Świąteczny poniedziałek, 21.04.2014r.
Jak tu nie wierzyć w przypadkowość naszego życia, normalnie jeździłam na tzw. trasę północną, bo pociąg jedzie najpierw na północ do stacji, na której wysiadałam. Ta trasa jest o tyle atrakcyjna, że wracając do domu, jechałam pod słońce, co powodowało, że bardzo często wracałam z ładnie „ogorzałą” twarzą. Nie wiem dlaczego tym razem zdecydowałam, że pojadę na trasę „południową”, bo pociąg z dworca jedzie na południe, wraca się „ze słońcem” ale niezupełnie, tym nie mniej najczęściej miałam opalone szczyty ramion. I ten absolutny przypadek zdecydował, że na leśnym parkingu spotykam Wacława, nie ma co dyskutować, – LOS tak chciał.
Po naszej przejażdżce spotkaliśmy się u mnie w domu „na obiedzie”, widocznie mu „smakował”, zaproponował wspólny wyjazd na działkę. Rzeczywiście, nie miałam żadnego planu, zgodziłam się, przyjechał dość wcześnie, jechaliśmy ponad godzinę, okazało się, że działka jest prawie 150km od mojego domu. W pewnym momencie skręciliśmy z głównej drogi na powiatową, a następnie gminną, po to, aby w pewnym momencie skręcić w las, po przejechaniu może kilometra ukazała się brama, Wacław otworzył, wjechaliśmy na „posiadłość” na której stał dość duży murowany dom, wysiedliśmy z samochodu, Wacław zaczął otwierać. Ewidentnie podjechaliśmy z tyłu domu, poza drzwiami wejściowymi po lewej i prawej stronie były po cztery okna, zasłonięte klasycznymi drewnianymi okiennicami. Wacław po kolei otwierał poszczególne pomieszczenia, wchodziliśmy coraz głębiej, aż dotarliśmy do ostatniego. Pokazał, jak się otwiera okiennice, mówiąc – pootwieraj wszystkie, samemu gdzieś poszedł, później okazało się, że poszedł do piwnicy, gdzie była kotłownia, rozpalił węgiel w kotle, abyśmy mieli ciepłą wodę. Otwierając poszczególne okiennice zorientowałam się, że przy wejściu zaraz była kuchnia, a obok duży pokój, naprzeciwko dwa pomieszczenia, jedno typu gabinet, drugie typowa sypialnia. Zdążyłam pootwierać okiennice, zaczęliśmy wnosić torby, Wacław miał jeszcze kilka innych dość dużych paczek. Kiedy już wszystko było wypakowane, stanął na środku kuchni, popatrzył, po czym „powiedział”?– nic tu się nie zmieniło przez półtora roku, poza kurzem, bierzemy się do sprzątania. Rzeczywiście, wszystko wyglądało „nieświeżo”, to też przebrałam się w dresy, pokazał co i gdzie mam sprzątać, zaczęłam od wszystkiego, co było w poszczególnych szafkach. Otwierając, zorientowałam się, że rzeczywiście, dość długo tam nie było nikogo, niektóre rzeczy trzeba było wyrzucać. Była w kuchni zmywarka, Wacław od razu włączył ją „na krótko – aby się przepłukała”, po czym wypakowałam ją częścią naczyń z szafek. Kiedy pracowała zmywarka, ja myłam i sprzątałam szafki, Wacław mówił, co w której powinno być i co jest w niektórych przywiezionych przez niego kartonach, zaczęłam je wypakowywać. Kiedy już dwie szafki były „odświeżone” zrobił kawę, po czym zarządził – przerwa, trzeba chwilę odpocząć. Usiedliśmy przy stole, spokojnie pijąc kawę, Wacław wypił kilka łyków, po których wstał, stanął za mną, jego ręce znalazły się na moich piersiach, dość mocno je zaczął dotykać. Czując, że się podniecam, wsunął mi je pod bluzę od dresu, przesunął w górę