Trzynasty i piątek
W marcu 13-ty wypadał w piątek. W ten dzień w „naszym” Klubie miał grać znany zespół i zapowiadała się wspaniała zabawa. Ale część Towarzystwa zrezygnowała, bo właśnie 13 i piątek. Ten dzień powszechnie, a przynajmniej w naszym kręgu kulturowym, postrzegany jest jako szczególnie pechowy. Skąd ten zabobon ? Poszukiwanie przyczyn wybitnej pechowości piątku wypadającego w 13 dzień miesiąca nie jest proste.
Wynika to z dużej liczby spekulacji – a także niepewnego pochodzenia tego zabobonu. Zła sława tego dnia wiąże się ze skumulowania „złego” dnia i liczby. Piątek sam w sobie, w kulturze chrześcijańskiej uznawany był za dzień nieszczęśliwy – jako, że właśnie w piątek został ukrzyżowany Chrystus – do tej pory wiele osób praktykuje w tym dniu post. Liczba 13 również ma negatywną konotację. Po części wynika to ponownie z wiary i tradycji chrześcijańskiej – m.in. za 13 Apostoła uważano Judasza Iskariotę, 13 rozdział Apokalipsy św. Jana mówi o Antychryście. Tak więc przyczyną „wyjątkowości” piątku 13, można wytłumaczyć po części kumulacją pecha jego części składowych, ale nie tylko. Jednak należy się zastanowić czy te dni, czy liczby są rzeczywiście bardziej pechowe, niż inne dni (odkładając na bok samą kwestię tego, czy pech istnieje, czy nie). W tej kwestii można doszukać się pewnych schematów działania naszej psychiki i pamięci. Po pierwsze to samo zdarzenie następujące w innym dniu, mimo, że tak samo niefortunne, nie było by pewnie rozpamientywane gdyby nie „feralny dzień”. Po drugie – osoby, które uważają ten dzień za wyjątkowo pechowy – często są dużo bardziej nerwowe i niespokojne, co sprzyja większym i mniejszym wypadkom. Po trzecie wreszcie piątek 13 jest dobrą wymówką i usprawiedliwieniem jeśli nie przed innymi to przed samym sobą, stosunkowo łatwo zrzucić upuszczony talerz na karby piątku 13-ego. Poza tym w tym dniu pechowość jest zazwyczaj przypominana w mediach i w rozmowach ze znajomymi, rodziną czy współpracownikami, co sprzyja powstawaniu „psychozy” pecha, mniejszej lub większej, która z czasem, choć trzeba przyznać, że bardzo rzadko, przekształca się w fobię, czyli paniczny, chorobliwy lęk przed piątkiem 13-ego. No i co było robić. Uważałam, że nie jestem osobą przesądną, więc się wybrałam. Ubrałam się w obcisły sweterek i dosyć krótka spódniczkę. Pod nią normalnie – rajtuzy i cienkie majteczki. Okazało się, że pomimo uprzedzeń przyszło sporo znajomych. Zasiedliśmy przy stołach popijając piwko. Mnie zaprosił do swojego stolika Kuba. Z Kubą znamy się już dłuższy okres czasu, jest to klasyczny „czterdziestolatek” dość wysoki i dobrze zbudowany. Kilka razy „podrywał” mnie po koncercie „na chatę”. Teraz siedziałam w gronie kilku panów, ale z drugiej strony stołu siedziały też „znane mi z widzenia” inne dziewczyny. Kiedy grał zespół śpiewaliśmy razem z nim. Takie nasze „darcie się” powodowało, że szybko zasychało w gardle i trzeba było je „zwilżać”. A „darcie” się szczególnie głośno, bo w pewnym momencie gitarzysta prowadzący zadedykował mnie znaną bardzo piosenkę. Pojawił się również Kuba niosący na tacy kule z piwem, podął mi pierwszy, mówiąc – ten dla ciebie. Trochę się zdziwiłam, dlaczego postawił to piwo przede mną, ale ponieważ chciało mi się pić, nawet się nie zastanawiałam, tylko od razu sporo wypiłam. Po pewnym czasie zrobiło mi się wesoło, ale kładłam to na karb wypitego piwa. Zespół zrobił sobie małą przerwę, a Kuba mówi do mnie – chodź się poznać z zespołem. Weszłam na zaplecze, pierwszy raz tam byłam. A tam klasyczne mieszkanie – duży pokój ze