Szkwał

Tafla jeziora poruszała się lekko, zmarszczona lekkim powiewem wiatru. Wieczorna bryza dogasała wraz z ostatnimi barwami zachodniej zorzy. Świat po zachodzie słońca ciemniał, tracił kolory. Na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Nie było ich wiele, ich blask niknął w świetle księżyca. Ten, wielki, w kolorze bursztynu, wznosił się złotym kręgiem nad drzewami.

Pełnia. Może dlatego był dziś tak niespokojny.

Jeśli jemu księżyc w pełni przyniósł niepokój, jej dał zadumę i rozmarzenie. Siedziała teraz, okryta narzuconym na plecy polarem, na rufie łodzi. Nie na ławeczce w kokpicie, lecz na drewnianej burcie, zwieszając nogi nad wodą. Łódka była nieduża, smukła, miodowej barwy i wciąż wydzielała lekką woń lasu.

Zupełnie tak samo, jak dziewczyna.

Wchodząc z lądu na dziób łodzi, zakołysał nią, dziewczyna nie poruszyła się jednak. Prostując się i przechodząc pod wantami objął ją… jedynie spojrzeniem. Bose stopy, nogi okryte płóciennymi spodniami, biodra odznaczające się miękką linią pod tkaniną. Dłonie, wsparte o pokład za plecami, o krótko przyciętych paznokciach i długich, silnych palcach. Krótkie, miedziane włosy odsłaniające kark, łagodna krzywizna ramion okrytych niedbale narzuconą bluzą. Dotknął tych ramion, podchodząc bliżej. Przytulił ją, stając blisko, poprawiając ułożenie polaru, by lepiej chronił przed wieczornym chłodem. Jego ręce, szczupłe i silne, oplotły ją kręgiem. W tym geście przesunął – samymi nadgarstkami – po jej piersiach, niewielkich, odznaczających się jednak pod lekką flanelową koszulą, jaką nosiła. Zabrał jednak dłonie, by zamknąć je na jej ramionach. Odwróciła się lekko, ukazując łagodnie uśmiechniętą twarz o zadumanym, lecz silnym spojrzeniu wielkich oczu, podkreślonych wyrazistą linią brwi. Uśmiech na jej wargach był spokojny, pewny. Odchyliła się w tył, opierając plecami o jego tors i unosząc ku niemu głowę. Pocałował ją w skroń, na linii włosów.

Poruszając barkami, otarła się o niego pieszczotliwie. On zaś przytrzymał pewnie jej ramiona i zsunął z nich bluzę. Jego dłonie powędrowały wyżej, by zatrzymać się na karku. Wplótł palce w jej włosy i jeszcze raz pocałował, by po chwili przesunąć opuszkami poprzez jej włosy, za uszami, na kark. Ucisnął lekko, kolistym ruchem, i znów przesunął, pod włos. Cierpliwie, z wyczuciem masował jej kark, czując jak chłód wieczoru i napięcie zastygłych w jednej pozycji mięśni rozpływają się pod jego dotykiem. Zszedł niżej, gdy posłyszał z jej strony cichy pomruk przyjemności. Kciuki oparł tuż nad łopatkami i przesunął dłonie ku górze, na ramiona. Delikatnie, choć zdecydowanie uciskając i rozciągając jej zesztywniałe mięśnie powtarzał ruch, masując barki, ramiona i górę pleców. Ponownie mruknęła, łasząc się do jego dłoni jak kocię. Jego dłonie przesunęły się w dół, na jej talię, gdy nachylił się do pocałunku. Czuł jak się wyprężyła, ciepła i miękka w jego dłoniach, gdy skubnął ustami jej ucho, przesunął po nim wargami, ucałował delikatną skórę za nim. Zamarła, wyciągnięta w stronę jego ust. Czuła i słyszała jego oddech, gdy zbliżał się do jej ucha. Przesunął po nim samymi ustami i wsunął do środka koniuszek języka. Jęknęła cichutko, czując miękkość jego warg i wilgoć we wnętrzu. Słysząc to, przycisnął ją do siebie, przesuwając dłonie – jedną na przód jej bioder, drugą zatrzymując na mostku, pomiędzy piersiami. Wywinęła mu się bez trudu.

