Wyprawa na Cypr

Wyprawa na Cypr
czyli o tym, jak zostałam lesbą

Wszystko zaczęło się od tego, że potrzebowałam kobiety. Nie, nie tak jak myślicie! Potrzebowałam kobiety dla jej ciała. Brzmi okrutnie? Nie, nie handluje żywym towarem. Są przecież rozsądne powody, dla których zaprasza się do siebie młode kobiety i każe rozebrać w swoim pokoju, prawda? No właśnie.

Ogłoszenie dałam na Gumtree. Chciałam skorzystać z bardziej profesjonalnych serwisów dla poszukujących pracowników, ale ceny zbiły mnie z nóg. Sześćset złotych za jedno ogłoszenie? Ja tyle miesięcznie wydawałam na wyżywienie, a drugie tyle na utrzymanie mojej warszawskiej stancji. I tak miałam tańsze mieszkanie niż większość z moich koleżanek z roku – znajomości się przydają.
Potem przyszedł problem ze sformułowaniem ogłoszenia.

Zachichotałam, wpisując w odpowiednim okienku „piękne, kobiece ciało potrzebne”, ale wiedziałam, że nie zgłoszę czegoś takiego, bo jeszcze pozwą mnie nie wiadomo o co. Ostatecznie zdecydowałam się na normalne, treściwe i krótkie ogłoszenie:

„Studentka malarstwa warszawskiego AP potrzebuje modelki do pracy dyplomowej. Wiek 18-25 lat, ciemne włosy, ciemna karnacja. Wynagrodzenie w postaci tygodniowego wyjazdu na Cypr. Zgłoszenia ze zdjęciem na adres mailowy”.

Kliknęłam „wyślij”. Teraz musiałam już tylko czekać na zgłoszenia i wybrać najładniejszą kandydatkę.

*

Kandydatek było sporo, po tygodniu na skrzynce miałam ponad czterdzieści zgłoszeń. Przeglądając je zwątpiłam w zdolność ludzi do czytania ze zrozumieniem. Na połowie zdjęć widziałam dziewczyny o jasnych włosach i bladej karnacji. Takie kobiety nie wchodziły w grę – ja miałam konkretną wizję osoby, którą chciałam namalować. Te, które mi się podobały, zapraszałam do swojego mieszkanka na Woli. Przychodziły zwykle nie wiedząc, czego będę od nich wymagać, ale tylko jedna z nich, studentka filologii o imieniu Renata, zapytała mnie wprost, co chce namalować.

– Chcę namalować Afrodytę – powiedziałam. Prosta odpowiedź na proste pytanie – ale nie taką, jak u Boticelliego. Tamta to jakiś żart. Rudowłosa, blada grecka bogini? Chcę namalować Afrodytę taką, jaką ją widzieli Grecy.
– Taką, do jakiej śnili młodzi chłopcy z Hellady? – Renata delikatnie przejechała językiem po wargach. Chyba wyobraziła sobie jakiegoś greckiego młodzieńca, ubranego tylko w krótką tunikę owiniętą wokół bioder…
– Tak – uśmiechnęłam się przyjaźnie. Dziewczyna była rezolutna i ładnie się uśmiechała. Podobała mi się – ty się chyba będziesz nadawać. Rozbierz się, proszę.
– Co? – ta prośba sprawiła, że Renatka stanęła jak wryta, jakby nie dosłyszała mojej prośby.
– Na moim obrazie Afrodyta będzie przedstawiona, jak wyłania się z morskiej piany na Cyprze. Chcę, by scena wyglądała jak najbardziej naturalnie. To naturalne, że moja Afrodyta musi być naga. Nie zasłonięta jak na średniowiecznych płótnach. Całkiem naga.
Dziesięć minut później Renatki już nie było. Nie byłam zła z tego powodu. Była młodziutka i bardzo płocha, ale starała się przełamać. Usiedliśmy w mojej sypialni. Było tam przyjemnie, zawsze pachniało kadzidłem. Zdjęła cienki sweterek i krótki, czarny podkoszulek, pokazując mi swoje okrągłości. Nie miała na sobie stanika – mogłam dokładnie przyjrzeć się drobniutkim półkulom o ślicznych, niedużych sutkach.
– Jeszcze spodnie i majtki, Renatko – powiedziałam tonem tak spokojnym, na jaki było mnie stać – tu chodzi o moją pracę dyplomową. Muszę wiedzieć, jak moja modelka wygląda nago. Jeśli ci to nie odpowiada, możesz zawsze ubrać się i wyjść.
– Ja… nie wiem – odpowiedziała – bardzo chciałabym być na obrazie. Ale… nie mogę…
– Hej, nie masz się czego bać – uśmiechnęłam się łagodnie – też przecież jestem dziewczyną. I mam chłopaka – dodałam szybko – na wypadek gdybyś pomyślała że chodzi mi o wykorzystanie dziewczyn do takich widoków. Chodzi o obraz. Tylko.

Niestety, Renatka nie potrafiła się przełamać. Myślę, że nie chodzi o rozbieranie się przede mną – raczej o to, że nie była gotowa, aby pozować nago na obrazie. Obawiała się, że ludzie na płótnie będą widzieć ją, nie Afrodytę. Nie byłam szczególnie zdziwiona. Nie każda dziewczyna nadaje się na muzę. Musiałam szukać dalej swojej Afrodyty.

*

Po trzech dniach zaczęła ogarniać mnie desperacja! Żadna dziewczyna mi nie pasowała, żadna nie była dokładnie taka, jakiej potrzebowałam do mojej pracy. Oczywiście, że były ładne. Wiele z nich miało buzie, w którą mogłam wpatrywać się jak w obrazek. Jedna miała oczy, w których spojrzeniu można było się utopić. Ale zawsze było coś nie tak. Wiele z nich miało opory przed rozbieraniem się, większość jednak szybko je przełamywały po tym, jak mówiłam że jestem hetero i że mam chłopaka. Żadnej nie zdradziłam, nawet drobnym gestem, że oglądanie ich, jak się rozbierają sprawia mi przyjemność. Nie chciałam ich przestraszyć.
Zazwyczaj kiedy widziałam je nago pojawiały się mankamenty, które nie pozwalały mi uznać modelki za odpowiednią. U każdej potrafiłam znaleźć cechy, które nie pasowały do mojej wizji. Pierwsza, która rozebrała się całkiem do naga, miała naprawdę duży biust. Miałam wątpliwości, czy nosiła rozmiar „D”. Druga miała szerokie biodra, bardzo dziwnie wyglądające przy jej szczupłej sylwetce. Trzecia z kolei miała idealne biodra i cudowne, krągłe pośladki, ale nienaturalnie duże uda, których w żaden sposób nie potrafiłabym usprawiedliwić na obrazie. Kolejna dziewczyna, która kazała mówić do siebie „Misia” z początku wydawała mi się idealna. Delikatna, dziewczęca, urocza. Kiedy zdjęła ubranie (szybko, ochoczo i bez śladu zażenowania) przeżyłam szok, widząc, jak bardzo jest zakolczykowana. Jej sterczące sutki były przebite obręczami. Pępek błyszczał od metalu. Dostrzegłam też blask między jej udami i wzięłam głębszy oddech na widok przebitej kolczykiem cipki.

