Zabiegana businesswoman

Byłam zmęczona. Laptop, szeleszczące papiery, zestawienia i raporty. Słońce już dawno schowało się za biurowiec Centrum Finansowego. Zmrok jednak nie zapadł, co to, to nie. Przestrzeń jest rozświetlona przez potężną łunę – wypadkową blasku neonów, reklam, samochodowych świateł… Stolica rozjeżdża się do domów. Mnie to niestety nie dotyczy. Robię to, czego chciałam, do czego dążyłam. Pracuję w międzynarodowej korporacji, na poważnym stanowisku, za poważne pieniądze… Jeżdżę eleganckim Saabem, kiedyś przedmiotem moich marzeń. Pławię się w luksusie mojego mokotowskiego apartamentu za milion z hakiem. Towarzyszą temu dwa problemy. Pierwszy to taki, że w luksusie mego mieszkania pławię się tylko w godzinach 21.00 – 7 rano, z czego siedem godzin przesypiam. Drugi, to taki że pławię się jedynie w towarzystwie roślin doniczkowych. Taak, w rzeczy samej. Jestem menadżerką – zapracowaną, sfrustrowaną, samotną 34 latką. Starą panną, jak mawiano kiedyś. Singielką, jak kurtuazyjnie twierdzą moi nieliczni znajomi. Facet? W moim życiu? Nie to w tej chwili nierealne… Który zgodziłby się na taki układ? Jestem dostępna przez dwie godziny dziennie, dotyczy to również sobót. W niedzielę często odwiedzam rodziców, mieszkających w Ostrołęce. Czasem idę do fryzjera, kosmetyczki, do Gymnasionu… Dbam o siebie, od lat utrzymuję niezłą sylwetkę (z odrobinę za dużym tyłkiem). Na moim stanowisku trzeba również wyglądać. A efekty uboczne? Ilość wolnego czasu – 0,00 jednostek. Odbije mi? Nie, przyzwyczaiłam się. Jestem silna.

Mężczyzny w moim życiu nie ma, jest za to kobieta. Ha ha… nie wyobrażajcie sobie zbyt wiele. Mówię tylko o mojej szefowej. Iris – bo tak ma na imię. Pani „General Manager”. Pochodzi ze Sztokholmu, jest półkrwi Kubanką. Przyjechała do Polski na miesiąc, została na lata. Gnębi mnie niemiłosiernie. Wymaga olbrzymiego poświęcenia w pracy. Często myślę, że gdyby była facetem, odpuściła by mi czasem. Po prostu, zwyczajnie zlitowałaby się nade mną. A tak, nic z tego. Iris ma gotową ripostę na moje nieliczne stękania o trochę luzu w pracy. „Ola! Zwolnić możesz się choćby zaraz. Nie ma obowiązku tu pracować. Damy Ci świetne referencje”. Tą prostą odpowiedzią studzi mój i tak niezbyt rewolucyjny zapał do zmian. Iris również pracuje szaleńczo. Oprócz obowiązków w firmie zasiada w jakiejś kapitule, udziela się w klubie biznesowym. Nawet nie wiem jakim. Doprawdy, zachodzę w głowę skąd bierze na to siły. Co ją tak nakręca? Chyba mąż? Bo najciekawsze, że posiada męża! Małżonek pracę żony znosi z łatwością. Jest bowiem dyplomatą, przeważnie w rozjazdach. Iris jest efektowna, posągowa. Zapewne wspaniale służy mężowi jako ozdoba przyjęć i rautów w ambasadach. Mnie żaden dyplomata ani inny książę z bajki nie chciał. Jestem zbyt rzeczowa, mało romantyczna. Poza tym, nikomu nie dałam okazji się o to postarać.

Wybiła 20. W zwykły dzień kończyłabym już pracę. Ułożyłabym segregatory, spakowała laptopa, umyła filiżanki (sekretarki nie mam – to jeszcze nie ten szczebel). Wczoraj jednak nadeszły niepokojące wieści z Nigerii, gdzie mamy jakąś fabrykę farmaceutyczną. Dla szefów oznaczało to spotkania, wyjazdy, stany przedzawałowe. Dla mnie – nic szczególnego. Dodatkową pracę. Przygotuj X na jutro, Y na pojutrze, uzgodnij A z Z. Zorganizuj B. Zrobi się.
Właśnie kończę jeden z raportów. Zaraz zabiorę się za telefon, podzwonię trochę do Stanów. U nich jest południe, szczyt aktywności. Ale, ale… Nie mam wszystkich danych. Biorę teczkę z papierami i idę do głównej sali.

