Spotkanie – autorski debiut

Coraz bliżej, bliżej. Słupy trakcyjne w miarę pędu pociągu odskakują do tyłu. Czy się boję? Oczywiście. Jak przed skokiem na bungee. Nawet stopień szaleństwa podobny. W jednym przypadku wykonuję skok z ogromnej wysokości, zdana tyko na elastyczną linę. Muszę wierzyć, że da mi bezpieczeństwo i nie pozwoli upaść. Teraz ty jesteś moją liną. Nie pozwolisz mi się potknąć, prawda? Zastanawiam się jak to będzie. Jednak wirtualny świat to co innego. A jeśli cię zawiodę, nie spodobam? Ehh dobra stacja coraz bliżej, trzeba się zbierać do wyjścia. Raz kozie śmierć. Wysiadam. Światło słoneczne uderza mnie po twarzy. Jest tak ciepło. Rozglądam się, tłumy ludzi. Część już znalazła wyczekiwanych pasażerów. Okrzyki radości mieszają się ze łzami. Jak będzie u nas?
Nagle cię dostrzegam. Jesteś bokiem do mnie nie widzisz mnie. Wyróżniasz się spośród innych ludzi. Głowa i ramiona wystają ponad tłum. Zwariowałeś. Upał, a ty na czarno, no tak ukochana koszulka Queen. Boże… W taką pogodę założyłeś glany… myślałam, że żartujesz. Dobra… głęboki wdech mała. Przyspieszam kroku. Tak długo myślałam co ci powiedzieć w ten pierwszy nasz wspólny dzień.
I co? Oczywiście pustka w głowie. Jesteś na wyciągnięcie ręki. Kładę dłoń na twoim ramieniu. Odwracasz się w moja stronę. Widzę błysk niedowierzania w twoich oczach. Nic nie mówisz. Lekko otwarte usta. Szczerze mówiąc nie masz teraz zbyt inteligentnego wyrazu twarzy. Mija kilka chwil, a ty dalej w tej samej pozycji.
– Obejmij mnie, nie po to jechałam tyle kilometrów, żeby teraz tak stać ja kołek.
Wreszcie odzyskujesz świadomość. Bierzesz mnie w ramiona. Nareszcie. Tyle czasu na ciebie czekałam. Twoje silne ramiona odgradzają mnie od świata. Inni ludzie przestają istnieć. Odpływam… jest mi dobrze jak nigdy w życiu. Wtulam twarz w twoją szyję. Czuję twój zapach. Szepcze ci do ucha, że cię kocham. Słyszę jak odpowiadasz równie cicho, że ty mnie też. Po raz pierwszy od tylu lat na żywo. Nie przez Internet, nie rozmawiając telefonicznie.
– Chodźmy stąd. Ile będziemy tu stać?
Bierzesz mnie za rękę. Prowadzisz po kompletnie nieznanych ulicach na przystanek tramwajowy. Zdaję sobie w tym momencie sprawę, że jestem kompletnie od ciebie zależna. Jestem sama w obcym mieście. Gdyby na myśl przyszło ci mnie teraz zostawić, mogłabym tylko siąść na chodniku i płakać.
– Kochanie, gdzie idziemy?
– Do mnie. Mam wino w barku, coś dobrego do jedzenia. Nie chcesz?
– Dobrze wiesz, że za tobą nawet do piekła
Śmiejemy się oboje. Wreszcie właściwy przystanek. Prowadzisz do siebie. Serce tłucze mi jak oszalałe. Sama nie wiem co się wydarzy. Wiem jedno, cokolwiek by nie było zapamiętam to do końca życia.
Od progu czuję jak coś pięknie pachnie. Spaghetti? Znowu ta twoja intuicja. Nigdy nie mówiłam, że je lubię. Siadamy do stołu. Jest jakoś milcząco. Może dlatego, że wciąż patrzymy sobie w oczy. Czuję się jak zakochana małolata… chwila.. ja nią przecież jestem. Po jedzeniu (nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz) siadamy w twoim pokoju, na łóżku, z butelką i dwoma kieliszkami. Proszę cię, żebyś zagrał coś dla mnie na gitarze. Mówiąc szczerze nawet nie wiem co to za utwór. Ważne, że jest od ciebie dla mnie. Widzę jak odpływasz przy gitarze, skupiasz się, prawie stajesz się nieobecny. Nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Jesteś taki piękny, zwłaszcza gdy grasz. W końcu odkładasz gitarę, wracasz do rzeczywistości. Znowu jesteś cały mój. Nalewasz wina, siedzisz blisko mnie. Dajesz mi kieliszek sam podnosisz swój do ust. Tak chciałabym je całować. Siadam wygodniej na łóżku, chcę podkulić nogi pod siebie. Jednak widzę, że ty masz inne plany. Chwytasz moje nogi i opierasz na swoich udach. Kiedy zaczynasz lekko gładzić moje łydki nie mogę opanować westchnienia. Masz taki delikatny dotyk. Jest mi cudownie, mogłabym siedzieć tak całą wieczność. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Bo co tu można powiedzieć? Przez te kilka lat znajomości zdążyliśmy powiedzieć o sobie nawzajem praktycznie wszystko. Gdzieś czytałam, że na tym polega miłość; gdy milczenie zbliża, a nie wywołuje zakłopotanie. Tak właśnie jest z nami. Tą romantyczną chwilę przerywa nam dźwięk mojego telefonu… jak zawsze wiedzą kiedy przerwać. Wychodzę z pokoju, chwilę rozmawiam. Kiedy wracasz stoisz przy oknie, wpatrujesz się w krajobraz za szybą. Podchodzę, obejmuję cię rękami w pasie, przytulam się do twoich pleców. Jesteś taki ciepły. Odwracasz się do mnie. Jedną ręką obejmujesz mnie w talii , drugą wplatasz w moje włosy. Od samego dotyku twoich dłoni się rozpływam. Schylasz się do mnie, do moich ust… za chwilę poczuję ich smak. Tak długo na to czekałam. Kiedy w końcu twoje wargi dotykają moich z radości i podniecenia czuję zawrót głowy. Dobrze, że tak mocno mnie trzymasz w ramionach. Cudownie całujesz. Na początku delikatnie tylko muskasz moje wargi, potem coraz namiętniej i zachłanniej. Właśnie tak, jak lubię. Popychasz mnie lekko w stronę łóżka. Nie opieram się. Nie mam najmniejszego zamiaru. Nie przestając mnie całować zaczynasz zdejmować ze mnie ubranie. Po raz pierwszy nie czuję się z tym źle, wiem, że w pełni mnie akceptujesz, właśnie taką jaką jestem. Nigdy, z nikim nie było mi lepiej. Czuję się jakby ktoś postanowił dać mi najpiękniejszy prezent, jakby los postanowił się nade mną zlitować. Księżyc zaczął zaglądać przez okno, nam ciągle było siebie mało. Dzięki tobie zrozumiałam co znaczy połączyć się w jedno ciało. Momentami miałam ochotę krzyczeć, co skutecznie powstrzymywałeś pocałunkami.
Obudziłam się ze strachem. To był tylko sen? Tak… zbyt piękne by mogło dziać się naprawdę. Jednak nie… moja głowa leży oparta na twojej piersi, nawet przez sen mnie przytulasz. Na twoich ustach błąka się uśmiech. Tak słodko śpisz. Mam nadzieję, że ten senny uśmiech to do mnie? Całuję cię lekko w usta, otwierasz zaspane jeszcze oczy.
– Jak ci się spało kochany…?

Scroll to Top