Potem wcale nie było lepiej. Następna studentka, która dotarła, miała inne włosy niż na zdjęciu, jasne i krótkie. Oczywiście, zawsze można użyć peruki – problem w tym, że dziewczyna zupełnie nie umiała pozować. Po kilku nieudolnych próbach ustawienia jej w dowolnej pozie zrezygnowałam i podziękowałam jej.

Następna była Anita. Była starsza niż większość kandydatek, miała dwadzieścia cztery lata, skończyła psychologię. Miała dziecko, wychowywała je razem ze swoim chłopakiem. Bardzo miło mi się z nią rozmawiało, była cudownie rozgarnięta, inteligentna, miała śliczną, świeżą buzię i figurę, której jej zazdrościłam. Aż zrobiło mi się cieplej w podbrzuszu, kiedy zaczęła odsłaniać mi swoje ciało. Zaczęła od nóg, uda miała cudownie zgrabne. Zobaczyłam jej cudownie różową cipkę, od której przez chwilę – ku swojemu zdziwieniu – nie mogłam oderwać wzroku. Pupa była najpiękniejszą, jaką widziałam w życiu, gładka i zgrabna jak u nastolatki. Nie mogłam uwierzyć, że jest już po porodzie. Koszulkę zostawiła na koniec, wyraźnie nie chciała jej zdejmować. Początkowo zdziwiłam się, dlaczego. Na widok szerokiej, paskudnej blizny po cesarskim cięciu zrozumiałam. Nie było szans, żebym zabrała ją na Cypr. Wtedy się załamałam.

*

Poprosiłam Michała, żeby do mnie przyjechał. Potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym pogadać, zresztą on już naciskał na spotkanie. Narzekał, że nie chcę się z nim widywać, że czasami w ogóle nie czuje się moim chłopakiem. A ja teraz potrzebowałam go, żeby pogadać. Poprosiłam, żeby przyjechał, choć spodziewałam się, czego on będzie oczekiwał po tym wieczorze. Zupełnie nie miałam ochoty na seks, ale trudno, przeboleje. Naprawdę musiałam pogadać.

Michał już na progu pokazał mi, że nie ma ochoty na rozmowę. Pochwycił mnie w pół i wepchnął w głąb przedpokoju, całując mocno – za mocno – moje usta i szyję. W plecaku miał butelkę wina.
– Tęskniłem za tobą, Sylwia.
– Ja też. Wiesz, że mam dużo pracy, kochanie. Przepraszam.
– Ile się nie widzieliśmy?
– Jej, nie wiem. Chyba dwa tygodnie. Coś koło tego. W każdym razie długo.
– Za długo. Dwa tygodnie bez ciebie to udręka. Ale zadzwoniłaś tak nagle, aż się zdziwiłem.
– Muszę się komuś wygadać – uśmiechnęłam się i objęłam go za szyję. On był wysoki, a ja dość drobna, więc musiałam stawać na palcach, żeby tego dokonać.
– Tylko wygadać? – widziałam już błysk w jego oku – A może nie tylko o rozmowę chodzi, co? Hmm? Twoja cipeczka też się za mną stęskniła?
Nie odpowiedziałam, wiedziałam, że odpowiedź go raczej rozczaruje. Pocałowałam go tylko w usta, a on przyjął to jako potwierdzenie. Czułam już jego ręce, błądzące pod moją koszulką, niecierpliwie dobierających się do mojego stanika. Odsunęłam się szybko.
– Tak w progu? Nawet drzwi nie zamknąłeś! Chodźmy do kuchni. Napijemy się. I pogadamy. Muszę pogadać.

*

Byłam z Michałem od ośmiu miesięcy. Urzekło mnie przede wszystkim jego poczucie humoru. Kiedy spotkaliśmy się na imprezie, był uroczo złośliwy. Ja nie pozostawałam mu dłużna – zawsze potrafiłam przygadać facetom, którzy za bardzo się przyklejali. Od słowa do słowa, od drinka do drinka byliśmy dla siebie coraz bardziej złośliwi – i przez to, po kilku tygodniach doszło do tego, że zaczęliśmy ze sobą chodzić.

W łóżku był… no, przeciętny. Miałam już licznych chłopaków, jedni zadowalali mnie bardziej, inni nieco mniej. Michał plasował się w tej drugiej kategorii. Prawda, miał naprawdę ładne ciało – był opalony, gładki, umięśniony i wyposażony. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam jego penisa w pełnej krasie pomyślałam, że chciałabym go namalować. Dałabym obrazowi tytuł „Obelisk”. Wielka pyta była pulsująca, pokryta siatką żyłek. Kiedy stał w pełni naprężony, wtedy czerwony żołądź nie mieścił się w skórce. Każdy dotyk mojej ręki powodował drżenie tego narzędzia. Gdyby najważniejszym dla mnie narządem mężczyzny był kutas, to Michał byłby ideałem. Niestety dla niego, w łóżku liczyło się dla mnie o wiele więcej.
Gra wstępna była krótka. Michał rozebrał mnie szybko z krótkich spodenek i koszulki. Razem weszliśmy do sypialni, całując się przez cały czas. Powoli rozpinałam guziki jego koszuli, ale jemu powolne tempo najwyraźniej nie pasowało, bo sam zerwał z siebie koszulę i podkoszulek. Dla mnie zostało głaskanie jego gładkiego, dobrze wytrenowanego torsu. On tymczasem zajmował się już moim stanikiem. Po chwili zaczął ssać moje uwolnione z tkaniny piersi. Na przemian dotykał ustami najpierw jednego, potem drugiego sutka, przez cały czas ugniatając mój biust. Nie zadowolił się na długo tą pieszczotą, szybkim ruchem opuścił mi stringi do kolan. Ja zajmowałam się wtedy jego rozporkiem, jednak ponownie jak przy koszuli i teraz Michał postanowił mnie wyręczyć. Dość brutalnie rzucił mną na łóżko, kładąc się na mnie całym sobą. Nie mogłam rozłożyć nóg z powodu stringów wokół kolan, ale wkrótce chłopak pozbył się tej niegodności. Uwolnił też swojego olbrzyma z bokserek. Gotowy do boju twardy penis znalazł się w mojej ręce, a Michał zamruczał cicho z otrzymanej pieszczoty. Poprosiłam, żeby ułożył się na plecach. Kiedy spełnił to polecenie zaczęłam czule całować jego ciało. Mruczał przyjemnie, kiedy lizałam jego szyję i płatki uszu. Potem długo jechałam językiem po brzuchu i klatce piersiowej mojego partnera. Cały czas szybkimi ruchami dłoni polerowałam jego wzniesiony maszt. Przerwałam ręczną robótkę dopiero, kiedy dotarłam językiem do jąder. Na przemian lizałam włochaty worek i ssałam na przemian jedno i drugie jądro. Uniosłam się i chciałam wrócić jeszcze do pieszczenia jego szyi (uwielbiałam słyszeć jego mruczenie zaraz koło mojego ucha), ale on położył mi ręce na ramionach i niby delikatnie, ale jednak zdecydowanie odsunął ku niższym rejonom jego ciała. Nie byłam z tego zadowolona, ale posłusznie sięgnęłam po kutasa i bez dalszych ceregieli włożyłam sobie pękatą główkę w usta. Michał jęknął i chwycił mnie za głowę, nadając rytm ruchom mojej głowy. Obracałam przy tym językiem po powierzchni jego członka, czując jak pulsuje w moich ustach. Ręką pieściłam delikatnie jądra, delikatnie poruszając palcami po mosznie.