stołem i kanapą, niezbyt duża kuchnia i łazienka. Panował tam przyjemny półmrok palących się świec. Kiedy weszłam Kuba podał mi drinka, oni wszyscy trzymali swoje szklaneczki i stuknęliśmy się – za miłe spotkanie. Zespół składał się z czterech mężczyzn w wieku 20 – 30 lat, w tym momencie ubrani byli w podkoszulki i dżinsy. Podszedł do mnie lider zespołu, objął mnie ramieniem, nie miał z tym większych kłopotów, był wyższy i dobrze zbudowany, lekko się nade mną pochylił i przywarł swoimi ustami do moich. Tego się nie spodziewałam, w tym momencie byłam całkowicie zaskoczona. Spojrzałam na Kubę, a on spokojnie – 13 – ty i piątek. Niespodzianka. To zaskoczenie jeszcze nie minęło, kiedy przyszło następne, a mianowicie jego druga ręka wyładowała na moim brzuchu i w sposób zdecydowany zaczęła się przesuwać ku dołowi, aż zatrzymała na wzgórku łonowym. A ponieważ jest on mocno wyczuwalny, więc zaczął mocno na niego napierać. Spojrzałam, a on do mnie – mała, teraz jesteś nasza, wyskakuj z tych ciuchów, bo mamy mało czasu. Prawdę powiedziawszy miałam dzisiaj chęć na jakąś „przygodę”, nie da się ukryć, podniecali mnie członkowie tego zespołu, kiedy grali, ale nie przypuszczałam, że sytuacja przyjmie taki obrót. Byłam lekko wstawiona, więc nie było sensu „stawiać się”. Odsunęłam lekko jego rękę z brzucha, zdjęłam buty i za jednym ruchem zsunęłam z siebie rajtuzy i majteczki. Spojrzałam na niego pytając – co dalej, unosząc jednocześnie spódniczkę do góry, tak, żeby widział moją cipkę. Chyba go też zaskoczyłam, bo w pośpiechu zaczął wyskakiwać ze swojego ubrania, a kiedy już był w slipkach stwierdził – wypnij się na tej kanapie. Było to chyba najwygodniejsze miejsce, uklękłam, szeroko rozsuwając nogi i opierając się o oparcie kanapy. Po chwili poczułam, jak się do mojej pizdy wciska jego kutas. Nie był to jakiś olbrzym, nie była to również miniaturka. Poczułam go w sobie zupełnie dobrze, mało tego, odpłynął moment zaskoczenia i czując go coraz lepiej w sobie zaczęłam być coraz mocniej podniecona. Zaczęłam coraz głośniej jęczeć, ale on też nie okazał się zbyt ostrym graczem i dość szybko się spuścił. Kuba podał mi ręcznik, mówiąc – idź się umyć. Pewnie, że poszłam się umyć, a kiedy wróciłam czekała na mnie „gitara basowa”. Uznałam, że w pozycji klęczącej będzie mi najlepiej, więc od razu wypięłam się, klękając na kolanach. Okazało się, że ten od „basów” był lepszy od „gitary solowej”, czułam go mocniej w sobie. Mocno chwycił mnie za biodra i wbijał się, a po pokoju rozchodził się ten specyficzny odgłos odbijanych od siebie bioder. Nie wiem, czy to ogólne podniecenie, czy też podniecenie po tych dwóch „gitarach”, ale „klawisze” czułam już bardzo mocno. Jęczałam już głośno, a oni kibicując nam, tylko się podśmiewali. Skończył i została mi tylko „perkusja”. Perkusista gra rękoma i nogami, ale okazało się, że między nogami ma też wcale nie mało. Był z nich wszystkich najpotężniejszy, to też, jak się we mnie wbił, głośno jęknęłam.. Później już jęczałam coraz głośniej, aż moment wytrysku potwierdziłam prawie krzycząc. Oni wytarli się, wypili po następnym drinku i poszli gać. Ja dłuższą chwilę zbierałam się, za nim poszłam na salę. Kuba ponownie podstawił mi kufel, który wypiłam szybko i z przyjemnością. Siedząc przy stole bardzo mocno czułam w sobie te cztery zbliżenia, więc tym bardziej przeżywałam dalszą część koncertu. Przyszła druga godzina, zespół zakończył koncert, zwinął instrumenty i wyszedł. Myśmy jeszcze trochę siedzieli, Kuba zafundował mi następne piwo. Ale przyszedł moment, kiedy zaczęliśmy się