Obróciła się, wyzwalając z jego ramion, ale nie odsunęła. Odchyliła nieco, patrząc na niego uważnym, badawczym wzrokiem, z uśmiechem igrającym na wargach. Przesunęła dłońmi po obejmujących ją ramionach – bardzo szczupłych, naznaczonych węzłami wyrobionych mięśni. Spojrzała na twarz o wyrazistych, trochę drapieżnych rysach; twarz, dla niej tak łagodną… i tak spragnioną. Jasne oczy przykuły jej wzrok, nie pozwoliły odwrócić spojrzenia. Nie miała takiego zamiaru. Wspięła się na palce i pocałowała go mocno. Rozchylił wargi, czując jak przesuwa po nich językiem i odwzajemnił się tym samym. Ssała jego język, gdy znalazł się w jej ustach, słysząc jego pomruk – ni to jęk, ni westchnienie – by w chwilę potem poczuć, jak samym koniuszkiem zatacza ósemki po jej wargach, skubiąc je delikatnie zębami. Z pomrukiem przesunęła dłonie na jego kark i wbiła się gwałtownie językiem w jego usta, zachłannie, szaleńczo, jednocześnie wpierając biodra w jego krocze. Poczuła, jak jego dłonie objęły jej pośladki, sięgając nisko, aż do ud. Podtrzymał ją, uchwycił zachłannie, przycisnął, ciało do ciała. Wzajemnie wyczuwali swoje ciężkie oddechy, drżenie jego mięśni brzucha, spazmatyczny oddech poruszający jej piersiami, tak mocno do niego przyciśniętymi. Poczuła, jak nabrzmiewa przyciśnięty do niej penis, jak erekcja wciska go poprzez ubrania pomiędzy jej uda. Zafalowała ku niemu biodrami, spragniona dotyku.

Uniósł ją, wtuloną, i zszedł po kilku schodkach pod pokład, podczas gdy jej język wciąż szalał w jego ustach. Musiał schylić głowę i postawić ją na deskach. Odwróciła się, pochyliła, i przesuwając dłonią po jego ramieniu w geście zachęty weszła na czworakach na materace dużej, podwójnej koi. Światło wpadające przez otwarty przedni luk zagrało na jej włosach, podkreśliło cieniami rysy twarzy. Podążył za nią, gwałtownie przyciskając ją do materaca. Jej usta i biodra wychodziły mu naprzeciw, gdy zatonęli w głębokim pocałunku, tracąc oddech, spazmatycznie się tuląc.

Gdy się rozdzielili, na jego twarzy malował się uśmiech. Czuły, spragniony, ale w zmrużonych oczach gościła pewność, zdecydowanie… a także jakaś samczo wredna, diabelska iskierka. Uniósł się nieco, i pochylając pocałował jej szyję, wsuwając dłonie pod koszulę. Patrzyła na jego sylwetkę, czarną w świetle padającym od schodni za jego plecami. Klęczał, szerokie ramiona nachylały się ku niej, a w ocienionej twarzy błyszczały jedynie oczy. Pocałunek, za nim kolejny, schodzące ku obojczykom i tak u niej wrażliwym zagłębieniom pod nimi. Dłonie, przesuwające się po krzywiźnie talii, płaskim brzuchu, gładzące przez materiał stanika piersi. Wyprężyła się, ułatwiając mu podciągnięcie koszuli wyżej. Nie trudził się rozpinaniem – ostrożnie zdjął ją przez głowę, wyplątując jej ramiona. Jej skóra zajaśniała w promieniu padającego z góry światła – krzywizna osłoniętych piersi, delikatny rysunek brzucha, ciemne zagłębienie pępka, niknące w spodniach linie bioder i krocza. Czując jego dłonie na piersiach, sięgnęła w dół, do jego paska… a on z uśmiechem unieruchomił jej dłonie, przenosząc je nad jej głowę i nachylił się, składając pocałunek na jej mostku, tuż nad stanikiem. Chciał się nią zająć, pieścić bez rozproszenia; na niego przyjdzie czas. Gdy upewnił się, że to zrozumiała, wrócił do pieszczot piersi i ponownie głęboko ją ucałował. Stanika nie zdejmował – wiedział, że odrobinę ją to krępuje… choć może coraz mniej, sądząc po westchnieniu, jakie wydała gdy ciepłymi ustami przesunął po jej sutku poprzez materiał. Wsunął dłonie pod jej plecy i wędrował ustami po jej piersiach, brzuchu, ramionach, podczas gdy ona, wyprężona, unosiła się ku niemu.