Sala zwana „główną” jest obszernym pomieszczeniem, skupiającym stanowiska pracy brokerów. Okna wychodzą na centrum, z widokiem na oświetlony Pałac Kultury. Biurka oddzielone na amerykańską modłę niewysokimi przepierzeniami. Miałam sentyment do tego miejsca. Zanim po awansie dostałam własny gabinet, spędziłam tu ponad trzy lata. Z „mojej” ekipy nie zostało już wiele osób. Zatrudniono wielu młodych, żądnych sukcesu wilczków. Zaraz zaraz… tylko gdzie oni są?

Pustki na sali obrazują skalę mojego pracoholizmu. Swoje obowiązki zakończyli już brokerzy, najwydajniejsi, nakręceni młodością. Nawet kryzys w Nigerii nie zatrzymał ich w pracy po 20. Widocznie jestem nienormalna. Na szczęście nie tylko ja. Na drugim końcu Sali z półotwartych drzwi małej salki konferencyjnej dał się usłyszeć mały gwar. Ktoś jest! Podeszłam bliżej i zaskoczona stwierdziłam nawet wesołość w usłyszanych głosach.
– Ktoś tu jeszcze pracuje? Powariowaliście? – siliłam się na luz i „kumpelski” ton.
W salce było kilkanaście krzeseł, projektor i ekran, wielka elegancka kanapa i barek. Oraz trzy osoby. Znałam ich, ale tylko trochę. Ten postawny szatyn to Czarek – informatyk. Drugi, ogolony na „zero”, z kolczykiem w uchu to zdaje się Mariusz, podebrany niedawno konkurencji przez Iris młody zdolny broker. Towarzyszyła im Lucyna, delikatna z wyglądu blondynka z działu technicznego. Zanim ich zaskoczyłam, na pewno nie zajmowali się pracą. Coś oglądali na laptopie, z czegoś wesoło żartowali.
– O… cześć Ola! Z nutką dystansu zagaił Mariusz. Myśleliśmy, że kadra kierownicza już wyszła i byczy się na imprezach?
– Na imprezach? – kojarzyłam dość ciężko. Zbił mnie z tropu tą „kadrą kierowniczą”.
– Przecież jest piątek!
– Nie… ja nie mogę, wiecie, ta Nigeria… Mam zaległości. Muszę jutro przyjść… – tłumaczyłam się głupio.
– Aha… – Mariusz pokiwał głową z wesołością. Dlaczego tak go to rozbawiło? Nastąpiła chwila niezobowiązującej gadki-szmatki. Dopiero teraz zauważyłam, że ma nienaturalnie błyszczące oczy. Zresztą… wszyscy je mieli. Czy mi się tylko wydaje, czy może coś…
Czarek z Mariuszem spojrzeli na siebie, jakby coś bezgłośnie uzgadniając. Mariusz niezauważalnie kiwnął głową.
– Poczęstujesz się? – wypalił Czarek. Wyciągnął do mnie małe pudełeczko. Wtedy zrozumiałam przyczynę ich wesołości.
Prochy. Jakieś „tabsy”, nie wiem, bo się niezbyt znałam. O tym, że nasi ludzie czasem coś biorą wiedziałam. Niedoświadczonym trudno chyba tak zapieprzać w pracy bez wspomagania. Iris słynęła z bardzo liberalnego podejścia do spraw obyczajowych. Nasi pracownicy nie krępowali się więc zbytnio. Ważne, by byli wydajni i trzymali się w pewnych ramach. Mnie nigdy to nie kręciło, wolałam wino, ale tylko na bardzo nielicznych imprezach. W pracy kawa. Kwasy, trawa? Może góra trzy razy, ale to było z osiem lat temu. Miałam wtedy chłopaka, więcej czasu i życie wyglądało inaczej.
– Co to? – mimo wszystko udałam zaskoczoną.
– Trzeba się trochę odprężyć po pracy. Zaczyna się weekend! – Czarek był pełen chemicznego entuzjazmu.
Spojrzałam na Lucynę. Ona też była już „po”. Uśmiechała się przyjaźnie, miała zaróżowione policzki i lekko nabrzmiałe usta.
– Słuchajcie, to nie dla mnie… – skrzywiłam się – mam dużo roboty.
– Tym bardziej się poczęstuj. W robocie pomoże Ci to jeszcze bardziej. No, pani „manager”, nie daj się prosić!
Sama sobie nie wierzyłam, gdy zrobiłam to co zrobiłam. Wzięłam malutką tabletkę w dwa palce.
– To z pewnego źródła? – broniłam się jeszcze.
– Dostaliśmy od Iris – powiedziała Lucyna – Są niesamowite!
Połknęłam.