Michał drgał coraz szybciej wraz z każdym ruchem mojego języka wokół członka. Wkrótce gwałtownymi ruchami położył mnie na plecach i ponownie położył się na mnie, szybkim ruchami języka liżąc moją szyję i ramiona, rękoma mocno i nawet brutalnie ugniatając piersi. Bawił się sterczącymi sutkami, podgryzając je i zaciskając na nich palce. Czułam, jak oblewa mnie gorąco, jak robi się coraz przyjemniej. Na brzuchu zatrzymał się tylko na krótką chwilę, aby następnie pieścić moje uda. Brzuch opadał mi i unosił się wraz z kolejnymi moimi jękami. Przyjemność zaczynała mnie ogarniać. Chciałam, aby pieścił mnie językiem jak najdłużej. Czułam, jak moja cipka robi się wilgotna. On zaczął drażnić dłonią moją broszkę.
– Masz już mokrą cipeczkę, Sylwia – powiedział i pochył się, aby polizać różowe płatki. Nie miałam sił odpowiedzieć, położyłam tylko dłonie na jego włosach i jęknęłam.
– Tak mi rób, o tak – to jedyne, co udało mi się z siebie wydusić, kiedy włożył palec do pochwy i zaczął nim szybko poruszać. Czułam pot na twarzy. Przegryzłam wargę z radości. Zdałam sobie sprawę, że mam zamknięte oczy, a kiedy otworzyłam, byłam wciąż oślepiona przyjemnością.
Ale to wszystko trwało krótko, zbyt krótko. Michał, kiedy tylko stwierdził, że jestem już dostatecznie mokra wyjął palec i przysunął moje biodra do swoich. Poczułam męską dzidę na swoim udzie, wiedziałam, że przymierza się, aby przebić mnie tym monstrualnym narzędziem. Wszedł we mnie, jęcząc głośno i zagłębiając się w moim wnętrzu. Jęczałam razem z nim, ale tak naprawdę marzyłam o tym, aby ponownie zaczął pieszczenie mojej różowej muszelki. Niestety, nie było mi to dane. Poruszałam biodrami w tempie, jaki mi nakazywał. Kilkakrotnie zmienialiśmy pozycję. Ujeżdżałam jego kutasa i leżałam na boku, biernie poddając się jego ciosom. Potem kochaliśmy się tak, jak lubił najbardziej, czyli na pieska. W tej pozycji doszedł. Wydał z siebie głośny krzyk i z jego ostatnim sztychem poczułam, jak sperma wypełnia moją jamkę. Michał tkwił w tej pozycji pewien czas zanim wyjął swoją mięknącą pytę. Położył się na łóżku, oddychając ciężko i głaszcząc ręką moje plecy. Miałam jeszcze nadzieję na wznowienie zabawy i dalsze pieszczoty, ale on momentalnie stracił ku temu ochotę.
– Na drugi raz ty dojdziesz pierwsza. Obiecuje, kruszynko – powiedział całując mnie w skroń – Jestem trochę głodny. Nakarmisz mnie?
Oczywiście, że nakarmiłam. Przygotowując kanapki myślałam, że coś musi się w moim życiu zmienić – albo zachowanie Michała względem naszego seksu, albo sam Michał. Gdyby wtedy ktoś opowiedział mi o tym, co wkrótce wydarzy się na Cyprze, wyśmiałabym go. To znaczy najpierw spoliczkowała, a potem wyśmiała. Nie mogłam wtedy nawet podejrzewać zmiany, jaka miała zajść w moim życiu, a którą sprawiła pewna krucha istota, moja bogini o imieniu Eleni.

Niewiele brakowało, a przegapiłabym tą najważniejszą osobę w moim życiu. Zaczęło się dziesięć dni po umieszczeniu ogłoszenia w sieci. Straciłam już nadzieję, że uda mi się znaleźć idealną kandydatkę i że będę musiała wybrać którąś z mniej pasujących.

Telefon dzwonił trzy razy, ale za każdym razem wyłączałam go bez rozmowy, nie chcąc wychodzić z zajęć. Zapomniałam potem oddzwonić. Na szczęście dziewczyna była uparta. Usłyszałam telefon podczas rozkoszowania się latte w mojej ulubionej kawiarni.
– Słucham?
– Ja w sprawie ogłoszenia. W Internecie – usłyszałam niepewny, dziewczęcy głos.
– Dalej aktualne – odpowiedziałam krótko – rozumiem, że jesteś zainteresowana?
– Właściwie…
– Jaki masz kolor włosów? Wzrost? – Prawdę mówiąc, nie miałam ochoty na długie rozmowy. Jak mówiłam, straciłam nadzieję na znalezienie idealnej kandydatki.
– Tu nie chodzi o mnie, tylko o moją… koleżankę. Ona, hm, bardzo chciałaby się sprawdzić.
– To dlaczego sama do mnie nie zadzwoniła? – Wiem, byłam obcesowa, ale ostatnie parę dni wyprały mnie z przyjaznych uczuć.
– W tym właśnie problem. Ona, hmm… nienajlepiej mówi po polsku. Po angielsku też nie…
– A we francuskim biegła? – Siliłam się na swobodny ton, mieszając latte.
– Też nie.
– Szkoda – westchnęłam teatralnie – to skąd panna przyjechała?
– Z Salonik. Jest Greczynką.
Niewiele brakowało, a zachłysnęłabym się kawą.

*

Czekałam z niecierpliwością na czternastą, tak, jak umówiłam się przez telefon. Im bliżej było drugiej, tym szybciej biło mi serce. Nawet w najśmielszych marzeniach nie myślałam, że zdołam uwiecznić na płótnie prawdziwą Greczynkę. Do licha, jeśli dziewczyna okazałaby się odpowiednia, wtedy miałabym szansę na najlepszą pracę na roku.

Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Wpuściłam dziewczyny do kamienicy i szybko dopiłam mrożoną herbatę. Wyjrzałam na klatkę schodową, patrząc na wchodzące do klatki dziewczyny. Pierwsza była niewysoka, ruda, o całej twarzy pokrytej piegami. Uśmiechała się, nieco nerwowo. Drugiej dziewczyny nie widziałam zbyt dobrze, na głowie miała czapkę, a twarz zasłoniła szalikiem. Na dworze było dziesięć stopni ciepła.
– Weronika Szczygieł.
– Sylwia Kamińska. Wejdźcie, rozgośćcie się. Nie wiedziałam, że jest tak zimno na zewnątrz.
– W Grecji jest teraz dwadzieścia pięć stopni – roześmiała się Weronika – Eleni zawsze narzeka, że jest jej zimno. Szalik zdejmuje tylko latem.

