Szansa jedna na milion

Jak cudownie jest wziąć urlop w piątek! Trzeci dzień weekendu należał mi się od dawna, bo ostatnimi czasy praktycznie nie odrywałam się od pracy, zaniedbując sen i domowe prace. No, ale nareszcie się to skończyło i mogłam odespać zaległości jak człowiek, a nie jak nowoczesny niewolnik. Byłam naprawdę zmęczona, więc na poranny pocałunek Jacka odpowiedziałam tylko mruknięciem i na wpół przytomnym rzutem poduszki. Nie wiem, czy był celny, bo obróciłam się na drugi bok i zasnęłam.

Oczy ponownie otworzyłam koło jedenastej. Było mi cudownie. Po raz pierwszy od długiego czasu nie obudził mnie sygnał budzika, który zdążyłam już szczerze znienawidzić. Kilka minut leżałam w chłodnej pościeli, rozkoszując się świadomością, że okoliczne mieszkania dawno już opustoszały, a ja jeszcze ciągle tkwię w moim słodkim wyrku. Jednak wszystko co piękne, kończy się – trzeba było wstać, zwłaszcza, że głośnym burczeniem w brzuchu organizm upomniał się o swoje.

Szybki prysznic orzeźwił mnie i pozwolił zebrać się do życia. Mimo to spacer do sklepu bynajmniej nie był moim największym marzeniem. Kierując się nieokreśloną, nieco rozpaczliwą nadzieją otworzyłam lodówkę i rozczuliłam się. Czekały na mnie gotowe kanapeczki i świeża papryka, którą tak lubię. Papierowe serduszko i literka J położone na wierzchu pozwalały łatwo zorientować się, kto był sprawcą tej miłej niespodzianki.

Zaparzyłam herbaty (co za okropny pomysł, żeby do śniadania pić kawę?) i wróciłam ze śniadaniem do łóżka. Pałaszując kanapki oglądałam jakiś bzdurny program, ale szybko zorientowałam się, że słodkie lenistwo znów próbuje pochwycić mnie w swoje lepkie palce. Z drugiej strony – przecież nikt mnie nie gonił. I nie trzeba było iść do fabryki! Chwyciłam pilota i przełączyłam na DVD. No tak, oczywiście pornos! Kobieta zapracowana i nieobecna, to faceci muszą od razu szukać jakiejś podniety.

Na ekranie rozgrywała się jakaś mało skomplikowana scena. Wielki murzyn, najwyraźniej służący na plantacji, posuwał od tyłu jakąś białą dziedziczkę. Parsknęłam śmiechem, bo dziewczę, nabite na monstrualny czarny pal, wiło się jak szalone – co jednak bardziej mnie rozśmieszyło niż podnieciło. Swoją drogą ciekawe, czy facetów w takich scenach podnieca bardziej obraz zdominowanej kobiety, czy też takiego potężnego narządu, który bezlitośnie wbija się w jej dziurkę?

Niepostrzeżenie, zatopiłam się w myślach. Hmm… taki murzyn w domu musiałby być ciekawą rozrywką. Wyobraziłam sobie, że jestem właścicielką takiej osiemnastowiecznej plantacji, zmanierowaną i zepsutą do szpiku kości. Mogłabym sobie na każdą noc dobierać takie piękne, posągowe ciała. Mrrrr… dać się trochę sponiewierać takim brutalnym, wielkim łapskom. Ja – wrażliwa i delikatna, on – esencja siły i nienasycenia. Wyobraźnia usłużnie podsunęła odpowiednią scenę, a moja dłoń tak jakoś niby przypadkowo zsunęła się niżej. Zmrużyłam oczy i poddałam się magii chwili… przez ostatnich parę dni nie było czasu na seks, a moja stęskniona cipeczka domagała się chwili uwagi. Widziałam się w wielkim, rodowym łożu z baldachimem, ujeżdżającą dziko takiego spoconego, czarnego samca. Wokoło zgorszeni przodkowie przypatrywaliby się oniemiałym wzrokiem z olbrzymich portretów, jak moja drobna muszelka przyjmowałaby nabiegłą krwią maczugę. Wyobraziłam sobie, jak leżę potem w zmiętej pościeli, zmaltretowana, ciężko dysząc i próbując dojść do siebie. Mój kochanek musiałby ukłonić się i wyjść, a ja leżałabym tak, z ociekającą, rozchyloną brzoskwinką, wyzywająco patrząc na nobliwych antenatów. Pieściłam się tą myślą, gdy nagle, tuż obok mnie zabrzmiał dzwonek.

Przestraszona, podskoczyłam do góry, aż w końcu dotarło do mnie, że to sygnał telefonu. Szlag by to trafił – takie wyrwanie ze świata marzeń powinno być karalne. Sięgnęłam po słuchawkę. Dzwonił Jacek, żeby powiedzieć, że postara się skończyć wcześniej pracę. Tak jakby nie mógł zadzwonić za kwadrans – pomyślałam irracjonalnie. Nastrój, niestety, prysł. Chwilę leżałam z ręką w na wpół zsuniętych majteczkach, ale nawet końcówka pornosa na DVD nie przywołała motylków w brzuszku. Trudno – pomyślałam – jeszcze cały weekend przede mną.

Postanowiłam wziąć się w garść. Dochodziła druga, a ja jeszcze byłam „nie do końca wykluta”. Po za tym niedługo Jacek miał się pojawić – a za to śniadanko należało mu się jakieś podziękowanie. Najlepiej takie, na którym sama bym skorzystała. Szybko ubrałam się i wyruszyłam na zakupy. Udało mi się nabyć w drodze kupna parę odpowiednich produktów, a ponadto namierzyłam boską kieckę w butiku. Będzie się w czym lansować. Kobiecie do szczęścia naprawdę niewiele potrzeba – szkoda, że tak mało facetów to rozumie.

