocałuje.
– Wtedy w Minas Tirith…? – Spojrzała pytająco zamyślając się chwilę nad tamtą chwilą. Przez chwilę, pod wpływem jej obecności, pod wpływem zapachu jej ciała, który unosił się dookoła, z powodu ciemności panujących dookoła… Drow myślał, aby połączyć swoje usta z ustami kobiety… Przez bardzo krótką chwilę chciał sprawdzić jak smakują jej ciemne wargi…

– Tak, wtedy, kiedy zobaczyłem Cię po raz pierwszy… A potem, kiedy odnalazłem Cię w Nod. Od tamtej pory pewnie całkiem sporo się zmieniło w Twoim zyciu…
– Moje życie wcale się nie zmienia… nie licząc nowych, sędziowskich i legislatorskich obowiązków… i rosnącej niechęci do mej osoby. – Westchnęła ciężko wciskając się w oparcie kanapy.
– Niechęci ?… – Odparł drow, spoglądając na nią wzrokiem, w którym przy duże dozie dobrych chęci postronny obserwator dostrzegłby nutkę troski
– A no tak… – Pokiwała głową. – Nie jestem w specjalnie lubiana przez mieszkańców… gdyby nie pojedyńcze osoby i Czarna Gwardia mogłoby się okazać, że toczę uśpioną wojnę ja kontra całe Śródziemie, czuje się gorsza od Saurona, ten przynajmniej miał rzeszę bezmózgiego mięcha, które oddawało zań życie… ja nie. – Roześmiała się.
– No i poza tym Ty jesteś „nieco” piękniejsza… Ale wydaje mi się, że dla reszty tych, z którymi, jak sama mówisz, toczysz wojnę, nie ma to większego znaczenia… – Upił łyk wina
– A wiesz czym jest ta… niechęć… Spowodowana ? Bo chyba nie Twoją obecnością na stanowisku sędziny ?…

– Obecnością też… raczej nikomu się nie podoba iż osoba z moimi korzeniami rodowymi, z przeszłością rodzinną taką, a nie inną sprawuje jedno z ważniejszych stanowisk w krainie… i tak naprawde nie ma większego znaczenia ile pracy w to włożyłam, bardzo wiele kontrowersji wzbudził fakt, że ten wysiłek docenił Vaen w taki, a nie w inny sposób… z tym, że nawet jego uznanie nie zmienia podejścia innych do mnie…
Elf uśmiechnął się lekko.

– Bo Ci zazdroszczą… bo udowowdniłaś reszcie, że mozna być świetnym sędzią bez wysyłania głupich podań czy bez grubych koneksji w górnych sferach krainy… A Twoja przeszłość ? Jeśli jesteś dobra… najlepsza na swoim stanowisku, to jakie to ma znaczenie ? – Uśmiechnął się nieco mocniej i zbliżył do niej. Ustami prawie dotknął skóry jej ucha, a dłonią oparł się na jej udzie. Był baaardzo blisko. Nie wiedział, jak drowka na to zaregauje, ale nawet jeżeli karze wyrzucić go z gabinetu i drzeć zeń pasy…. to warto było
– Po prostu jesteś najlepsza, a oni…. nie mogą się z tym pogodzić. – Wyszeptał jej wolno i wyraźnie, uśmiechając się przy tym nieco, chociaż tego już nie mogła zauważyć
– No tak… pokazać można wiele, ale jeśli popełnię błąd nie będzie to zwykły błąd, będą jego wagę przeceniać… i zniszczy mnie on bardziej niż gdyby inny 'lepszy’ sędzia popełnił identyczny… – Skwitowała, a gdy poczuła ciepłe powietrze z jego ust na swym uchu i dłoń jego na swym udzie zadrżała zaskoczona nie wiedząc jak postąpić w tejże chwili, lekko przekręciła głowę spoglądając mu przez chwilę w oczy, ich nosy prawie dotykały się, ich usta były aż nazbyt blisko siebie, przeniosła spojrzenie na ich kuszącą linię, podobał jej się… Kiedy drowka odwróciła głowę w jego stronę, lekko zaskoczony mroczny elf zastanawiał się czy czasami się nie cofnąć…”Nie, coś Ty byś zrobił głupcze ?”… – Zganił sam siebie w myślach. Najpierw jednak wypadłoby odpowiedzieć na jej słowa…

– Mam podobnie… tylko że jako skytobójca, będący pułkownikiem…. w tym. – Spojrzał na jej kształtne ciało, które teraz było tak blisko, które wiedział, iż kryje się tam, pod delikatnym materiałem sukni, zaraz pod jego palcami. – Jesteśmy podobni… – „A niech to Mandos przeklnie, jeżeli popełniam błąd”… Ostożnie zbliżył się do niej nieco bardziej. A muśnięce warg jej swoimi jakoś samo przyszło, chociaż tylko na krótką i bardzo ulotną chwilę… Wiedziała doskonale iż zbytnio się spoufalają ze sobą, wiedziała także, że jeśli ten jeden raz nie zakosztuje smaku tych ponętnych ust rozmówcy do końca życia będzie załowała, wiedziała doskonale, że on również czuje się niepewnie… wiedziała… Czasem warto poddać się chwili, to jak z parzeniem herbaty, tylko gorąca tak naprawdę smakuje wybornie, czuć aromat… ale można poparzyć sobie język gdy będzie się nazbyt łapczywym. Mimo to musnęła swymi wargami jego w tej samej ulotnej, krótkiej chwili, oczy miała przymknięte, serce zabiło jej mocniej, nie wiedziała czy teraz tak po prostu powinna je otworzyć?