Dopiero teraz zauważyłam, że dziewczyny trzymają się za ręce. Wpuściłam je do środka. Eleni odwinęła szalik i zdjęła czapkę. Spojrzałam na nią i poczułam, jak grunt wymyka mi się spod nóg. Miałam wrażenie, że zapomniałam na chwilę o oddychaniu.
Eleni była wysoka, na pewno wyższa ode mnie. Wpierw zwróciłam uwagę na jej włosy. Były gęste i lśniące jak obsydian, sięgające niemalże jej pośladków. Zdjęła kurtkę, pod nią miała piękną, satynową koszulę, dopasowaną do jej bardzo szczupłej postury. A jej buzia… jej… nie mogłam oderwać wzroku. Była inna od wszystkich dziewczyn, jakie w życiu widziałam. Miała ciemną karnację, jej duże, czekoladowe oczy były zniewalająco piękne, nawet bez makijażu. Miała też cudowne usta i uśmiech, który oszołomił mnie na chwilę. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że Greczynka wyciągnęła do mnie dłoń.
– Eleni Fasoylides.
– Sylwia. Bardzo miło mi ciebie… hmm… it’s nice to meet… licho… jak w ogóle się dogadujecie? – Zapytałam ze śmiechem, starając się ukryć swoje zakłopotanie. Nie chciałam przyglądać się zbyt nachalnie Eleni, ale moje oczy same kierowały się na jej uśmiech, oczy, na wyjątkowo smukła sylwetkę, na cudnie opalone przedramiona i buzię.
– Spotkałyśmy się na kursie włoskiego – oznajmiła Weronika – i po każdej lekcji mogliśmy mówić do siebie coraz więcej miłych słów. Ostatnio szukałam pracy dla Eleni. Nadaje się na modelkę…
– Jak żadna inna – potwierdziłam przyjaźnie – kawy?
– Chętnie. Przetłumaczyłam jej to ogłoszenie. Bardzo się do tego zapaliła. No to zadzwoniłam…
– No i jesteście tutaj. Należy się wam nieco wyjaśnień. Chodzi mi o obraz, który chce namalować na Cyprze. Eleni… jeśli ją wybiorę… będzie musiała pozować nago. Musi zdawać sobie z tego sprawę.
Weronika zasępiła się, i z ociąganiem wyjaśniła towarzyszce, co powiedziałam. Z drżeniem serca obserwowałam reakcję Greczynki. Widząc, że uśmiecha się coraz szerzej i mówi coś wyraźnie rozbawionym głosem zrobiło mi się cieplej na sercu.
– Co powiedziała?
– Powiedziała, że się tego spodziewała – wyjaśniła Weronika – w końcu mało kto zabiera modelki na Cypr po to, żeby chodziły w futrach.
Roześmiałam się. Po raz pierwszy oczy moje i Eleni spotkały się. Zobaczyłam w nich przyjazne, ale i nieco zadziorne iskierki.
– No dobrze. Czas zobaczyć, jaka będzie z ciebie Afrodyta.

*

Weronikę zostawiliśmy w kuchni przy kawie. Nie była z tego powodu zadowolona. Patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Zazdrością? Ciężko było mi określić.
Kiedy znalazłam się sama z Eleni, moja wesołość wyparowała. Poczułam rumieńce na policzkach. Sama się sobie dziwiłam. Miałam też sucho w ustach i byłam zła na siebie, że nie wzięłam nawet szklanki wody. Obecność Greczynki krępowała mnie. A przecież byłyśmy w mojej sypialni!

Ona też wyglądała na lekko zaniepokojoną. Stanęła na środku pokoju i przygładziła koszulę. Nie wiedziała przez chwilę, co zrobić z rękoma. Splotła je za plecami. Rozglądała się ciekawsko po moim studenckim pokoiku, zwróciła szczególną uwagę na sztalugi, pędzle i farby. Kiedy spojrzała na mnie, odwróciłam wzrok, udając, że tak naprawdę nie pochłaniam jej spojrzeniem.
– No dobrze, Eleni… hmm… zdejmij koszulę, dobrze? – powiedziałam z wahaniem. Ona dalej stała na środku pokoju, patrząc na mnie – No tak…

Wykonałam gest, jakbym zsuwała koszulkę z ramion. Zrozumiała od razu i zaczęła rozpinać guziki. Zobaczyłam jej słodkie, kształtne półkule, osłaniane tylko koronkami białego stanika. Eleni zsunęła jedno ramiączko, patrząc na mnie pytająco. Bez słowa skinęłam głową. Mimowolnie przejechałam językiem po wargach, nie mogąc oderwać wzroku od cudownie różowych sutków, które właśnie uwolniły się spod materiału. Jej piersi były cudownie gładkie i jędrne. Jej skóra miała wspaniały kolor, od którego cudownie odbijało się światło. Usiadłam na łóżku, ani na chwilę nie odrywając wzroku od przepięknych jabłuszek. Dwa różowe punkciki zdawały się mnie hipnotyzować, wyobrażałam sobie już, jak wspaniale będą wyglądać na obrazie.

Wskazałam na zapięcie swoich spodni. Także i ten gest Eleni zrozumiała od razu. Uwolniła swoje uda z obcisłych dżinsów. Zachwycałam się i jednocześnie czułam się zawstydzona jej idealną figurą. Widać było po niej, że ćwiczy, że prawidłowo się odżywia. Jej skóra była gładka, jędrna a napięta, a figura cudownie szczupła. Ubrana teraz w same białe stringi obróciła się do mnie plecami. Widziałam burzę czarnych włosów oraz pośladki, nie mniej krągłe i cudowne niż piersi. Na widok jej zgrabnego tyłeczka musiałam przysiąść na łóżku. Zrobiło mi się gorąco. Teraz przeklinałam sama siebie, że nie wzięłam wody. Sama dziwiłam się swoim reakcjom. Wielokrotnie widziałam już nagie kobiety, a jeszcze nigdy nie ogarniało mnie takie gorąco.

Eleni nie potrzebowała mojej zachęty, żeby zdjąć majteczki. Zobaczyłam jej łono pokryte kępką czarnych włosów. Wiedziałam już, że znalazłam swoją Afrodytę, że dzięki niej stworzę dzieło swojego życia, ale nie chciałam jeszcze kończyć naszego spotkania, chciałam patrzeć na tą cudowną nagość jak najdłużej. Zatrzymywałam wzrok na każdej krągłości, którą Eleni przede mną odsłoniła. Spojrzałam na jej buzie. Patrzyła na mnie z ciekawością, dokładnie oglądała moje reakcje. Musiała widzieć, że się mi podoba.
Wstałam z łóżka i na miękkich nogach podeszłam do nagiej piękności. Zapaliłam lampkę na biurku i skierowałam jej światło na Greczynkę. Chciałam poznać ją dokładnie. W każdym szczególe. Nie mogłam poprosić jej, aby zapolowała. Moje ręce musiały zastąpić słowa. Kiedy dotknęłam pierwszy raz jej skóry, moje ciało przeszył dreszcz. Jej też.