Zadowolona z siebie i ogólnie nastawiona pozytywnie do świata, wróciłam do domu i rozpoczęłam przygotowania do obiadu. Nastawiłam sobie jakiś stymulujący zestawik mp-trójek i dla kurażu chlapnęłam koniaczku. Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele i od razu nabrałam chęci do pracy. Pizza domowa – postanowiłam. Powalająca, fantastyczna, pachnąca pizza!

Przygotowałam ciasto i zaczęłam kroić warzywa, podrygując w takt muzyki przy kuchennym stole. Uwielbiam zapach domowej pizzy. Nie jest taki ciężki i duszący, jak w tych obrzydliwych fast-foodach. Towarzyszy mu aromat krojonych ziół: pikantny i apetyczny. Nóż śmigał mi w dłoniach, a sącząca się z głośników muzyka dodawała motywacji. Drugi kieliszeczek też pewnie miał w tym udział.

Domofon otwierany kodem piknął cichutko i po chwili usłyszałam szczęk klucza w drzwiach.
– Jacek, kochanie, czy to ty? – spytałam, nie odrywając się od bazylii – Jedzonko będzie dopiero za pół godzinki.
Usłyszałam kroki. Otoczył mnie zmysłowy, lecz subtelny zapach męskiej wody kolońskiej. To nie była woda Jacka.
– Marek – wyszeptałam, czując, że miękną mi nogi – Nie jesteś w firmie? Miałeś siedzieć w biurze do późna…
Podszedł do mnie od tyłu i objął mnie przytulając mnie od tyłu i delikatnie kołysząc się ze mną w takt muzyki.
– Nie – powiedział cicho prosto do ucha – Chciałem być z tobą.
Jaki on ma cudowny głos! Miękki, aksamitny baryton. Rozpłynęłam się w tym głosie – jak zwykle.
– Nie przerywaj sobie – zamruczał, przesuwając rękami po mojej talii.
Dobre sobie! Usiłowałam skupić się na krojonych ziołach, ale głos Marka, jego zapach – a nade wszystko jego oddech na moim karku, sprawiał, że z każdą chwilą trudniej było się kontrolować, a obraz przed oczami robił się coraz bardziej zamglony. Boże, tak dobrze czuć koło siebie takiego faceta – i wiedzieć, że jemu też jest dobrze. To akurat czułam wyraźnie, bo jakaś pęczniejąca twardość, skryta pod materiałem spodni znalazła sobie wygodne miejsce pomiędzy moimi pośladkami.
– Jacek zaraz będzie w domu – powiedziałam cicho
– Wiem – wyszeptał i pocałował mnie w kark. Delikatnie, słodko i pieszczotliwie.
Ten facet po prostu wiedział, co robić. Pod jego dotykiem miękłam jak wosk w płomieniu świecy. Jego usta znaczyły pocałunkami rozkoszną drogę na moim karku. Wypuściłam z ręki nóż i oparłam się o stół, niezdolna do protestu. Oddychałam głęboko, a świat falował mi przed oczami.

Poczułam jego dłonie na swoich piersiach. Wsunął je pod T-shirt, naturalnym, prostym gestem, jakby biorąc w posiadanie swoją własność. Jego palce mają magiczny talent. Moje sutki natychmiast zareagowały, ale nie zwrócił na nie uwagi, zajmując się delikatnym masażem spodu moich piersi. Fale rozkoszy popłynęły w dół mojego ciała. Czułam, jak w środku staję się mokra – to nie było pragnienie. To było pożądanie. Żądza. Chcica. Czułam się jak marcowa kotka, gotowa do spełnienia swojej roli. Tak chciałabym, żeby wszedł we mnie od tyłu i wziął całą – szybko i pewnie. Świadomość, że Jacek może wrócić w każdej chwili tylko wzmagała moje podniecenie. Zacisnęłam dłonie na brzegu blatu. Mój tyłeczek poruszał się w górę i w dół, delikatnie masując jego sztywny pal.
– O której będzie Jacek? – usłyszałam jego szept
– Zdążymy – jęknęłam – Musimy.