zbierać, Kuba podszedł do mnie, mówiąc – jedziesz ze mną. Jeździłam z nim już kilkakrotnie, za każdym razem spotkania u niego wspominałam bardzo dobrze. Tym razem byłam już „rozgrzana”, to też miałam chęć na ciąg dalszy, tym bardziej, że tym razem byłam jakaś bardzo pobudzona, właśnie nie pijana ale pobudzona. To też specjalnie nie kontrolowałam sytuacji, wsiadłam z nim w taksówkę i w drogę. Zrozumiałam, że coś jest nie tak, kiedy zaczęliśmy wysiadać. Był to duży wolnostojący dom, a nie jego mieszkanie w kamienicy. Usłyszałam, dzisiaj mamy spotkanie u kolegi i już wchodziłam do tego domku. Weszliśmy, rzeczywiście w salonie był jeden z mężczyzn, którego widziałam przy stole. Dalej był salonik ze stołem do bilarda, obok był pokoik typu gabinet, a za nim chyba jeszcze jedno jakieś pomieszczenie. Powiedzieliśmy sobie – cześć, po czym Kuba zaczął prowadzić mnie na piętro. Zdawało mi się, że słyszałam jakieś głosy, ale Kuba wprowadził mnie do dużego pokoju typu sypialnia, mówiąc – tutaj możesz się zagospodarować. Tłumacząc to na normalny język oznaczało to – tutaj możesz się rozebrać. Uśmiechnęłam się, podziękowałam i zaczęłam się rozbierać. Piwo zrobiło swoje również, więc skorzystałam z łazienki, która była obok. Owinięta w ręcznik wyszłam, Kuba i Grzegorz czekali na mnie na korytarzu. Kuba objął mnie ramieniem i powiedział – idziemy do pokoju obok. Otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju, patrzę, a tam aż gęsto. W środku stali mężczyźni, część z nich widziałam w klubie, wszyscy trzymali w ręku butelki piwa, jeden z nich podszedł do mnie, podał mi na tacy kufel, a kiedy wzięłam go w rękę zaintonowali – Trzynastego…Spojrzałam na Kubę, a on spokojnie do mnie – koledzy przyszli pograć sobie w bilard, z że dzisiaj jest trzynasty zafundujemy Ci trzynaście strzałów, a zwracając się do nich stwierdził – a mówiłem, że 13 i piątek to dobry początek. Pomyślałam, jak dla kogo, ale nie bardzo miałam czas na dłuższe myślenie, bo Kuba mówił dalej – oni mają dla Ciebie pewne niespodzianki, ale przedstawią Ci je podczas spotkań. Pomyślałam sobie, nie dość, że trzynaście strzałów, ale jeszcze jakieś niespodzianki. Kiedy tak patrzyłam na nich część z nich zaczęła wychodzić, zostało tylko czterech. Wówczas Kuba stwierdził – Ci nie grają w bilard, więc od którego zaczynasz ? Popatrzyłam, nie wiem dlaczego wybrałam najniższego i poszliśmy do „sypialni”. W momencie, kiedy ja wchodziłam na łóżko on już .wyskakiwał z ubrania i prezentował swojego, średnich rozmiarów kutasa. Byłam podniecona, więc chętnie wpuściłam go w swoją dziurkę, czując, jak mnie wypełnia. A wypełnił do końca, czułam go mocno w sobie, aż do momentu, kiedy wypełnił mnie swoimi sokami. Mnie też w tym momencie było dobrze, co potwierdziłam głośnym jękiem. Wyszedł, za nim wróciłam z łazienki już czekał na mnie następny. Uśmiechnął się do mnie trzymając w ręku swojego kutasa i mówiąc – jak chcesz ?. Ponieważ poprzednie zbliżenie miałam „klasyczne”, zaproponowałam pozycję na kolanach. On się z tym zgodził i za chwilę już go miałam w sobie od tyłu. Był to doświadczony „czterdziestolatek”, wszedł we mnie bez problemów, co spowodowało, że poczułam go mocno w sobie. Chwycił mnie za biodra i po chwili już był we mnie. Zaczął rozchodzić się ten charakterystyczny odgłos odbijanych od siebie bioder. Czułam go bardzo mocno w sobie, czego wyrazem było moje pojękiwanie, potwierdzone głośnym jękiem, kiedy mnie wypełniał. Dwa następne zbliżenia miałam w pozycji klasycznej i tym sposobem skończyłam „pierwszą sesję” tego spotkania. Pierwsza