Z seatem w tle

Rozdział 1. Jadę na zlota? Nie jadę na zlota?

Podszedłem do okna i spojrzałem na swój nowy nabytek. W promieniach zachodzącego kwietniowego słońca lśnił żółty seat leon. Moje marzenie się ziściło, ale wciąż pamiętałem ile trudu i wyrzeczeń kosztowało mnie zdobycie tego samochodu. Najmocniejsza wersja silnikowa z bardzo bogatym wyposażeniem, którą producent określa ją mianem Cupra R. Godny uwagi egzemplarz znalazłem aż we Francji, a poszukiwania trwały bez mała pół roku, podczas to których zjeździłem pół Europy. Moja kosztowna zachcianka pochłonęła wszystkie moje oszczędności, ale wrażenia z jazdy tym wspaniałym samochodem warte są każdej ceny.
Wielkimi krokami zbliżał się długi weekend majowy a wraz z nim zlot klubu seata. Od pewnego czasu brałem udział w życiu tej formacji głównie śledząc wydarzenia na forum internetowym. Miałem mieszane uczucia co do wyjazdu na zlot, wiele było ku temu przeciwności. Miał się on dobyć w Szczecinku, który od mojego rodzinnego Rzeszowa dzieliło 670 km, czyli ładne 8 godzin jazdy. Na zlot wybierała się również właścicielka czarnego seata z Nowego Sącza, z którą wdałem się w nieprzyjemną awanturę na forum. Konflikt był tak poważny, że nie obyło się bez interwencji administratorów. Ostatecznie jednak postanowiłem pojechać i co najwyżej poprosić o zakwaterowanie w bezpiecznej odległości od wspomnianej wojowniczej klubowiczki.
Nadszedł dzień wyjazdu. Spakowałem niezbędne rzeczy, zaprogramowałem system nawigacji i wysłuchałem półgodzinnego wykładu troskliwej mamy jak mam się zachowywać i jak ostrożnie poruszać się na drodze. Poczułem się jak czternastolatek, a nie jak facet któremu zbliża się trzydziestka. Na drogę mama wręczyła mi troskliwie pakunek zawierający 6 kanapek, żeby jej synek nie był głodny po drodze. Pokonanie 670 km do Szczecinka dłużyło się niesamowicie. Coraz trafiała się wolno jadąca ciężarówka, której wyprzedzenie graniczyło z cudem albo przymusowy postój spowodowany remontem drogi. Jakby tego było mało w Warszawie trafiłem na kilkunastokilometrowy korek spowodowany poważnym wypadkiem. Wyjechałem o ósmej licząc na to że dojadę o szesnastej, ale moje plany spełzły na niczym. Minęła 17:30 a ja miałem jeszcze 90 km do przejechania. No ale malowniczy Szczecinek zbliżał się z każdym pokonanym kilometrem.
Byłem już blisko miejsca zlotu, jechałem tak spokojnie około setki. Nagle zobaczyłem wysuwający się z bocznej drogi przód innego samochodu. Nie było już miejsca na jakiekolwiek hamowanie, przed oczami stanęło mi widmo kraksy. Ale ów samochód zatrzymał się zajmując tylko połowę drogi którą się poruszałem. Mocno uchwyciłem kierownicę i wykonałem gwałtowny skręt w lewo jednocześnie obawiając się że wyląduję w rowie. Jednak nic takiego się nie stało, ostre bujnięcie nadwozia i kilka błysków pomarańczowej kontrolki uświadomiły mnie, że elektronika samochodu opanowała sytuację. Przyhamowałem patrząc kto usiłował dokonać zamachu na moje życie, zobaczyłem znaczek seata i pomyślałem sobie, że to ktoś ze zlotu, pewnie podobnie zmęczony jak ja. W tym momencie zadzwonił mój telefon, zobaczyłem że to moja troskliwa mama. Wjeżdżałem w teren zabudowany, więc zwolniłem do przepisowej pięćdziesiątki rozmawiając przez telefon. Nie było to zgodne z przepisami, ale czego nie robi się dla tak troskliwej mamy. Tymczasem seat, którego musiałem ominąć kilka chwil wcześniej, dogonił mnie, wyprzedził i zniknął za ostrym zakrętem nawet nie hamując. Kątem oka zobaczyłem, że był to leon, podobny do mojego tylko czarny. Pomyślałem sobie, że fajnie się zlot zapowiada, jednym słowem wyścigowo. W sklepiku po drodze zaopatrzyłem się z zestaw konieczny na dzisiejszy zmęczony wieczór – sześciopak Żywca.