stanik, mając je już zupełnie nie skrępowane w dłoniach. Poczułam, jak mnie podciąga do góry, kiedy wstałam, opuścił ręce w dół, zsuwając spodnie i majteczki. Zaraz poczułam jego rękę na łechtaczce, szeroko rozsunęłam nogi. Czułam, jak mnie dotyka i jak ja się podniecam. Przyszedł moment, ze już byłam mocno podniecona, wówczas pokazał, abym się położyła na stole, szeroko rozsuwając nogi, po chwili już go miałam w sobie. Trudno to wytłumaczyć, ale miałam wrażenie, ze ja na to zbliżenie czekałam, że ja go bardzo chciałam, to też kiedy tylko zaczął mnie wypełniać, od samego początku zaczęłam głośno jęczeć, wyrażając tym moje mocne podniecenie. A ono narastało, aż poczułam ten wspaniały moment spełnienia, kiedy się we mnie spuszczał. Długą jeszcze tkwił we mnie, za nim się wysunął, a ja zsunęłam na podłogę, dopiero po dłuższej chwili poszłam się umyć. Osuszona wróciłam, dopiliśmy kawę, wzięliśmy się za dalsze prace. Przyszło już popołudnie, zaproponowałam obiad, przywiozłam z domu w kilku pojemnikach praktycznie wszystko gotowe. To też dość szybko zasiedliśmy do stołu, Wacław nalał po drinku, sobie „delikatnie” ale mnie dość dużo alkoholu. To spowodowało, że byłam ponownie mocno podniecona, okazało się, że on też, kiedy sprzątnęłam już ze stołu, od razu zsunął ze mnie spodnie i majteczki, położył na nim, znowu miałam go w sobie. W tej pozycji miał swobodny dostęp, to też to zbliżenie było bardzo intensywne, wsuwał się we mnie raz za razem, a ja czułam go bardzo głęboko. Znowu jęczałam coraz głośniej, aż przyszedł ten wspaniały moment pełnego spełnienia, poczułam, jak się we mnie spuszcza. Jeszcze dłuższą chwilę leżałam, za nim mogłam się umyć. Ubrana znowu wzięłam się z odpowiednią energią do swoich zajęć, tak minął nam czas praktycznie do wieczora. Skończyliśmy, trzeba było zacząć się już zbierać do domu, byłam mocno podpojona i zakurzona po następnych sprzątankach, postanowiłam się opłukać. Kiedy wyszłam z łazienki Wacław czekał na mnie siedząc na kanapie z szeroko rozsuniętymi nogami. Tym razem zaczęłam siadać na nim, ale plecami odwrócona do niego, prawie opierając się o niego plecami. On przełożył rękę do przodu, zaczął dotykać łechtaczki, skakałam na nim, jak oparzona, czułam go mocno w sobie, na dodatek dostając dodatkowe impulsy podniecenia na skutek jego dotyku łechtaczki. Kiedy przyszedł ten końcowy moment podniecenia, ten wspaniały moment spełnienia, dobrze że byliśmy sami w mieszkaniu, bo jęczałam wyjątkowo głośno, mocno opadając na jego tułów. Nie dało się w tej pozycji zbyt długo być, wstałam, poszłam się umyć, kiedy wyszłam z łazienki okazało się, ze zaczynamy się zbierać do domu. Rzeczywiście, przed nami prawie dwie godziny drogi, nie wiadomo jakiej, bo przecież wszyscy będą wracali. Zamknęliśmy dom, wsiedliśmy w samochód, kiedy podjechaliśmy pod mój dom, dochodziła 23 – cia. Dostałam od Wacława bardzo mocny pocałunek, po czym zapytał – kiedy możemy się spotkać, przeleciałam szybko kalendarz, zaproponowałam czwartek, powiedział – dobrze i odjechał. Tak skończyły się moje Święta Wielkanocne w 2014r. A jak będzie wyglądał czwartek – zobaczymy. Jedno jest pewne, ponownie się przekonałam, że to przypadek „rządzi światem”.