Jego uwagę przykuły troczki, wiążące jej spodnie w pasie. Jednym ruchem rozwiązał węzeł, sunąc ustami już po jej podbrzuszu. Gdy odchylił się, by je zdjąć, ona uniosła biodra by mu to ułatwić… a także uchwyciła jego koszulkę, podciągając ją wysoko, kiedy się prostował. Zaskoczyła go tylko na chwilę; z uśmiechem zdjął koszulkę do końca i odrzucił na bok. Gdy zdejmował jej spodnie, czuła jego dłonie przesuwające się po udach, łydkach, zamykające na moment ciepłym uściskiem każdą z jej stóp. Patrzyła przy tym na kontury jego ciała, sylwetkę i wyraźny rysunek mięśni brzucha widoczny, gdy odwrócił się na moment do światła. Pociągnęła go ku sobie, opierając dłonie na jego barkach. Tym razem pozostał w dole. Wodził ustami po jej biodrze, podczas gdy dłonie pieścily uda, powoli, od kolan, pozostawiając wewnętrzną stronę na koniec. Westchnęła cicho, rozsuwając lekko nogi w odruchowym, niebywale erotycznym geście.

Kiedy chwycił za krawędź bielizny, by zsunąć ją z jej drżących już lekko bioder, poruszyła się niespokojnie, a jej dłoń opadła na jego rękę. Wyczuł odruchowy opór, zawahał się i przerwał pieszczotę. Nie mogła widzieć jego uśmiechu, tam w dole. Objął dłońmi jej biodra i opuścił usta. Ucałował jej udo, od wewnątrz, wysoko, i jeszcze raz, wyżej… Pozostawiał językiem wilgotne ślady, kreśląc zawiłe wzory na jej skórze. Kolejny pocałunek złożył już na pachwinie, mocno pracując językiem. Wyczuł jej drżenie, któremu towarzyszył coraz cięższy oddech. Zbliżył otwarte usta do jej wzgórka. Widział go jako wzniesienie rysujące się pod bielizną, załamanie materiału pozwalało domyślać się skrytej pod nim szparki. Objął ustami to miejsce przez materiał, i oddychał głęboko, wydmuc***ąc ciepłe, wilgotne powietrze. Gdy poczuł na głowie jej dłonie, wplatające palce we włosy i przyciskające go bliżej, przesunął językiem po lekko szorstkiej tkaninie, od dołu ku górze, raz, potem drugi… Czuł jak jej biodra sztywnieją w jego dłoniach.

Zbliżył się do jej twarzy, pozostawiając na jej kroczu dłoń, którą miarowo głaskał i uciskał cały wzgórek. Pocałował, delikatnie, pytająco, patrząc jej w oczy. Zmrużyła je lekko, rozchylając wargi. To mu wystarczyło. Spokojnym, zdecydowanym gestem zdjął jej majteczki i nachylił się ku niej ponownie, rękoma obejmując rozwarte uda. Była króciutko ostrzyżona, miękki gąszcz włosków nie osłaniał dziewczęcej, zamkniętej szczelinki. Dmuchnął leciutko, na przywitanie, i skubnął ustami jej wargi. Uwolnił dłoń i przesunął opuszkiem palca wzdłuż szparki, wędrując ustami po wzgórku. Przy kolejnym ruchu wargi miękko się otworzyły, uwalniając skrywaną wewnątrz wilgoć. Zagłębił sam opuszek, pieszcząc wnętrze jej warg. Jego usta zawędrowały niżej. Spojrzał ku górze i napotkał jej spojrzenie. Patrzyła, jak zagłębia w niej język, a gdy poczuła jak porusza się w jej wnętrzu, gorący, ruchliwy i wilgotny, zamknęła oczy i wypchnęła biodra ku górze.