Czy spojrzeć na niego i co…? Czuła się jak mała dziewczyna przy pierwszym swym pocałunku, a przecież była już dorosłą kobietą, skąd więc w niej ta nieśmiałość? W porówaniu do innych kobiet, które przyszło mu w życiu całować, Streea smakowała najcudowniej… Było w jej ustach coś, co, pomimo wcześniejszego zamiaru jedynie krótkiego, przelotnego pocałunku, nie pozowliło mu przerwać. Coś trzymało go przy niej. I chociaż sam nie wiedział co… to całkiem dobrze mu z tym było. Nie widział nic. Czuł jedynie jej obecność zaraz obok siebie. Nieśpiesznie, powolnym ruchem, dłonią podniesioną z jej uda, dotknął skóry jej policzka… Ciepła. Jak cała jej osoba, pośród pozornego zimna i chłodu tego mrocznego pomieszczenia… Poczuła jego wargi czule pieszczące jej usta, uniosła dloń, opuszkami palcy nieznacznie musnęła jego policzek oddając się zapamiętale pocałunkowi. Już nie myślała o otworzeniu oczu, nie myślała o niczym zbędnym, chłonęła tę chwilę jak gdyby miała być ich ostatnią wspólną chwilą. Nawet kroki strażników na korytarzu nie oderwały jej od niego. Nic poza jej osobą… poza jej ustami, poza delikatnymi białymi włosami, w które wplótł dłoń, poza mahoniową skórą… Nic się nie liczyło. Ważne było dla niego tylko to, aby drugą dłonią dotknąc jej twarzy… Tak jak ona dotnkęła jego, co spowodowało, iż tysiące małych iskier rozlało się po całym jego wnętrzu… Ona… I tylko ona…

Czuła przyjemne ciepło przechodzące przez jej ciało, tak jak gdyby to on nim emanował, jakby to on był lekiem na całe zło, jak gdyby wystarczyło jedynie jedne usta ku drugim schylić, jeden pocałunek skraść, by namiętność wzbudzić, nie chciała jeszcze otwierać oczu, nie chciała przerywać, bo nie wiedziała co potem… potem się nie liczyło. Tylko to, że ona była obok. Że czuł, jak wszystko inne oddala się i znika. Pozostaje jedynie długi, delikatny pocałunek, dotyk ich ust i to ulotne poczucie bliskości dwóch istot, tak sobie przecież dalekich… Jak dobrze, że to on tu jest…. i że to Ją mógł obdarować tym skromnym darem, jedynym, co mógł jej teraz ofiarować… Gdyby całą wieczność można było spędzić na pocałunku napewno wiele zafascynowanych tą czynnością istot tak właśnie dokonałoby swej śmierci, jednakże pocałunek wiecznością być nie mógł, oboje o tym wiedzieli. Silne uderzenie, najpewniej strażnika, w drzwi komnaty zupełnie wyrwało drowkę z zamyślenia, z pocałunku także. Chwilę jeszcze miała zamknięte oczy, głowę nieco spuszczoną jaj gdyby bała się jego spojrzenia w tej jednej właśnie chwili i odczekała, pukanie się powtórzyło.

– Wejść. – Odparła drżącym głosem, odrzchąknęła by nadać mu nieco powagi. Młody strażnik wszedł do komnaty i zastał… no właśnie siędzącą blisko siebie parę, kobietę z zamglonym, nieobecnym wzrokiem, lekko speszoną….
– Pani kolacja gotowa, Iskaral prosił by wszystkim… – Przestał mówić gdy machnęła nań dłonią, zrozumiał, że nie była zainteresowana ani kolacją ani tym o co prosił Iskaral, opóścił więc pośpiesznie komnatę, a ona znów twarz swą ku niemu zwróciła. Nic nie powiedziała. Nagłe wejście strażnika zupełnie zaskoczyło drowa. Szybko odrzucił głowę w bok, jednak po chwili położył ją na oparciu sofy, przymykając lekko oczy… Spod przymkniętych powiek patrzył się na strażnika, czując we wnętrzu wzbierające uczucie złości… Tak brutalne przerywanie tak cudownych momentów powinno być karane dniem w objęciach żelaznej dziewicy… Teraz jednak drowka ponownie zbliżyła się do niego i, jak widac, nie miała ochoty na kolację…

Zbliżył się powoli do niej i położywszy lewą dłoń na jej karku objął swoimi ustami jej ciemne, słodkie wargi…
– Nie idziesz ?… – Szepnął cicho dotykając wargami jej ust.
– Nie mogę zostawić gościa samego… – Szepnęła w odpowiedzi delektując się dotykiem jego dłoni, bliskością jego ust. Tak się bała tej chwili po pocałunku, a zdawała się ona być jeszcze piękniejsza niż sam pierwszy pocałunek. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak zmysłowy miał głosy gdy wyszeptał dwa słowa… zaledwie dwa, a jej zdawały się one lawiną słów pieszczących czule jej uszy.

– Bel’la dos… – Uśmiechnął się lekko i położył drugą dłoń na jej twarzy… Obejmował ją lekko, delektując się ciepłem jej skóry i jej delikatnością… Poprzedzając pocałunek ciepłym oddechem po raz kolejny dzisiejszego dnia oddał całego siebie… tylko, tylko dla niej. Równie zmysłowo jak poprzednim razem oddała się pocałunkowi łączącemu ją z tym niezwykłym drowem, który śmiały kawałek Śródziemia pokonał tylko po to by teraz spędzić z nią kilka chwil, to o czymś świadczyło. Musnęła kilka razy delikarnie wargami jego usta, oderwała się w końcu od pocałunku niepewnie zerkając w jego oczy. Dłoń jej, która spoczęła na jego policzku teraz przesunęła się nieco i palcem wskazującym powiodła po dolnej jego wardze uśmiechając się niepewnie. Spojrzał na nią radośnie, uśmiechając się i spoglądając na nią z dziwnym blakiem w oczach, prześwitującym nieśmiało przez mgiełkę zasnuwającą jego źrenice. Ujął jej dłoń, pocałował jej wierzch, po czym zbliżył usta do jej ucha.