Hm. Nic się od razu nie stało. Nie przeszłam na drugą stronę lustra. Nadal stali przy mnie dwaj faceci i dziewczyna. Usiadłam na wolnym krześle w ich „zagrodzie”. Odłożyłam teczkę z papierami na biurko. Skoro powiedziałam „A”, trzeba się troszeczkę wyluzować. Przecież jeszcze tyle roboty przede mną! Spojrzałam na ekran laptopa i… oblałam się rumieńcem. Oni oglądali porno!

Ruda dziewczyna ubrana w samonośne pończochy siedziała na jakimś opalonym, rosłym, niezbyt urodziwym osiłku i głośno stękała. „Siedziała”, hm…. Miałam na myśli, że kochała się z nim na siedząco. Unosiła się w górę i w dół. Do jej pochwy co rusz wsuwał się i wysuwał śliski, błyszczący członek mężczyzny. Nie jestem ekspertką, ale z tej perspektywy wydawało się, że członek jest przerażająco wielkich rozmiarów. Nie byłam w stanie pojąć, w jaki sposób pochwa… no… cipka dziewczyny jest w stanie przyjąć tak ogromny, hm… przedmiot? I jeszcze jedno… CO JA TU ROBIĘ? Złapałam się na tym, że oglądam ten film już z minutę i chyba (o zgrozo!) mam półotwarte usta. Natychmiast wstałam i odruchowo poprawiłam spódnicę.
– Muszę wracać do siebie – wydukałam i poprosiłam chłopaków, by się przesunęli.
Bez dalszych wyjaśnień wyszłam z salki. Odprowadziły mnie lekko błędne, rozbawione, ale jednak życzliwe spojrzenia.

Drogę do swojego gabinetu pokonałam w rekordowym tempie. Z ulgą zatrzasnęłam za sobą drzwi i wyciągnęłam się w swoim przepastnym fotelu. Dziwny ten wieczór w pracy. Coś wisi w powietrzu, tylko co? Czy Lucyna nie krępowała się oglądać ostrego pornosa w towarzystwie dwóch facetów? Widać to wpływ tych proszków. Zresztą, ja też czuję się dziwnie. W sumie – zmęczenie przeszło jak ręką odjął. Chyba popracuję.
Po kwadransie spędzonym nad papierami z towarzyszeniem filiżanki mocnej kawy stwierdziłam, że czuję się bardzo nieświeżo. W „roboczym” kostiumie tkwię już od 12 godzin! Noszę rzeczy dobre gatunkowo, nie pocę się nadmiernie, ale chciałabym się jednak wykąpać, zmienić ciuchy. W tej sytuacji prawdziwym błogosławieństwem okazał się pomysł Iris sprzed roku. W naszym biurze wybudowano bowiem wówczas elegancką łazienkę, do „służbowego wykorzystania”. Iris twierdziła, że prysznic jest podstawowym warunkiem dobrego samopoczucia. Wszystkim pracownikom zalecono zabranie do pracy zmiany ubrania. „W ten sposób praca stanie się dla was prawdziwym domem” sarkastycznie tłumaczyła Iris.

Jak większość koleżanek, w pracy miałam więcej niż jedną „zmianę ubrania”. Otworzyłam szafę i po zastanowieniu wyjęłam z niej lekki dwuczęściowy kostium. Grafitowa spódnica za kolano, jednorzędowy żakiet (ze sporym dekoltem), biały t-shirt Diesel. Wzięłam jeszcze komplet bawełnianej bielizny Lejaby i buty o swobodnym kroju na sporym obcasie. Wszystko to spakowałam do specjalnej torby i poszłam się kąpać.
Do łazienki szło się korytarzem, mijając salę konferencyjną, w której spotkałam Mariusza, Czarka i Lucynę. Była zamknięta. Nie zaglądałam do środka, bo czułam się trochę skrępowana przebiegiem poprzedniego spotkania.

Pomieszczenie, w którym chciałam się wykąpać było raczej eleganckim pokojem kąpielowym niż łazienką. Znajdowały się tam eleganckie rattanowe meble z jedwabnymi poduszkami, kryształowe lustra, parawany, świece zapachowe… Ze wspólnej sali wchodziło się do osobnych przebieralni i dalej pod prysznice. Damski był po prawej stronie, męski z lewej. Co ciekawe, natryski były uformowane na kształt litery „U”. Istniało między nimi połączenie, zakryte nieprzemakalną kotarą. Nikt jej nigdy nie odsuwał, lecz sama świadomość istnienia tak „umownego” podziału wywoływała we mnie gęsią skórkę. Nie wiem jakie intencje przyświecały Iris. Podobno projekt łazienki opierał się na jej wyraźnych zaleceniach.