Dojechałem na godzinę 18:30, kiedy już nieubłaganie zapadał zmrok. Na parkingu przed ośrodkiem wypoczynkowym w którym miał odbywać się zlot zobaczyłem samochody innych klubowiczów, o których do tej pory czytałem tylko na forum. Nie szukałem czarnego leona na nowosądeckich numerach, szczerze mówiąc o całej historii z forum zapomniałem. Byłem tak zmęczony, że marzyłem tylko o jednym – położyć się i zdrzemnąć. W recepcji zapłaciłem za pobyt i otrzymałem klucze do swojego pokoju. Nie było jednoosobowych więc dostałem dwuosobowy z informacją, że może ktoś zostanie do mnie dokwaterowany. Cóż, odwieczny kłopot singla w sparowanym świecie. Szedłem już do pokoju gdy usłyszałem za sobą krzyk „Panie Mateuszu!”. Odwróciłem się, przy ladzie recepcji stała drobna długowłosa blondynka, wyglądająca nawet dość atrakcyjnie. Zawsze miałem słabość do takich blondynek. Recepcjonista powiedział mi, że ta pani też przyjechała sama i ma propozycję żebyśmy razem zajęli dwuosobowy pokój do którego klucze już otrzymałem. Zgodziłem się bez zastanowienia, ale ze zmęczenia zaczynała boleć mnie głowa, więc udałem się już w towarzystwie owej blondynki do pokoju 212, nawet o nic jej nie pytając. Po wejściu do naszego lokum, w którym panował już półmrok nie zapalałem nawet światła. Położyłem swój podręczny bagaż, pokazałem łóżko po prawej stronie blondynce mówiąc „Ty śpisz na tym, OK?” i nie czekając na odpowiedź położyłem się na tym po lewej zasypiając niemal od razu.

Rozdział 2. Znajoma nieznajoma.

Obudziłem się po jakimś czasie odczuwając zimno i nieprzyjemny ból w lewej ręce. No tak, był chłodny koniec kwietnia, a ja usnąłem będąc lekko ubranym, na dodatek położyłem głowę na ręce, stąd ów nieprzyjemny ból. Zawsze jak budziłem się, to najpierw otwierałem oczy a dopiero później poruszałem się. Tym razem zobaczyłem, że w pokoju panował półmrok rozpraszany jedynie przez zapaloną na stole lampkę nocną. Jednocześnie kilka kroków ode mnie majaczyła postać mojej nowej towarzyszki. W słabym świetle lampki zobaczyłem jej kształtne drobne ciało, miała na sobie jedynie obcisłe majteczki a na łóżku przed nią leżały pozostałe części garderoby, w które po chwili zaczęła się ubierać. Udając, że wciąż śpię poruszyłem się wyciągając obolałą rękę spod głowy. Blondynka obejrzała się lekko zaniepokojona, ale widząc że dalej pogrążony jestem we śnie, niespiesznie kontynuowała ubieranie się. Gdy skończyła ja wstałem mówiąc z uśmiechem:
– Witam piękną panią.
– Witaj – odpowiedziała blondynka.
Mówiła lekko przez nos jakby była zakatarzona, jej głos był bardzo miły, melodyjny, wydawał mi się bardzo ciepły i spokojny.
Po chwili zapytała:
– Skąd jesteś?
– Z Rzeszowa – odpowiedziałem.
– Ciężko się jechało?
– Bardzo ciężko, coraz jakaś zawalidroga – ciężarówka, albo remont drogi. Na dodatek przed samym Szczecinkiem myślałem, że będę miał kraksę.
– Co się stało? – zapytała z wyraźnym niepokojem.
– Ktoś czarnym seatem wyjechał mi z bocznej drogi tak, że z trudem go ominąłem. Na szczęście mam ASR i dzięki temu nie wpadłem do rowu.
Blondynka posmutniała nagle i zwiesiła głowę. Po chwili lekko drżącym głosem dodała:
– To byłam ja. Zagapiłam się.
– Nie przejmuj się, nic się nie stało. To przez zmęczenie pewnie – odpowiedziałem siadając koło niej na łóżku i obejmując ją ramieniem.
– Jak masz na imię? – zapytałem.
– Marta – odpowiedziała cicho.