Smakował ją, poznawał językiem na nowo jej wnętrze, płytko i głęboko, palcami wciąż pieszcząc jej wargi. Kolejne liźnięcia kierowały go ku górze, aż wyczuł językiem delikatną perełkę łechtaczki, wysuwającą się ku niemu, powiększoną i wrażliwą. Delikatnie objął ją wargami i zaczął ssać, słuchając jej przyspieszonego oddechu. Gdy zagłębił w niej palec, dwoma sąsiednimi pieszcząc wnętrze jej warg, jęknęła, a jej biodra zaczęły na niego rytmicznie napierać do wtóru ciężkiego sapania.

Wolną ręką chwycił ją mocno, unosząc jej biodra na spotkanie swoich ust. Uderzył lekko językiem jej łechtaczkę i zaczął ją trącać w szybkim, urywanym rytmie. Jego palce, teraz już dwa, wbijały się w nią głęboko i, wygięte, pieściły przednią ściankę pochwy spazmatycznym, przywołującym gestem. Czuł jak jej mięśnie się napinają, z zaciśniętego gardła rwały się ciężkie westchnienia, jęki i coraz bardziej urywany oddech. Palcami wyczuwał jak jej wnętrze zaciska się w rytmie jęków, w odpowiedzi na to przyspieszył, czując jak jej soki wzbierają mu między palcami i wypływają na zewnątrz. Nagle zdecydowany, kilkakrotnie przesunął szorstką powierzchnią języka po jej łechtaczce, mocno, szybko, do wtóru ruchu palców.

Krzyknęła raz, potem drugi. Wyprężyła się, opierając się jedynie na barkach i stopach, podczas gdy przechodziły przez nią kolejne spazmy. Oburącz dociskała jego głowę do swojego krocza, a on nie przestawał jej pieścić w tym samym rytmie. Jej wnętrze zaciskało się boleśnie na jego palcach, widział skurcze przechodzące przez jej brzuch, spazmatyczne drżenie mięśni. Orgazm trwał. Póki czuła jego pieszczoty, budziły się kolejne spazmy, przechodzące gwałtownie przez jej ciało. Póki je czuł, pieścił ją, do wtóru wilgotnego odgłosu ruchu dłoni w obficie płynących sokach rozkoszy. W końcu zadrżała, nie mogąc złapać powietrza, a jej ręce opadły i ciało się rozluźniło. Przez jej brzuch przebiegały jeszcze dreszcze; pozwolił, by ostatnie skurcze wypchnęły z niej jego palce. Delikatnie ucałował jej wzgórek, patrząc jak z zamkniętymi oczyma opada bezwładnie na materac.

Położył się obok, przytulając ją mocno, trzymając na jej karku dłoń wciąż mokrą od jej soków. Jej oddech się uspokajał; wtuliła się w niego całym ciałem, chłonąc jego zapach zmieszany z zapachem jej potu i jej rozkoszy. Czuł, jak się rozluźnia, jak jej oddech się wyrównuje, patrzył, jak zapada w sen. Nad jej ciałem spojrzał na jezioro, na zewnątrz. Było zauważalnie ciemniej, nadciągnęły chmury, kryjąc księżyc i tłumiąc jego blask. W powietrzu czuć było nadchodzący deszcz.

Przez długie chwile patrzył na przesuwające się nad nimi, widoczne przez luk, chmury. W końcu się poruszyła, otworzyła oczy. Uśmiechnęła się i delikatnie go pocałowała, by po chwili przenieść usta na dłoń spoczywającą przy jej głowie. Pocałowała wnętrze dłoni… polizała je i zaczęła ssać jego palce, wciąż pachnące jej wnętrzem. Patrzył na nią, pieszczota w oczywisty sposób go podniecała. Na jego spodenkach zaczął odznaczać się nabrzmiewający penis. Nie uszło to jej uwadze.