Teraz miałam ten komfort, że byłam w biurze prawie sama. Mogłam czuć się swobodnie. Nucąc sobie pod nosem „Summertime” rozbierałam się niespiesznie. Po zdjęciu majtek i stanika przyjrzałam się sobie krytycznie w lustrze. Ze swoich piersi byłam zadowolona. Były spore (duża trójka), i bardzo jędrne. Lubiłam zwłaszcza kształt swoich sutków. Gorzej przedstawiała się sprawa z tyłkiem. Mimo siódmych potów wylewanych w Gymnasionie i na domowym rowerku moja pupa była nieco za duża. Taka „murzyńska”. Podobne mają kobiety tańczące na hiphopowych teledyskach. Wprawdzie memu ostatniemu facetowi (ostatniemu z wszystkich dwóch, których miałam) moje pośladki się podobały, ale… od mojego rozstania z Norbertem minęło siedem lat. To były moje ostatnie kontakty damsko męskie. Jak na razie… pomyślałam, wchodząc pod natrysk. Zaraz… czemu tak pomyślałam? Nieważne…

Przez malutką chwilę wydało mi się, że w łazience ktoś jeszcze jest… Niemożliwe! Przecież zamknęłam pomieszczenie od środka, poza tym budynek jest prawie pusty. Z duszą na ramieniu wystawiłam głowę do wspólnej Sali. Nikogo nie ma – musiało mi się wydawać. Lejąca się woda wywołała uczucie błogości. „Odpłynęłam”…

Nie wiem, ile czasu „odpływałam”, ale naprawdę mnie to wzięło. W głowie kłębiły się najrozmaitsze myśli, nie zawsze dotyczące pracy. Wspomnienie Norberta, jego dotyku, zapachu, naszych wyjazdów w góry, imprez… Naszej bliskości…. Co się ze mną dzieje? Byłam w dziwnym stanie. Wyszłam spod prysznica, ale ten niewyjaśniony błogostan trwał nadal. Moja skóra była rozgrzana. Dodatkowo pobudziłam krążenie wycierając się firmowym ręcznikiem. Zaczęłam się ubierać. Moje piersi nie chciały się zmieścić w staniku! Musiałam poluzować zapięcia ale i tak się z niego „wylewały”. Zbiegł się w praniu, czy co? Trudno… zdejmuję go. Pod bluzką nikt nie zauważy. Z tego wszystkiego zapomniałam o rajstopach. „Nieważne, i tak jest ciepło” – pomyślałam. Wróciłam do pokoju. Drzwi od sali konferencyjnej były wciąż zamknięte. Wydawało mi się jednak, że słyszę tam jakieś dźwięki. Nie zdecydowałam się tam wejść. Nie pamiętałam dlaczego, ale coś mnie od tego odstręczało.

Wróciłam do pokoju. „A teraz do pracy!” pomyślałam. W głowie miałam jednak dziwny mętlik. Z jednej strony, ogólnie pogodny nastrój, z drugiej, jakiś dziwny nieokreślony stan. „OK, weźmy papiery i do roboty!” – próbowałam dodać sobie animuszu. Ale potrzebnych papierów nigdzie nie było!
„Zostały w salce” pomyślałam z rezygnacją. A więc muszę tam iść! Wciąż nie wiedziałam dlaczego odczuwałam przed tym dziwną mieszaninę wstydu i niepewności. Pamiętałam, że byli tam dwaj faceci i dziewczyna. Rozmawialiśmy… Ale o czym?
Stojąc przed drzwiami salki konferencyjnej znów usłyszałam te dziwne odgłosy. Było to jakby mlaskanie? Jakieś uderzenia? Nie wiem… Najwyższy czas sprawdzić. Zapukałam, ale nie czekając na odzew weszłam do środka.