sesja, a ja już nieźle czułam ją w sobie. Przyszedł Kuba i zaprosił mnie na dół, gdzie stał stół bilardowy. Tam byli pozostali jego koledzy, członkowie klubu bilardowego. Otrzymałam szklaneczkę z drinkiem, jeden z panów w tym czasie w jakiś dziwny sposób „bawił” się kijem bilardowym, przesuwając po nim rękę w dół i w górę. Po wypiciu drinka okazało się, że moim „nowym miejscem pracy’ jest stół bilardowy. Stojący obok mnie mężczyzna dał mi do zrozumienia, że powinnam się na nim położyć, wypinając do tyłu biodra. Leżałam „plackiem” na stole, brzuch opierałam o krawędź stołu a biodra wystawały poza jego obrys. On tylko na to czekał i już za chwilę był we mnie. Chwycił mnie za biodra i zaczął systematycznie się wbijać, wypełniając mnie bardzo mocno. Czułam go w sobie coraz mocniej, aż przyszedł moment, kiedy mnie wypełnił. Można powiedzieć, że tak zaczęłam drugą sesję tych zbliżeń w pozycji leżącej na stole. Ale kiedy ona się kończyła, ja była już mocno zmęczona, co potwierdzałam głośnym jęczeniem, a czasami wręcz krzykiem. To też następna sesja, jeśli tak można powiedzieć, odbyła się w pozycji klasycznej. Kuba przyniósł koc, który rozłożył na stole, ja kładłam się na plecach, panowie przyciągali mnie możliwie blisko krawędzi i w tej pozycji odbywaliśmy zbliżenia. Trudno powiedzieć, że odbywaliśmy zbliżenia. Oni mnie po prostu rżnęli, a ja już darłam się co niemiara, bo mnie wszystko w środku bolało. Ich to jednak nie interesowało. Miałam chwilę odpoczynku, kiedy, już z pomocą Kuby szłam do łazienki. Kiedy odbyłam dwunaste zbliżenie nastąpił finał, ale jaki. Po tym ostatnim zbliżeniu panowie nie pozwolili mi iść do łazienki, tylko obrócili mnie ba brzuch, ponownie kładąc na krawędzi stołu. Poczułam, jak mam rozciągane pośladki a kątem oka zobaczyłam kutasa Kuby, po chwili poczułam go w pupie. Dlaczego Kuba rżnął mnie w pupę nie wiedziałam, ale czułam go dobrze i chyba byłam zadowolona, że nie w pizdę, bo była ona bardzo zmęczona. Kiedy skończył, nastąpiło coś, czego nie przewidywałam. Dwóch panów trzymało mnie, żebym się nie podnosiła ze stołu, któryś rozsunął mi szeroko nogi, po których sączyły się soki z poprzedniego zbliżenia. Spojrzałam kątem oka, a ten, co na początku w tak charakterystyczny sposób bawił się kijem, teraz zbliżał się do mnie, trzymając go grubszą stroną w moim kierunku. Wsunął go wolno między nogi, dostawiając do dziurki, po czym mocno pchnął. Rozdarłam się, ale to nic nie dało, już go miałam w sobie. Po chwili poczułam, że inni rozsuwają mi pośladki i przystawili drugi kij do pupy. Była ona jeszcze mokra po zbliżeniu z Kubą, więc nie stawiała większego oporu i po chwili drugi kij wędrował w moje wnętrze. Wówczas, chyba „szef” tego klubu wziął oba te kije w ręce i zaczął je we mnie wbijać. Darłam się, bo mnie wszystko w środku bolało, natomiast oni stali obok bacznie obserwując, jak on wysuwa i coraz mocniej wsuwa je we mnie. Darłam się coraz głośniej, aż przyszedł moment, kiedy uznali, że już odpowiednio mocno rozklepali mi pizdę i dupę. Wysunęli je, ja się osunęłam na podłogę, chwilę leżąc bez ruchu. Po pewnym czasie Kuba pomógł mi wstać, umyłam się, z trudem ubrałam i wróciłam do domu. Na odchodne, niby na pamiątkę, otrzymałam te dwa kije bilardowe a Kuba, żegnając się za mną stwierdził – 13-ty i piątek, ten dzień rządzi się swoimi prawami. Nie wiem, czy 13-ty i piątek rządzi się swoimi prawami, ale wiem, że w tym dniu zostałam bardzo mocno zerżnięta. Wczoraj cały dzień masowałam brzuch, dzisiaj mogę dopiero jakoś usiąść i cokolwiek napisać. 15 marzec 2009. Baśka