Obróciłam się błyskawicznie. Chciałam go, pragnęłam. Teraz, natychmiast. Szybko i bez dalszej gry. Pchnęłam go na stojący stołek. Gorączkowo sięgnęłam ku zapięciu spodni i dzikim ruchem zdarłam je z siebie. Moja cipka wołała o wypełnienie. Marek w tym czasie wydobył na wierzch swojego rozbójnika. Wielka, gorąca, fioletowa główka aż wyrywała się na spotkanie. Nie traciłam czasu na zdejmowanie koszuli. Ze zdławionym okrzykiem dosiadłam Marka i nabiłam się na jego sztywnego kutasa. Marek przyciągnął mnie do siebie trzymając za pośladki. Mocno, władczo – tak jak lubię. Jęknęłam, gdy wypełnił mnie całą. Sięgnął mnie daleko, aż do samego końca. Wyobraziłam sobie, jak to jest tam, w środku, gdzie nabrzmiała główka rozpycha się w ciasnej, wilgotnej i miękkiej norce.
– Zerżnę cię – wydyszałam do niego, dziko pracując biodrami – Tym razem to ja ciebie zerżnę.
Poddał się tej grze, pozwalając, żebym dominowała nad nim. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam szeptać do ucha wyuzdane, dzikie słowa. Ujeżdżałam go, jak amazonka dosiada dzikiego rumaka, panując nad nim każdym ruchem. Chciałam, żeby wiedział, że to nie on mnie bierze, ale że ja biorę sobie jego. Chwyciłam go za kark, wbijając głęboko paznokcie, aż do bólu.
– Zrób to. Teraz – wysyczałam – Spuść się. Do środka. Do niej.
Doszedł prawie natychmiast. Wbił palce w moje pośladki i szarpnął się, walcząc o to, aby z jego ust nie wydobył się głośny krzyk. Czułam, jak jego gorąca sperma wlewa się we mnie. Wpiłam się w jego usta, splatając nasze języki. Łapczywie wessałam się w jego usta, jednocześnie czując jak kolejne fale nasienia zalewają moją norkę. W końcu zanurzony w moim wnętrzu członek zaczął powoli maleć. Ścisnęłam go na pożegnanie, wywołując zadowolony pomruk jego właściciela. Po chwili zmalał zupełnie i z obscenicznym mlaśnięciem, które tak lubię wysunął się ze mnie, pozostawiając w środku swój płynny dar. Ostrożnie zeszłam z Marka.
– No, no… nieźleś tego naprodukował – pochwaliłam z błyskiem w oku. Uśmiechnął się do mnie i ucałował końce moich palców.
– Jesteś niesamowita.
– Ja? A kto mnie do tego doprowadził? – prychnęłam udawanym gniewem – Przyszedłeś, zapachniałeś, powiedziałeś dwa słowa… i wziąłeś jak swoją. Nawet nie pomyślałeś o tym, żeby i mnie było dobrze.
– No, teraz za późno na żale – pokręcił żartobliwie głową – Jestem zmęczony i nic nim nie zrobię.
– Typowy facet. Znowu muszę wszystko sama robić – westchnęłam ze smutkiem, ale zdradziły mnie chyba roześmiane oczy, bo skwitował moje stwierdzenie szerokim uśmiechem.

Usiadłam na drugim stołku naprzeciwko Marka. Rozszerzyłam nogi, żeby miał lepszy widok i oparłam się plecami o stół. Popatrzyłam mu prosto w oczy i skierowałam palce na moją cipeczkę całą błyszczącą od jej własnych soków – ale przede wszystkim od jego spermy. Pogładziłam ją i nie spuszczając oczu z Marka wsunęłam palce do środka. Delikatne mlaśnięcie i wspomnienie niedawnej ostrej jazdy szybko sprawiły, że fale przyjemności zalały mnie całą. Uwielbiam pieścić się sama – najlepiej używając tego wspaniałego, naturalnego męskiego nawilżenia. A kiedy jeszcze mogę to robić na oczach faceta, który go dostarczył i patrzeć mu przy tym w oczy – odpływam. Wystarczyło więc kilka ruchów i spazm rozkoszy wybuchł mi pod palcami. Wbiłam się głęboko do środka, zaciskając jednocześnie uda i czując, jak długi, głęboki orgazm przenika całe moje ciało. Długie przeciągłe westchnienie wyrwało mi się z ust. I wtedy usłyszeliśmy piknięcie domofonu.
– Jacek – uśmiechnął się Marek – Prawie zdążył na najlepszą część.
– Szoruj pod prysznic – zrugałam go, usiłując złapać oddech i sięgając po leżące na ziemi majtki. Szybko nasunęłam je na siebie, czując jak opinają moją zbolałą cipkę. Kilka kropel nasienia przesączyło się przez materiał. Przesunęłam po nim palcami zbierając wilgotny ślad. Patrząc w oczy Markowi i – uśmiechając się niewinnie, jak nastoletnia lolitka – podniosłam dłoń do ust. Oczy mu błysnęły. Pogroziłam mu palcem.
– Do łazienki, ogierze!
Wtarłam szybko pozostające na nogach ślady grzechu i wbiłam się w dżinsy. Jak to dobrze, że silny zapach ziół zamaskował znajomy, męski aromat unoszący się w kuchni.
Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Jacek.

– Witaj, weekendzie – usłyszałam z przedpokoju jego wesoły głos – O, laptop Marka. Znaczy, że nie tylko ja urwałem się z roboty. Świetnie, nie będziemy zwlekali z obiadem.
Wszedł do kuchni dumnie dzierżąc pokaźnych rozmiarów butelkę.
– Mmmm… ale zapachy. Co to, oregano? A, to pizza dziś będzie? Dobrze się składa, przyniosłem wino!
Podszedł do mnie i pocałował mnie. Przytuliłam się do niego. Serce mi biło, jak oszalałe. Pogładził mnie po włosach i objął. Staliśmy chwilę, ciesząc się swoją bliskością.
– Jesteś cudowny – powiedziałam
Roześmiał się, tym swoim ciepłym śmiechem, za który go tak kocham.
– No oczywiście – stwierdził wesoło – Muszę być cudowny, żeby ci było ze mną dobrze.
– Na obiad trochę trzeba poczekać – powiedziałam – pizza jeszcze nie gotowa. Obiad będzie późno.
– No to może rozpoczniemy po prostu świętowanie weekendu? – spytał – Co powiesz na taki pomysł: obiadokolacja w wyrze, z winem, gorącą kobietą i połączona z oglądaniem DVD?
– Jestem za – od razu powiedział Marek wychodząc z łazienki.
– Rodzina w komplecie – zachichotałam – Dobra, to przygotujcie pokój, a ja zaraz zrobię żarcie. I zajmijcie się winem. Pizza będzie za chwilę.