Widok, który zastałam ściął mnie z nóg już na progu. Obok miękkiej kanapy stał Czarek, ubrany w kompletną „górę”, tzn. koszulę i mocno poluzowany krawat. Na nogach miał rozwiązane buty i… nic więcej. Był nagi od pasa w dół. Ponieważ patrzyłam na niego pod ostrym kątem, widziałam niezwykle wyraźnie, jak jego członek rytmicznie znika i ponownie się pojawia pomiędzy różowymi pośladkami. Należały one do Lucyny. Dziewczyna klęczała tyłem do partnera poddając się jego ruchom. Była całkowicie naga, nie licząc krawata (?) który miała zawiązany na szyi. W zasadzie była na nim „uwiązana”. Czarek trzymał ten krawat jedną ręką, mocno zaciskając węzeł na szyi dziewczyny. Delikatna buzia Lucyny wykrzywiała się w grymasie, który był chyba grymasem rozkoszy, ponieważ jednocześnie głośno jęczała. Czarek z dzikim naporem wbijał w nią swojego penisa. Nieduże, dziewczęce piersi Lucyny kołysały się szaleńczo w takt uderzeń mężczyzny. Poczułam, że robi mi się niesamowicie gorąco. Kopulująca para nie zwracała na mnie uwagi. Resztka logiki w mojej głowie podpowiedziała mi: „wyjdź”.
Odwróciłam się. Niestety, nie mogłam opuścić pomieszczenia. W drzwiach zderzyłam się z Mariuszem, który stał owinięty w ręcznik. Miał wilgotne włosy. „Był pod prysznicem”? struchlałam. „Przecież przed chwilą to ja…”.
– Wychodzisz? – spytał Mariusz spokojnym głosem, który niesamowicie kontrastował ze zwierzęcymi odgłosami pary spółkującej na kanapie.
– Ja… tak… nie wiedziałam…. Już idę…” – jąkałam się, nie mogąc opanować dziwnego drżenia całego ciała.
W tym momencie Lucyna wydała z siebie potężny jęk. Odwróciłam się. Ciało dziewczyny poczerwieniało. Wydawało się, że eksploduje. Czarek brutalnie pchnął lędźwiami i zastygł w tej pozycji, wydzierając się wielkim głosem. Po chwili wstrząsnęły nim potężne drgawki. Oboje aż dygotali, po czym Lucyna opadła na kanapę. Następnie Czarek przycisnął jej delikatne ciało swą potężną masą. Nie mogąc opanować coraz silniejszego drżenia zauważyłam, jak z pochwy Lucyny wycieka cienką strużką biały lepki płyn. Z wrażenia cofnęłam się, ponownie wpadając na Mariusza. Mężczyzna oplótł mnie rękami i złączył je na moim podbrzuszu.
– Uważaj Olu, wywrócisz się – lekko ścisnął swoje dłonie.
– Oh, dzięki – wyjąkałam bezmyślnie.
Uwolniłam się z uścisku Mariusza i odsunęłam się na krok od niego. Stanął w wyczekującej pozie. Ręce złożył na biodrach.
– Co dalej? – zapytał. Jego głos brzmiał dziwnie. Miał potężnie zbudowane ciało. Nie wyglądał na takiego „pakera” w służbowym ubraniu. Węzły mięśni i opalona skóra… Błyszczał cały, jakby natarł się jakąś oliwką. Patrzyłam na niego oniemiała. Z ogoloną czaszką wyglądał niezwykle groźnie, władczo. W mojej głowie wszystko galopowało, drżenie mojego ciała wzmagało się, robiąc się nie do zniesienia. Mariusz wykonał szybki ruch ręką…
Ręcznik, którym był przepasany, opadł. Moim oczom ukazał się widok, którego nie da się zapomnieć. Pomiędzy nogami kolegi z pracy kołysał się potężny, żylasty penis. Był wielki, większy niż moje jakiekolwiek wyobrażenie o tym narządzie. W dodatku jeszcze rósł!!! Za chwilę sterczał już w całej okazałości. Prawdziwa dzida, wskazująca swym ostrzem na mnie…
– Nie bój się, Ola! – lekko jeszcze przydławionym głosem powiedział Czarek. Widocznie już doszedł do siebie… – nie znajdziesz drugiego takiego!
W tej chwili byłam w totalnie nieokreślonym nastroju. Sytuacja w której obserwowałam na żywo uprawiających seks ludzi zdarzyła mi się po raz pierwszy w życiu. Natomiast Mariusz… Patrzył wyczekująco i powoli przysuwał się do mnie. Wycofywałam się ale po chwili natrafiłam na ścianę. Nie miałam żadnej drogi ucieczki. Ale dlaczego w ogóle mówię o ucieczce? Przecież nikt mnie do niczego nie zmuszał?