– Dobrze, że jesteś… – Po czym przygryzł lekko dolną część jej ucha, przełużając chwilę tej skromnej pieszczoty. Zmrużyła lekko oczy, gdy zaś poczuła jego gorący oddech na swym uchu prawie zadrżała, a potem gdy przygryzł lekko płatek… ciche westchnienie wydarło się z jej ust, spojrzała na niego zupełnie niewinnym, wręcz nierozumiejącym za wiele spojrzeniem, naprawde czuła się jak mała dziewczynka w ubliczu nieznanego.
– Tak… tak uważasz…?
– Tak, tak uważam… – Udając niewinną, czystą dziewczynkę wyglądała bardzo… intrygująco ? Nie, może troszkę… o wiele więcej. Z lekkim uśmiechem, zbliżył usta z drugiej strony, teraz jednak muskając ustami skórę poniżej jej uszka, dłonią zaś…. lekkimi, drobnymi, niby nóżki małych owadów ruchami muskał jej dłoń, potem ramię…. i znów dłoń, i znów ramię…. Poczuła przyjemne mrowienie rozchodzące się w każdym skrawku jej ciała gdy dotykał jej, gdy czuła jego usta. Przygryzła lekko wargę poddając się temu biernie z początku, po chwili jednak przymknęła bezwiednie oczy dłoń wplatając w jego włosy, czule gładziła opuszkami palcy skórę na jego karku coraz to niżej… i niżej… prawie wsuwając dłoń za koszulę, prawie dotykając jego ramion… prawie… Prawie… Położył dłoń na jej plecach i przyciągając ją do siebie, ich ciała prawie zespoliły się ze sobą, zjechał ustami nieco niżej, na cienką skórę jej szyi, pod którą pulsowała krew drowki…. Uśmiechnął się do siebie, czując jej dłoń na plecach. Dreszcz przeszył jego ciało powodując, iż mikroskopijne włoski na jego karku podniosły się gwałtownie. Miała chłodne dłonie. Prawie idealne… Nie, bez „prawie”…

Druga dłoń drowki również zaczęła błądzić po ciele drowa, zupełnie jak gdyby ruszyła w ślad za swą współtowarzyszką po bezkresnej mapie czułości ciała. Gdy całował jej szyj krew w żyłach mocniej zaczęła pulsować, napewno to poczuł, choć… teraz już nie miała czego się wstydzić, nie wstydziła się! Niech widzi, niech czuje do jakiego szaleństwa tak drobnymi gestami udaje mu się ją doprowadzić… ale przecież to dopiero początek. Przecież nie musnął jeszcze, zupełnie przez przypadek, dłonią wypukłości jej piersi… Przecież, nie wplótłszy wcześniej dłoni w jej włosy, nie zasypał jej szyi pocałunkami, obejmując ustami co raz większe kawałki jej skróy… Przecież nie dotknął opuszkami palców jej kolana, nie wsunął płytko dłoni pod materiał jej sukni… Nie… zrobił to. Zrobił to wszystko, w podzięce za cudowny dotyk błądzących po jego ciele delikatnych dłoni drowki.

Zupełnie myślami oderwana była od rzeczywistości, zupełnie tak jak gdyby rzeczywistość nie istniała. Bo nie istniała. Marna rzeczywistość ustąpiła właśnie pola na arenie fantazji, realizacji skrytych marzeń, pragnień nieokreślonych, nieujawnionych… właśnie teraz, właśnie dla niej… właśnie dla nich… dłonie drowki od dołu teraz delikatnie wsuwały się pod jego koszulę zapamiętując każdy skrawej jego skóry, jego ciała, każdy mięsień pieszcząc z czułością… Bo czymże była namiętność i czułość, jeśli nie urzeczywistnieniem, a przynajmniej jego próbą, wszystkich naszych pragnień i fantazji…. Drow był jak łucznik… Ale zamiast łuku, giętkiego i smukłego łuczyska i napiętej cięciwy, on specjalizował się w ciałach kobiet… Piękniejszych, przyjemniejszych w dotyku i smuklejszych od jakiejkolwiek, nawet nejpiękniejszej broni. Bo czymże znów byłby łucznik bez idealnej broni ?… Czym byłby on, w tej chwili, bez drowki, która, tak, była idealna! Wyczuwając pod swoimi dłońmi blizny, które pokrywały plecy mężczyzny, sama mogła poczuc, jak jego usta zsuwają się na małe zagłębienie między kościmi obojczyka, a dłoń prawie niezauważalnie sięga do wiązania sukni…