Chwila przeciągnęła się w godzinę. Jacek wziął jeszcze prysznic, a po za tym trzeba było załatwić jeszcze drobne domowe sprawy. W końcu wszyscy chcieliśmy po prostu zlec w łóżku i nie musieć zaprzątać sobie niczym głowy. Gdy pizza była gotowa i czekała parująca na wielkim talerzu, obrzuciłam ją przyprawami i triumfująco wniosłam do pokoju. Marek i Jacek leżeli już na naszym wielkim łóżku i oglądali jakiś sport.
– Jedzenie podano – oznajmiłam z przekąsem – Może byście się tak ruszyli?
Jacek zerwał się z posłania.
– Och wybacz, moja królowo, zapatrzyłem się.
– Wybaczam – oznajmiłam łaskawie – ale teraz napraw swój błąd i rozlej w końcu to wino. Ja idę się przebrać.
Skłonił się dworsko, choć z uwagi na jego strój – kolorowe bokserki i T-shirt wypadło to komicznie. Parsknęłam śmiechem i poszłam zmienić ciuchy na coś wygodnego. Kiedy wróciłam, kieliszki były już pełne, a światło przygaszone. Malutkie świeczki dodawały atmosfery.
Padłam na łóżko między nimi.
– Boże, dzięki ci za to, że wymyśliłeś weekend – jęknęłam. – W końcu spracowana kobieta ma szansę na chwilę odpoczynku.
Jacek nachylił się nade mną podając mi kawałek pizzy.
– To może spracowana kobieta zechce spróbować owocu swoich pięknych dłoni?
Marek nie chciał być gorszy i podsunął kieliszek wina. Podniosłam się i opierając plecy o ścianę, przyjęłam dary.
– Jestem w raju – mruknęłam kosztując trunku – Jacek, wino jest perfekcyjne.
Skłonił głowę (facet, który potrafi się ukłonić nawet w łóżku!).
– Skoro nasza królowa rozpoczęła posiłek, to i my możemy sięgnąć po jedzenie – uśmiechnął się, biorąc kawałek pachnącej pizzy.

Uwielbiam jeść w łóżku. Czuję się wtedy rozluźniona, bezpieczna i – jakkolwiek zabawnie to zabrzmi – odrobinę szalona. Może dlatego, że w domu rodzinnym, z którego wyszłam takie fanaberie były nie do pomyślenia. W ogóle odebrałam bardzo tradycyjne – żeby nie powiedzieć konserwatywne – wychowanie. Gdyby moja rodzina wiedziała, co wyrabiam na obczyźnie w wielkim mieście…

Zaczęliśmy rozmawiać – o całym dzisiejszym dniu. Jacek śmiał się, że jego nowy projekt oznacza dla firmy być albo nie być – ze wskazaniem na to drugie. Marek był już myślami na wakacjach i snuł plany gdzie powinniśmy się wybrać. No i co zrobić, żeby nie nadwyrężyło to naszych domowych finansów. Ja skupiłam się na pizzy. Była naprawdę dobra, więc znikała w błyskawicznym tempie. W końcu leniwym ruchem nogi odepchnęłam talerz od siebie i jednych haustem wychyliłam wino do końca. Nie było mocne, ale zaczynało mi już szumieć w głowie.
– Hep! – powiedziałam z westchnieniem – Jestem obżarta po gardłodziurki. Powinnam się zamartwiać, że zrobię się gruba, ale mam to gdzieś. Jestem szczęśliwa.
– Nie jesteś gruba, kochanie. Jesteś idealna. – powiedział Jacek – Zresztą kobieta nie może być wieszakiem. Trzeba mieć za co chwycić.
– Chcesz powiedzieć, że u mnie jest za co chwycić? – prychnęłam udawanym gniewem – Pomyśl dwa razy, zanim odpowiesz!
– No, w odpowiednich miejscach masz tyle, co trzeba – powiedział, patrząc z wymownym błyskiem w oku na to, o czym myślał.

Nie mam wielkiego biustu, ale też nie mam się czego wstydzić. Lubię swoje piersi – są takie akuratne – doskonale mieszczą się w dłoni. Są dojrzałe, lekko ociężałe ku dołowi – ale mnie wydaje się to szalenie zmysłowe. Nie lubię „cycków, które zawsze odstają” – jak to kiedyś określił Jacek. Piersi kobiety nie powinny być twarde jak kamień – są wtedy takie nienaturalne. Oczywiście nie powinny tez wisieć jak napełnione wodą worki. Jak zwykle, najlepszy jest złoty środek. I chyba udało mi się go osiągnąć.
– Masz na myśli moje cycuszki? – upewniłam się, zgrywając się na niewinną nastolatkę – Te cycuszki?

Wolnym, zmysłowym ruchem, powiodłam rękami od bioder, wzdłuż linii boków, aż w końcu ujęłam piersi w dłonie. Może jestem trochę ekshibicjonistką, może sprawiło to wypite wino, ale słodki dreszczyk przebiegł mi po plecach. Nie miałam stanika – zresztą rzadko kiedy go noszę – więc uwielbiam takie delikatne unoszenie moich cycuszków. Sutki, jak małe łobuziaki natychmiast zareagowały, unosząc delikatny, bawełniany materiał T-shirta. Pokaz wywarł zamierzone wrażenie – obaj panowie zastygli wpatrując się we mnie. Poczułam się jak prestidigitatorka, hipnotyzująca widownię. Drobnym ruchem dłoni, delikatnie zakołysałam piersiami.
– Sądzisz, że są odpowiednie? – zamruczałam – Nie za małe?
Jacek odstawił kieliszek. Uśmiechnęłam się przebiegle i przesunęłam nogę tak, że moja stopa oparła się o jego szeroką klatę.
– Spokojnie, kowboju, ja tylko pytałam o twoje zdanie.
Uśmiechnął się.
– Za mało widziałem. Nie mogę ocenić.
Zrobiłam stropioną minkę.
– No to może znajdę sobie innego sędziego – powiedziałam, przenosząc spojrzenie na Marka – A pan, co sądzi o moich krągłościach? A może pan też chciałby zobaczyć więcej?