Ręce mi drżały, kiedy dotykałam jej pleców, ramion i dłoni, ustawiając ją w takiej pozycji, w jakiej chciałam mieć Afrodytę z obrazu. Patrząc na jej kształtne pośladki żałowałam, że w tej pozycji nie będą widoczne. Potem uklękłam przed nią, pomagając jej właściwie ustawić stopy. Spojrzałam jej w oczy. Nie była przestraszona. Na jej twarzy malowało się zadowolenie i ciekawość.
Wtedy zdecydowałam się na coś, o co nigdy bym siebie nie podejrzewała. Dotknęłam wewnętrznej strony jej uda, kierując je delikatnie na bok. Kiedy uległa mojemu dotykowi zobaczyłam jej kobiecy skarb, różyczkę skrywaną pod kępką włosków, cudowną broszkę o najpiękniejszym kształcie, jaki w życiu widziałam. Zdawało mi się – być może to była tylko wyobraźnia – że widzę kropelkę rosy na tym skrytym kwiatku. O oddychaniu przypomniałam sobie dopiero, gdy zabolały mnie płuca.
Przesunęłam drżącą dłoń po jej udzie. Kiedy przenosiłam dłonie na jej biodra, niby przypadkiem dotknęłam jej cipeczki. Pod czubkami palców poczułam jej miękkość i ciepło, jej delikatną wilgoć. Rozkoszowałam się ciepłem jej bioder, kiedy poczułam rękę na swoich włosach, dziewczęce palce delikatnie, nieśmiało drażniące płatek ucha. Podziałało to na mnie jak zimny prysznic. Przestraszona własnym zachowaniem odskoczyłam od dziewczyny, nie wiedząc, co zrobić z oczyma. Eleni wydawała się rozbawiona, co jeszcze bardziej mnie krępowało.

Chwilę trwało, zanim zdołałam się opanować. Naga piękność patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Pokiwałam głową z uśmiechem. Poczułam, jak ciepło rozlewa mi się po sercu na widok jej rozanielonej twarzy. Moja decyzja bardzo ją ucieszyła. Eleni zaczęła coś do mnie mówić, w ekscytacji zapominając, że nie umiem ani słowa po grecku. Kilkoma gestami dałam jej jeszcze do zrozumienia, że będzie musiała ogolić swoje łono. W mojej wyobraźni bogini nie powinna mieć włosów innych, niż te na głowie, a wizja artysty to przecież rzecz święta.

*

Tamtą noc spędziłam z Michałem. Wbrew swoim obietnicom, nie zaspokoił mnie, nie doprowadził do orgazmu. Spuścił mi się za to w usta. Kiedy zasnął, ja jeszcze leżałam na łóżku i delikatnie, leniwie masowałam dwoma palcami swoją cipkę, cały czas mając przed oczami śliczne ciało Eleni. Przyszła mi do głowy głupia myśl – że gdyby nawet Michał nie miał penisa, to wcale nie byłaby dla mnie wielka strata.

Z Eleni spotkałam się dopiero na Okęciu. Miałam już przygotowany dla niej bilet. Kiedy ją zobaczyłam, serce szybciej zabiło mi w piersi. Dopiero wtedy zorientowałam się, co naprawdę wyczyniam – że zabieram najcudowniejszą kobietę na świecie na rajską wyspę po to, żeby unieśmiertelnić na płótnie jej prześliczną nagość. Po raz pierwszy poczułam się jak prawdziwa artystka – jak osoba, której zadaniem jest pokazywać ludziom to, co piękne. Przez głowę przeszło mi pytanie, czy przyszłe pokolenia również będą oglądać cudowne ciało Greczynki.

Eleni nie była w najlepszym nastroju. Choć ucieszyła się na mój widok, wyraźnie coś ją trapiło. Aż do przesiadki w Mediolanie praktycznie się nie odzywałyśmy, a ona patrzyła z zadumą w chmury. Dopiero w kawiarni na lotnisku nasze spotkały się nasze spojrzenia.
– Chodzi o Weronikę? – Zapytałam. Nie wiem, czy dobrze mnie zrozumiała, ale twierdząco skinęła głową. Opuściła wzrok, z zakłopotaniem bawiąc się bursztynowym naszyjnikiem. Mówiła coś po grecku – nic nie rozumiałam, więc tylko z gestykulacji mogłam odczytać, że najwyraźniej pokłóciły się o coś. Wyciągnęłam rękę i delikatnie położyłam swoją dłoń na jej palcach. Ona zamilkła. Odwdzięczyła mi się silnym uściskiem. Spojrzałyśmy na siebie. Na widok łez w kącikach jej oczu sama się niemal rozpłakałam.
– Wszystko będzie dobrze – Przekazałam jej najśliczniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Ona też się uśmiechnęła. Moja dłoń podążyła wyżej, w kierunku jej ramienia i szyi. Zanim jednak zdążyłam dotknąć odsłoniętego ciała rozbrzmiał głos z megafonów:
– Podróżni odlatujący do Larnaki proszeni są o udanie się do bramki numer czterdzieści dwa.
Co począć, trzeba było iść. Pocieszające było to, że przez najbliższe dwa tygodnie Eleni była moja. Tylko moja. Powtarzałam sobie to w myślach, sama się dziwiąc, jaką niespodziewaną rozkosz sprawiają mi te słowa.

*

Nastrój Eleni poprawiał się z każdą milą, która przybliżała nas do Cypru. Podawano alkohol w dowolnych ilościach, więc wspólnie raczyłyśmy się likierem, którzy dobrze działał na nasze nastroje.
Kiedy wylądowaliśmy na Cyprze Eleni była już rozpromieniona. Nie dziwię się jej. Gdy tylko opuściliśmy lotnisko wszędzie rozbrzmiewał jej język, wszędzie dookoła rozbrzmiewała znana jej muzyka i żarty. Najpierw wdała się w rozmowę z taksówkarzem, który wiózł nas do Pafos. Niemal przez całą drogę żartowali po grecku. Jedyne, co ja miałam do roboty, to oglądanie buzi mojej modelki. Nie mogłam się nadziwić, jak cudownie jej z uśmiechem na ustach. Teraz, na gorącym Cyprze dziewczyna zdjęła kurteczkę, pokazując swoją cudowną figurę, przyobleczoną w biały podkoszulek i koszulkę z wełnianej siateczki, w której wyglądała jak prawdziwie boska istota.
Dotarłyśmy na Pafos zmęczone, nie mając sił już na nic, oprócz zameldowania się w hotelu i musaki na kolację w pobliskiej tawernie. Zmęczona pięciogodzinną podróżą zasnęłam szybko, myśląc o Eleni, zajmującą pokój obok, i zastanawiając się, jak będzie wyglądać jutrzejsza praca nad obrazem.