Obróciła go na plecy i uklękła ponad jego biodrami, nachylając się do kolejnych pocałunków. Jej usta przewędrowały przez jego tors, ucałowały sutek, język pozostawiał wilgotny ślad na skórze. Naparła biodrami w dół, wyczuwając na swoich nagich udach i kroczu jego erekcję, skrytą pod spodniami. Wyprostowała się, zawahała, popatrzyła na niego… i sięgnęła do zapięcia stanika. Nie chciała, by jej skrępowanie rozdzielało ich ciała. Gdy ostatni skrawek jej bielizny opadł, nachyliła się, by mógł sięgnąć ustami jej piersi, dotknąć, pieścić… jego spojrzenie przełamało jej wątpliwości. Pomógł jej, gdy zdejmowała jego spodnie; nie nosił pod nimi bielizny. Patrzyła przez chwilę na jego twarz, linię barków, rysunek brzucha schodzący zwężającym się wzorem do bioder. Na pasek włosów zbiegający od pępka do krocza, porośniętego krótko przystrzyżonymi włoskami. Na skurczoną pożądaniem mosznę i prężącego się w pełnej erekcji penisa, z żołędzią wyglądającą z odsuwającego się nieco napletka.

Położyła się na nim, przyciskając piersi do jego torsu, czując na brzuchu twardośc i lekkie drżenie penisa. Pocałowała go w usta, mocno i głęboko, później w szyję, przygryzając lekko, i w ucho, pieszcząc je językiem. Za każdym razem czuła, jak reaguje tam na dole. Sunęła w dół, pieszcząc go całą sobą. W końcu miała go, wyprężonego, tętniącego, tuż przed twarzą. Przesunęła dłońmi po jego udach, widząc jak drży. Kiedy sięgnęła do jego jąder i objęła mosznę dłonią, widziała jak uwidaczniają się napięte mięśnie brzucha a jego oddech przyspiesza. Przez chwilę pieściła go samym oddechem, by w końcu zamknąć usta na żołędzi. Ssała go delikatnie, a jej język zatoczył kółko tuż przy krawędzi napletka. Po chwili namysłu przerwała pieszczotę i pomagając sobie palcami wsunęła język pod napletek, starając się sięgnąć jak najgłębiej, jak najdalej, z każdej strony. Odpowiedział jej stłumiony jęk, oddech chłopaka stawał się coraz bardziej spazmatyczny. Pociągnęła delikatnie mosznę i wypuściła go z ust. Przesunęła dłonią po całej długości, rozprowadzając wilgoć – swoją i jego. Odsłonięta żołądź pulsowała nabrzmiała, wilgotna od jej śliny.

Nie chciała, by tak skończył. Chciała poczuć jego orgazm w sobie. Pozwoliła mu więc odpocząć, pieściła jedynie jego uda, mosznę i obszar poniżej, czując dotykiem dalszą, zagłębioną w ciele część penisa. Przesuwała po nim dłonią, uciskała miarowo, słuchając jego coraz cięższego oddechu. Gdy jęknął ponownie, wyprostowała się, uklękła nad nim – biodra przy biodrach – i opadła, trafiając ustami na jego szyję, obejmując go ściśle. Czuła na kroczu dotyk jego penisa, poruszyła biodrami by nim pokierować i poczuła, jak jego ręce obejmują jej talię a jego biodra uderzają ku górze, unoszone w spazmatycznym odruchu. Poczuła, jak jej wargi się otwierają pod naporem penisa, jak zagłębia się w niej, wchodzi głęboko w serii silnych pchnięć. Poruszyła biodrami w falującym rytmie, by go lepiej poczuć. Pozwolił jej na to, ciesząc dłonie dotykiem jej talii i piersi, podczas gdy ona poruszała się na nim. Ruchom towarzyszyły wilgotne mlaśnięcia, oboje byli śliscy od wilgoci wypływającej spomiędzy jej warg.

Nachyliła się i mocno pocałowała jego tors, przesuwając ustami aż uchwyciła sutek. Zaczęła go ssać. Jęknął gardłowo i przycisnął ją do siebie. Poczuła jego usta na szyi, mocny pocałunek, ugryzienie, poczuła jak napinają się jego mięśnie. Chwycił jej biodra, przycisnął ją do siebie, jednocześnie samemu się unosząc, opierając na barkach i nogach. Kolejnymi pchnięciami wbijał się mocno w jej wnętrze, czuła go w sobie głęboko, czuła też drżenie mięśni jego nóg, brzucha, czuła spazmy przechodzące przez niego, gdy przyspieszył. Zacisnęła się na nim mocno, czuła całym wnętrzem jak w niej eksploduje z jękiem, nieomal krzykiem. Zamknęła mu usta pocałunkiem, podczas gdy on, wyprężony, tryskał w jej wnętrzu wypełniając ją własną wilgocią. Czuła mokre ciepło i wypełnienie, i każdy jego kolejny dreszcz. Gdy opadł, przytuliła go mocno, czując jak dogasa jego orgazm i jak wciąż oddaje jej pocałunki. Popatrzyła mu w oczy… jego spojrzenie wyrażało ulgę, odprężenie… uwagę. Pytanie? Widząc jej twarz, uśmiechnął się drapieżnie.