Patrząc na Marka i udając niezdecydowanie pomieszane z nieśmiałością, powoli uniosłam koszulkę. Jej brzeg kończył się tuż pod sterczącymi już na baczność końcówkami moich piersi. Ich dolna część była doskonale widoczna dla obu mężczyzn. Jacek głośno przełknął ślinę. Marek patrzył mi prosto w oczy – byłam pewna, że wspomina niedawny, szybki numerek w kuchni. Ja w każdym razie nadal czułam w środku jego pozostałości. Trzymając wciąż stopę na klatce Jacka, drugą nogę przesunęłam w stronę mojego niedawnego kochanka, dzięki czemu obaj widzieli teraz nie tylko moją zabawę piersiami, ale i opięty majteczkami zarys mojej cipeczki.
– No to jak uważacie, panowie: czy te cycuszki są dla was kuszące? – zamruczałam
Właściwie nie musiałam pytać – wystarczyło spojrzeć na rosnące namioty w ich spodenkach.
– A może piersi jeszcze ujdą, ale sutki wam się nie podobają? – spytałam – Są takie nabrzmiałe, że aż strach ich dotknąć…
Uniosłam koszulkę jeszcze wyżej. Dwa ciemne guziczki wychyliły swoje rozkoszne łebki. Zrzuciłam T-shirt zupełnie, żeby nie przeszkadzał mi w pokazie. Świeczki nie dawały wiele światła, ale widziałam, że obie wpatrzone we mnie pary oczu błyszczą jak rozżarzone węgielki. Nastrój chwili udzielił mi się także. Poczułam znajome uczucie w dole brzucha. Chyba jednak lubię być oglądana – pomyślałam przelotnie.

Pogładziłam swoje piersi i znów ujęłam je w dłonie. Uniosłam je do góry i pokazałam moim widzom, jakbym chciała im je podać.
– Oj – powiedziałam zmartwionym tonem – Są już tak czułe, że aż bolą. Może gdyby ktoś je pocałował, byłoby im lepiej?
Przysunęli się do mnie obaj. Jacek objął ustami moją prawą pierś – a Marek sięgnął ku drugiej. Cudowny dreszcz przeszył moje ciało. Poczułam ich dłonie, więc oddałam cycuszki w ich władanie, rękami przyciskając ich głowy i kierując w te miejsca, w których przyjemność była najsilniejsza. Wyprężyłam się, nadstawiając na pieszczoty. Nic nie może się równać z widokiem dwóch facetów ssących jednocześnie twoje piersi. Przytulili się do mnie. Na swoich nogach poczułam znajome twarde kształty. Tak bym chciała ich dotknąć – poczuć jak rosną mi w rękach, jak prężą się pod moimi palcami – ale nie mogłam znaleźć w sobie dość woli, żeby odsunąć moich mężczyzn od siebie. Moje ciało wariowało, przeszywane impulsami rozkoszy – jak nie od jednej piersi, to od drugiej.

Chwyciłam Jacka za włosy i niecierpliwie popchnęłam niżej. Wiedział, co to oznacza. Uśmiechnął się i posłusznie przesunął się w dół. Jego pocałunki znaczyły mój brzuch, nieuchronnie zmierzając w nakazanym kierunku. W końcu chwycił moje majteczki i ściągnął je ze mnie. Wysunęłam biodra do góry, aby było mu łatwiej i poczułam jak jego usta dotykają wnętrza moich ud. Łajdak, ominął cipeczkę i postanowił się ze mną droczyć!

Marek w tym czasie przeniósł pocałunki na moje usta, wielką, męską dłonią ugniatając napięte do granic piersi. Uwielbiałam jego zapach. Sięgnęłam ręką ku niemu i wydobyłam na wierzch ten wspaniały narząd, który tak niedawno tryskał we mnie gorącym spełnieniem. Nie przestając całować się z Markiem zaczęłam gładzić ten sterczący pal. Objęłam go dłonią, pozwalając, by ciepło moich palców otoczyło go w czułym uścisku. Moje ruchy były najpierw powolne, a potem stały się mocne, zdecydowane. Przyspieszyły. Marek wyprostował się i głośno jęknął.

Tymczasem Jacek postanowił w końcu dobrać się do mojego skarbu. Jego pocałunki przeszły z ud na nabrzmiałe, zachęcająco rozchylone płatki, a potem przeniosły się na ten cudowny punkt powyżej. Krzyknęłam głośno, a moja ręka zacisnęła się na Marku. Jacek tymczasem zaatakował mnie swoim wszędobylskim języczkiem. Ciepły, giętki kształt to wwiercał się we mnie, to zasypywał czułymi liźnięciami naprężoną łechtaczkę. W rozpalonym umyśle pojawiła się nagle perwersyjnie bezwstydna myśl, że on przecież wylizuje spermę Marka. Niemożliwe, żeby nie poczuł jej zapachu. Ta świadomość była tak podniecająca, że zatopiłam się we własnej rozkoszy. Puściłam wyprężoną maczugę Marka. Rozszerzyłam nogi, aby Jacek miał jak najlepszy dostęp. Sięgnęłam w dół ręką i palcami odkryłam fałdki przykrywające mój słodki guziczek. Drugą dłoń zatopiłam we włosach kochanka i silnym pchnięciem skierowałam go niżej dokładnie tam, gdzie powinien się znaleźć.
– Taaaak – jęknęłam przeciągle – Wyliż ją, wyssij do końca.