*

Niewiele brakowało, a byłabym zaspała. Musieliśmy wstać o piątej trzydzieści, żeby być na Skale Afrodyty o świcie – dokładnie w takiej scenerii, w jakiej wyobrażałam sobie boginię na obrazie. Kiedy otworzyłam oczy, na budziku było za dziesięć szósta. Zresztą, nie obudziłabym się, gdyby nie Eleni, która przyniosła mi śniadanie. Rozleniwiona przewróciłam się na drugi bok, ale ta Grecka diablica nie pozwoliła mi na ani minutę błogości. Podciągnęła kołdrę z moich nóg i połaskotała mnie po stopach. Trafiła w czuły punkt – zerwałam się błyskawicznie, niemal zrzucając śniadanie na podłogę. Z udawaną złością rzuciłam w dziewczynę poduszką. Eleni zachichotała i wróciła do swojego pokoju. Ja tylko chwyciłam rogalika w usta i już zaczęłam się rozglądać za sztalugami. Nie było czasu do stracenia, świt nigdy nie trwa dość długo.
Na miejsce narodzin mitycznej Afrodyty dotarliśmy przed siódmą, w sam raz na świt. Choć liczyliśmy na pustą plażę, kręciło się tutaj już paru greckich młodzieńców i nieco turystów. Eleni wdała się w szybką rozmowę z chłopakami, ja przygotowałam sztalugi i aparat. Pogoda była wyśmienita, nieco chmur i wiele czystego nieba – dokładnie taka, jakiej potrzebowałam.
Eleni poczekała, aż pojawi się pomarańczowe słońce i zabarwi niebo. Potem stanęła w bikini na skraju morza, zrzuciła chustę z bioder i stanik. Widziałam teraz jej gołe plecy. Na chwilę ukazały się piękne półkule jej pośladków, ale zaraz zniknęły pod powierzchnią wody. Turyści także zauważyli rozbierającą się Eleni i z ciekawością zaczęli oglądać jej poczynania. Greczynka zniknęła już całkowicie pod wodą.
Wynurzyła się po chwili, zarzucając swoje cudne, czarne włosy na plecy i ukazując cudowny kształt swoich dwóch jabłuszek. Po chwili zobaczyłam jej biodra i łono gładkie jak u młodziutkiej dziewczynki. Kiedy była po łydki w wodzie zatrzymała się, oparła o skałę i spojrzała na zieloną wyspę, dokładnie tak, jak sobie od niej życzyłam. Nie musiałam jej poprawiać, ustawiła się idealnie. Na jej twarzy pojawił się taki wyraz, jaki mogła mieć bogini, kiedy pierwszy raz zobaczyła swoją ziemię. Widziałam jej radość i błogość. Eleni nie udawała Afrodyty. Ona była Afrodytą. W tym rodzącym się dniu widziałam ją jako najpiękniejszą istotę na ziemi. Trwałam przez dłuższą chwilę w osłupieniu, podobnie jak turyści i greccy młodzieńcy. W końcu podniosłam aparat do oka i drżącymi rękoma sfotografowałam ten cud natury, to wspaniałe, nagie, gładkie ciało mojej własnej bogini.

*

Kiedy tylko skończyłam szkice skały i rzeźby terenu przeniosłyśmy się na inną plażę. Miałam to, czego potrzebowałam od miejsca narodzin Afrodyty – teraz mogliśmy pracować w spokojniejszym miejscu, bez turystów. Chociaż greccy chłopcy pilnowali, żeby obcokrajowcy nie robili zdjęć Eleni, widziałam, że ona jest zażenowana uwagą, która skupiała się na jej odsłoniętym ciele. Pustą, dziką plażę znalazłyśmy kilka kilometrów dalej. Usiadłam na skale, sięgającej aż po samą wodę, i do wieczora szkicowałam sylwetkę mojej modelki, zwracając uwagę, jak fale odbijają się od jej nóg. W końcu nadszedł chłodny wieczór. Eleni zapewne była już zmęczona, pracowałyśmy przez większość dnia. Ja też z radością odłożyłam płótno ze szkicem i położyłam się na plecach na skale, ciesząc się ostatnimi promieniami słońca. Eleni nie założyła bikini, obwiązała jedynie biodra chustą i usiadła bardzo blisko mnie. Patrzyłam na jej kształtne uda, myśląc o tym, jak blisko mnie znajduje się jej ledwo zasłonięty kobiecy skarb. Musiała być całkiem wilgotna od wody, lśniąca… nie mogłam przestać o tym myśleć. Czułam, jak od mostka oblewa mnie gorąco, jak sutki twardnieją na myśl o ukrytym skarbie Greczynki. Wpatrując się w jej nogi nie zwróciłam uwagi, że coś do mnie mówi. Zanim zdałam sobie z tego sprawę, było już za późno. Ona, zirytowana moim brakiem uwagi, zepchnęła mnie ze skarpy do płytkiej wody. Wynurzyłam się, piszcząc mimowolnie. Wieczorne morze było już chłodne.
– Oszalałaś chyba! – Rzuciłam z udawaną złością – Jak ja teraz wrócę do domu? Jestem cała mokra! I nie mam nic na przebranie!
Eleni wzruszyła ramionami, śmiejąc się wesoło. Pomogła mi wydostać się na skałę. Miałam na sobie tylko jasną koszulkę i żadnego stanika. Widziałam spojrzenie Greczynki, którym obdarzała moje twarde sutki, wyraźnie widoczne spod materiału. Odwróciłam się do niej plecami, zawstydzona. Ona, wciąż roześmiana, przytuliła się do mnie. Położyłam głowę na jej łonie, ciesząc się dotykiem jej ciała, przyjemnie ciepłego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jej piersi. Wystarczyło, żebym lekko uniosła głowę, a mogłabym dotknąć językiem różowych szczytów.
– Jesteś magiczna, Eleni – powiedziałam, dotykając palcami jej łydki – zaczarowałaś mnie. Naprawdę jesteś bogini.

Prawdopodobnie nic nie zrozumiała, ale uśmiechnęła się przyjaźnie. Poczułam jej palce na swoim brzuchu. Czując je przeszedł mnie dreszcz. Ten dotyk był wspaniały, elektryzujący, sprawiał, że drżałam mimowolnie. Poczułam, jak unosi mi mokrą koszulkę. Mówiła coś przy tym po grecku, a może po włosku. Nie słyszałam niemal nic, dziwiąc się gorącu, jakie mnie nagle ogarnęło. Poczułam mrowienie między swoimi udami, tak mocne, że musiałam zacisnąć nogi, co jeszcze spotęgowało gorąco. Greczynka uwolniła moje duże piersi spod materiału i delikatnie, dwoma palcami dotykała sutka. Zdawała się nie zauważać, jak z cierpliwością poruszam nogami, nie mogąc pozbyć się nasilającego mrowienia. Jej dotyk był zupełnie inny, niż ten, którym darzył mnie Michał. Te ręce były delikatne, pieściły mnie z prawdziwą czułością, bez pośpiechu, bez oczekiwanej wzajemności. Teraz trzymała mój sutek w dwóch palcach, obracając nimi delikatnie. Gorąco uderzało mnie już w policzki, utrudniając myślenie. Uniosłam się lekko i objęłam wargami czubek jej piersi. Dotknęłam sutka czubkiem języka. Był słony od morskiej wody. Twardniał, im dłużej pieściłam go językiem. Greczynka wydała z siebie cichutki jęk, mówiąc coś dla mnie niezrozumiałego, nie było w jej głosie jednak nagany ani niechęci, kontynuowałam zatem delikatną pieszczotę.