Czy miała jeszcze jakieś obawy, czy cokolwiek ją powstrzymywało? Nie, napewno nie… już teraz wiedziała, że najważniejsze dać ponieść się pragnieniom, przypomniała sobie to ściskające uczucie, gdy wtedy w Nod wyszedł, gdy nie powstrzymała go przy sobie choć czuła się tak wspaniale, choć lubowała się w spojrzeniu jego i jego głosie… westchnęła czując usta jego na swej skórze, tak wrażliwej, tak spragnionej… Dłonie jej z jego pleców ruszyły zupełnie inną teraz ścieżką, teraz zapragnęły zdobyć szczyt owej góry i uwolnić zmysłowe ciało drowa od niepotrzebnych szat… delikatnie, zgrabnie, kawałek po kawałku przesuwały ku górze koszulę, by potem zrzucić ją na oparcie kanapy, by mogła wtulić się w jego ciało, poczuć pulsujące mięśnie… Uśmiech wpełzł na jego usta, kiedy jego grafitowa skóra poczuła jej dotyk, tak blisko i tak zmysłowo… Drow przechylił się do tyłu, kładac na kanapie, jednocześnie, pociągnął za sobą kobietę… By była blisko. By czuł drżące ciało na sobie, bo jej słodki ciężar uciskał jego mięśnie, teraz pracujące tylko i wyłącznie dla kobiety, którą kiedyś zobaczył przelotnie w Minas… Którą teraz obejmował i która ogrzewała go swoim ciepłem… Lekkim ruchem rozwiązał jej suknię, która pod wpływem ruchów jej ciała zsunęła się z jej ramion, odsłaniając najsłodsze sekrety drowki. Jeśli choć przez moment liczył na wyraz skrępowania na jej twarzy był w błędzie, pochłonięta bliskością jego zupełnie zdawała się nie zwracać uwagi na fakt iż suknia zsunęła się z jej ramion kusząco odkrywając jej ciało. Poczęła znów całować jego usta co raz kąsając lekko wargę jego, włosy odgarnęła dłonią by przypadkiem między ich usta spragnione nie raczyły się wedrzeć. Dłońmi swymi po skórze wodził, po skórze jej pleców, delikatnym dotykiem je pieścił.

Po chwili jedną dłoń położył na jej policzku, przez chwilę wpatrując się głęboko w jej oczy, po czym pocałował ją, czubkiem języka muskąjać jej wargi… jedną, to drugą… czasmi wdzierając się w kącik ust jej, jakby każdego cala jej ciała pragnął posmakować. Niewinność tych pieszczot początkowo wzbudzała fascynację, bo i najpewniej taki był zamysł twórców miłosnej sztuki, jednakże serca podniecone biły szybciej i szybszego działania, intesywniejszego się domagały. Drowka powiodła paznokciami po skórze jego od szyji aż do pępka unoszą się przy tym i piersi swe kusząco odsłaniając, wciąż spojrzenia nie odrywała od jego oczu choć siła pragnień z nich bijąca była już mu doskonale znana. Szybkim ruchem podniósł tułów, unosząc się z kanapy, po czym ustami swymi objął jej sutki, pełne i jędrne jej piersi wieńczące. Dłońmi, do tej pory na ramionach spoczywającymi, zjechał w dół, lekko paznokciemi drapiąc jej skórę, po czym spoczął nimi na pośladkach kobiety, tak zmysłowo i godnie wieńczących jej długie, sarnie nogi…. Lekko zginając i prostując palce, jednocześnie ustami i językiem przez dłuższą… i jeszcze dłuższa chwilę pieścił jej piersi, które zapewno do pieszczot stworzone były i takowymi obsypane być powinny.

Jęknęła błogo czując jak przyjemne mrowienie ogarnia jej ciało jak drży rozkosznie każdy jej mięsień, gdy wilgotny i gorący język począł wodzić po jej piersiach, wokół i tak sterczących już zapraszająco sutek. Poczuła jego dłonie na swych pośladkach, zakręciła nimi nieznacznie po czym wypieła rozkosznie odsuwając się od ust jego, palec wskazujący między wargami jego umieściła, język zaś kobiety rozpoczął swą wędrówkę po torsie jego w dół i w dół… druga dłoń kobiety pas rozpinała w tym czasie. Początkowo lekkie rozczarowanie pojawiło się w głowie jego, kiedy ciało swoje od niego odsuneła… Jednak już po chwili zamieniło się ono w miłe ciału jego oczekiwanie, gdy język kobiety wilgotną ścieżkę pozostawił na drowa skórze… Palce swe wplótł w białe jak księżycowa poświata włosy, zaciskając lekko palce i uśmiechając się jednym ust kącikiem. Wargi jej smakowały się z namiętnością w ciemnej jego skórze, pachnącej zmysłowo i gorącej z pożądania. Gdy pas u spodni się rozpiął, gdy dłońmi zsunęła je w dół czując pod sobą rosnącą i prężącą się do zabawy męskość jego spojrzała mu w oczy prowokacyjnie, zagryzła lekko wargę i niby to niechcący opuszki jej palcy musnęły ów najbardziej pochłonięty tą erotyczną miłością w powietrzu się niosącą organ.

Cichy, jak zwiastun zbliżającej się burzy namiętności pomruk, wydobył się z ust drowa, który z zadowoleniem i porzadaniem w oczach obserwował kobietę między nogami jego. Dłońmi rozpostartymi włosy jej przeczesywał. Gdy palce jego musnęły jego męskośc, ta naprezyła się bardziej, zachęcając ją do dalszej zabawy… która odbijała się w całym ciele jego głębokim i przenikającym ciała i duszy jego każdy skrawek dreszczem… Dalej się bawić miała zamiar, czuła dopiero teraz jak z każdą sekundą goreje w niej krew, jak każdy fragment jej ciała rwie się ku namiętnościom, zsunęła się jeszcze dalej między jego nogi, tak, że teraz jego dłoń już nawet jej włosów nie sięgała, raz jeszcze wyuzdane spojrzenie jej błyszczących oczu sięgnęło jego wzroku potem już tylko czuł… czuł zmysłowy, nierówny oddech kobiecych ust na swej męskości, delikatne, wręcz drażniące się z nim opuszki palcy ślizgające się od nasady ku górze, od góry ku nasadzie… powoli, lekko bez pośpiechu… i tylko ten cieły oddech jej ust. Głośniejszy, bardziej donośny i głęboki jęk wyrwał się z ust jego, jakby z samych otchłani jego ciemnej duszy… Męskość jego, tak cudownie przez kobietę pieszczona, tak wspaniale przez nią traktowana, nabrzmiała bardziej w jej dłoniach i ustach, co raz większe pole do popisu jej dając. Każdy ruch, jażde dotknięcie jej ust, języka i palców wędrowały przez całe jego ciało, przez każdy mięsień jago ciała, teraz napiętego jak łuku cięciwa. Rozłozył szerzej nogi, bardziej ją zapraszając… całą, całą do siebie.

