Kompleksy na punkcie swojej urody ma niemal każdy facet. Może z wyjątkiem tych, którym udało się urodzić rzeczywiście cudnymi. Oczywiście żaden facet nie będzie się chwalił, z jakiego powodu cierpi. To przecież takie niemęskie! Dość tej obłudy! Czas pogadać o męskich kompleksach.

Bo mam za mało…
Dla bardzo wielu facetów, niezależnie od wieku i miejsca zamieszkania, problemem jest wielkość członka. W mniemaniu właściciela – członek jest zawsze za mały. Skąd się bierze to przekonanie? Przecież nie z obserwacji innych facetów! Bądźmy szczerzy: ilu mężczyzn może podejrzeć sobie heteroseksualny facet? Pięciu? Dwudziestu? Nawet, jeśli aż tylu, to byli to raczej szkolni koledzy na wuefie kilkanaście lat temu. Skąd więc ten kompleks małego penisa?

Antropolodzy i zoolodzy twierdzą, że winę ponosi…historia. Miliony lat temu, kiedy żyliśmy w niedużych plemionach na sawannach nasze najintymniejsze części ciała nie były szczelnie ukryte. Każdy widział, co kto ma. Facet lepiej obdarzony przez naturę miał większe powodzenie. Był, brutalnie mówiąc, dużo lepszym reproduktorem niż inny samiec, który miał może dużo w głowie, ale między nogami – niewiele.

Człowiek pierwotny nie różnił się w swoim zachowaniu od zwierząt – one też zdobywają partnerki, pokazując swoje możliwości fizyczne.Teraz, kiedy to co mężczyzna ma najcenniejszego, schowane jest pod szczelną warstwą odzieży ta zależność: im większy członek tym większe powodzenie – powinna zaniknąć.

To, że nie zanika, znaczy, że słychać jeszcze zew natury. Jaką wielkość ma średni członek? Mówi się o 12- 13 cm w stanie wzwodu. Ale na boga! Przecież każde badanie jest wycinkowe. Te średnie wielkości należy traktować bardzo ostrożnie. Wiadomo też, że wyższy facet będzie miał większego penisa, niższy – mniejszego. Choć ta reguła nie jest matematyczna: jeden centymetr wzrostu więcej nie musi oznaczać, że penis też będzie większy np. o 1 bądź jedną dziesiątą centymetra.

Małe członki wpędzają ich właścicieli we frustracje. Z biologicznego punktu widzenia – częściowo słusznie. Większy narząd umożliwia lepszą i skuteczniejszą penetrację. Ale natura bywa okrutna. Posiadacze „maczug” mają bowiem z tą penetracją nieliche problemy, zaś ich narząd, choć teoretycznie powinien być najlepszy – sprawia ból partnerce.

Z seksuologicznego punktu widzenia – mały organ może dawać taką samą przyjemność erotyczną, jak duży. A bywa, że i większą. Oczywiście, jeśli chłopak z „małym czymś nieczymś” ma kompleksy, jest zestresowany i w takiej, pożal się boże, kondycji, przystępuje do akcji – efekt nie musi być świetny. Czy jest to jednak skutek małego penisa? Bzdura. To skutek kompleksów i frustracji . Najpiękniejszy seks, nad którym, jak miecz Damoklesa, wisi pytanie „Czy ja z takim małym sobie poradzę” nigdy nie będzie w pełni satysfakcjonujący.

Na pocieszenie: nie będę mówił, że małe jest piękne, bo przyznam, nie mi oceniać urodę narządów innych samców. Powiem to, co wiedzą inni: nie długość członka jest istotna, a już bardziej jego szerokość. A wziąwszy pod uwagę, że najbardziej wrażliwa jest pierwsza trzecia część pochwy to radochę może już sprawić nawet…Tomcio Paluch.

A ja nie mogę…

Facet prędzej da sobie obciąć palec, niż przyzna do kompleksów na punkcie własnej urody, lub własnej słabości. W świecie zdominowanym przez mężczyzn, kreujących się na wielkich macho nie wypada mieć felerów. Dziś o jednym z najintymniejszych. O problemach z erekcją. Zjawisko „niemocy seksualnej” jest coraz częstsze. Czyżbyśmy stawali się narodem impotentów?

A skąd! To tylko jeden z efektów życia w coraz większym pośpiechu. Jak może ci człowieku stanąć, po całym dniu siedzenia przy komputerze, albo użerania się z klientami w firmie? Jak możesz być sprawny w sytuacji nieustannego stresu: szef wmawia ci, że pracujesz za mało. Ty twierdzisz, że wypruwasz sobie żyły. Firma płaci pensję regularnie albo co drugi miesiąc. Żona właśnie została zwolniona z pracy, a synek przyniósł jedynkę z matematyki i jesteś wzywany do dyrektorki szkoły, bo twój jedynak wybił zęba koledze.