Usiadł, ciągle w niej tkwiąc. Pocałował jeszcze raz, mocno, głęboko, nagląco. Odpowiedziały mu pierwsze krople deszczu, burząc taflę jeziora i wpadając przez luk, chłodząc ich rozpalone ciała. Odpowiedziała mu ona, schodząc i odwracając się na klęczkach, opadając twarzą na materac z biodrami w górze i skierowanym na niego spojrzeniem. Wciąż był twardy. Zbliżył się szybko jak myśl, przyłożył biodra do jej bioder, wsunął w nią ponownie, gładko jak dłoń w jedwabną rękawiczkę. Czuł we wnętrzu wilgoć, swoją i jej, płynącą po jego penisie, ściekającą z ich połączonych ciał i odznaczającą na nim ślad przy każdym pchnięciu. Pchnął więc, odpowiedziała mu drżeniem bioder i jękiem. Nachylił się, przytulając ją całym sobą, sięgając ustami do jej karku, dłonią do piersi. Natrafił na jej rękę, kierującą się w tył. Po chwili poczuł drgnięcie, gdy zaczęła pieścić własną łechtaczkę, potem drgnął sam, gdy przesunęła dłonią po jego mosznie. Wbijał się w nią w szybkim, pełnym rytmie, czując jak odpowiada na każde pchnięcie, jak wpiera w niego biodra, słysząc jej spazmatyczny oddech. Czuł, jak przy każdym pchnięciu jej wnętrze się zaciska, przytrzymuje go, wsysa pracą falujących mięśni. Głęboko nachylony, przesunął ustami po jej karku, pocałował go mocno. Jęknęła urywanie, oddychając ciężko w rytmie ich ruchów. Czuł, jak jej mięśnie się napinają i jak zaczyna drżeć, czuł jak w jego wnętrzu coś się napina a gorące nasienie przesuwa w jego penisie.

Objął ją mocno, za biodra i ramiona, pchnął, czując jej reakcję, ruch nabijających się na niego bioder. Jęknął spazmatycznie, do wtóru jej krzyku, wyczuł pod ustami splot mięśni na jej karku i w niekontrolowanym odruchu zacisnął na nim zęby, tłumiąc własny krzyk. Poczuła ból, niknący w podnieceniu i gwałtownie narastającej rozkoszy, poczuła jego pchnięcia, mocniejsze, głębsze, urywane i jęknęła gardłowo, gdy jej wnętrze zafalowało, mięśnie zadrżały a uderzenie orgazmu przetoczyło się przez jej ciało. Usłyszał ten jęk, poczuł jak się na nim zaciska, poczuł jak jego ciało wpada w spazmy i jak z każdym pchnięciem tryska w niej głęboko, a jej wnętrze obejmuje go ciasno, wysysa jego nasienie, wypełnia się.

Opadła z kolan, niezdolna kontrolować mięśni, nadal drżąca. Wysunął się z niej, gdy wciąż targały nią skurcze chcące zatrzymać go w środku. Nie mógł utrzymać się na kolanach, upadł tuż obok, tuląc ją do siebie ostatnim świadomym gestem. Ich ciała mokre były od potu i wpadającego z zewnątrz deszczu, znużone mięśnie drżały i uwidaczniały się pod skórą. Z jej wnętrza powoli sączyła się strużka jej soków i jego nasienia, spływając po udzie na materac. Leżeli ciasno przytuleni, wycieńczeni. Zasnęli prawie natychmiast.

Na zewnątrz rozpętała się burza.

Scroll to Top