Zaczynało ja to bawić, spoglądała przekornie na prężącego się członka, smakowała językiem skóry na nim, otaczała go wargami, wsuwała w swe rozpalone usta, początkowo nieśmiale, niewinnie wręcz i delikatnie, z każdą jednak sekundą owej wyrafinowanej pieszczoty coraz mocniej, coraz dosadniej, coraz głębiej i silniej… by czuł, by rozkoszował się tym co mu dawała. Żadna kobieta, z którą był, nie dała mu tego, co teraz dawała mu drowka. A dawała mu rozkosz, namiętność i przyjemność tak ogromne, jakby wyrwać się z jego piersi chciały… a tylko jęk rozkoszy i zadowolenia z nich uleciały, spomiędzy przygryzionych warg i zamkniętych oczu, które uchylając się drżącymi powiekami co chwilę, na kobietę zerkały, aby widzieć ją, tam na dole… Wyciągnął dłon i sięgnął jej głowy, lekko przyciskając ją do siebie, aby jeszcze, jeszcze, jeszcze głębiej poczuć go mogła… I aby on poczuć mógł ją całą. Usmiechnął się, obmyślając już z trudem nad „podziękowaniem” jakie drowce zgotować planował… Poddała się prośbie jego dłonią wyrażonej, mocniej i głębiej dała mu czuć swe wnętrze, mocniej i głębiej smakowała porządliwą częstkę jego ciała gdy dłoń jej na udzie się jego zacisnęła, paznokcie lekko drażniły delikatną skórę po wewnętrznej jego stronie. Gdy smakowała jego członka, który prężył się głęboko w jej wnętrzu, gdy paznokciami drażniła jego skórę… Gdy pieściła jego ciało gdzieś w jego wnętrzu, głęboko odezwało się pragnienie…. aby posiąśc ją, teraz, tutaj… na tej kanapie, pośród czarnych ścian jej gabinetu. Aby drugą jej część wypełnić sobą, by w jej wnętrzu spełnić się i obdarować ją tym, co czekało na nią w jego wnętrzu…. ale nie, jeszcze nie… jeszcze nie teraz. Droga dłoń do pierwszej dołączyłą, posuwając się w rytmie ruchów karku i głowy jej…. Jej myśli przy zupełnie innym, odrębnym wątku krążyły, znała już smak jego ust, znała smak jego języka, jego skóry, jego męskości… tylko jeszcze smaku soków rozkoszy jego nie znała, i egoistycznie być może, lecz poznać ów smak planowała. Z poświęceniem, zmysłową namiętnością ssała coraz to silniej jego członka czekając chwili gdy dojdzie w jej ustach.

Soki jego, powoli wzbierały we wnętrzu jego, a po kilku jeszcze ruchach kobiety, jakby spełniając jej cicha prośbę, wypłynęły z niego potężną strugą, jej usta i gardło wypełniając… Ssąc jego męskość doczekała się chwili triumfu swego – spełnienie w jej wnętrzu nastąpiło, a mięśnie drowa jakby rozluźniły się i zwiotczały chociaż, o dziwo i Bogom dzieki, męskośc jego nadal w pełnej gotowości pozostawała. Poczuła jak drżą jego mięśnie, jak pulsuje poddając się fali rozkoszy intensywnie szarpiącej wręcz jego ciało, sama też czuła rozpalające ją pożądanie, a gdy trysnął w jej usta owym upragnionym nektarem poczęła rozpływać się błogo pod smakiem jego, pod potęgą się wraz z nim niosącą. Oblizała dokladnie usta, męskość wciąż stojącą także wylizała i rzuciła pełne prowokacji spojrzenie swemu kochankowi. Powietrze uszło z drowa jednym, silnym westchnięciem, a wraz z nim pojawiła się dziura w nieprzerwanym cięgu porządania, którą załatać jedynie dalsze pieszczoty mogły… Teraz jednak on postanowił wziąc sprawy w swoije… no, nie ręce, ale swoje zapewne.

Spojrzenie jej prowokacyjne odwzajemnił, gdy ta językiem jeszcze po jego męskości wodziła, po czym podciągnął ją nieco za ramiona, aby twarze ich ze soba się zrównały. Oblizał usta językiem i rzucił jej lubierzne, wyuzdane spojrzenie, w którym kryła się zapowiedź tego, co dziać się będzie, jeszcze tego wieczora. Przygryzła znów wargę, a oczy jej zabłyszczały ukazując rosnącą fascynację owymi chwilami, gdzieś się zgubiła ta niewinna drowka, ale czy źle z tego powodu? Przejechała palcem po jego ustach, pocałowała go by mógł poczuć smak swego nasienia na jej języku, który głęboko i namiętnie wsunęła między jego rozchylone wargi. Dłoń jej zacisnęła się na jego karku, paznokcie prawie wbiła w delikatną na nim skórę. Rozkoszne chwile, które z ową drowką przeżywał, tak niespodziewane, bo zaiste nie spodziewał się, że tak ich spotkanie się zakończy… Uwieńczone teraz głębokim pocałunkiem, który odwzajemnił, ssąc jej język, czyjąc, jak jego nasienie małymi kroplami po jego języku spływa do gardła… Dłonie położył na jej karku i we włosy jej srebrzyste wplótł, czując jedynie ją, bo wszakrze oczy drżącymi powiekami przysłonił. Ona również się nie spodziewała… właściwie nie spodziewała się iż rzeczywiście po ostatnim spotkaniu znów zechce ją odowiedzić i to jeszcze szukając jej po Śródziemiu… Przygryzła lekko dolną jego wargę zaprzestając pocałunku, spoglądała mu w oczy z dziwnym rozmarzeniem, dłonią delikatnie przejechała po policzku jego, prawie niewinnie się uśmiechając. Położył dłoń na jej dłoni, uśmiechając się lekko i muskając jej wargi ustami. W jego oczach… była dziwna mieszanka to ciekawości, to rozmarzenia, to namiętności, która jeszcze pulsowała tuż pod jego skórą….