Wtedy wszystko ułożyło się w logiczną całość. Drobna blondynka imieniem Marta, czarny seat leon i agresywny, wręcz wyścigowy styl jazdy.
– Czy to ty toczyłaś ze mną taką wojnę na klubowym forum? – zapytałem.
Blondynka prawie podskoczyła, dosunęła się ode mnie i patrzyła szeroko otwartymi, pięknymi, niebieskimi oczami.
– To ty jesteś ten Mateusz, który mało mnie nie pobił na forum?
– We własnej osobie – odpowiedziałem kąśliwie.
W tym momencie blondynka ponownie posmutniała, pochyliła głowę a z jej oczu popłynęły łzy. Zdziwiłem się tym bardzo, bo sprawiała wrażenie twardej i nieustępliwej, przynajmniej w internecie. Mi też udzielił się jej nastrój, byłem bliski płaczu. Objąłem ją czule, przytuliłem i powiedziałem cicho:
– Nie przejmuj się, to tylko internet, nierealny, wirtualny świat.
– W porządku – odpowiedziała już spokojnym głosem.
– Jesteś wspaniałą dziewczyną Marto, lubię cię – dodałem.
– Chodź, pójdziemy zapoznać się z tymi którzy dzisiaj zjechali – odpowiedziała energicznie.
Wstaliśmy, ubraliśmy się cieplej bo zapadła zimna wiosenna noc i udaliśmy się w kierunku dobiegających z oddali odgłosów trwającej imprezy. Gdy doszliśmy na miejsce zobaczyłem, że miejscem zabawy jest niewielki barek, atmosfera bardzo gęsta od papierosowego dymu, wewnątrz kilkanaście osób podrygujących w rytm muzyki. Marta przedstawiła mnie pierwszemu napotkanemu chłopakowi, z którym rozmawiała chwilę. Okazał się on być Andrzejem z Poznania – administratorem klubowego forum. Padło z jego strony pytanie do Marty – „A gdzie Piotrek”, które ona zbyła groźnym spojrzeniem i odpowiedziała „Piotrek to przeszłość”. Chciałem zapytać ją o owego tajemniczego Piotra, ale hałas panujący w barku uniemożliwiał jakąkolwiek rozmowę, a poza tym podszedł do nas kolejny uczestnik zlotu. Tym razem był to Marcin również z Poznania, znany w klubie z obszernej wiedzy teoretycznej i praktycznej o tuningu różnych modeli seata. Od razu padło pytanie do Marty o Piotra, na które ona również gniewnie odpowiedziała, że Piotr przyjedzie wkrótce, bo marzy się jej związek w układzie 2K plus 2M, stąd obecność tutaj mnie i mojej dziewczyny (tu wskazała na mnie palcem). Pytający przywitał się ze mną i oddalił pospiesznie do oczekującej na niego swojej dziewczyny. Tymczasem Marta była w swoim żywiole. Śmiała się, tańczyła, skakała, aż nie mogłem nadziwić się skąd taka ilość energii życiowej w tak drobnej kobiecie. Poprosiła do tańca również mnie, chociaż miałem pewne opory bo żaden ze mnie tancerz. Jednak jakoś przebieranie nogami w rytm muzyki mi wychodziło, widziałem też że Marta przygląda mi się z uwagą.
Zmęczenie jednak szybko dało znać o sobie, dlatego więcej już nie tańczyliśmy. Podszedł do mnie poznany niedawno poznaniak – Marcin i rozpoczął nieco nużącą mnie rozmowę o turbosprężarkach w seacie leonie. Moja wiedza techniczna w tym obszarze jest niewielka, więc mój udział w rozmowie był raczej bierny. Marta przysłuchiwała się przez jakiś czas aż poprosiła mnie o klucze do pokoju, tłumacząc się, że jest mocno zmęczona. Klucze jej oddałem a sam zostałem z moim rozmówcą, z grzeczności nie chcąc przerywać jego wywodów. Wykład któremu się przysłuchiwałem trwał może jeszcze pół godziny, ale uczestnicy imprezy zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi, także ja też zaproponowałem że rozmowę może dokończymy następnego dnia, bo czuję się już zmęczony. Pożegnałem się i poszedłem do swojego pokoju, w którym powinna być Marta. Zorientowałem się, że z kluczami do pokoju dałem jej też przypadkiem kluczyki do swojego samochodu. Gdy dotarłem do pokoju zastałem zamknięte drzwi zapukałem, ale nikt mi nie otwierał. „Pięknie!”, pomyślałem i posłuchałem co się dzieje za drzwiami. Usłyszałem plusk wody, więc domyśliłem się że Marta bierze prysznic. No to czeka mnie kilkadziesiąt minut czekania, a tym czasem mój żołądek zaczął dopominać się o swoje prawa. Usiadłem pod drzwiami i cierpliwie czekałem, gdy na korytarzu pojawił się portier ośrodka. Zapytał co się stało, na co odpowiedziałem, że dziewczyna bierze prysznic a ja nie mam klucza. Portier wybawił mnie z kłopotu przynosząc klucz zapasowy. Wszedłem do pokoju i głośno oznajmiłem Marcie, że wróciłem. Padło pytanie jak się dostałem z jednoczesnymi przeprosinami że zamknęła, na co odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że portier miał drugi klucz. Usiadłem przy stole, wyjąłem jedną z kanapek przywiezionych z Rzeszowa i jadłem, a z braku innych napojów popijałem ją chłodnym piwem.