Robił to – po mistrzowsku! W tym samym czasie Marek siadł za mną i podciągnął mnie ku sobie. Znalazłam się w objęciu cudownych ramion, poczułam podniecające pocałunki na swoim karku, a jego dłonie zajęły się moimi piersiami. Oparłam się plecami o jego ciało, czując doskonale jego wyprężoną gorącą męskość. W tym samym czasie moja brzoskwinka pulsowała pod wspaniałym językiem Jacka. Odpływałam. Zatopiłam się w rozkoszy jaką mi dawali. Orgazm, który przyszedł, był jak trzęsienie ziemi, jak uderzenie pioruna. Nie byłam pewna czy był jeden, czy było ich kilka, połączonych w jeden, obłędny spazm rozkoszy – ale czułam go wszędzie, w każdej komórce ciała.

Leżałam chwilę, powoli dochodząc do siebie, ale to nie był koniec. Marek podciągnął mnie ku sobie. Jęknęłam w cichym proteście. Było mi tak dobrze, że nie chciałam się ruszać – choć z drugiej strony uwielbiam, jak biorą mnie zaraz po orgazmie, gdy jeszcze nie mam na nic siły. Obaj o tym wiedzieli. Marek rozsiadł się za mną, służąc mi za najcudowniejszy pod słońcem fotel.
– Nam się też coś należy, kotku – powiedział żartobliwie.
Jacek miał być pierwszy. Był tak napalony, że wręcz czułam buzujące w nim hormony. Nie wyjmując mnie z objęć Marka, podniósł moje omdlałe nogi do góry. Leżałam przed nim, całkowicie bezbronna, z zadartymi kończynami, trzymana w słodkim, lecz silnym uścisku Marka.
– Bierz ją – usłyszałam głos tego ostatniego – Lubi to.
Jacek ujął swego wyprężonego kutasa, przywarł do mnie i jednym ruchem wepchnął go do mojej biednej dziurki. Ruszał się szybko, mocno pewnie, rozpychając ścianki mojej obolałej cipeczki. Stałam się uległa i poddana – tak, jak lubię w takich momentach. Obaj moi mężczyźni trzymali mnie w żelaznym uścisku swoich ciał. Mignęła mi przed oczami moja poranna fantazja.
– Zrobisz, to do środka, prawda? – wysapałam – Chcę ją czuć.
Jacek spojrzał mi w oczy i przyspieszył ruchy. Jego worek, kryjący dwa krągłe kształty uderzał mnie za każdym razem. Mokra szpareczka wydawała mlaszczące odgłosy. Sięgnęłam ręką i przyciągnęłam go do siebie, wbijając paznokcie w jego plecy. Zetknęliśmy usta w pocałunku – poczułam dojmujący zapach moich własnych soków, a moja rozpalona wyobraźnia podpowiedziała mi, że gdzieś tam, zmieszane z nimi było nasienie Marka. I wtedy Jacek skończył. Poczułam uderzenie gorącego strumienia. Jedno, drugie, trzecie… Przygarnęłam go do siebie, przytuliłam i pozwoliłam, żeby napełnił mnie całą.

Odetchnął głęboko, zsunął się ze mnie i położył na wznak. Uśmiechnęłam się do Marka. Zmieniliśmy pozycję – wyciągnęłam się obok Jacka, kładąc nogę na jego biodrach, a Marek ułożył się za mną, przytulając od tyłu. Wzięłam w rękę jego sztywnego członka i położyłam sobie na udzie. Pieściłam go dłonią – powolnymi, machinalnymi ruchami. Jacek, rozleniwiony, założył ręce pod głowę i przymknął oczy.
– Nie pytam, czy dobrze ci było, bo czułam – zamruczałam, całując go w ucho.
– Było niesamowicie – przyznał z uśmiechem – No i byłaś już cała gotowa.
Przymrużyłam oczy.
– Wszystko przez was. Najpierw Marek mnie przeleciał, potem ty mnie wystrzeliłeś w kosmos. Mrrrrr… ja to mam szczęście.
Jacek westchnął komicznie.
– No tak, Marek się pewnie jeszcze załapał przed obiadem. To się nazywa czerpać korzyści z nielimitowanego czasu pracy. Taki to pożyje.
– Zazdrośnik – dmuchnęłam mu prosto w nos.
Znów się do mnie uśmiechnął.
– Nie jestem zazdrosny – powiedział.
– Wiem – odpowiedziałam, całując go – Kocham cię.