– To może teraz ja ?… – Zapytał szeptem, a na jego ustach pojawił się dziwny uśmiech…
– Jeśli tylko chcesz… – Szepnęła melodyjnie oddając niewinne muśnięcie wargami o usta. W jej wnętrzu wszystko gorało i pulsowało rozpalone tysiącem doznań przeróżnych, każdy jego dotyk, każde słowo z ust jego wypowiedziane potęgowało te doznania, rozbudzało coraz to głębsze pokłady pasji i namiętności w jej ciele. Nic nie powiedziawysz, uśmiechnął się tylko, pocałował ją bardzo, bardzo delikatnie, po czym zjechał ustami niżej i niżej…. Błądząc gorącymi wargami po jej nagiej skórze, po jej sterczących sutkach, po piersiach jej stromych, niżej zjeżdżając na brzuch, na pępku przez chwilę się zatrzymując… Dłońmi zaś w tym czasie, gdy jego usta smakowały rozkoszy z jej skóry, powoli, nieśpiesznie wręcz, podwinął materiał jej sukni, aby miejsce między jej nogami ukazać… tam, gdzie cała namiętnośc i rozkosz ukazywać się wydawały… I jeden tylko ruch zdawał się wystarczać, aby pokłady pasji z kobiety uwolnić.

Dłonie na biodrach jej położywszy i lekko do góry unioswszy, ustami zjechał jeszcze niżej, aż do dołu samego, robiąc nimi kroczki z drobnych pocałunków utworzone…. Nie, nie zaczął jednak od razu, drocząc się z nią jakby – specjalnie omijał najważniejszy punkt jej ciała, jakby wzmagając wibrujące w powietrzu porządanie. Westchnęła przeciągle czując tę błogość doznań, czując jak drażni się z jej ciałem nie dając tego czego ono pragnie najbardziej, wyprężyła się na kanapie niczym kotka czując jak dreszcze przyjemne każdy jej mięsień przechodzą, przez każdy skrawek jej ciała tak mocno, tak wyraźnie, poruszyła biodrami lekko zdradzając swe pragnienie, swą niecierpliwość, zachęcając go, by dalej, by dalej… by… Wreszcie, kiedy sam już nie mogąc wytrzymać biernej bliskości jej Kwiatu, najpierw ustami, a potem językiem począł go pieścić…

Najpierw subtelnie, delikatnie, jakby starajac się uchwycić wargami nieistniejące krople wody, które tam się zebrały…. Potem mocniej, głębiej i dużo namiętniej, każdy, każdy skrawek najmniejszy jej warg… Długie, namiętne pocałunki, pomącą języka wsparte, który swą goracą końcówką głęboko wnikał wewnątrz ciała drowki. Przymknęła oczy rozpływając się z każdą taką chwilą, z każdym natężeniem jego piszczoty, z każdym kolejnym muśnięciem warg jego o jej Kwiat przesączony już do granic wytrzymałości sokami pełnymi namiętności, prawie tak jak gdyby to one właśnie wspomnienia zbierały, utrwalały, by nie dać zapomnieć o tych chwilach… Jęknęła cicho napinając mięśnie swego ciała, dłonią jedną swą pierś poczeła pieścić co chwila coraz to mocniej palce na niej zaciskając druga zaś ścisnęła oparcie kanapy dając upóst napiętym mięśniom. Opierając dłonie swe na kanapie i przechylając się nieco do przodu, głębiej wniknął jeszcze, językiem powoli zlizując jej soki gorące, które z jakimkolwiek trunkiem porównać się nie dały… Jedną dłonią, palcami drżącymi, sięgnął jej piersi, zaciskając na niej swą dłon, czując jej ciało pod palcami swymi. Zaś usta… te poruszały się w górę i w dół teraz, od samego dna jej kobiecości… aż po rozkoszną graniće, gdzie ta swój kres miała. Zagryzła wargę ust swych prawie do krwi próbując jęk podniecenia zatrzymać w nich, by nie krzyczeć… Rosnące w jej ciele podniecenie sprawiało, że drżała, że wiła się już prawie na owej kanapie niczym wąż, z tą tylko różnicą, że ona gorąca była nie obślizgła, z tą też różnicą, że krople potu błyszczały rozkosznie na ciemnej skórze kobiety… Wbiła paznokcie w materiał kanapy czując, że jeszcze chwila, że… spazma rozkoszy falą głęboką objęły jej ciało, wygięła się w łuk lekki, czując jak spina się każdy mięsień w niej, jak drży wraz z jęlkiem rozkoszy, który krzykiem silnym z jej gardła się wydarł świadcząc całemu światu o rozkoszy jaką drowka przeżyła.