Po półgodzinie Marta wyszła spod prysznica ubrana w ciepły szlafroczek w jasnożółtym kolorze. Dalej jadłem kanapkę popijając ją piwem, co rozbawiło Martę. Zapytałem:
– Co będziesz jadła na kolację?
– Szczerze to nie wiem, późno już jest a ja nie jadłam obiadu – odpowiedziała.
– Chcesz kanapkę? zapytałem. Mam jeszcze kilka bo po drodze nie jadłem.
Zgodziła się, wzięła kanapkę jednocześnie wyciągając ze swoich bagaży dwulitrowy sok pomarańczowy. Po posiłku który popijałem już sokiem a nie piwem zapytałem o jakim Piotrze była moja na niedawnej imprezie. Odpowiedziała zdawkowo, że to jej były chłopak znany w klubie, ale to smutna przeszłość do której nie chce wracać. W tej sytuacji nie drążyłem dalej tematu tylko poszedłem wziąć prysznic. Jak skończyłem, było dobrze po północy i Marta leżała w swoim łóżku czytając coś. Położyłem się więc na swoim miejscu życząc jej miłych snów, a Marta zgasiła światło mówiąc mi dobranoc. Miałem już zasypiać, kiedy usłyszałem jej ściszony głos.
– Strasznie tu zimno jest – skarżyła się.
– Cóż, zimna wiosna jest tego roku – odpowiedziałem.
Po chwili dodałem żartując: – Jak ci zimno, to chodź do mnie.

Rozdział 3. Gdy zapadnie noc.

Ku mojemu zdziwieniu Marta wstała, podeszła do mojego łóżka i spojrzała na mnie z góry. Miała na sobie zwiewną koszulę nocną, która kryła zupełnie jej zgrabne ciało. Podniosłem nogą lekko kołdrę pod którą ona zaraz się wśliznęła. Byłem całą sytuacją bardzo zaskoczony, bo nie sądziłem, że poznana kilka godzin temu dziewczyna zgodzi się położyć obok mnie w jednym łóżku. Jak już znalazła się tuż obok, pogładziłem jej włosy i objąłem czule ramieniem, nie spotykając się z jakimkolwiek protestem.
– Jesteś żonaty? – zapytała.
– Byłem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Moje małżeństwo rozpadło się niecały rok temu i wkrótce czeka mnie sprawa rozwodowa.
– To bardzo przykre – powiedziała ze smutkiem Marta.
– Czy ja wiem, już otrząsnąłem się ze smutku. Czas zamknąć drzwi do przeszłości – odpowiedziałem.