Marek delikatnie uwolnił się z mojej dłoni i ułożył naprężoną męskość pomiędzy moimi pośladkami. To szalenie podniecające dla mnie – bo choć nie jest we mnie, czuję wyraźnie jego twardość. Przytuliłam się mocniej do Jacka i zaczęłam się bawić włoskami na jego piersiach. Było mi dobrze i słodko. Oczywiście Marek nie poprzestał na niewinnym leżeniu i po chwili poczułam, jak delikatnie, prawie niepostrzeżenie zmienia pozycję. Główka jego sztywnego przyjaciela przesunęła się i znalazła tuż przy brzegu mojej cipeczki. Uśmiechnęłam się i pomogłam jej znaleźć właściwe miejsce. Wsunęła się do środka. Zmrużyłam oczy i położyłam głowę na torsie Jacka. Przytulił mnie czule. Wypięłam grzecznie tyłeczek i pozwoliłam aby Marek długimi, spokojnymi ruchami zajął się moją kochaną brzoskwinką. Wiedział, że musi być ostrożny, bo byłam już cała obolała. Na szczęście, dzięki obfitemu smarowaniu czułam tylko przyjemny dreszczyk. Marek, gdy trzeba, jest taki właśnie – słodko delikatny. Czułam go w sobie, jak przesuwa się w środku, jak narasta jego podniecenie i stopniowo dochodzi do krawędzi. W końcu przekroczył ją, wystrzeliwując we mnie kolejny ładunek.

Nie miałam orgazmu – ale też nie czułam jego potrzeby. Wystarczała mi świadomość, że mam koło siebie moich dwóch kochanych facetów, że kochaliśmy się i że przepełnia mnie teraz cudowna – choć nieco perwersyjna – mieszkanka ich soków. Byłam szczęśliwa i rozluźniona.

Zasnęli, jeden po drugim, wtuleni w moje ciepłe ciało. Wsłuchiwałam się w ich spokojne, ciche oddechy i uśmiechnęłam się do siebie. Moi mężczyźni. Moi dwaj mężczyźni. Gdzieś daleko, za ścianami naszego domu, szare, zmęczone, prozaiczne miasto również kładło się spać. Cicho, niepostrzeżenie wróciły wspomnienia.

Jacka poznałam jako pierwszego. Spotkaliśmy się właściwie przypadkiem, jednako zagubieni i rzuceni w samotność wielkiego miasta. Był wspaniałym przyjacielem i kochankiem. Rozumieliśmy się doskonale – obojgu nam trzeba było bliskości, zaczepienia w życiu – i odrobiny szaleństwa. Podobnie jak ja, stanowił dziwną mieszankę nieśmiałości i zuchwałości; odważnej, nieskrępowanej namiętności i czułego romantyzmu. Podobnie jak ja, czerpał z naszego związku siłę i zaufanie.

Kiedyś, gdy leżeliśmy odpoczywając po szalonej nocy pełnej dzikich uniesień, zagraliśmy w ulubioną grę – w opowiadanie fantazji. To wspaniałe, bardzo intymne przeżycie – ale wymaga partnera, któremu się absolutnie ufa. Trzeba bowiem potrafić przyznać się do najgłębiej schowanych fascynacji, wyciągnąć na powierzchnię to, co zwykle jest schowane na samym dole. I w ciszy tamtej nocy, wpatrzona w cudowne, błyszczące oczy Jacka opowiedziałam mu o swojej fascynacji. O tym, o czym skrycie marzyłam. O seksie w trójkącie. O seksie z dwoma facetami.

Nie chodziło mi jednak o taki zwykły układ, jakich pełno w tanich pornosach. Nie myślałam o łóżku, w których dwóch samców zajmuje się jednocześnie krzyczącą z udawanego szczęścia dziewczyną. Marzyłam o takim układzie, w którym jest dwóch facetów, którzy tak samo kochają swoją kobietę. Którzy potrafią dawać jej – i przyjmować od niej – prawdziwą miłość. Taką, która nie zazdrości, w której nie ma rywalizacji, w której wszystkie trzy strony są równe. W której sam seks jest tak samo ważny, jak ta cudowna pełna słodkiej ociężałości chwila przychodząca po nim.

Kiedy mówiłam o takiej fantazji Jackowi, nie bałam się jego reakcji. To właśnie jedna z najpiękniejszych stron prawdziwego związku – zaufanie. Jacek opowiadał mi kiedyś o jego marzeniach – o upojnej nocy w hotelowym pokoju z namiętną, ognistą latynoską. Wtopiłam się wówczas w jego słowa, pozwoliłam się prowadzić przez całą scenę, a nawet uczułam coś na kształt perwersyjnego podniecenia – lecz nie czułam wcale zazdrości. Wiedziałam, że nigdy by tego nie zrobił – gdybym mu na to nie pozwoliła. No i nigdy by mnie nie okłamał. A w fantazjach można przecież wszystko, prawda?

Mimo, że wydawało mi się, że znam Jacka doskonale – reakcja mojego kochanka zdziwiła mnie. Powiedział, że jeśli kiedyś będę miała ochotę wprowadzić moją fantazję w życie, to on nie ma nic przeciw temu. Byłam tym naprawdę zdziwiona – w końcu był facetem, a faceci zwykle chętnie godzą się na takie układy – po warunkiem, że nie dotyczy to ich „własnych” kobiet – albo gdy w łóżku są dwie kobiety. Odrobinę zaniepokojona, roześmiałam się wtedy i zmieniłam temat, ale… ziarno zostało zasiane.

Kilka miesięcy później Jacek sam wrócił do tematu. Zapytał, czy robię coś dla zorganizowania trójkąta. Wówczas zabrzmiało to poważniej. Przegadaliśmy całą sprawę – wzajemnie się badając i zastanawiając, czy na pewno chcemy tego oboje. Baliśmy się. Baliśmy się, jak to wpłynie na nasz związek. Czy będziemy po takim szaleństwie kochać się tak samo?

W końcu zdecydowaliśmy się. Powstał jednak problem – kogo zaprosić na takie spotkanie? Najpierw chcieliśmy spróbować z kimś bliskim, jednak nasze koło znajomych było dość ograniczone – no i nie wiedzieliśmy, co by się stało, gdyby to wszystko okazało się niewypałem. Czy mogliśmy ryzykować utratę przyjaźni kogoś bliskiego? Albo narazić kontakty w pracy, czy w codziennym życiu? A więc ktoś obcy. Ale jak upewnić się, że to właściwa osoba?