Spoglądając nań do góry uśmiechem witał chwile rozoszy i podniecenia, jakie przeżywała drowka… Dłońmi swymi skóry jej nóg dotykał i pieścił palcami swymi… Ssąc lekko różowy Kwiat rozkoszy, przed nim otwierający swoje podwoje czuł, jak męskośc jego na nowo szykuje się do kolejnych momentów uniesienia razem z ową kobietą przeżywanych…. A gdy krzyk i jęki rozkoszy z jej ust się wyrwały przywarł doń mocno, dysząc, wdychając aromat jej kobiecości… Ostożnymi ruchami języka zlizał soki jej, czując ich słodki smak w ustach się rozlewający. Gdy ledwie ochłonęło jej ciało z rozpalającej ją pieszczoty, z fali niebywałej rozkoszy, która swą śmiałą wedrówkę przez jej mięśnie, duszę rozpoczęła uniosła się lekko na kanapie zamoglonym spojrzeniem przyglądając mu się… był cudowny, cudowne było to cóż z nią wyczyniła, jak pieścił jak potrafił rozbudzić tak głęboko skrywane pragnienia. Ujęła jego twarz w swe dłonie, ucałowała mocno usta jego czując to co jeszcze przed chwilą on czuł, swój smak, swój zapach… Podzielił się z nią głęboko tym, co dała mu przed chwilą… bo jakże można być tak egoistycznym, aby nie dać trochę czegoś, co jest najwspanialsze na świecie ?… Pozowlił jej przez chwilę smakować swych ust i języka, po czym odsunął się od niej lekko, wzrokiem mętnym i rozbieganym na nią spoglądając…. Wesoły uśmiech zawitał na jego twarzy, gdy dłoń zanurzył w jej falujących włosach. Cała była dla niego, tutaj, obok… Cudowna, intrygująca, doskonale podniecająca, jakże kobieca i erotyczna…

– Jesteś cudownyyyyy… – Szepnęła przeciągle wtulając głowę w dłoń jego wplatającą się w jej długie włosy, przymknęła na chwilę powieki, wszak brak zmysłów jednym, potęgował doznania tych drugich, a teraz jedynie dotyk był zmysłem, który chciała by pracował ponad wszystko, najmocniej jak tylko się dało.
– Ale gdyby nie Ty… to nie byłbym tak cudowny… – Szepnął, drugą dłoń kładąc z drugiej strony jej twarzy, czując ciepłe krople potu pod palcami, miękką, rozgrzaną skórę i pulsującą krew, w jej żyłach płynącą. I było to najcudowniejsze, czego mógł doświadczać w całym swym życiu…

– Gdybyś nie przyjechał… – Szepnęła delektując się dotykiem jego dłoni, wtuliła w nią twarz przygryzając znów wargę, drżała, ale była szczęśliwa… – Ciesze się… – Szepnęła całując czule wewnętrzną stronę jego dłoni, językiem wodząc po jej liniach.
– Jakże mógłbym nie przyjechać ?… Do Ciebie ?… – Uśmiechnął się, drugą dłonią zaś objął ją, przytulając jej drżące ciało do siebie, pozwalając jej jednak na całowanie jego dłoni. – Jak mógłbym nie przyjechać do Ciebie ?… – Powtózył się, szepcząc jej cicho do ucha swoim lekko syczącym głosem. Wtuliła się mocno, czuł jak mocno i gwałtownie biło w jej piersiach serce, jak rwało się by z niego wyskoczyć, tak wysokie w żyłach krwi miała ciśnienie. Objęła go dłońmi zaciągająć się rozkosznym zapachem jego skóry, chłonąc bliskość, językiem powiodła po lini jego szyji od ucha w dół, spokojnie… nieśpiesznie… Objął ją, tuląc do siebie mocno… Chciał, aby ich ciała, tak rozgrzane po chwilach wspólnych uniesień, zlały się w jedną, emanująca setkami doznań całość. Odchylił lekko głowę, pozwalając jej na wędrówki językiem po skórze drowa.

– Pragnę Cię… – Poczuł w myślach swych jej ciepły szept, ledwie dostrzegł iż to nie jego wymysły, a rzeczywiste słowa drowki, wypowiedziane nim poczęła ustami muskać jego ucho, obejmując jego kark i namiętnie prężąc się w jego objęciach. Nie był w stanie nic odpowiedzieć…. Może i byl, ale nie chciał słowami burzyć tych niesamowitych chwil… Napiął wszystki mięśnie swe, czując dreszcz przyjemności, rozlewający się od ucha, aż do wszystkich ciała końców… Jakimś cudem suknia, zupełnie sama z siebie, zsunęła się z drowki. Dłońmi bądził po jej ciele, dając do zrozumienia, że pragnienie jej odwzajemnia… Ułożyła się więc znów wygodnie na kanapie ciągnąc go za sobą i wciąż pieszcząc ustami każdy tak bardzo upragniony skrawek jego ciała, palce zapamiętale wodziły po mięśniach i kościach jak gdyby była to mapa do wytęsknionego skarbu. Poczuła między udami prężącą się wciąż męskość drowa, przygryzła skórę na jego ramieniu delikatnie gdy otarł się główką jego o jej rozpaloną kobiecość. Opadając na nią łagodnie, wsparł się dłońmi po bokach głowy jej, aby ciężarem swym zbytniego bólu i niewygodności jej nie sprawiać.