– Chcę ciebie – Mariusz nie pozostawił mi żadnych wątpliwości co do swych zamiarów. Oparł swoje dłonie o ścianę po obu stronach mojej głowy, zamykając mnie w „pułapce”. Zbliżył usta do moich rozpuszczonych, jeszcze lekko wilgotnych włosów i zaczął je… wąchać, jakby narkotyzując się ich zapachem. Po chwili odgarnął je na bok i musnął swymi ustami moją szyję.
Nie protestowałam… z moim ciałem i umysłem już od dłuższego czasu działo się coś dziwnego. Zachowanie Mariusza, mimo że obiektywnie szokujące, wydawało mi się w tej chwili zupełnie… naturalne. Byłam przekonana, że ma do tego prawo… Nie miałam najmniejszej ochoty ani potrzeby powstrzymywać go. Biernie poddawałam się jego „zabiegom”.
Mariusz wsunął obie dłonie pod poły mojego żakietu i „strząsnął” go na podłogę. Przez chwilę wpatrywał się w moj dekolt.
– Masz piękne piersi. Są takie jędrne – westchnął, miętosząc je energicznie.
Nie zabrał się jednak za zdejmowanie mojej bluzki. Zamiast tego ukląkł przede mną i delikatnym ruchem dłoni odpiął suwak mojej spódnicy. Zanim się spostrzegłam, opadła na moje stopy. Stałam więc przed Mariuszem w butach na obcasie, skąpych majtkach i wydekoltowanej bluzce. Zrobiło mi się dziwnie błogo…
Mariusz lizał moje uda. Najpierw od zewnątrz, by po chwili zbliżyć się do wewnętrznej strony. Robił to znakomicie. Jego język był taki gorący…
Od paru chwil miałam zamknięte oczy. Gdy uchyliłam powieki, spostrzegłam, że pieszczotom Mariusza przyglądają się z kanapy niedawni kochankowie. Byli wciąż wyczerpani, ale patrzyli z zainteresowaniem… Lucyna pieściła dłonią penisa Czarka, jej dłoń była śliska od pozostałości jego spermy. Pod wpływem posuwistych ruchów dłoni dziewczyny, członek powoli sztywniał. Był mniejszy, niż „okaz” Mariusza, ale bardzo kształtny.
Byłam wciąż na stojąco, oparta o ścianę. Od paru chwil nie miałam już majtek. Mariusz władczym głosem wydał mi komendę, a ja posłusznie je zdjęłam. Nie wiem dlaczego go posłuchałam? Myślę jednak, że miał rację – bardzo mi przeszkadzały. Zdejmując majteczki stwierdziłam zdumiona, że moja cipka była niesamowicie wilgotna! Mariusz zauważywszy ten „cud” zbliżył swoją twarz do mojego gładko wygolonego łona. Podobnie jak wcześniej, również teraz zdawał się narkotyzować jego ciepłem i zapachem. Nagle wydałam z siebie przeciągły jęk. Mój nowy kochanek wsunął swój długi i gorący język pomiędzy moje płatki. Bez zbędnych ceregieli penetrował moją cipkę, przyprawiając mnie o niesamowite dreszcze. Lizał mnie zapamiętale, wiercił mi dziurę przyciskając moje ciało do ściany. Wreszcie doczekał się nagrody. Coś takiego zdarzyło się pierwszy raz w moim życiu! Nagle dosłownie poczułam, jak tracę grunt pod nogami. Mariusz przyciskał mnie do ściany, więc nie upadłam. Moje serce biło jak oszalałe, w podbrzuszu poczułam gigantyczne wibracje. Miałam niesamowite skurcze pochwy. Zaczęłam spazmatycznie jęczeć. Mój mężczyzna nie był w stanie mnie dłużej utrzymać. Osunęłam się na ziemię, wciąż przeżywając niesamowity orgazm. Nie wiem jak długo to trwało. Wreszcie znieruchomiałam.

Otworzyłam oczy. Nade mną pochylał się Mariusz, patrząc pożądliwie. Było mi wspaniale. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć…
– Pieprz mnie… – wydusiłam z siebie.
Mariusz wziął mnie na ręce, był niezwykle silny. Podniósł mnie jak piórko. Chciał mnie położyć na kanapie, ale ta była zajęta przez półleżących Lucynę i Czarka. Mariusz spojrzał na nich z udawaną złością. Po chwili leżałam na plecach na stole prezydialnym.
Po raz pierwszy od wielu lat a może w życiu miałam taką „fazę”. Leżąc na plecach, rozłożyłam uda prawie do szpagatu, prezentując swą cipkę.
– Wsadź mi! – ponagliłam Mariusza.
Moje wilgotne wargi rozchylały się zapraszająco. Z ekscytacją obserwowałam potężnego, żylastego fallusa, który zatrzymał się o centymetr od mojej szparki. Był wielki, nie miałam pojęcia jak zamierza się zmieścić. Co nie znaczy, że nie chciałam dać mu szansy.
Mariusz dynamicznie, ale płynnie pchnął lędźwiami. Członek zagłębił się we mnie do połowy. Moje podbrzusze wypełniła kolejna fala niesamowitej rozkoszy. Ścianki mojej pochwy były rozciągniete do granic wytrzymałości, zadając mi uczucie, które było wprawdzie bólem, ale bólem nasyconym niezwykłym ładunkiem rozkoszy. Mój partner widząc, jak „dobre wrażenie” robi jego ciężka praca zaczął delikatnie zagłębiać we mnie penisa. Nie wierzyłam w to, przyznaję, ale wsadził mi całego! Jęczałam jak marcująca kotka. Nie dbałam o to, czy ktoś mnie słyszy. Było mi dobrze!
– Pracuj, kochanie, pracuj! – wydałam służbowe polecenie, wyginając się w łuk. Mariusz zaczął wykonywać ruchy frykcyjne. Po chwili już regularnie mnie pieprzył.
Pod wpływem tej niezwykłej chwili wstąpiło we mnie jakieś zwierzę. Nie miałam zresztą ochoty analizować sytuacji. Miałam ochotę na więcej seksu. Wiłam się pod naporem penisa mojego kochanka. Zadarłam wysoko nogi, kładąc je mu na ramionach, by mógł mnie penetrować jak najgłębiej. Coś mi jednak przeszkadzało… Moje piersi były wciąż spętane bluzeczką! Jak mogliśmy o tym zapomnieć? Były nabrzmiałe do granic możliwości.
– Uwolnij moje cycki – zażądałam. Mariusz nie przestając mnie pieprzyć natychmiast wykonał polecenie. Był diabelnie silny. Szarpnął. Materiał pękł jakby był z papieru. Moje piersi wyskoczyły na wierzch jak z katapulty. Widok czerwonych z podniecenia półkul i spektakularnie sterczących brodawek był ponad siły mojego kochanka. Z rozkoszą obserwowałam, jakie wrażenie na nim wywołałam. Przez chwilę jakby się wstrzymał, zacisnął zęby i wydał z siebie nieartykułowane wycie. Jego ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. W mojej cipce się zakotłowało. Poczułam lepką ciecz, ubijaną przez nieustępliwy tłok. Mariusz nie przestawał mnie rżnąć, pompując do mojego brzucha wielkie ilości nasienia. Za chwilę opadł jak nieżywy na moje piersi.