Najpierw pomyśleliśmy o internetowych forach dla swingersów. Kiedy jednak tam zajrzeliśmy, okazało się, że są one pełne seksoholików i poszukiwaczy czystego, bezuczuciowego seksu. Nie o to nam chodziło. W dodatku pełno było tam nieodpowiedzialnych gości – dla których przedstawienie świadectwa o zdrowiu było jakąś tam dziwną fanaberią, a nie przejawem rozsądku. Zgroza.

Wydawało się, że sprawa umarła, tym bardziej, że przytłoczyła nas codzienność i sprawy zawodowe. Rzuciliśmy się w wir pracy, zapominając o całym świecie. I wtedy właśnie nadszedł email od Marka. To była odpowiedź na jakiegoś dawnego, zapomnianego posta na liście dyskusyjnej. I co najciekawsze – wcale nie chodziło o trójkącik, choć forum było niewątpliwie erotyczne. Marka zaciekawiła moja wypowiedź i postanowił napisać. To był list napisany przez wrażliwego człowieka – z każdego zdania wyzierała klasa i wysoka kultura. Zaimponował mi – tym jednym, pięknym listem. Z bijącym sercem pokazałam list Jackowi. Uśmiechnął się i szepnął mi: „zdaję się na ciebie”.

Zaczęliśmy z Markiem wymieniać emaile. Aby sprawa była jasna – już na samym początku powiedziałam, że jestem z Jackiem i że nie chcę tego zmieniać. Zrozumiał i zaakceptował bez sprzeciwu – ale kontakt nadal trwał. W końcu spotkaliśmy się w rzeczywistości – w trójkę. Marek zaprosił nas do małej, przytulnej kawiarenki gdzieś na uboczu. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Siedzieliśmy oddzieleni od świata delikatnym bluesem sączącym się z głośników i rozmawialiśmy – o wszystkim. Mój internetowy nieznajomy okazał się człowiekiem z fascynującą osobowością. Nie był jednak typem nachalnego ekstrawertyka, imprezową duszą towarzystwa. Był delikatny, subtelny i wrażliwy. Rozmawiać z nim można było o wszystkim, bo o wszystkim wiedział coś ciekawego – od historii muzyki, przez meandry filozofii – aż po sylwetkę ostatniego laureata nagrody Nobla. Imponował mi. A co ciekawe – słowo „seks” nie padło tego wieczoru. Ta rozmowa była jak delektowanie się najlepszym rocznikiem wina. Badaliśmy swój smak, analizowaliśmy swój bukiet, cieszyliśmy się nowo poznanym aromatem.

Tej nocy rozmawialiśmy z Jackiem bardzo długo. W końcu wspólnie podjęliśmy decyzję. Spróbujemy. I tak to się zaczęło. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, potem był pierwszy, magiczny, wspólny seks. Wspaniały, odkrywczy, niesamowity. Nigdy wcześniej nie czułam takiej bliskości – z dwojgiem ludzi. Stopniowo, nasza relacja przeszła ze zmysłowego pożądania w nową fazę. Połączyły nas uczucia. Wszystkich troje.

Co mnie zdziwiło i zafascynowało – Marka i Jacka połączyła przyjaźń. Obaj zaakceptowali nasz układ, obaj się w nim odnaleźli. Ani przez chwilę nie czułam, że należę do jednego z nich – byliśmy wszyscy częścią siebie nawzajem. Żaden z nich nie rościł sobie większego prawa. Nie było między nimi zazdrości, czy rywalizacji. Zastanawiałam się kilka razy, czy ich też łączy coś głębszego, ale nie. Nie byli biseksualni – kochali mnie, zaś między nimi była tylko przyjaźń i fascynacją moim erotyzmem. To było nierealne, niesamowite, niepowtarzalne. Ale zdarzyło się. Szansa jedna na milion.

Westchnęłam i uśmiechnęłam się do siebie. Moi panowie już spali. Marek cicho pochrapując, a Jacek uśmiechając się przez sen. Czułam ich ciepłe ciała tuż obok swojego. Co mnie obchodzą inne rodziny? Ja znalazłam swoją własną, wyjątkową. I żadnego z nas nie obchodziło, co myśli o nas cały pozostały świat, który w ogóle pewnie nie rozumiał łączących nas uczuć. Ktoś pewnie pomyśli: jacy z nich faceci, skoro pozwalają innemu brać „swoją” dziewczynę. Jaka z niej kobieta, skoro kocha dwóch gości naraz? Zawsze mnie to bawi. Kochamy się – i tylko to się liczy. Zasada prosta: nie rozumiesz – nie oceniaj. Przecież niczego ci nie narzucamy.

Nie oczekuję, żeby ktokolwiek pojął naszą miłość. Wcale nie seks jest w niej najsilniejszym elementem, choć oczywiście – nic nie może się równać z uczuciem bliskości dwojga kochających ludzi, którzy cię otaczają w miłosnym zespoleniu. Najbardziej erotyczne jest jednak to, jak potrafimy po wszystkim zasypiać w trójkę, zmęczeni miłością – naszą wspólną miłością.

Poczułam, jak skradający się cieniem sen kładzie mi na oczy swój słodki pocałunek. Wtulona w moich mężczyzn, poddałam się jego opiekuńczej pieszczocie. Zasnęliśmy.

Scroll to Top