Nie mogłam już opanować napięcia, które mną panowało. Jedną ręką ujęłam zgrabną, twardą pierś i coraz agresywniej pieściłam ją w palcach. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie mogłam uczynić tego z mężczyzną, a zawsze miałam na to ochotę. Zrozumiałam nagle, że mam okazje spełnić swoje inne pragnienia, być może nawet takie, o których nie miałam jeszcze pojęcia. Przestałam ssać twardy sutek i spojrzałam na Eleni. Ona wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, pięknymi oczyma.
– Jesteś śliczna – oczywiście, nie mogła mnie zrozumieć – i będę cię czcić. Tak mocno, jak jeszcze nikt wcześniej.

Pochwyciłam ją delikatnie za policzki i przycisnęłam do swoich warg. Poczułam w ustach jej języczek, niecierpliwie szukający kontaktu z moim. Odwzajemniłam z przyjemnością głęboki pocałunek. Czułam teraz ukłucia gorąca w miejscach, gdzie dotykała mnie palcami – na piersiach, na zewnątrz i wewnątrz ud, na pośladkach i bliziutko, bardzo bliziutko tego magicznego miejsca, do którego do tej pory dopuszczałam tylko mężczyzn. Rozchyliłam uda, dając znać Greczynce, że dziś zamierzam złamać tą swoją zasadę, po chwili jednak wrócił do mnie niepokój, który sprawił, że musiałam odsunąć piękność od siebie.
– A Weronika? Co z Weroniką? – Zapytałam. Eleni wyraźnie się zmieszała, słysząc imię swojej przyjaciółki. Opuściła wzrok, ale zdążyłam dostrzec w jej oku pojedyńczą łzę.
– Kochała… mnie – odpowiedziała dość niezgrabnie po polsku – ale ja ją nie. Jest mi przykro z tego. Ale ty…
Znowu uniosła swoje piękne oczy. Nie dałam jej dokończyć. Wiedziałam, co chciała powiedzieć, wolałam jednak, żeby dała mi to do zrozumienia czynami.
– Moja artysto – zdołała powiedzieć, kiedy nasze wargi odsunęły się od siebie.
– Artystko – roześmiałam się – Jeśli mamy spędzać więcej czasu, musisz nauczyć się polskiego!
Ugryzłam ją delikatnie w ucho. Nie spodziewałam się, że ten pieszczotliwy gest doprowadzi ją niemal do szaleństwa, ale musiałam obudzić w niej pewną naturalną dzikość, której do tej pory się wyzbywała.
– Kocham! – krzyknęła, przewracając mnie na plecy. Usiadła delikatnie na moich udach, nie pozwalając mi wstać – kocham, kocham!

Zerwała ze mnie uniesioną już dawno koszulkę. Wyprostowała się, a ja patrząc na nią z dołu i nie mogąc się ruszyć napawałam oczy jej majestatem. Jej błyszczące oczy, tryumfalny uśmiech i przepiękne włosy, zarzucone na piersi tak, że nie było widać sutków nadawały jej prawdziwie boskiego splendoru.
Ona najwyraźniej bała się wykonać następny ruch. Być może obawiała się mojej reakcji, jednak bez trudności dałam jej do zrozumienia, że to jeszcze nie koniec naszej zabawy. Jednym ruchem dłoni rozwiązałam chustę okalającą jej biodra. Materiał zsunął się na skałę, a mim oczom ukazał się po raz kolejny ten śliczny, różowy skarb, tym razem pozbawiony zbędnych włosków. Na ten widok przeszył mnie kolejny dreszcz, tak silny, że mimowolnie zacisnęłam nogi. Rozluźniła mnie po chwili ona, jednocześnie zdejmując ze mnie szorty i pieszcząc językiem moje uda. Pieszczota stała się tak oszałamiająca, że aż przegapiłam moment, w którym zdjęła mi także stringi. Na chwilę zatrzymała się wzrokiem na mojej broszce, mrucząc niezrozumiałe dla mnie słowa z wyraźnym zachwytem, a w ułamek sekundy potem ogarnęło mnie gorąco silniejsze niż jakiekolwiek do tej pory – zrozumiałam, że Eleni sięgnęła paluszkami do mojej cipki. Chociaż chciałam powstrzymać jęk, nie udało mi się to.

Moja bogini ani myślała przerywać pieszczoty. Wpierw delikatnie, jednym paluszkiem pieściła bramę mojej kobiecości, jakby prosząc o pozwolenie. Po chwili do pieszczoty dołączyły kolejne palce, a jej kciuk odnalazł łechtaczkę, którą zaczęła pocierać szybkimi, okrężnymi ruchami. Moje narastające okrzyki rozkoszy traktowała jako zaproszenie do wsunięcia palca wewnątrz mojej wilgotnej już od dawna jamki. Kiedy skorzystała z zaproszenia rzuciłam się tak mocno, że aż musiała mnie przytrzymać. Położyła się na mnie tak, że zetknęły się nasze sutki. Jej piersi były twarde i jędrne, moje miękkie, niczym poduszeczki. Jej wargi odnalazły moje i ponownie znalazłyśmy wspólny język.
Dwa palce, których Eleni używała teraz do pieszczenia wnętrza mojej cipki dawały mi przyjemność nieporównywalną do tej, którą obdarzał mnie wcześniej Michał i inni chłopcy. Zdałam sobie sprawę, że do tej pory żaden nie rozumiał moich potrzeb. Oni wszyscy szybko wsuwali i wysuwali palce z pochwy, naśladując ruch penisa. Eleni delikatnie poruszała swoimi palcami w moim wnętrzu i obracała nimi powolutku, wprawiając mnie w zbliżającą się ekstazę. Moje ciało poruszało się teraz bez żadnego porozumienia z mózgiem. Gdyby Eleni nie leżała na mnie, chyba stoczyłabym się ze skały do morza. Próbowałam pieścić jej piersi i pośladki, ale nie byłam w stanie utrzymać rąk w jednym miejscu. Ku mojemu zaskoczeniu do jeszcze większego szaleństwa doprowadzały mnie jej nieprawdopodobnie długie włosy. Spływały one na moje ciało, łaskocząc gołą skórę i jeszcze pogłębiając stan, w który wprawiały mnie palce cudnej Greczynki. Po kilku minutach byłam już na skraju silnego orgazmu, jednak nie mogłam znieść intensywności dotyku i pieszczot. Krzyknęłam, żeby przerwała. Posłuchała od razu i odsunęła się nieco. Zaległam na skale, drżąc na całym ciele i oddychając, jak po długim, wyczerpującym biegu. Z niedowierzaniem dotykałam swojego brzucha. Był całkiem zimny, ja jednak czułam, jakby był środek gorącego dnia.