W takich warunkach to można najwyżej położyć się spać (choć wątpię, by sen po takim dniu przyszedł szybko), a nie kochać się! Twój najważniejszy organ reaguje na stres objawiając swoją niemoc. I to nie jest wina tego narządu. On nie jest chory. Chora jest sytuacja, w której się znajdujesz. Seks po dniu, w którym masz wszystkiego dość, nigdy nie będzie pełny.

Nie panikuj zatem, że jesteś impotentem! Nie! To, co dzieje się z twoim ciałem, jest skutkiem warunków życia. I jeśli wydaje ci się, że tylko ty masz takie problemy, mylisz się! Twoi koledzy też mają. Tylko się do tego nie przyznają, bo nie wypada, prawda?

Nie wypada się też przyznać do własnego strachu i nieśmiałości. One też powodują niemoc twego najważniejszego organu. Zwłaszcza, jeśli jesteś młodym chłopakiem, a w dodatku tak zakompleksionym, że twoimi urojonymi wadami można by obdarzyć połowę warszawiaków. Boisz się, że nowo poznana partnerka odrzuci cię. Cały czas myślisz, co będzie, gdy nie uda ci się z nią nawiązać bardzo, bardzo bezpośredniego kontaktu.

Im jesteście bliżsi siebie, tym bardziej się boisz. Gdy dochodzi do kulminacji, to zamiast wzwodu jest wielka klapa. Dlaczego? Właśnie z powodu twoich obaw. Tak silnie wmówiłeś sobie, że „może mi się nie udać”, że się nie udało. Zadziałała zasada samosprawdzajacej się przepowiedni. To jest tak, jak z osobami jąkającymi się. Im bardziej chcą coś powiedzieć, tym bardziej się boją., że im nie wyjdzie. Gdy wreszcie się przełamują, ich język staje kołkiem w gardle, w przeciwieństwie do twego członka, który stanąć nie chce.

Rzecz jasna, nie są to jedyne przyczyny zaburzeń erekcji. O tym, co ci dokładnie jest, dowiesz się tylko od specjalisty. Być może, choć to szalenie rzadkie, rzeczywiście jesteś impotentem. Może więc, zamiast się zamartwiać, pójdź na spacer do parku, zrelaksuj się, wyjedź za miasto? I siły wrócą!

Małpą być…?
Jakże dziwne potrafią być męskie kompleksy. Wydawałoby się, że wszyscy są tacy zadowoleni z życia. Ale gdyby kompleksy mogły świecić, panowie iskrzyliby się bardziej niż lampki na choince.

Dziś – o włosach. A raczej ich braku. I to nie tylko na głowie. Dlaczego faceci mniej owłosieni zazdroszczą tym owłosionym lepiej? Odpowiedz brzmi brutalnie: bo bardziej owłosiony facet jest seksowniejszy. Bardziej przypomina małpę, niż mężczyzna któremu natura dała gładkie ciało. A kobiety, zgodnie z echem pierwotnych instynktów, wybiorą tego mocniej kudłatego, niż tego kudłatego inaczej.

Nic na to nie poradzimy, że zachowały się w nas pierwotne odruchy, pierwotne przyzwyczajenia. W czasach, gdy nie znano centralnego ogrzewania, gęste futro dawało namiastkę ciepła. Ciepło – dawało zaś szanse przetrwania. Miśkowaty samiec był wiec atrakcyjny nie dlatego, że kobietom tak się podobały włoski na ciele, ale dlatego, że zapewniał przedłużenie gatunku.

Minęły miliony lat i kwestia zarostu na ciele jest ostatnią, której istnienie zapewniałoby człowiekowi przetrwanie. A jednak faceci chwalą się zarośniętymi torsami i nogami, zaś panienki na takie widoki dostają prawie orgazmu. Mdlejąc na widok takich supermenów panie nawet nie zdają sobie sprawy, że ich zachowanie ma swoją przyczynę!

Faceci, których natura nie wyposażyła tak hojnie we włosy są w niezbyt komfortowej sytuacji: włosów nie da się przeszczepić. O tym, czy one będą, czy nie, decydują czynniki genetyczne. Trzeba po prostu poszukać partnerki, która nad małpę przedkłada mężczyznę o innych walorach. A jednak faceci maja kompleksy na punkcie tego, co rośnie, a raczej nie rośnie im na skórze. No i trudno się dziwić: zgodnie z naturą, mieliby małe szanse przedłużenia gatunku.

Lato jest okresem, w którym kompleks braku włosów uwidacznia się szczególnie: chodzimy niemal tak, jak nas natura stworzyła. Delikatniej owłosiony facet widząc rozebranego do rosołu, owłosionego samca czuje po prostu konkurenta, któremu nie sprosta.

Ale jeśli pomyśli, jak często niejedną chwilę miłosnych uniesień zakłóca – wydawałoby się – niekończąca się, pełna napięć przerwa, podczas której jurna partnerka próbuje dyskretnie pozbyć się włosa zaczopowanego między jej zębami….wyjdzie z tej całej niedorzecznej obsesji z podniesioną głową.