W tym momencie poczułem, że Marta odwróciła się twarzą w moim kierunku i przylgnęła do mnie swoim drobnym ciałem. Wyraźnie poczułem dotyk jej wcale niemałych piersi na swojej klatce piersiowej. Lewą ręką wciąż ją obejmowałem, toteż prawą delikatnie położyłem na jej biodrze, całując ją czule w czoło. Następnie zacząłem całować jej policzek powoli zbliżając się do ust. Po dłuższej chwili nadszedł moment gdy nasze usta spotkały się. Całowałem ją czule i bardzo delikatnie, ale zaraz zorientowałem się, że nie o taki pocałunek jej chodzi. Zacząłem więc całować ją coraz mocniej i mocniej, pomagając sobie również językiem, co trwało chyba całą wieczność i było niesamowitą rozkoszą. Każdy pocałunek ma jednak swój koniec, więc zacząłem całować i pieścić językiem jej szyję, co wprawiało ją w coraz większe podniecenie i objawiało się jej przyspieszonym oddechem. Po chwili uniosłem ją delikatnie i zacząłem powoli zdejmować z niej nocną koszulkę, też nie spotykając się z jakimkolwiek protestem z jej strony. Wtedy zobaczyłem w nikłym świetle księżyca jej kształtne i dość duże w stosunku do figury piersi. Dalej całowałem i pieściłem jej szyję ale robiłem to w ten sposób, że swoją klatką piersiową i włosami na niej muskałem jej sutki, na co ona reagowała kolejnymi westchnieniami. Zacząłem wolno posuwać się niżej, docierając w końcu do piersi, które obsypywałem czułymi pocałunkami, pieściłem językiem w szczególności brodawki, które stawały się wyraźnie coraz twardsze.
Poczułem nagle, że Marta majstruje coś rękami przy moich spodenkach, które jedyne miałem na sobie. Miałem już silną erekcję, która jeszcze się wzmogła gdy partnerce udało się w końcu zdjąć mi spodenki. Zaczęła delikatnie zabawiać się moim peniskiem, co wprowadzało mnie w coraz większe podniecenie. Wiedziałem, że powoli nadchodzi moment zbliżenia, więc przypomniałem sobie o zabezpieczeniu. Przerwanie igraszek miłosnych było niezbyt romantyczną koniecznością, ale znalezienie i założenie prezerwatywy trwało tylko chwilę. Po chwili zwarliśmy się w miłosnym uścisku, najpierw poruszaliśmy się wolno i bardzo delikatnie, ale nasze ruchy stawały się szybsze i mocniejsze. Kochaliśmy się w pozycji klasycznej, Marta wydawała stłumione westchnienia. W pewnym momencie zaproponowała, żebyśmy spróbowali się odwrócić. Płynnie i nawet dość zręcznie przeszliśmy do pozycji na jeźdźca co wzmogło podniecenie Marty, bo jej westchnienia stały się głębsze i nieco głośniejsze. W pewnym momencie moja partnerka znieruchomiała i zapytała:
– Chcesz spróbować od tyłu?
– Z dziką rozkoszą – odpowiedziałem.
– Tylko musisz mocno pochylić się do przodu, bo rzadko próbowałem tej pozycji – dodałem po chwili z lekkim wstydem.
Nie wiedziałem, że seks w pozycji tylnej może być taką rozkoszą. Poruszaliśmy się coraz szybciej i mocniej, westchnienia Marty i po chwili moje stawały się coraz intensywniejsze i głośniejsze. W końcu osiągnęliśmy cudowny finał do którego doszliśmy prawie jednocześnie. Następnie położyliśmy się obejmując się czule, a Marta powiedziała „Było cudownie.” i po chwili zasnęła w moich objęciach.

Rozdział 4. Rozkoszny poranek.

Obudziłem się gdy już było widno i od razu poczułem nieprzyjemny ból głowy. Marta wciąż spała w moich objęciach, miała spokojny, ciepły wyraz twarzy. Poczuła że poruszyłem się, obudziła się i przywitała mnie delikatnym pocałunkiem. Ból głowy ciągle mi doskwierał więc zapytałem:
– Marteczko, głowa mnie boli, masz może coś na ten problem?
– Mam tabletki, zaraz ci dam – odpowiedziała wstając do swoich bagaży.