Zmartwiłam się jednak, gdy spojrzałam na kobietę, która dała mi tyle przyjemności. Siedziała naga na skale, patrząc z zadowoleniem na moją rozkosz, ale drżała silnie. Poczułam wyrzuty sumienia. Wiedziałam przecież, że Eleni nie znosi zimna, że jej bardzo chude ciało jest bardzo podatne na chłodny, jesienny wiatr.
– Przepraszam cię – powiedziałam. Sama nie poznawałam swojego głosu, zmienionego niedawną pieszczotą – zaniedbałam cię. Zaraz cię rozgrzeje.
Zbliżyłam się i przylgnęłam do jej ciała, odnajdując wargami jędrną pierś. Ścisnęłam ją mocno ustami i zaczęłam ssać, czując, jak początkowo miękki sutek twardniał pod dotykiem mojego języka. Po chwili powtórzyłam pieszczotę z drugim sutkiem, ciesząc się jej odpowiedzią na pieszczotę. Ona mruczała delikatnie jak kotka, i mrużyła oczy, patrząc na mnie. Uwielbiam kocie mruczenie i wiedziałam, że musze się za nie pięknie odwdzięczyć. Dotykiem zmusiłam Eleni, żeby położyła się na plecach. Była mi całkowicie uległa, dając mi do zrozumienia, że ja jestem artystką, a ona moim dziełem, i że mogę robić, co tylko zechce. Dłońmi rozchyliłam jej śliczne uda i dotknęłam różowiutkiej, gładkiej myszki. Była wilgotna i zachęcająca.

Mówiąc szczerze, zawsze miałam na to ochotę. Trochę mnie to zaskakiwało, bo myślałam, że jestem stworzona dla chłopców. Słyszałam, że większość dziewczyn w głębi duszy jest biseksualna, nie spodziewałam się jednak, że dotyczy to także mnie. Jednak czując delikatną, gładką skórę jej kobiecości wróciły do mnie dawne sny, przeżywane na widok koleżanek z klasy. Także wtedy, w liceum, miałam ochotę całować co bardziej lubiane koleżanki, i to nie tylko w usta.
Nie chciałam jednak nic ponaglać, najpierw przecież musiałam rozgrzać moją bogini. Szybko przesuwałam dłońmi po jej ciele, chcąc jej dać poczucie ciepła. Usta podążały za dłonią, język zostawiał cieniutką strużkę śliny w miejscach, które już odwiedził. Pieszczotę językiem zaczęłam od ucha i szyi i szybko przesuwałam się w dół, jednak po odwiedzeniu jej bioder skierowałam się wpierw ku kolanom, a potem dopiero ku górze, zostawiając sobie gładką różowość na deser. Eleni mruczała tym głośniej, im bardziej moje palce i języczek zbliżały się do cipki. Palcami sprawdziłam wilgoć jej broszki, a następnie musnęłam językiem ten delikatny skarb, który przede mną otworzyła. Smak morza nie przeszkadzał mi zupełnie. Mój język cieszył się gładkością i wilgocią jej kobiecości. Początkowo smakowałam jedynie wierzch jej myszki, po kilku minutach jednak wsunęłam język wewnątrz jej cudownej jamki. Ona już nie powstrzymywała krzyku, niemal na całe gardło dając znać Cyprowi o przeżywanej przez siebie rozkoszy. Nie rzucała się tak mocno jak ja, drżała jednak na całym ciele, tym razem bynajmniej nie z winy chłodu. Jedną rękę trzymała na moich włosach, drugą pieściła swoją pierś. Głowę miała odrzuconą na bok, jej wspaniałe włosy tworzyły wokół niej czarną aureolę.
Im mocniej krzyczała, z tym większym zapałem pieściłam tą grecką cipkę. Zadowalając już swój język wilgocią zmieniłam nieco sytuację. Końcówką drżącego języczka pieściłam teraz drobną różowość łechtaczki, a dwa palce delikatnie wsunęłam do wnętrza mojej bogini, dając jej palcami taką samą pieszczotę, jak ona mnie. Wiedziałam, że trafiłam w sedno. Eleni, żeby nie krzyczeć, na przemian zagryzała wargi i mówiła błyskawicznie po grecku. Nie miałam pojęcia nawet, czy krzyczy do mnie, do siebie czy po prostu w przestrzeń, ale cieszyłam się tymi słowami. Kiedy próbowałam przerwać na chwilę pieszczotę, żeby się z nią trochę podrażnić, nie pozwoliła mi na to. Kiedy uniosła biodra wiedziałam już, że jej orgazm się zbliża i z podwójnym zapałem lizałam cipkę, uważnie wsłuc***ąc się w jej reakcję, żeby przewidzieć nadchodzącą rozkosz. Kiedy Eleni była już tuż-tuż, ja zwalniałam i przestawałam poruszać palcami, aby dać jej chwilę oddechu. Kiedy zdążyła się już rozluźnić, ja z zaskoczenia wznawiałam pieszczotę, doprowadzając ją do szaleństwa. Być może przeklinała na mnie po grecku, ale mnie to bawiło i ją na pewno też. Czyniłam tak trzy razy, zanim stwierdziłam, że moja modelka jest już gotowa na orgazm. Silnie przywarłam językiem do jej łechtaczki, jednocześnie wsuwając trzeci paluszek do jej pochwy. Teraz wystarczyła już zaledwie krótka chwila, aż grecka piękność dotarła do szczytu rozkoszy, do swojego prywatnego Olimpu. Jej uniesione ciało zesztywniało na kilka sekund, jej jęk rozkoszy zamarł na pojedynczej, łamanej nucie. Przez chwilę stała się przeżywającym pojedynczą chwilę rozkoszy posągiem, a potem, gdybym jej przezornie nie przytrzymała, opadłaby z całej sił na skałę. Przez chwilę zachowywała się, jakby nie oddychała od początku tej pieszczoty. Patrzyła na morze, przeżywając kolejne fale orgazmu, którym ją obdarzyłam. Potem spojrzała na mnie tak, jak jeszcze nigdy żaden mężczyzna na mnie nie spojrzał. Jak żaden mężczyzna nigdy nie mógł na mnie spojrzeć.

I ja odwzajemniłam to spojrzenie. I wtedy, w zachodzącym świetle słońca zrozumiałam, że Afrodyta, bogini miłości, odwzajemniła mi się za piękny portret, który malowałam ku jej czci. Że to ona dała mi ten skarb, po którym nie miał być mi potrzebny mój żaden mężczyzna. Moje dzieło, mój skarb, patrzący na mnie z miłością i wdzięcznością za pieszczotę, której zapewne jeszcze nigdy nie przeżyła, nie tak mocno i nie w takiej scenerii.

Nie zauważyłyśmy nawet, że słońce już całkiem zaszło.
– Dziękuję, Sylwia – powiedziała Eleni po polsku, uśmiechając się.
Pocałowałam ją w czoło.
– To ja dziękuję, Afrodyto.

Scroll to Top