Leżeliśmy na stole na boku, połączeni członkiem Mariusza, wciąż tkwiącym w mojej cipie. Uśmiechałam się lubieżnie. Wciąż nie miałam dość. Ale pewnie na niego nie mogłam liczyć?
– Mogę jeszcze liczyć na dymanie? – zapytałam go prowokacyjnie
– Masz to jak w banku. Wypieprzę cię tak, że nie będziesz mogła siedzieć – wydusił z siebie – Daj mi tylko z dziesięć minut, suczko!
– Chcę już! – droczyłam się. Mariusz był naprawdę wypompowany.
– Chcesz, to możesz dostać – usłyszałam zaskoczona głos z kanapy. Z trudem odgięłam szyję do tyłu. Czarek masturbował się, odsuwając od siebie nieco obrażoną Lucynę. Jego członek był zupełnie sztywny. Nie czekając na moją odpowiedź, Czarek wstał i podszedł do mnie. Zaczął gładzić mnie po udzie.
– Pozwolisz? – spytał Mariusza
– Jeśli panienka się zgodzi, nie widzę przeszkód – odrzekł zapytany w wytworny sposób.
Jestem już kurwą, czy to tylko sen? Nowa rola spodobała mi się! Wstałam ze stołu i prowokacyjnie wypięłam tyłek w stronę Czarka.
– Na co czekasz? – spytałam. Tak, byłam już kurwą.
Czarek nakierował prącie na moją szparę i wykonał energiczne pchnięcie. Zagłębił się po same jądra, ale nie wypełnił mnie całej. Po przerośniętym członku Mariusza chyba nie był mnie w stanie zadowolić swym „średniakiem”.
Skrzywiłam się rozczarowana.
Czarek wiedział co się święci.
– Za mały, co? Nie wychodzi gardłem, więc jesteś niezadowolona, suko?
Grałam dalej swą rolę, choć wchodziła na niezbadane rejony.
– Są sposoby… – zaśmiałam się i mało finezyjnym gestem rozchyliłam palcami pośladki. To niesamowite… Zrobiłam to!
– Czarek aż zatrząsł się z podniecenia. Już się bałam, że z tego wszystkiego się spuści, ale na szczęście się zmitygował. Bezceremonialnie wsadził mi dwa palce do pochwy, wydobywając stamtąd sporo gęstej cieczy, składającej się z moich soków i spermy Mariusza. Nasmarował tym swego członka.
Jego palec powędrował w kierunku mojego tyłka. Wsadził mi go ostrożnie, „badając teren”. Aż mnie zamurowało! Moje ciało było dziś tak czułe na bodźce, że o mało nie eksplodowałam z rozkoszy. Nie chciałam czekać.
– Włóż mi swojego chuja, proszę – skamlałam
Czarek rozchylił moje pośladki i nie namyślając się wiele włożył mi tam członka. Początkowo natrafił na opór, ale zadziwiająco szybko udało mu się go pokonać. Ani się obejrzałam, gdy Czarek obijał się swoimi jądrami o moją dupę.
Uprawiałam seks analny. Mam 34 lata, ale to mój pierwszy raz w ten sposób! Na co ja czekałam, głupia?