Podała mi środek przeciwbólowy i szklankę soku pomarańczowego po chwili kładąc się obok mnie. Panaceum, które od niej otrzymałem w połączeniu z półgodzinną drzemką postawiło mnie na nogi. Wstałem, ubrałem się bez zbytniego skrępowania i zapytałem z lekkim wstydem czy Marta na śniadanie zadowoli się kolejną z moich kanapek. Po tym prowizorycznym śniadaniu powiedziała, że musi wziąć prysznic, wstała i udała się do łazienki. Powiodłem za nią pożądliwym spojrzeniem, wstałem i poszedłem za nią do łazienki. Akurat miała wejść pod prysznic gdy znalazłem się obok niej. Stała chwilę nago bacznie się mi przyglądając a ja podziwiałem jej piękne, zgrabne ciało. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą do kabiny prysznicowej. Odkręciłem wodę, ustawiłem przyjemny ciepły deszczyk. Stróżki wody radośnie tańczyły na jej nagim ciele. Objąłem ją czule za biodra i zacząłem delikatnie całować jej usta. Ten delikatny pocałunek nie trwał długo, po chwili poczułem język Marty wkradający się wolno do mojej jamy ustnej. Od tej chwili zaczęliśmy całować się bardzo mocno i namiętnie. Był to kolejny z naszych długich rozkosznych pocałunków. Po chwili zacząłem całować jej szyję pieszcząc ją językiem, co musiało być dla niej niezwykle podniecające, o czym świadczył jej przyspieszony, ciężki oddech. Jednocześnie delikatnie dotykałem dłońmi jej piersi, pieściłem je czule, zaś ona trzymała dłonie na mojej głowie delikatnie ją masując, co wydawało mi się to niesamowitą rozkoszą. Od całowania i pieszczenia szyi przeszedłem umiejętnie do całowania piersi. Obsypywałem je pocałunkami, językiem pieściłem brodawki, brałem je do ust, ssałem. Marcie musiało sprawiać to wielką przyjemność, co mogłem poznać po westchnieniach jakie wydawała. Jednocześnie rękami delikatnie dotykałem jej muszelki. Po chwili całowałem jej brzuch i schodziłem coraz niżej i niżej. W końcu moje usta znalazły się na wysokości jej krocza, zdziwiłem się, że w tej okolicy w ogóle nie ma włosów i pomyślałem sobie że dobrze się przygotowała do zbliżeń. Zacząłem całować okolice jej muszelki jednak jeszcze omijając jej wnętrze, co Marta kwitowała to coraz głębszymi i głośniejszymi westchnieniami. W końcu mój język wtargnął do wnętrza tej krainy rozkoszy, zacząłem coraz intensywniej ssać jej łechtaczkę i pieścić językiem najbliższe okolice. Partnerka była coraz bliżej silnego orgazmu, jednak w pewnej chwili odepchnęła mnie lekko mówiąc „Teraz moja kolej”.
Zaczęła całować mój brzuch schodząc coraz niżej, co było dla mnie niesamowicie podniecające. Miałem bardzo silną erekcję, a podniecenie wzmagały jeszcze delikatne pieszczoty Marty, która zabawiała się moim peniskiem rękami. W końcu partnerka przeszła do meritum, biorąc mojego penisa do ust. Pierwszy raz doznałem czegoś takiego. W ciągu sześciu lat mojego nieudanego małżeństwa seks oralny zdarzył się może dwa razy i to wyłącznie ja byłem stroną aktywną. Tymczasem Marta intensywnie mnie ssała, wodziła językiem po mojej żołędzi co nieuchronnie przybliżało intensywny orgazm. Nie chciałem jednak żeby eksplozja nastąpiła w jej ustach, próbowałem odsunąć jej głowę, na co jej reakcją było lekkie ukąszenie. Po chwili jednak przerwała, spojrzała na mnie z dołu mówiąc „Siadaj”. Posłusznie usiadłem na dnie kabiny prysznicowej, a po chwili usiadła na mnie twarzą do mnie Marta. Zrobiła to tak sprytnie, że gdy siadała mój penisek, który wciąż był w stanie intensywnej erekcji wniknął w nią głęboko. W tym momencie nabrałem obaw i zapytałem z niepokojem:
– A zabezpieczenie?
– Nie obawiaj się, ja się zabezpieczyłam – odpowiedziała spokojnie.
Jeszcze przemknęły przez moją głowę zaniepokojone myśli na temat wirusa HIV, ale niepokój trwał tylko chwilę. Po chwili Marta objęła mnie za szyję i poruszając się rytmicznie kontynuowaliśmy cieszenie się naszą bliskością. Byliśmy już bardzo podnieceni, więc na finał nie musieliśmy długo czekać. Ku mojemu zdziwieniu przeżyliśmy jednocześnie bardzo silny orgazm. Było to uczucie tak silne, że na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami. Objąłem Martę i przycisnąłem do siebie, czując przyspieszone bicie jej serca. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę nadal ciesząc się bliskością i cielesnym zjednoczeniem. Później wstaliśmy i czule umyliśmy się wzajemnie. Po wyjściu spod prysznica i wytarciu naszych mokrych ciał Marta wzięła do ręki telefon sprawdzając która godzina. Powiedziała energicznie:
– Szykujemy się, zaraz jedziemy na tor oglądać wyścigi.

Scroll to Top