Komuna tępiła z ogromnym zapałem tematykę seksualną. Cenzura, gdy chwyciła w pazurki maszynopis „Sztuki kochania” ciągle miała jakieś problemy. Na przykład dlaczego na rysunkach pozycji mężczyzna jest czarny? Po czym odpowiadali sami sobie, że chyba chodzi o akcje antyrasistowskie. Dalej: dlaczego umieszczono w książce pozycje biurowe? W tym momencie wszyscy włącznie z moją redaktor p. Menciną zdębieli, bo nikt nie wiedział co to za pozycje.
Kto znał pozycje biurowe …?
A kto wiedział? Pan dyrektor i kierownik sekretariatu … i bardzo się cieszyli mówiąc ze śmiechem, że chodzi o stosunki na krześle, czy na biurku. Wynikałoby z tego, że cenzorzy byli bardziej wykształceni w sprawach seksu od seksuologów. Wszyscy się dopytywali, co na temat książki ma do powiedzenia Kościół Katolicki. Najwyraźniej cenzura komunistyczna była bardziej katolicka niż sam papież. Kiedy zamknięto moją książkę w komitecie Centralnych Partii przestałam narzekać na cenzurę.
Trafiła do więzienia …
I siedziała cztery lata za kratkami. Różne zmiany gabinetowe i polityczne doprowadziły do tego, że książkę zwolniono z aresztu i poszła do druku, zapoczątkowując pierwszą rewolucję seksualną. „Sztuka kochania” śmiało mówiła o miłości i oczywiście o seksie, który jest jej substratem. Wiele lat później w książce pt. „Moje seksboje” opisałam dalsze skutki rewolucji: bunt kobiet pseudo-oziębłych, które przestudiowały starannie mechanizmy pettingu i neckingu. Na wzór amerykańskich feministek zaczęły śpiewać: „Gdzie te chłopy…!”, dochodząc na koniec do wniosku, że najlepszym układem dla kobiety jest układ lesbijski.
Rozpoczęła się impotencja lękowa …
W tym czasie prowadziłam poradnię seksuologiczną dla studentów w domu akademickim Riwiera i okazało się, że miałam większość pacjentów mężczyzn niż kobiet, którzy szukali odpowiedzi: co robić z tymi babami? Zaczęła się impotencja męska. W takim klimacie kruche i nerwowe stworzonka męskiego rodzaju zaczęła prześladować impotencja lękowa.
Dogodzili kobiecie … spadł odsetek kobiet zimnych …
Ze strachu nie mogli. Doszli do smutnych wniosków, jak w „Monachomachii” biskupa Krasickiego – „Uczyć się trzeba, przeminął wiek złoty”. Nie wystarczy, że mnie jest przyjemnie i wypadałoby popieścić trochę kobietę oskarżaną zawsze o oziębłość. Teraz role się odwróciły i okazało się, że kobieta jest oziębła, bo chłop niedorajda – leniwiec. Stopniowo oni się nauczyli, one zaczęły być zadowolone i gwałtownie spadła ilość kobiet „zimnych” z 70 proc. do ok. 20 proc. To stworzyło pewną stabilizację i wyciszenie emocji.
Seks dla seksu …
I tu przyszła pora na kolejną rewolucję. Nawałnica seksu w połowie lat 80-tych zatopiła „Sztukę kochania”, która ucichła jak wystraszony ptaszek. W ramach kultury zachodniej powstał zalew zimnego seksu (wyłącznie seks), zmiany postaw w związku z którymi kobiety coraz wcześniej zaczynały współżycie.
Dziewictwo to hańba …
Po prostu wstyd było być dziewicą. Nadeszła moda, gdzie żyli wszyscy ze wszystkimi byle jak i zniknęły pomału więzy uczuciowe. I było tego szaleństwa podgrzewanego przez środki masowego przekazu prawie 10 lat. U nas, jak na zachodzie rozmnożyły się porno-shopy. Widocznie naturalne podniety wydały się zbyt słabe i zaczęto je wzmacniać narkotykami, a rozpowszechnianiu się narkotyków towarzyszyły zachorowania na AIDS.
Seks z miłości powraca …
I wreszcie przejadła się ta bardzo jałowa i niebezpieczna strawa. Znowu zapachniało zmianą, ale tym razem ewolucyjnie, pomału. Stopniowo zaczął się nawrót do miłości opartej na zdrowym seksie, do ciepłej rodziny zamiast obłędnej zmiany partnerów, wielokrotnych rozwodów i opuszczonych dzieci. Po 10 latach znowu odezwała się Wisłocka – piewca sztuki kochania. Przez te 10 lat cztery tomy moich pamiętników „Moje seksboje” – historia pracy na niwie seksuologii w latach 86 ’- 90′ leżały na półce podgryzane przez myszy. Teraz powędrowały na półki wydawnicze, do Internetu, telewizji i innych środków przekazu.