Czarek był świetnym kochankiem. Walił mnie rytmicznie od tyłu, trzymając mnie dłońmi za piersi i fenomenalnie pieszcząc moje sutki. Jęczałam jak panienka z pornosa, z tą różnicą, że robiłam to szczerze i za darmo. Czarek dymał mnie dłuższą chwilę, aż zapragnął zmienić pozycję. Zasugerował mi to.
– Nie… jęknęłam – chcę byś dalej walił mnie w dupę!
– To się nie zmieni! – obiecał Czarek. Zrobiliśmy jak chciał. Wpatrująca się w nas jak w obrazek, delikatnie masturbująca się Lucyna musiała się trochę odsunąć. Czarek rozparł się wygodnie na kanapie. Usiadłam na nim, wbijając się tyłkiem na jego sterczącego fallusa. Ujeżdżałam go namiętnie, mierząc się wzrokiem z Mariuszem, który wciąż siedział na stole. Członek mojego poprzedniego kochanka stał znowu na baczność. Mario spojrzał na mnie pytająco.
Nie bardzo wiedziałam co miał na myśli, ale skinęłam zachęcająco głową, unosząc się wciąż, opadając i przeciągle stękając.
Mariusz wstał, prezentując swą wspaniałą, nagą sylwetkę.
– Ona chyba tego chce, Cezary – powiedział spokojnie.
– Ooooch – wyjąkał czerwony z wysiłku Czarek – Słyszysz, Lucynka? Miałaś szansę, ale ją straciłaś. Olcia rozumie co jest grane – wysapał.
Czego chce? Nic nie rozumiałam. Aha….. W okamgnieniu pojęłam intencje Mariusza. Po raz pierwszy od zdjęcia majtek się zawahałam. To już mega-perwersja…
– Będziecie delikatni? – wyrwało mi się. O kurwa mać, co ja gadam?
Mariusz zbliżył się do mnie na milimetry, patrząc mi w oczy, obserwując moje unoszące się i opadające ciało. Odwzajemniłam spojrzenie. Chciałam jego członka w mojej cipce. Tak! Chciałam, by pieprzyli mnie obaj. By rozwiać wątpliwości, oblizałam się lubieżnie.
Tego było już Mariuszowi aż nadto. Złapał mnie za włosy i zbliżył do swego członka, całego w zaschniętej spermie.
– Musisz go trochę nawilżyć – szepnął
– Nie trzeba. Jestem mokra – wysapałam
– Ssij, szmato!
– Z rozkoszą objęłam go ustami. Smakował seksem, mieszanką spermy i moich soczków. Był wyśmienity. Lizałam go z rozkoszą, ale wtedy mi go zabrał.
– Koniec zabawy, kurwo! – powiedział.
Nie czekając na najmniejszy gest przyzwolenia, zbliżył chuja do mojej szparki, rozchylił główką na boki nabrzmiałe wargi i wepchnął go po same jaja. Nie spodziewałam się, że będzie taki szybki. Tym razem było jeszcze mocniej niż poprzednio. Szczerze mówiąc, myślałam, że umieram. Dreszcze, które wstrząsnęły moim ciałem przypominały nie przymierzając tornado. Krzyczałam, tracąc całkowicie nad sobą kontrolę. Moi faceci wzięli mnie w kleszcze, więc zwisałam bezwładnie pomiędzy nimi. Moje cycki rozpłaszczyły się pod naporem rozbudowanej klaty Mariusza. To był seks… to było rżnięcie tysiąclecia. Pierwszy orgazm był niezwykły, ale za sprawą drugiego wzleciałam w kosmos.
Intensywność mojego przeżycia na tyle podziałała na mężczyzn, że po chwili z mojej dupy zaczęła się sączyć sperma Czarka. Spuścił się równocześnie z moim orgazmem. Miał szczęście, skubany! W ciągu godziny wpompował swoje DNA w dwie kobiety.
Mariusz tego dnia był ofiarą mojej nieziemskiej chcicy. Pomimo, że było to jego drugie podejście z rzędu, nie popieprzył sobie. Będąc świadkiem mojego „wejścia na orbitę”, patrząc na moje wywracające białkami oczy, przyciskając eksplodujące cycki spuścił się po kilku ruchach. Wypstrykał się ze spermy chyba doszczętnie.

Na kanapie bezładnie kotłowały się ciała. Mężczyźni chyba nie byli nawet w stanie podnieść się do pionu. Myślę, że wyssałam z nich wszystkie siły witalne. Ze mną było lepiej. Strząsnęłam Mariusza na podłogę i ułożyłam się na boku, ciekawie obserwując strużkę spermy, zsuwającą się po moim udzie. Lucyna patrzyła na mnie z podziwem… i chyba czymś jeszcze! Zbliżyła się do mnie. Korzystając z mojego niemego przyzwolenia, wzięła do ust jeden z moich wciąż sterczących sutków.
Zamknęłam oczy…

Scroll to Top