Pochylił się nad nią, włosami swymi omiatając początkowo jej twarz, a potem mieszając je z kobiety włosami… Jednocześnie, czując wilgotną kobiecość dotykającją jego męskości, lekko biodrami poruszył, aby nieco wyczuwalniej jej wargi podrażnić… Zacisnęła dłoń mocniej na jego ramieniu gdy drażniąc się z nią jedynie muskał jej wargi swym członkiem, oczy zaszły jej mgłą, pulsujące mięśnie sprawiły, że prawie traciła rzeczywistą świadomość otaczajacego ją świata, jedynie dwa ciała… dwa zamierzajace jednością się stać w tańcu pełnym zmysłów… Drow z dziką satysfakcją przyglądał się, jak kobieta pod nim od zmysłów swoich odchodzi, jak oczy jej dziwnie mgliste się stają… Długo mógłby jeszcze w tancu tym swą męskość trzymać i jedynie ocierać się o jej kwiat kobiecości… Jednak sam już wytrzymać nie mógł i lekko biodra swe unosząc, spojrzał na jej zamglone oczy jeszcze raz, po czym wprowadził go, rozgrzanego i prężącego się dumne w jej wnętrze… W rozkoszy grocie ciepło, wilgotno i ciasno było więc czuł jakby właśnie dla niego stworzona ona była, drowka poruszyła ponownie biodrami gdy jęk się z jej ust ponowny wydarł na myśl samą jak cudownie muszą teraz ich ciała wyglądać, razem… spojone zmysłami.Czuł, gdy jego narzedzie rozkoszy dotyka wszelkich zakamarków tejże groty. Poruszał biodrami z wolna, kręgi nimi zataczając, czując ocierające się ich nagie ciała, rozkosza rozpalone, jej piersi o jego tors się ocierające…

Wyszła ruchom jego na przeciw czująć znów jak przyspieszony puls, oddech i serce zdradzają gotujące się w jej ciele podniecenie, obecność jego w jej ciele rozbudziła najdziksze pragnienia, zadrapała mocniej jego plecy, wulgarnym wzrokiem wpatrując się w niego jakby chciała by przyspieszył, by zrobił to mocno, głęboko… tak by poczuła jego męskość, jego siłę… Jakby czytając w jej myślach, niczym w zaklętej księdze erotyzmu, uderzył mocno, do samego końca… silnie i prawie brutalnie, chociaż tak, by bólu jej nie sprawić… Ujął jej ramiona mocnym ruchem, przywierając do niej bardziej, co jeszcze pogłębiło ruchy męskości jego, o jej miękkie ciało między nogami się ocierające. Objęła go mocniej poddając się ruchom jego, tak rozkosznie mocnym i głębokim, że czuła jak pożądanie każdy skrawej jej ciałe rozrywa brutalnie, by pokazać jak błogie bywa oddawanie się instynktom natury. Członek jego mocno i głęboko penetrował wnętrze jej ciała, ocierając się o miejsca wrażliwe…. Rozłożył nieco szerzej nogi swe, by wniknąć w nią po samą głębię, a ruchami swymi dotknąć jej najmocniej skyrywanych sekretów… Ona również nogi rozłożyła szerzej po czym objęła go nimi w pasie tak by czuł jej napinające się mięśnie z każdą chwilą… robiła to celowo chcąc spotęgować jego doznania… chciała w oczy mu spojrzeć choć na ułamek chwili lecz potęga namiętności zupełnie odbierała jej zmysły.

Mięśnie jej, na jego członku się zaciskające, sprawiły, iż wyprężył się, dociskając bardziej do jej ciała… Każdy nerw jego ciała drgał rozpalony, każdy mięsień wydawał się stworzony tylko po to, aby dać jej jak największą rozkosz i przyjemność… a to, iż sam dużo czerpał z tego, było równie cudowne… Przeciągłe mruczenie wręcz drowki rozniosło się w pomieszczeniu czuła, że tak niewiele jeszcze jej potrzeba by kolejne przeżyć tego wieczoru spełnienie, kolejne choć tak naprawdę każda sekunda zdawała się być spełnieniem, cały wieczór w jedno się zlewał w rozkosz pełną ekstazy. Drow zbliżył usta do jej nagiej szyi, jednak nie był w stanie czegokolwiek zrobić…. Jedynie ciepły jego oddech poczuć mogła na swej skórze. Wyprężył się mocniej, dobijając drowkę mocniej do kanapy… Nie wiedział jak, ale pragienie miał jedno – aby spełnić się z nią w chwili tej samej. Poczuł na swej męskości rytmiczny, to szybszy to znów lżejszy plus drgań zaciskajacych się mięśni pochwy drowki.

Oddawał on wielkość ekstazy jaka szarpnęła w jedenj chwili jej ciałem, przyciągnęła go dłońmi do siebie… Jeszcze jedno mocniejsze zaciśnięcie się mięśni i… po raz kolejny tego wieczora gorący sok trysnął do wnętrza drowki… Wilgotny od jej oraz jego wydzieliny członek, lekko wysunął się z niej, chociaż jednak dalej pozostawał w śrdoku… Płyny spłynęły po nim, pozostaiwając mokru ślad dookoła jej pochwy… Drow opadł na nią, opierając dłonie po bokach jej głowy… Dyszał ciężko, spoglądając zamglonym wzrokiem prosto w jej oczy. Ucałowała mocno jego usta wciąż nierówno oddychając, ale nawet nie pragnęła tego oddechu uspokajać, był on oddaniem podniecenia i spełnienia jakim gość ją obdarował i chciała by wiecznie trwał gdyby tylko mógł, objęła dłońmi jego kark spokojnie spoglądajać w jego zamblone oczy. Patrzył na nią jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym uśmiechnął się nieprzytomnie, pochylając lekko i całując ją spierzchniętymi ustami…

– Streea…
– Kestal… – Szepnęła muskając jego usta, gładząc go dłonią po policzku.
– Jesteś niesamowita… – Wyszeptał z trudem, przymykając oczy i delektując się dyskretnym smakiem jej warg…
– A Ty cudowny… najcudowniejszy… – Szepnęła przytulając swój policzek do jego policzka, przymknęła oczy chłonąc tę magiczną chwilę. Nic nie odpowiedział, nie chcąc burzyć tej cudownej chwili… Czuł jej gorący policzek na swej skórze. Położył dłoń z drugiej strony jej twarzy i delikatnie przysunął do siebie

Scroll to Top